Tag Archives: Sebastian Skrzypczyński

KRZYSZTOF ZIMNOCH ZNOKAUTOWAŁ MICHAELA GRANTA. WPADKA DARIUSZA SĘKA

zimnoch_grant

Wydawało się, że Krzysztof Zimnoch (22-1-1, 15 KO) – choć był faworytem, trochę się namęczy z Michaelem Grantem (48-7, 36 KO). Ten jednak jest już cieniem tego boksera, który kiedyś wygrywał z Savarese czy Gołotą. Walka wieczoru w Legionowie na dobre się nie zaczęła, a już było po wszystkim.

Od pierwszego gongu Krzysiek zaczął pressingiem. Ale nie podpalał się, szukał prawego na korpus, by pół minuty przed końcem pierwszej rundy trafić mocnym prawym na górę. Amerykanin był ranny, lecz zdołał przetrwać kryzys. Było to jednak odroczenie wyroku. Na początku drugiego starcia Zimnoch naruszył przeciwnika – tym razem lewym sierpowym, i po kilku kolejnych uderzeniach zmusił byłego pretendenta do tytułu do przyklęknięcia. Po liczeniu do ośmiu Zimnoch doskoczył, huknął akcją lewy-prawy na szczękę i było po wszystkim. Nokaut.

Zeszły rok nie był udany dla Dariusza Sęka (26-3-2, 8 KO) Niestety ten nowy zaczął się jeszcze gorzej. Zmiana sztabu trenerskiego, zmiana promotora, nie przyniosły spodziewanego bodźca i Polak przegrał z Wiktorem Poliakowem (12-1-1, 6 KO). Od początku była to równa rywalizacja. Pierwsza runda nieznacznie na korzyść Polaka, ale już druga raczej dla Ukraińca. Na początku trzeciej Darek trafił ładnym lewym podbródkowym, za to w czwartej Poliakow odrobił straty. Skracał dystans, ponawiał akcje i kilka razy sięgnął naszego rodaka. Żaden z nich nie potrafił uzyskać większej przewagi, dlatego zapamiętywaliśmy pojedyncze akcje. A taką ciekawą akcją był na przykład lewy sierp z doskoku w wykonaniu Wiktora w połowie szóstego starcia. Sęk bardzo fajnie boksował w siódmej rundzie, lecz cały ten obraz zamazał lewy sierpowy na dwadzieścia sekund przed przerwą, który wyraźnie zachwiał Darkiem. Szkoda, bo był to jeden z lepszych okresów w wykonaniu pięściarza z Tarnowa. Końcówka zażarta i zacięta, zresztą jak cała walka. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali niejednogłośnie – 77:75 Sęk, 75:77 Poliakow i 76:77! Niestety, to kolejny występ Darka poniżej oczekiwań i… jego możliwości.

Dobry boks i pewne zwycięstwo zanotował Kamil Szeremeta (16-0, 2 KO), choć słowa uznania należą się również Sebastianowi Skrzypczyńskiemu (12-15-2, 5 KO). Oficjalny pretendent do tytułu mistrza Europy wagi średniej już w pierwszej rundzie precyzyjnym lewym sierpowym posłał boksera z Kalisza na deski. Po przerwie Skrzypczyński odważniej zaatakował, ale wtedy Szeremeta wchodził mu w tempo i po odchyleniu kontrował go fajnym prawym krzyżowym. Trzecia odsłona to wręcz koncert w wykonaniu Kamila. Czym nie uderzył, tym trafiał. Wydawało się, że nokaut jest nieunikniony, ale Sebastian nie bez przyczyny od dawna jest ceniony za wielki upór i twardą szczękę. Przetrwał bardzo trudne chwile i w kolejnych minutach starał się nawet dzielnie odpowiadać. Oczywiście był gorszy, ale chwała mu za ambicję. Szeremeta w ostatniej, ósmej rundzie, podkręcił jeszcze tempo, ostro pogonił przeciwnika, ale pomimo kilku ciężkich bomb nie zdołał go zastopować. Po ostatnim gongu wątpliwości być nie mogło – każdy z sędziów punktował na korzyść podopiecznego Fiodora Łapina w stosunku 80:70.

W zawodowym debiucie Mateusz Tryc (1-0, 1 KO) – dwukrotny ćwierćfinalista Mistrzostw Europy i jeden z lepszych Polaków w boksie olimpijskim, pokonał przed czasem Tomasza Gargulę (18-7-1, 5 KO). Mateusz rozpoczął potyczkę w swoim stylu, czyli od razu skrócił dystans, narzucił spore tempo i zasypywał przeciwnika lawiną ciosów. Bił na zmianę na dół i górę. Już w pierwszej rundzie dwukrotnie wstrząsnął „Tomerą”, choć obyło się bez nokdaunu. Na początku drugiej odsłony Tryc wstrząsnął oponentem prawym sierpowym. Gdy ten podniósł ręce, Mateusz skarcił go kilkunastoma hakami na korpus. Gargula znów więc opuścił gardę i przed gongiem na przerwę zainkasował kolejny mocny prawy na szczękę. Napór Tryca nie zmniejszał się i w połowie trzeciego starcia Arek Małek zlitował się nad Gargulą, stopując walkę w obawie o niepotrzebny nokaut.

Michał Syrowatka (18-1, 6 KO) pokonał na punkty Krzysztofa Szota (20-21-2, 5 KO). Połowa pierwszej rundy jeszcze w miarę wyrównana, ale jeszcze przed przerwą podopieczny Andrzeja Liczika dwukrotnie trafił mocnym prawym krzyżowym nad lewą ręką przeciwnika. Doświadczony „Rzeźnik” wyciągnął szybko wnioski i w kolejnych starciach był już znacznie szczelniejszy w obronie. Oczywiście przegrywał, bo był wolniejszy i słabszy fizycznie, lecz starał się raz na jakiś czas odpowiedzieć. Po ostatnim gongu nie mogło być żadnych wątpliwości – 59:55, 59:55 i 60:54, wszyscy na korzyść Syrowatki.

Wcześniej kolejną „czasówkę” do swojego rekordu dopisał startujący w wadze ciężkiej Łukasz Różański (6-0, 5 KO), który w końcówce drugiej rundy ciosami na korpus dwukrotnie posłał na deski dużo groźniejszego niż wskazywałby na to rekord Marko Colicia (6-8, 4 KO).

źródło: bokser.org

Legionowo_fightcard_graph_v4

W KALISZU ADAM BALSKI NOKAUTUJE VALEREGO BRUDOVA. SPACEREK EWY BRODNICKIEJ

gala_kalisz16

W pojedynku wieczoru gali boksu zawodowego w Kaliszu Ewa Brodnicka (11-0, 2 KO) pokonała zdecydowanie na punkty po ośmiu rundach Lelę Terashvili (7-4-2, 3 KO). Mistrzyni Europy wagi lekkiej nie zachwyciła, ale nie miała problemów z pokonaniem Gruzinki i teraz przyszedł czas na obronę tytułu w listopadowym występie z Anitą Torti.

Brodnicka od pierwszego gongu była aktywna, Gruzinka ambitna, ale bez argumentów, by przeciwstawić się w pełni polskiej zawodniczce. Ciosy Ewy nie robiły wrażenia na jej rywalce  choć to właśnie Brodnicka dyktowała tempo starcia i kontrolowania pojedynek. Dużo ciosów prostych, szukania zakończenia prawym sierpowym na górę. Każdą z rund wygrała 32-latka, dla której była to rozgrzewka przed starciem w obronie tytułu mistrzyni Europy wagi lekkiej z Anitą Torti, które odbędzie się 5 listopada podczas wielkiej gali Polsat Boxing Night w Krakowie. Wydaje się, że Włoszka będzie trzy razy groźniejsza od dzisiejszej przeciwniczki Brodnickiej.

Adam Balski (7-0, 6 KO) na własnym terenie pokonał przed czasem w piątej rundzie byłego mistrza świata wagi junior ciężkiej w wersji tymczasowej Valerego Brudova (43-10, 29 KO). Zawodnik Tymex Boxing Promotion od początku zaczął narzucać swoje tempo, dyktował swoje warunki, ale Rosjanin nie spoczął tylko na obronie. Po dwóch pierwszych rundach, w których to Balski był stroną przeważającą, Brudow nie był mu dłużny i kilka jego ciosów doszło celu. Nie da się jednak ukryć, że polski pięściarz wygrał każdą z rund, a w odsłonie piątej, która okazała się ostatnią, po ciosach Balskiego (lewym sierpowym i prawym prostym) Rosjanin padł na deski, by chwilę później sędzia ringowy Robert Gortat przerwał pojedynek.

Robert Parzęczewski (14-1, 7 KO) znokautował w czwartej rundzie Bekę Aduashvilego (18-6, 8 KO). Pięściarz z Częstochowy nie dał żadnych szans rywalowi z Gruzji, który w ciągu kilku rund przyjął mnóstwo uderzeń od Polaka. Popularny „Arab” zaczął jak zwykle bardzo aktywnie, skupił się na ciosach na korpus. Do celu doszło sporo uderzeń z lewej ręki na wątrobę. Pierwsza runda była pod dyktando Parzęczewskiego, w drugiej odsłonie ambitny Gruzin zaatakował zawodnika Mariusza Grabowskiego, ale na nic zdała się jego ofensywa. W kolejnej rundzie Polak znalazł sposób na Aduaszwilego i mieliśmy pierwsze liczenie. Rywal wytrzymał do gongu kończącego trzecie starcie, w czwartej był już jednak bezradny. Parzęczewski zadał kilka mocniejszych ciosów na wątrobę oraz na górę, Gruzin padł na deski i już nie wstał.

Michał Żeromiński (11-2-1, 1 KO) może nie ma najmocniejszego ciosu, ale jego ostatnie walki ogląda się naprawdę dobrze. Tak samo było dziś na ringu w Kaliszu, gdzie już po raz drugi spotkał się z Łukaszem Janikiem (16-21-1, 9 KO). Pięściarz ze Śląska w swoim stylu nacierał niczym tur, natomiast „Żeromka” ładnie chodził na nogach i ogrywał go swoim tańcem oraz ciosami prostymi. W trzeciej rundzie po przypadkowym zderzeniu głowami Michałowi pękła powieka i już do końca mocno krwawił. Pewnie jednak dowiózł wygraną, kilka razy po drodze wchodząc w krótkie spięcia z silnym fizycznie Janikiem. Po gongu kończącym walkę cała trójka sędziów typowała przewagę Żeromińskiego w stosunku 59:56.

Robert Talarek (15-12-2, 9 KO) to bardzo ceniony pięściarz, nie tylko na naszym podwórku, co zresztą udowodnił w Kaliszu rozbijając miejscowego Sebastiana Skrzypczyńskiego (11-14-2, 5 KO). Talarek już w pierwszej rundzie przejął całkowitą kontrolę nad pojedynkiem, stopując rywala szybkim lewym prostym i lewym hakiem w okolice wątroby, jakim wyraźnie ranił Skrzypczyńskiego. W drugiej rundzie po kilku lewych pod prawy łokieć zaczął bić dla odmiany prawym sierpowym nad lewą rękawicą. W końcu jeden z tych sierpów doszedł idealnie do celu – szczęki Sebastiana, odcinając go zupełnie od prądu. Sędzia Gortat bez zbędnego liczenia zastopował jednostronną walkę.

Bardzo efektownie wypadł debiut na zawodowym ringu bokserskim znanego kickboksera, Tomasza Sarary (1-0, 1 KO). Już w pierwszej walce spotkał się z byłym mistrzem Polski seniorów, Łukaszem Zygmuntem (2-5). I szybko go odprawił przed czasem. Sarara od początku narzucał pressing, choć Zygmunt polował groźną kontrą prawym podbródkowym. Już w pierwszej odsłonie Tomek doprowadził przeciwnika do liczenia prawym po dole, ale to było nic w porównaniu z tym, co stało się w połowie drugiej rundy. Sarara huknął przy linach potężnym prawym overhandem – idealnie na szczękę Zygmunta, który bezwładnie zawisł na linach. Sędzia policzył do czterech i odpuścił, widząc przed sobą klasyczny, ciężki nokaut.

Michał Leśniak (5-1, 2 KO) pokonał Łukasza Gworka (6-1, 2 KO). Początkowo w ringu było dużo chaosu. Dopiero od końcówki drugiej rundy „Szczupak” poukładał sobie wszystko, przyjmował ciosy rywala na blok, samemu polując lewym hakiem w okolice wątroby. Gworek w trzecim starciu został ukarany odjęciem punktu za ataki głową. Gdy obaj byli już zmęczeni, walka znów zrobiła się brzydka, ale sędziowie nie mieli wątpliwości. Punktowali 58:55, 58:55 i 57:56 – wszyscy na korzyść Leśniaka.

W pierwszej walce gali Mateusz Rzadkosz (4-0-1, 1 KO) wypunktował na dystansie sześciu rund Mariusza Runowskiego (4-2, 2 KO). Podopieczny Piotra Wilczewskiego rozpoczął pojedynek potężnym prawym krzyżowym na szczękę, który wyraźnie dał się we znaki przeciwnikowi. Potem kontrolował go lewym prostym i pracą nóg na środku ringu, a także kontrą bezpośrednim prawym bądź prawym podbródkiem, gdy akurat znajdował się na linach. Silniejszy fizycznie Runowski kilka razy ładnie trafił bezpośrednim prawym, lecz większość jego ciosów pruło powietrze. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 60:54, 60:54 i 60:55 – wszyscy na korzyść Rzadkosza.

źródło: bokser.org

MOLLO ZNOKAUTOWAŁ ZIMNOCHA. DESTRUKCYJNY SZEREMETA I CIEKAWE DEBIUTY W LEGIONOWIE

zimnoch krzysztof 01

Tego chyba nikt się nie spodziewał… Wracający do boksu po trzech latach Mike Mollo (21-5,1, 13 KO) podczas walki wieczoru gali boksu zawodowego w Legionowie szybko rozprawił się z faworyzowanym Krzysztofem Zimnochem (18-1-1, 12 KO)! Pierwsze osiemdziesiąt sekund nie zapowiadało trzęsienia ziemi. Polak był dużo szybszy, kontrolował rywala lewym prostym i polował na prawy. Obaj wpadli w klincz, wydawało się, że jest to niegroźna sytuacja, ale Amerykanin nagle wystrzelił krótkim lewym sierpem na szczękę, być może ułamek sekundy po komendzie stop, choć nie był to faul. Pod Krzyśkiem ugięły się nogi i szybko sklinczował. Mike zrobił krok w tył i za moment skosił pięściarza z Białegostoku prawym sierpem. Zimnoch ciężko wstawał i za wszelką cenę próbował przykleić się do przeciwnika. Był jednak zraniony i kolejny krótki lewy sierp w okolice skroni zupełnie odciął naszego rodaka od prądu. Klasyczny nokaut i przykra niespodzianka.

Kamil Szeremeta (13-0, 2 KO) pokazał ciekawy i konsekwentny boks, pokonując przed czasem niezwyciężonego dotąd Artioma Karpetsa (21-1, 6 KO). Ukrainiec zgodnie z oczekiwaniami boksował na wstecznym, ładnie pracując nogami i szukając swej szansy w lewym sierpie z doskoku. Pięściarz z Białegostoku z kolei podążał za nim, trafiał mocnym lewym dyszlem, a w połowie drugiej rundy wstrząsnął rywalem prawym krzyżowym. Kolejne minuty upływały, a obraz walki się nie zmieniał. Karpets boksował ostrożnie dla siebie, oddając jednak przy tym inicjatywę podopiecznemu Andrzeja Liczika, który systematycznie zbierał małe punkciki. W piątym starciu Szeremeta panował już niepodzielnie. Przeciwnik krwawił z nosa i powieki, histerycznie zaczął klinczować, a Polak włączył piąty bieg i spychał go do głębokiego odwrotu. Gdy zabrzmiał zbawienny gong, twarz Karpetsa przypominała już krwawą maskę. Nikt nie był więc zdziwiony, kiedy nie wyszedł do szóstej rundy.

Andrzej Sołdra (12-2-1, 5 KO) odczarował ring w Legionowie, gdzie dotąd startował dwukrotnie, raz remisując, a raz przegrywając boleśnie przed czasem. Po blisko rocznej przerwie spowodowanej poważną kontuzją i długiej rehabilitacji pokonał jak zwykle walecznego Sebastiana Skrzypczyńskiego (11-13-2, 5 KO). Ale łatwo nie było. Andrzej dobrze rozpoczął ten pojedynek, kontrolując przeciwnika ciosami prostymi, lecz ułamek sekundy po gongu kończącym pierwszą rundę przyklęknął po prawym na ucho. Leszek Jankowiak nie liczył, jednak zapaliła się lampka, że wszystko będzie sprawą otwartą do samego końca. I druga odsłona rzeczywiście była już dużo bardziej wyrównana niż pierwsza. W trzeciej przeważał nawet Skrzypczyński, a między zawodnikami zaiskrzyło w samej końcówce. Do tego stopnia, że bili się nawet po gongu. Sołdra w końcu opanował emocje i nerwy, zaczął boksować zamiast się bić z niewygodnym rywalem i odzyskał kontrolę w czwartym starciu. Na początku piątego złapał w akcji prawy na prawy Sebastiana, zachwiał nim, lecz obyło się bez liczenia. Zamiast jednak powiększać swoją przewagę, opadł z sił i oddał szóstą odsłonę. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali nie tylko niejednogłośnie, ale również z wielkim rozrzutem – 55:59, 60:54 i 60:54.

Jordan Kuliński (1-0, 1 KO), jeden z ciekawszych amatorów ostatnich lat, również efektownie zadebiutował w gronie zawodowców. Startujący w wadze półciężkiej Polak zastopował w drugim starciu Dennisa Kronemanna (2-2, 1 KO). Jordan już na początku ustalił warunki potyczki mocnym lewym hakiem w okolice wątroby, po którym przeciwnik wyraźnie się skrzywił i od razu cofnął do defensywy. Polak zmienił pozycję na mańkuta, uderzył lewym sierpowym na górę, przewracając Niemca po raz pierwszy. Za moment ponowił tę akcję i mieliśmy drugi nokdaun. Kronemanna wyratował jednak gong. Po przerwie Kuliński najpierw dwa razy strzelił długim prawym i mieliśmy dwa następne liczenia. Potem znów zmienił pozycję, dla odmiany trafił długim lewym, Kronemann padł na matę po raz piąty… i na szczęście ostatni.

Efektownie wyglądał debiut zawodowy startującego w kategorii junior średniej Przemysława Zyśka (1-0, 1 KO), który przed czasem rozmontował Kamila Wybrańca (3-1, 3 KO). Wyższy Przemek, aktualny wicemistrz Polski w boksie olimpijskim, już na starcie zatrzymał ataki rywala prawym podbródkiem, a pod koniec pierwszego starcia poczęstował go mocnym prawym prostym. Po przerwie zawodowy debiutant trafił prawym sierpem, dwukrotnie akcją lewy-prawy i w tym momencie jedynym pytaniem było, czy pojedynek potrwa na pełnym dystansie, czy nie? W końcówce drugiej rundy kolejny prawy krzyżowy Zyśka, kilka poprawek przez gardę i sędzia musiał liczyć po raz pierwszy. Za moment zabrzmiał gong. Co się nie udało w drugiej odsłonie, udało się już w trzeciej. Kilka mocnym bomb, kolejny prawy na szczękę i po drugim liczeniu Grzegorz Molenda zatrzymał walkę.

źródło: bokser.org

zimnoch_mollo

PORAŻKA GERLECKIEGO W BIAŁYMSTOKU. NIE ZAWIEDLI BRZESKI I ŚWIERZBIŃSKI

gala_boxingprod11

Podczas gali boksu zawodowego w Białymstoku Geard Ajetović (27-14-1, 12 KO) okazał się zbyt trudnym rywalem dla Michała Gerleckiego (11-1, 6 KO). Polak doznał pierwszej porażki na zawodowym ringu przegrywając przed czasem w ostatniej, dziesiątej rundzie. Pierwsza runda typowo badawcza – Gerlecki starał się trafiać Serba ciosami prostymi, jednak nie przechodziły one przez szczelną gardę rywala. Polak był jednak nieco aktywniejszy i to na jego konto można było zapisać pierwszą odsłonę. Po gongu Ajetović był już bardziej zdecydowany w atakach i parokrotnie wykorzystał luki w obronie Polaka. W trzecim starciu Gerlecki nadal starał się prowadzić walkę na dystans, jednak jego ciosy nie miały wymowy. Doświadczony Serb parokrotnie zaskoczył podopiecznego Rafała Kałużnego mocnym lewym sierpowym. W czwartej odsłonie przyjezdny rywal poczynał sobie coraz pewniej i w pewnym momencie wstrząsnął Gerleckim zadając całą serię celnych ciosów. Ajetović ograniczał się do rzadkich, ale efektywnych zrywów. W piątej rundzie Serb odpuścił, jednak dzięki udanej końcówce zaliczył kolejną wygraną rundę na swoje konto. W rundzie siódmej Ajetovicia wyraźnie zaczęły irytować ataki głową Polaka, za co wyraźnie chciał się odgryźć. W ostatnich odsłonach Polak nie znalazł recepty na doświadczonego rywala i w ostatnim starciu nadział się na prawy podbródkowy. Gerlecki wstał, jednak koniec wisiał w powietrzu i tak doświadczony pięściarz jak Ajetović nie mógł wypuścić okazji z rąk. Po chwili Polak znów wylądował na deskach i z trudem powstał z maty, jednak sędzia Molenda zdecydował się na kontynuowanie pojedynku. Po kolejnych trafionych ciosach przerwano nierówne zawody i ogłoszono wygraną Gearda Ajetovicia przez techniczny nokaut.

Po dwóch słabszych występach udanie na ring powrócił Robert Świerzbiński (15-4-1, 3 KO). „Shy” pewnie pokonał na punkty doświadczonego Sebastiana Skrzypczyńskiego (11-12-2, 5 KO). Sędziowie punktowali 98-92, 100-90 oraz 97-93. W początkowej fazie pojedynek miał dość jednostronny przebieg – Świerzbiński kontrolował sytuację w ringu dzięki dobrym ciosom prostym oraz hakom na korpus. Podopieczny Dariusza Snarskiego był dziś w ringu wyjątkowo aktywny, natomiast Skrzypczyński ograniczał się do pojedynczych mocnych ciosów. Obraz walki zmienił się w ostatnich rundach, gdy „Shy” nieco odpuścił. Po ostatnim gongu sędziowie pewnie wskazali na Świerzbińskiego, który odniósł pierwsze zwycięstwo w tym roku.

Mateusz Rzadkosz (2-0, 1 KO) pokazał wielką ambicję i determinację w walce z niewygodnym Iwanem Muraszkinem (2-1-1, 1 KO), jednak dał sobie narzucić warunki rywala w ringu. Mimo słabszej postawy sędziowie niejednogłośnie wskazali na Polaka. Białorusin w swoim stylu ruszył do ataku od pierwszego gongu i zasypywał Polaka ciosami, które w większości nie dochodziły celu. W drugiej odsłonie Polak przestał realizować plan taktyczny i wchodził w wymiany, co było „wodą na młyn” dla Muraszkina, który zaczął zaznaczać swoją przewagę. Od czwartej rundy Rzadkosz boksował z rozcięciem nad lewym okiem i mimo tego uniedogodnienia cały czas odgryzał się rywalowi, aczkolwiek to Białorusin częściej i wyraźniej trafiał. W dwóch ostatnich rundach Muraszkin nieco osłabł, co wykorzystał Polak, jednak w ocenie komentatorów nie wystarczyło to, by dać mu zwycięstwo. Po końcowym gongu sedziowie punktowali 58:57, 55:59 oraz 58:56 dla Rzadkosza, co spotkało się z gwizdami na trybunach.

Mimo dobrego początku, Władimir Letr (5-5, 2 KO) przegrał ostatecznie przed czasem z powracającym Marcinem Brzeskim (6-0, 4 KO). Podopieczny Dariusza Snarskiego lepiej wszedł w walkę i wykorzystał małą aktywność swojego rywala, który robił niewiele, by zapisać dwie pierwsze rundy na swoją korzyść. Przełom nadszedł pod koniec odsłony trzeciej, w której Brzeski pierwszy raz posłał rywala na deski. Letr wstał na osiem i spokojnie przetrwał do gongu. W kolejnej rundzie Brzeski „poczuł krew” i rzucił swojego oponenta na deski trzy razy, po czym sędzia ringowy przerwał zawody.

Damian Wrzesiński (8-0-1, 4 KO) nie sprostał oczekiwaniom kibiców zebranych na gali i jedynie zremisował po sześciu rundach z Andreiem Stalirczukiem (11-24-4, 2 KO). Białorusin, którzy w przeszłości remisował również z Dawidem Kwiatkowskim, postawił Polakowi twarde warunki między linami i po sześciu rundach sędziowie punktowi nie byli w stanie jednoznacznie wskazać zwycięzcy. Był to drugi występ Wrzesińskiego w tym roku.

Nikodem Jeżewski (11-0-1, 6 KO) tym razem szybko zakończył swój pojedynek i już w drugiej rundzie odprawił Attilę Palko (20-19, 14 KO). Już na samym początku Polak trafił mocno prawym podbródkowym, jednak nie podpalał się i boksował dalej swoje Wiedział bowiem, że nokaut jest tylko kwestią czasu. I tak też się stało. W drugim starciu najpierw naruszył przeciwnika mocnym prawym, za moment poprawił ciosem na korpus i Węgier został wyliczony.

źródło: bokser.org

gala_boxingprod15