Tag Archives: Sylwester Walczak

JEŻEWSKI PUNKTUJE BANKSA. REKOWSKI EFEKTOWNIE KOŃCZY KARIERĘ, A GRUCHAŁA JĄ ZACZYNA

koscierzyna_2018

W pojedynku wieczoru gali Olbia Friday Boxing Night w Kościerzynie Nikodem Jeżewski (14-0-1, 8 KO) pewnie wypunktował Demetriusa Banksa (9-5, 4 KO). Amerykanin dał się już poznać w naszym kraju jako zawodnik usposobiony dobrze w defensywie i właśnie to pokazał dziś na ringu w Kościerzynie. Nie myślał o zwycięstwie, tylko bardziej o tym, by przetrwać do ostatniego gongu. I udało mu się. Podobnie jak w zeszłym roku w potyczce z Adamem Balskim. Jeżewski atakował, wywierał pressing, jednak czystych ciosów było jak na lekarstwo. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść miejscowego pięściarza 77:75 i dwukrotnie 80:72.

Efektownie swoją fajną karierę zakończył Marcin Rekowski (19-5, 16 KO). Popularny „Reksio” zdemolował wczoraj Andrasa Csomora (18-20-2, 14 KO). Polak był nie tylko lepiej wyszkolony technicznie, ale dodatkowo silniejszy fizycznie i w każdej wymianie to on zadawał ostatni cios. Z rundy na rundę jego przewaga rosła. W piątym starciu w końcu przełamał przeciwnika, posyłając Węgra na deski. Ten co prawda powstał na osiem, lecz potężny lewy sierpowy dokończył dzieła zniszczenia.

Kamil Gardzielik (8-0, 3 KO) kontynuuje dobrą passę, pokonując przekonująco Damiana Mielewczyka (12-5, 8 KO). W pierwszych minutach pojedynek był jeszcze optycznie wyrównany. Z upływem czasu uwidoczniała się jednak coraz bardziej przewaga byłego mistrza Polski w boksie olimpijskim. W ostatniej, ósmej rundzie, panował już bardzo wyraźnie. Po ostatnim gongu sędziowie jednogłośnie wskazali na Gardzielika, punktując 79:74 i dwukrotnie 80:72.

Udany debiut na zawodowym ringu zanotował 17-letni Kewin Gruchała (1-0, 0 KO), pokonując Sylwestra Walczaka (5-36-2). Utalentowany nastolatek już w pierwszej odsłonie zranił przeciwnika lewym sierpowym, ustawiając sobie go do końca. Nie udało mu się jednak wygrać przed czasem. Po ostatnim gongu wszyscy sędziowie mieli na swoich kartach wynik 40:36.

Ważny test w gronie zawodowców zdał Rafał Grabowski (2-0, 1 KO). Występujący w kategorii junior półśredniej pięściarz z Pionek spotkał na swojej drodze doświadczonego i twardego Andrieja Staliarczuka (11-30-6, 2 KO). Polak wywierał od początku pressing, dążył do półdystansu, a tam dyktował już swoje warunki. Po ostatnim gongu wszyscy sędziowie wskazali właśnie na niego, punktując 59:55, 60:54 i 59:53. Teraz krótka przerwa i 2 czerwca w Legionowie konfrontacja z już dużo bardziej wymagającym Kamilem Młodzińskim (9-2-4, 5 KO).

Wcześniej udany zawodowy debiut zaliczył zawodnik wagi junior ciężkiej Maks Miszczenko (1-0, 1 KO), który w czwartej rundzie mocnym prawym sierpem odłączył Damiana Tarabasza (0-1).

Rekord nie boksuje. Ani sylwetka. Wiemy to od dawna, ale dla niektórych to wciąż niespodzianka. Potwierdził to wszystko Michał Bańbuła (13-30-4). Michał długo występował na ringach brytyjskich, gdzie nauczył się więcej niż na ringach olimpijskich. Kilka razy potrafił zaskoczyć, choć wydawało się, że w wieku trzydziestu ośmiu lat jego kariera raczej się kończy. Tymczasem starczyło mu jeszcze sił i umiejętności, by utrzeć nosa Piotrowi Podłuckiemu (6-2, 2 KO). Bańbuła od początku wyboksowywał silniejszego fizycznie, ale bardzo spiętego rywala. Nękał go bitym z luzu lewym prostym, rzadko dopuszczał do krótkich spięć z bliska, a nawet w półdystansie potrafił zaskoczyć prawym podbródkiem czy sierpem. Nacierał niby Podłucki, lecz nie trafiał. Kiedy zabrzmiał ostatni gong, sędziowie stosunkiem głosów dwa do remisu – 58:56, 58:56, 57:57, opowiedzieli się za Bańbuła. Zasłużenie.

Chwilę potem między linami pojawił się debiutant – Paweł Czyżyk (1-0). Zaczął świetnie, ale wraz z upływem czasu Jan Klimek (0-1-1) odgryzał się coraz lepiej. Walka się wyrównała. Lepiej ułożony technicznie był Klimek, jednak ciosy Czyżyka miały większą wymowę. Tak jak na przykład lewy sierp na finiszu trzeciej rundy. Pół minuty przed ostatnim gongiem poprawił taką samą akcją, znów wstrząsnął przeciwnikiem i przypieczętował swoją wygraną w debiucie – 39:37 i dwukrotnie 40:36.

źródło: bokser.org

ROBERT ŚWIERZBIŃSKI PRZEGRAŁ W WALCE WIECZORU GALI W BIAŁYMSTOKU

wschodzacy

Po kilku słabszych walkach na początku, ta ostatnia zrekompensowała wcześniejszą nudę kibicom oglądającym galę w Białymstoku. W głównym punkcie programu w potyczce o wakujący tytuł mistrza świata federacji WBF wagi średniej spotkali się Robert Świerzbiński (14-4, 3 KO) oraz Patrick Mendy (16-8-1, 1 KO). To Polak wywierał presję, natomiast Anglik „z luzu” i defensywy skutecznie go kontrował. Te dwa różne style idealnie do siebie pasowały i obaj stworzyli ciekawe przedstawienie. Robert przeżywał ciężkie chwile w piątym starciu, jednak powrócił bardzo dobrym szóstym, trafiając kilka razy bezpośrednim prawym. Walka była wyrównana, lecz niestety bardziej doświadczony w takich bojach Mendy lepiej wytrzymał trudy tego boju kondycyjnie i w ostatnich minutach zyskał nieznaczną przewagę. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 118:112, 117:111 i 118:112 – wszyscy na korzyść gościa z Wielkiej Brytanii.

Bez większych problemów Michał Starbała (11-0, 3 KO) rozpoczął drugą dziesiątkę zawodowych zwycięstw, odprawiając przed momentem słabego Martinsa Kukulsa (9-43, 6 KO). Łotysz praktycznie od pierwszej sekundy skoncentrował się wyłącznie na głębokiej defensywie. Schował się szczelnie za podwójną gardą, więc Polakowi nie pozostało nic innego niż obijanie jego tułowia. W pierwszej rundzie nie przyniosło to jeszcze efektu, lecz w połowie drugiej po prawym haku w okolice żeber Kukulis przyklęknął. Po liczeniu do ośmiu Starbała tym razem prawym sierpem na głowę doprowadził oponenta do drugiego nokdaunu. Michał poszedł za ciosem, doskoczył do przeciwnika i po serii kilku uderzeń po raz trzeci wywrócił go na matę, a sędzia bez zbędnego liczenia zastopował dalszą potyczkę.

Włodzimierz Letr (4-3, 2 KO) pokonał po trudnym boju Igora Filipienkę (4-19-2, 1 KO). Pierwsze dwie rundy były prowadzone w słabym tempie, co było na rękę Polakowi. W trzeciej wyższy o głowę Ukrainiec zaczął w końcu śmielej atakować i od razu pojawiły się problemy. W czwartej dostał od arbitra ostrzeżenie za ściąganie w dół, na co Letr żalił się niemal cały czas. Ale momentami przyklękiwał tak naprawdę bez powodu i za karę ringowy policzył go do ośmiu w piątej odsłonie. To rozwścieczyło Włodzimierza i ten za moment idealnie wstrzelił się kontrą lewym sierpowym, posyłając rywala na deski. Ostatnie trzy minuty należały do Filipienki, lecz na odrobienie strat zabrakło już czasu. Co prawda Leszek Jankowiak trochę nieoczekiwanie wytypował jego zwycięstwo 57:58, lecz dwaj pozostali sędziowie opowiedzieli się za Letrem – 58:55 i 58:56.

Krzysztof Rogowski (9-10, 4 KO) pokazał się z dobrej strony, odprawiając szybko Andrieja Nurczyńskiego (8-8, 6 KO). Po pierwszej, spokojnej rundzie, na początku drugiej „Roguś” wystrzelił prawym sierpowym, za moment poprawił obszernym lewym i rywal znalazł się w poważnych tarapatach. Wydawało się, że dzięki klinczowaniu przetrwał najgorsze, jednak dwadzieścia sekund przed gongiem Krzysiek trafił znów bardzo mocnym prawym sierpowym i choć Białorusin z trudem ustał, to z jego narożnika poleciał ręcznik na znak poddania.

Tomasz Mazur (1-0-1, 1 KO) tylko zremisował z Dmitrijsem Ovsjannikovsem (1-1-1). Polak wyglądał na tle rywala dużo lepiej od strony technicznej, jednak oddał mu inicjatywę, boksował „na wstecznym” i poza dobrą pierwszą rundą, w trzech pozostałych zdecydowanie zawodził. Tak oto po ostatnim gongu spotkał go spory zawód – jeden sędzia punktował nawet jego porażkę 37:39, na szczęście dwa pozostali wskazali na remis – 39:39 i 38:38.

Wcześniej Sylwester Walczak (4-15-2) zremisował z Dzianisem Makarem (4-25-2, 3 KO). Pierwsze minuty należały do Polaka, jednak w ostatnich sekundach padł po lewym sierpowym rywala i kto wie, czy przetrwałby gdyby pojedynek trwał pół minuty dłużej. A tak po czterech rundach sędziowie punktowali 38:37, 37:38 i 38:38.

źródło: bokser.org

swierzbinski_mendy