Tag Archives: Rafał Wołczecki

GALE ZAWODOWE W POLSCE: MAJ 2023. OD ZĄBEK DO BIAŁEGOSTOKU

szeremeta_diablo

14 MAJA 2023 ROKU [ZĄBKI, BABILON PROMOTIONS]

W Ząbkach Jan Lodzik (8-0, 2 KO) pokonał Konrada Dąbrowskiego (11-4, 1 KO), który w pierwszych trzech rundach postawił się Lodzikowi, boksował z kontry, ale nieustanny pressing rywala sprawił, że w czwartej odsłonie zaczął coraz ciężej oddychać. W piątej Lodzik trafił mocnym prawym sierpowym, podkręcił tempo i pod nawałnicą jego ciosów Dąbrowski dwukrotnie przyklęknął. Przy drugim nokdaunie sędzia zastopował pojedynek.

19 MAJA 2023 ROKU [ZŁOTÓW, TYMEX BOXING NIGHT]

W daniu głównym gali Jewgienij Makarczuk (8-0, 3 KO) ściągnął kolejny skalp z naszego podwórka. Tym razem pokonał Łukasza Maćca (28-7-1, 5 KO). Styl robi walkę, a te style się nie dobrały. Dużo było klinczowania, mało ciekawych akcji, a sędziowie mieli duży rozrzut na swoich kartach po dziesięciu rundach. Jeden z nich wskazał na Maćca 96:94, lecz dwaj pozostali na Makarczuka – 97:93 i 98:92. Przypomnijmy, że urodzony w Białorusi, a mieszkający w Polsce Jewgienij dwa miesiące wcześniej pokonał Tomasza Nowickiego.

Tomasz Nowicki (11-3, 4 KO) przerwał serię trzech kolejnych porażek i zwyciężył mocnego niegdyś Johana Pereza (27-13-2, 16 KO). Nowicki zaczął od lewych na korpus. Na początku drugiej odsłony trafił lewym sierpowym na górę. Minutę później poprawił dla odmiany prawym sierpowym. W trzecim starciu obaj weszli w bardziej otwarte wymiany. W pewnym momencie Tomek wyprowadził kombinację trzech ciosów przy linach, wszystkie weszły i Perez był w tarapatach. Weteran sprytnie wybrnął z opresji, dotrwał do przerwy, mijały kolejne minuty, a on wciąż stał na nogach. I był momentami groźny. W końcówce piątej rundy Nowicki strzelił lewym sierpowym na szczękę i wygrał przez efektowny nokaut!

Wcześniej dobrą walkę w mocnym tempie stoczyli Kamil Kuździeń (9-0, 3 KO) i Artjom Rażnik (1-1-1). Początkowo boksujący z kontry Ukrainiec sprawiał problemy pięściarzowi z Częstochowy, ten jednak zdominował drugą część potyczki i wygrał. Ale sędziowie nie byli jednogłośni – 59:54, 56:58 Rażnik i 58:56. Stosunkiem głosów dwa do jednego wygrał Kuździeń.

Paweł Brach (1-0) nie zawiódł i pokonał innego debiutanta, Karola Siwka. Od początku był to popis jednego aktora. Siwek już w końcówce pierwszej rundy był w tarapatach, ale wyratował go gong. W drugiej jakoś sobie radził, ale pół minuty przed końcem trzeciej po serii ciosów na korpus przyklęknął. Przed przerwą był jeszcze drugi raz liczony. Minutowa przerwa starczyła do złapania drugiego oddechu i uciekając przez ostatnie trzy minuty Karol zdołał przetrwać z Brachem cały dystans, co jest dla niego swego rodzaju sukcesem. Punktacja mogła być tylko jedna – 40:34. Dwóch sędziów tak typowała, a trzeci wypunktował nawet 40:33.

Wcześniej Wasyl Halycz (1-0-1) pokonał Bartosza Kwiatkowskiego (1-2-1, 1 KO). Znany z walk na gołe pięści Halycz był agresorem, ale uparł się na lewy sierp, którym nie trafiał. Boksował schematycznie, lecz pressing i mocniejsze ciosy sprawiły, że wszyscy sędziowie wskazali na niego – 58:56, 59:55 i przesadzone 60:54.

20 MAJA 2023 ROKU [BIAŁYSTOK, KNOCKOUT PROMOTIONS]

Bardzo udany rewanż Kamila Szeremety (24-2-1, 8 KO), który przełamał Nizara Trimecha (10-5-2, 4 KO). Francuz nie wyszedł do czwartej rundy. Już od samego początku spore emocje, okraszone wieloma wymianami. W drugiej odsłonie seria ciosów sierpowych na korpus ze strony Polaka, na koniec prawym bezpośrednim trafił Trimech. Początek trzeciej rundy w miarę spokojny, fajerwerki rozpoczęły się mniej więcej w połowie – Szeremeta skontrował znakomitym lewym sierpowym, po którym Francuz padł na deski. Już do końcowego gongu Szeremeta okładał Trimecha całą gamą ciosów na głowę i korpus, ale ten zdołał przetrwać. Za sprawą narożnika i decyzji trenera Francuz nie wyszedł już jednak do czwartej rundy.

Sylvera Louis (9-9, 4 KO) klinczował, ile mógł, ale Krzysztof Włodarczyk (62-4-1, 42 KO) przełamał go w siódmej rundzie zakończonego przed momentem pojedynku. Już w pierwszej rundzie Diablo trafił Kanadyjczyka mocnym lewym prostym, dokładając do tego sporo lewych sierpowych pod prawą ręką Louisa. Podobny przebieg miały następne dwie odsłony – Polak metodycznie polował lewym prostym i lewymi sierpowymi na korpus, Louis klinczował i pozwalał sobie na pojedyncze zrywy. Kolejne świetne uderzenie Diablo w rundzie czwartej, był to mianowicie lewy sierpowy na korpus, po którym pięściarz przyjezdny nieco się skulił. Więcej ciosów sierpowych w piątej, jak i w szóstej rundzie, ale był to jedynie przedsmak czekających nas emocji. Koniec nastąpił w połowie siódmej odsłony – Diablo złapał Louisa prawym podbródkowym, po którym ten padł na deski. Kanadyjczyk wstał, ale po serii ciosów i kolejnym zabójczym prawym podbródkowym było już po wszystkim.

Mateusz Tryc (14-2, 7 KO) – dwukrotny ćwierćfinalista mistrzostw Europy w boksie olimpijskim, zanotował drugą porażkę z rzędu przed czasem. O ile nokaut z rąk Leonard Carrillo był wliczony w ryzyko, to dziś podopieczny Andrzeja Liczika miał odbudować się kosztem Petro Lakockija (2-2, 2 KO). Od początku jednak Ukrainiec podjął rękawicę i w półdystansie bił się jak równy z równym z Polakiem. Trzeba przyznać, że oglądało się to wybornie, ale kiedyś Mateusz po prostu przejechałby się po takim rywalu. Na początku piątej odsłony Tryc wstrząsnął przeciwnikiem prawym podbródkowym. Kilkadziesiąt sekund później taka sama akcja zakończyła potyczkę, lecz tym razem to Lakockij trafił czystko podbródkiem, poprawił raz jeszcze tym samym ciosem, posyłając naszego rodaka na deski. Mateusz powstał na dziewięć, ale sędzia popatrzył mu w oczy i pomimo protestów zawodnika zastopował potyczkę.

Kolejna szybka robota Rafała Wołczeckiego (9-0, 6 KO), który zastopował Pavla Albrechta (16-21, 13 KO). Pierwsza minuta pod znakiem obopólnych badań, ale już po minucie Polak zranił rywala mocnym prawym sierpowym na korpus. Czterdzieści sekund później pierwszy nokdaun po kombinacji lewy-prawy. Do końca rundy Albrecht był liczony jeszcze dwukrotnie – po kontrującym prawym sierpowym i raz jeszcze po kombinacji lewy-prawy. Druga runda to już odwlekanie egzekucji – czwarty nokdaun po wspaniałej kontrze lewym sierpowym, piąty po ciosach na głowę i korpus, a sam koniec po znakomitym lewym haku na wątrobę Czecha, który aż zawył z bólu. Gratulujemy wrocławianinowi dziewiątego zwycięstwa.

Jan Czerklewicz (10-1, 3 KO) z jubileuszowym zwycięstwem. Jiri Kroupa (5-12-1, 4 KO) zastopowany pod koniec drugiej rundy. Występujący w wadze półciężkiej Polak od początku ostro ruszył na rywala, który skoncentrował się przede wszystkim na defensywie. W pierwszej rundzie obijał jego tułów, na początku drugiej dodał podbródki z obu rąk i powiększył przewagę. Na pół minuty przed końcem drugiego starcia po wydłużonej serii Czerklewicza Czech przyklęknął i dał się policzyć do ośmiu. Chciał kontynuować potyczkę, ale z jego narożnika poleciał ręcznik na znak poddania.

Kamil Gardzielik (16-0, 4 KO) miał dziś słabszego rywala, jego obowiązkiem było więc podreperowanie statystyki nokautów. I szybko odprawił Vojtecha Majera (4-7, 4 KO). Występujący w wadze średniej Polak już w pierwszej rundzie trafił prawym sierpowym, dopadł rywala przy linach i po wydłużonej serii bez odpowiedzi zmusił arbitra do zastopowania potyczki.

Wcześniej Mateusz Wojtasiński (4-0, 1 KO) pewnie wypunktował Bazargura Jugdera (8-17-2, 3 KO). Na naszych oczach Mateusz z uzdolnionego dzieciaka przeradza się powoli w mężczyznę, jego ciosy mają coraz większą moc, a i on łapie pewność siebie. Dziś ustawiał rywala lewą ręką, a gdy ten próbował zaatakować, Wojtasiński łapał go na ładną kontrę prawym krzyżowym po odejściu. Zdecydowanie najlepszy występ od czasu podpisania kontraktu zawodowego.

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: STYCZEŃ 2023. TYLKO NOWY SĄCZ

adam balski

28 STYCZNIA 2023 ROKU [NOWY SĄCZ, KNOCKOUT BOXING NIGHT 26]

Spokojny i metodyczny boks Adama Balskiego (18-2, 10 KO), który wypunktował Michala Plesnika (9-6, 7 KO) w walce wieczoru podczas dwudziestej szóstej gali z cyklu Knockout Boxing Night. Praktycznie przez cały czas trwania pojedynku było spokojnie, Balski operował lewym prostym, próbował wciągnąć Słowaka na kontrę, ale ten nie dawał sobie robić większej krzywdy, boksując za podwójnym blokiem. Nieco więcej akcji w rundzie trzeciej, kiedy Polak poszerzył repertuar, trafiając kombinacją lewy-prawy. Trochę bardziej emocjonująca druga połowa walki – kaliszanin rzucił trzema mocnymi ciosami w rundzie szóstej, choć Plesnik złapał je na blok. Kilkadziesiąt sekund potem Słowak leżał już na deskach, kluczowy był prawdopodobnie prawy sierpowy w zwarciu. Już do końca trwania pojedynku Balski bił lewym prostym, szukając okazji na zadanie ciosu z prawej ręki. Punktacja? Jak najbardziej oczywista – Marcin Godoń 78:73, Grzegorz Molenda 80:71, Przemysław Moszumański 80:71 – wszyscy trzej na korzyść pięściarza z Kalisza, który zaraz po zakończeniu boju ogłosił.. zakończenie kariery. – To była moja ostatnia walka, tak po prostu i tyle – powiedział reporterce TVP Sport Balski.

Wcześniej Łukasz Pławecki (6-0-2, 4 KO) obijał Emmanuela Feuzeu (10-13-2, 4 KO), kładąc go również na deski. Po konsultacji z narożnikiem Hiszpana Grzegorz Molenda nie dopuścił Feuzeu do piątej rundy, co dało Pławeckiemu szóste zwycięstwo na zawodowych ringach.

Rafał Wołczecki (8-0, 5 KO) uchodzi za jednego z mocniej bijących polskich pięściarzy bez podziału na kategorie. Naprzeciw wrocławianina stanął należący niegdyś do szerokiej światowej czołówki wagi półśredniej i junior średniej Joel Julio (39-15, 33 KO). Ale to było już dawno temu, a 38-letniemu Kolumbijczykowi pomysł o sportowej emeryturze do głowy mocno wbił dziś Polak. Od początku Wołczecki podchodził nogami, skracał dystans lewym prostym i szukał bomby z prawej ręki. Doświadczony Julio unikał najmocniejszych ciosów, ale dziesięć sekund przed końcem pierwszej rundy zagapił się w zwarciu, Rafał zrobił krok w tył, strzelił krótkim lewym sierpowym na szczękę i było po wszystkim. Nokaut!

Kamil Urbański (3-0, 2 KO) zachował czyste konto, a przy okazji po raz pierwszy zaboksował na pełnym dystansie. Urbański od początku narzucił pressing na Łukasza Barabasza (1-7, 1 KO). W pierwszych minutach spychał go lewym prostym, szukając mocniejszej prawej ręki. W trzeciej rundzie dwa razy złapał rywala prawym sierpowym, poprawił prawym podbródkiem, jednak Łukasz okazał się twardym chłopakiem. Zresztą nigdy dotąd nie przegrał przed czasem. Kamil wygrał pewnie każdą z czterech rund, choć sędzia Moszumański – jak niestety ma w zwyczaju, zamyślił się chyba i jakoś wyciągnął 39:37. Dwaj pozostali sędziowie punktowali 40:36, bo nie można było inaczej…

Później między linami zameldował się Artur Górski (6-1, 3 KO). A naprzeciw niego stanął „dziadek” Jiri Svacina (15-57, 4 KO). Występujący w kategorii cruiser Artur oczywiście dyktował warunki, lecz długo nie potrafił dobrać się czeskiemu „oldbojowi” do skóry. W końcu w piątej rundzie trafił prawym na splot i rywal był liczony. Za moment dodał prawy hak w okolice żeber i było po wszystkim.

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: PAŹDZIERNIK 2022. OD KARLINA DO ZAKOPANEGO

masternak_gala lodz

1 PAŹDZIERNIKA 2022 ROKU [KARLINO, ROCKY BOXING NIGHT]

Efektownie wypadł występ Mateusza Polskiego (3-0, 3 KO) przed własną publicznością w Karlinie. Były medalista Mistrzostw Europy i Igrzysk Europejskich już w pierwszej rundzie odprawił Adam Ngange (20-8-2, 13 KO). Tym samym Mateusz sięgnął po tytuł zawodowego mistrza Polski kategorii junior półśredniej. Wcześniej występujący w wadze ciężkiej Kacper Meyna (9-1, 5 KO) pokonał Michała Bańbułę (13-35-5) przez techniczny nokaut po trzeciej rundzie. Niemal równo rok temu też wygrał Kacper, ale na dystansie ośmiu rund.

Robiący systematyczne postępy Karol Welter (12-1, 3 KO) pokonał Evandera Riverę (7-1-1, 3 KO) jednogłośną decyzją sędziów – 77:75, 78:74, 77:75, a Radomir Obruśniak (7-1, 2 KO) odprawił Cosmasa Chekę (27-15-7, 7 KO). Sędziowie punktowali 79:73 i dwukrotnie 78:74. Kajetan Kalinowski (4-1, 3 KO) udanie powrócił po pierwszej porażce w karierze. Zwycięzca turnieju kategorii cruiser pokonał Jiriego Svacinę (15-55, 4 KO). Od początku jedynym pytaniem było, czy Kajetan, który sparował w ramach przygotowań między innymi z Michałem Cieślakiem, wygra to na punkty, czy przed czasem. Ostatecznie przeboksował na dystansie sześciu rund i zwyciężył jednogłośnym werdyktem 60:54. Wcześniej Dominik Harwankowski (10-0, 2 KO) zanotował jubileuszową wygraną, punktując równie wysoko Yona Segu (20-12-2, 6 KO). Szybko sprawę załatwił z kolei „ciężki” Artur Bizewski (5-0, s KO), który już w pierwszym starciu odprawił Andrasa Csomora (18-36-2, 14 KO).

1 PAŹDZIERNIKA 2022 ROKU [BIELSKO-BIAŁA, BABILON BOXING SHOW]

Nieaktywny od czterdziestu miesięcy Khoren Gevor (35-10, 17 KO) ostro wszedł w walkę, a gdy siły zaczęły go opuszczać, po przypadkowym zderzeniu głowami pękł mu łuk brwiowy. I to zagwarantowało mu wygraną nad Łukaszem Staniochem (9-1, 2 KO). Tak naprawdę trudni jednoznacznie stwierdzić, czy pięściarz ze Szczecina zdołałby odrobić straty, z pewnością jednak były mistrz Europy zaczął powoli spuszczać z tonu. Podliczono karty i dwóch sędziów miało w tym momencie na swoich kartach prowadzenie Gevora. Zasłużenie…

Wcześniej Łukasz Pławecki (5-0-2, 3 KO) przełamał Mateusza Lisa (3-2, KO), który poddał się w siódmej rundzie. Mając jednocześnie zastrzeżenia do pracy sędziego Bubaka. Nie udał się też rewanż Damianowi Kiwiorowi (9-5-1, 1 KO). Pablo Mendoza (12-12, 12 KO) od początku wciągnął go w ringową wojnę, a że arsenał był po jego stronie, w wymianach jego ciosy robiły coraz większe wrażenie. W końcówce szóstej rundy arbiter Arek Małek po liczeniu postanowił przerwać nierówny bój.

1 PAŹDZIERNIKA 2022 ROKU [LUBLIN, KNOCKOUT BOXING NIGHT 24]

W walce wieczoru KnockOut Boxing Night 24 w Lublinie dobrze dysponowany Michał Cieślak (23-2, 17 KO) przełamał i znokautował Krzysztofa Twardowskiego (9-4, 6 KO). Bombardier z Radomia od razu ostro wszedł w walkę. Twardowski jednak przepuszczał jego ataki bądź szybko klinczował. Michał w drugiej rundzie zmienił nieco taktykę, poczekał na rywala i wciągał go w akcje cios na cios. W trzecim starciu dwukrotny pretendent do tytułu mistrza świata wagi junior ciężkiej najpierw zalał się krwią po przypadkowym zderzeniu głowami. Ale pęknięty łuk brwiowy tylko go rozsierdził jeszcze bardziej. Michał trafił mocnym jabem, poprawił krótkim prawym sierpem i Twardowski po raz pierwszy przyklęknął. Za moment mocny prawy podbródek i mieliśmy drugi nokdaun. Na szczęście dla Krzyśka za moment zabrzmiał gong na przerwę. W czwartej odsłonie Cieślak utrzymywał przewagę, bił sierpami na górę, ale walkę skończył w rundzie piątej ładnym lewym hakiem w okolice wątroby. Nokaut!

W pierwszej ósemce w karierze Rafał Wołczecki (7-0, 4 KO) pokonał twardego journeyama Pavla Semjonova (26-23-2, 10 KO). Rafał w swoim stylu szukał półdystansu, boksując zza podwójnej, szczelnej gardy. A rywal podjął rękawicę. Z jednej strony wrocławianin pokazał mądry, wyważony boks, z drugiej brakowało trochę zmiany tempa i przyśpieszeń. W piątej rundzie Wołczecki kilka razy trafił mocnym lewym hakiem pod prawy łokieć. W szóstej dołożył do tego prawy sierpowy. W pewnym momencie trafił lewym sierpowym, ale poślizgnął się i nie ponowił akcji, gdy rywal był lekko naruszony. Pojedynek potrwał pełne osiem rund. Po ostatnim gongu sędziowie jednomyślnie wskazali na Wołczeckiego – 78:74 i dwukrotnie 80:72.

Mniej doświadczony Jan Czerklewicz (9-1, 2 KO) pokonał stosunkiem głosów dwa do remisu Marka Matyję (20-4-2, 9 KO). Po pierwszej, jeszcze w miarę spokojnej rundzie, od drugiej zaczął się fajny spektakl. Najpierw kilka razy lewym sierpem trafił Czerklewicz. W trzeciej i czwartej rundzie Matyja zaczął wciągać go na swój bezpośredni prawy. Wydawało się, że pięściarz z Oleśnicy zaczyna zyskiwać przewagę, tymczasem Janek w piątej odsłonie wydłużył serie i ciekawymi kombinacjami, kończonymi często prawym podbródkiem, wrócił do gry. Kolejne minuty były zacięte. Jeśli jeden trafił, drugi od razu starał się odpowiedzieć. Przed ostatnią odsłoną nikt nie mógł być niczego pewnym. Lepiej zaczął ją Matyja, który trafił lewym sierpowym, ale Czerklewicz zrewanżował się mu bombą z prawej ręki. Sędziowie punktowali dwa do remisu 76:76, 77:75 i 79:73 – zwycięzcą został ogłoszony Jan Czerklewicz.

Zwycięstwa do swoich rekordów dopisali Kamil Szeremeta (23-2-1, 7 KO) oraz Mateusz Wojtasiński (3-0, 1 KO). Młody wrocławianin od początku zdominował Sylwestra Ziębę (1-3), nękał go konsekwentnie ciosami na korpus i jedyne z czego może być zły to fakt, iż pomimo czterech nokdaunów nie udało się skończyć rywala przed czasem. Ale werdykt – 3x 40:32 najlepiej oddaje obraz tej potyczki. Z kolei Kami – były mistrz Europy wagi średniej, trochę męczył się z ambitnym Władysławem Gelą (12-5, 7 KO), ale cały czas kontrolował pojedynek. Przed ostatnią, ósmą rundą sędzia Grzegorz Molenda zastopował potyczkę. Zawodnik z Ukrainy co prawda protestował, lecz chwilę wcześniej wymiotował w swoim narożniku, a jego trener dał znać sędziemu, że poddaje swojego zawodnika.

8 PAŹDZIERNIKA 2022 ROKU [RUDA ŚLĄSKA, SILESIA BOXING]

Przeciętnie dysponowany Robert Talarek (27-15-3, 18 KO) zanotował drugie tegoroczne zwycięstwo. Naprzeciw niego stanął Thodoris Ritzakis (4-4-1). I od początku zaczął zapychać lepszego technicznie, za to dziwnie ospałego górnika. Talarek miał swoje przebłyski, kilka razy wciągnął przeciwnika na kontrę, lecz w jego boksie brakowało błysku i agresji. Po ośmiu rundach sędziowie wskazali na wygraną Talarka 77:75, 77:75 i 78:74.

Damian Knyba (9-0, 5 KO) po raz pierwszy zaboksował na dystansie ośmiu i pokonał doświadczonego journeymana Konstantina Dowbiszczenkę (9-11-1, 6 KO). Od początku kontrolę nad rywalem zyskał Polak, który ustawiał go sobie lewym prostym. Dużo ruszał się na nogach, co miało dobre i słabsze strony. Plusem było to, że unikał ciosów rywala. Minusem fakt, że uderzając w ruchu jego ciosy traciły na mocy. Można się również przyczepić do małej ilości ciosów na korpus, ale podopieczny Piotra Wilczewskiego coraz więcej widzi w ringu, zaczyna celować i nie bije już bezsensownie na gardę, co zdarzało się mu choćby rok temu. Przeciwnik myślał przede wszystkim o obronie, więc ciężko było go trafić czymś czystym, ale gdy tylko zaatakował, Damian potrafił wejść w tempo i skontrować. W szóstej rundzie Knybę złapał kryzys, a Dowbiszczenko wyczuł swoją szansę i podkręcił tempo. Dobra nauka na przyszłość. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 78:74, 77:75 i 79:73 – wszyscy na korzyść Knyby.

Wcześniej Ioannis Evmorfiadis (2-0, 1 KO) po raz drugi pokonał Dawida Turka (0-2-1), tym razem przez TKO w trzeciej rundzie. Poniżej oczekiwań wypadł Witold Lisek (4-0, 2 KO), który wygrał z Athanasiosem Droutsasem (0-2), ale dziś nie olśnił. Tak jak jeden z sędziów, któremu wyszedł remis 38:38. Na dwóch pozostałych kartach 40:36. Polak rzeczywiście wygrał wszystkie cztery rundy, ale w ringu było więcej chaosu niż boksu.

22 PAŹDZIERNIKA 2022 ROKU [ŚWIERADÓW ZDRÓJ, MB BOXING NIGHT 14]

Absurdalnie zakończyła się gala MB Boxing Night 14. Najpierw ogłoszono zwycięstwo Artjomsa Ramlavsa (15-2, 8 KO), ale za moment to ręka Damiana Wrzesińskiego (26-2-2, 7 KO) powędrowała w górę. Początek walki równy, momentami chaotyczny. Żaden z zawodników nie potrafił zbudować większej przewagi. W piątej rundzie Łotysz posłał „Wrzosa” na deski, ale to tylko zmotywowało Polaka, który w kolejnych starciach zaczął boksować znacznie lepiej. Gdy zabrzmiał ostatni gong, obaj w napięciu oczekiwali na werdykt. A ten był jednomyślny na korzyść Ramlavsa. Problem w tym, że sędziowie zaczęli zgłaszać swoje uwagi, bo okazało się, że supervisor po prostu źle podliczył punkty. Wtedy zaczęła się mała awantura w ringu. Promotor Grabowski wyrywał Łotyszowi pas, promotor Borek starał się obozowi Łotysza coś tłumaczyć, supervisor przepraszał i brał winę na siebie, ale niesmak z pewnością pozostanie. Ostatecznie okazało się, że na kartach sędziów nieznacznie wygrał Damian – 96:93 i dwukrotnie 95:94.

Pół minuty trwała walka Łukasza Wierzbickiego (22-1, 8 KO). Pan Frank Rojas (25-6, 24 KO) najpierw nie popisał się przed walką, a teraz w ringu. Ale oddajmy Łukaszowi to co jego. Rojas nie zrobił wagi półśredniej, potem nie zrobił umownej granicy, a dziś w południe przekroczył trzeci umówiony limit. Łukasz natomiast ukarał go za to wszystko szybką „czasówką”. Już w pierwszej akcji Wierzbicki trafił lewym sierpowym. Rywal cofnął się na liny, tam zainkasował kolejny lewy sierp, a gdy zawisł na linach, Polak dobił go jeszcze jednym ciosem z lewej ręki. Nokaut.

Debiutujący na zawodowym ringu Sebastian Wiktorzak (1-0, 1 KO), jedna z gwiazd naszej reprezentacji, pobił Eduarda Vaisę (4-1, 1 KO). Pięściarz ze Szczecina, ćwierćfinalista zeszłorocznych Mistrzostw Świata, od początku zmieniał pozycję i szukał luki w obronie rywala. W połowie drugiej rundy zranił go lewym hakiem w okolice wątroby, ponowił akcję przy linach i po kolejnym ciosie na korpus było po wszystkim.

Wcześniej Arkadiusz Zakharyan (3-0, 1 KO) kontrolował w pierwszej połowie potyczkę z Paulem Peersem (2-3, 2 KO), potem nieco opadł z sił, ale dowiózł wygraną do końca. Po gongu kończącym szóste starcie sędziowie punktowali na korzyść Polaka 58:56 i dwukrotnie 59:55.

28 PAŹDZIERNIKA 2022 ROKU [RZYM]

Ewelina Pękalska (6-1) przegrała w Rzymie jednogłośnie na punkty z mistrzynią Europy (EBU) wagi super muszej – Stephanie Silvą (7-0). Włoszka od pierwszej rundy imponowała przede wszystkim mądrą pracą lewą ręką i precyzją swoich akcji. Zachowywała przy tym sporą aktywność. 35-letnia Polka miała swoje momenty, ale jej zrywy były mało efektywne. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 97-93 i dwa razy 98-92 – wszyscy na korzyść 27-letniej Włoszki.

29 PAŹDZIERNIKA 2022 ROKU [ZAKOPANE, KNOCKOUT BOXING NIGHT 25]

Koncertowo zaboksował Mateusz Masternak (47-5, 31 KO), pewnie pobił niepokonanego dotąd olimpijczyka Jasona Whateleya (10-1, 9 KO) i nabył prawa pretendenta do tytułu mistrza świata wagi junior ciężkiej. Federacja IBF uznała ten pojedynek za oficjalny i ostateczny eliminator. Stawka więc była ogromna. Ale poza pierwszą rundą, gdy Whateley dwukrotnie złapał Polaka prawym krzyżowym, cała reszta potyczki wyraźnie na konto i korzyść byłego mistrza Europy. Od trzeciego starcia Mateusz regularnie kąsał Australijczyka lewym prostym, podbijając mu szybko oko. Od czwartej rundy dołożył do tego lewy sierpowy i lewy hak pod prawy łokieć. Przewaga wzrastała. Od szóstej rundy, gdy „Master” zaczął wydłużać kombinacje, jedyne pytanie brzmiało, czy ambitny Whateley dotrwa do ostatniego gongu? W siódmej rundzie Australijczyk był liczony, niemal równo z gongiem kończącym dziewiątą odsłonę „pływał” zamroczony po prawym sierpowym, ale pokazał „cohones” i wytrzymał do końca. Po ostatnim gongu sędziowie jednogłośnie wskazali na Masternaka – 117:110, 118:109 i 119:108. Whateley pobity, teraz pora na mistrza – Jai Opetaię (22-0, 17 KO).

Duża, przykra niespodzianka. Niepokonany dotąd Mateusz Tryc (14-1, 7 KO) poległ z niedocenianym, a mocno bijącym Leonardem Carrillo (16-4, 15 KO). Pierwsza runda nie zapowiadała katastrofy. Mateusz zapychał rywala na liny, bił w półdystansie i wygrał pierwsze trzy minuty. Ale już na początku drugiej rundy zainkasował lewy sierpowy. Tryc nie wyciągnął wniosków, Kolumbijczyk kilka sekund później strzelił raz jeszcze lewym sierpem, trafił w okolice czoła i zupełnie odciął Polaka. Nokaut!

Po długiej przerwie Krzysztof Włodarczyk (61-4-1, 41 KO) długo wchodził na swoje obroty, ale jak już w końcu złapał rytm, to zobaczyliśmy starego dobrego „Diablo”. Śliski Cesar Hernan Reynoso (17-18-4, 8 KO) długo sprawiał kłopoty swoją ruchliwością byłemu dwukrotnemu mistrzowi świata. Cały czas zmieniał pozycję, dużo pracował na nogach i dobrze amortyzował ciosy. A Krzysiek czekał, jakby pewny swego, choć z lepszymi rywalami to może okazać się złudne. Rywal z czasem trochę opadł z sił, a wtedy Włodarczyk – konkretnie w szóstej rundzie, trafił prawym podbródkowym, posyłając przeciwnika na deski. Za moment znów prawy podbródkowy i drugi nokdaun. Kilkanaście sekund później „Diablo” poprawił lewym sierpowym, Argentyńczyk po raz trzecie wylądował na deskach, a z jego narożnika poleciał ręcznik na znak poddania.

Adam Balski (17-2, 10 KO) efektownie i szybko powrócił po ciężkiej, przegranej nieznacznie walce z Babiciem i przed momentem rozbił na ringu w Zakopanem Nicolasa Holcapfela (12-10, 10 KO). Pojedynek bez większej historii, zakończył się już po dwóch minutach. Po rozpoznawczej minucie pięściarz z Kalisza po lewym prostym huknął prawym sierpowym za rękawicę w okolice ucha i rzucił rywala na deski. Zamroczony Słowak powstał z trudem na osiem, ale za moment przewrócił się po lewym prostym i walkę zastopowano.

Laura Grzyb (8-0, 3 KO) z kolejną dobrą walką. Polka w dobrym stylu pokonała niezwyciężoną dotąd Marian Herrerię (3-1). Dobrze pracująca na nogach „Grzybowa” lepiej dystansowała niż rywalka. Hiszpanka miała swoje momenty, ale generalnie pojedynek pod dyktando Polki. Szczególnie wtedy, gdy wydłużała kombinację do 3-4 ciosów. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść Laury 77:75, 78:74 i 80:72.

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: MARZEC 2022. OD STĘŻYCY DO BĘDZINA

polski2016

19 MARCA 2022 ROKU [ROCKY BOXING NIGHT, STĘŻYCA]

Kajetan Kalinowski (3-0, 3 KO) wyrasta na nową ciekawą twarz polskiej kategorii cruiser. Pięściarz z Lublina wygrał 8-osobowy turniej, zarobił 50 tysięcy złotych i zagwarantował sobie kontrakt z grupą Krystiana Każyszki. Kalinowski błysnął już w półfinale, gdy bardzo szybko odprawił przed czasem faworyzowanego Igora Jakubowskiego. Dziś naprzeciw niego stanął niepokonany Rafał Rzeźnik (2-1). Ale również poległ w pierwszej rundzie. Kajetan najpierw ściął go z nóg prawym krzyżowym bitym z góry w tempo na unik rywala. Po liczeniu do ośmiu Kalinowski poprawił prawym sierpowym na szczękę i było po wszystkim.

Efektownie wypadł zawodowy debiut Mateusza Polskiego (1-0, 1 KO). Medalista Mistrzostw Europy oraz Igrzysk Europejskich szybko rozprawił się z Tornikem Kandelakim (8-10, 6 KO). Mateusz rozpoczął od kilku mocnych haków na korpus, a gdy rywal próbował odpowiedzieć sierpem, zbierał jego cios na rękawice i szybko odpowiadał z bloku tą samą ręką. W pierwszej akcji drugiej rundy Polski hakiem w okolice wątroby zgiął Gruzina w pół, choć jeszcze wtedy bez liczenia. Pół minuty później ta sama akcja i pierwszy nokdaun. Po liczeniu do ośmiu przeciwnik chronił korpus, więc Mateusz strzelił prawym sierpowym na górę i było po wszystkim.

Wcześniej występujący w wadze ciężkiej Artur Bizewski (3-0, 1 KO) lewym hakiem na wątrobę pod koniec pierwszej rundy znokautował Pawła Sowika (3-10, 1 KO).

Kacper Meyna (8-1, 4 KO) zawodowym mistrzem Rzeczpospolitej Polskiej wagi ciężkiej. Ale nie mogło być inaczej, skoro naprzeciw niego stanął dziś dobijający do pięćdziesiątki Jacek Piątek (11-2, 9 KO). Piątek ostro ruszył do ataku zaraz po gongu. Meyna potrzebował chwili, żeby uporządkować ten chaos i w 80. sekundzie skontrował lewym sierpowym, posyłając przeciwnika na deski. Potem poszedł za ciosem, jeszcze dwa razy przewrócił Piątka i zwyciężył pod koniec pierwszej rundy.

Słabiutko zaboksował niewątpliwie utalentowany Dominik Harwankowski (8-0, 2 KO). Igor Lazarev (8-3, 3 KO) na pewno tej walki nie przegrał, ale z pomocą przyszli sędziowie. I o ile 4:2 w rundach można było podpiąć pod „ściany pomagają”, to pan Tuszyński zrobił „popisówkę”, wyciągając z tego 5:1 – 59:55 i dwukrotnie 58:56.

25 MARCA 2022 ROKU [BABILON BOXING SHOW, OŻARÓW MAZOWIECKI]

To był naprawdę trudny test dla Łukasza Staniocha (9-0, 2 KO). Jego przeciwnik, Haddilah Mohoumadi (23-6-1, 16 KO) wrócił ze sportowej emerytury i podczas walki wieczoru gali w Ożarowie Mazowieckim nie pękał na robocie. – Musimy pracować! – grzmiał po piątej rundzie trener Karol Chabros. Pracy Stanioch miał w ringu naprawdę sporo. Narożnik Staniocha nieustannie chciał uzyskać od swojego podopiecznego ringową aktywność. Zaangażowany w akcje polski pięściarz mógł tym samym stopować zapędy Francuza, który rozpędzał się w ringu, gładko wchodził w półdystans i nacierał na gospodarza. Mohoumadi nic sobie nie robił z ciosów Staniocha i przechodził do ofensywy, postawił na pressing. W czwartej rundzie widać było zakłopotanie Łukasza, zainkasował w niej bardzo dużo uderzeń. Wrócił większą aktywnością w szóstej i siódmej rundzie, ale w ósmej znowu zostawił dużo miejsca rywalowi, który to wykorzystywał. Nie zmienia to faktu, że w wielu momentach Mohoumadi był zawodnikiem lepszym. Po ośmiu rundach sędziowie nie byli zgodni. Dwóch wypunktowało 77-75 na korzyść Staniocha, trzeci zanotował na swojej karcie 78-74 dla Mohoumadiego. Pięściarz ze Szczecina został więc ogłoszony zwycięzcą, co bardzo nie spodobało się jego rywalowi, który po werdykcie pokazał dał wyraz swojemu niezadowoleniu.

Damian Kiwior (9-4-1, 1 KO) zdaniem wielu kibiców jest już rozbitym pięściarzem, a podczas gali w Ożarowie Mazowieckim zmierzył się z niepokonanym, głodnym zwycięstw Lukasem Dekysem (7-0, 3 KO). Mimo że Czech był na pewno duży lżejszy od tarnowianina, to zdecydowanie przewyższał Polaka pod kątem bokserskim. Czeski pięściarz był faworytem tej walki zdaniem bukmacherów, kibiców oraz ekspertów. Wydawało się jednak, że szansą dla Damiana może być jego przewaga fizyczna. Kiwior zawsze zbija dużo kilogramów. Przed pojedynkiem z Jackiewiczem, czyli kilka dni po odwołaniu starcia z Konradem Dąbrowskim, wniósł na wagę ponad 78 kg! (Z Dąbrowskim miał walczyć w umownym limicie 69 kg). Wcześniej z Danielem Rutkowskim ważył 73 kg. Z kolei Dekys jeszcze rok temu bił się w limicie kategorii super lekkiej. I rzeczywiście widać było zdecydowanie, że ciosy niepokonanego Czecha nie robiły większego wrażenia na Kiwiorze, ale Dekys był pięściarzem zdecydowanie szybszym, zwinniejszym. Kiwior próbował zaskakiwać rywala, blokować lewą rekę Dekysa i zadawać prawy sierpowy. Obaj pięściarze nastawili się na jeden mocny cios, obu brakowało chłodnej głowy. Bardzo szybko, bo już w pierwszej rundzie, na twarzach obu pojawiły się rozcięcia. Dwukrotny mistrz Polski seniorów, srebrny medalista turnieju Stamma, mimo zmęczenia, starał się nie ustępować Czechowi i ambitnie wchodzić w półdystans. W piątej odłonie Dekys nabawił się kolejnego rozcięcia, tym razem  policzka. Dla obu pięściarzy najważniejsze było przełamać rywala, ich obrona zeszła na dalszy plan. Trzykrotnie Leszek Jankowiak upominał boksera z Ostrawy za ciosy w tył głowy. – Nie prawy na prawy, bo możesz się nadziać! – przekonywał w narożnika Kiwiora jego trener. W końcówce Dekys zaczął zadawać więcej lewych prostych, chciał usypiać Kiwiora i na końcu zadawać prawe sierpowe. Kiwior przed dziewiątą rundą zapytał swój narożnik czy te rundy wygrywa – team odpowiadał mu, że musi bardziej akcentować każdą rundę, zadawać więcej uderzeń, nawet na gardę. Kiwior mimo prognoz wytrzymał kondycyjnie do końca walki, ale na punkty przegrywał. Pojedynek był brudny, pełny szarpaniny, wpadania w siebie. Po dziesięciu rundach brudnego boksu sędziowie jednogłośnie na punkty (97-93 Robert Gortat, 96-94 Arkadiusz Małek, 99-91 Przemysław Moszumański) wskazali na zwycięstwo Lukasa Dekysa.

26 MARCA 2022 ROKU [KNOCKOUT PROMOTIONS, BIAŁYSTOK]

Efektownie wypadł debiut Kamila Szeremety (22-2-1, 6 KO) na ringu w swoim mieście – Białymstoku. Obijany przez niemal całą walkę Sasza Jengojan (45-9-1, 26 KO) skapitulował w ostatnich sekundach. Były mistrz Europy wagi średniej dominował od początku. Już w pierwszej rundzie trafił długim prawym krzyżowym. W drugiej i trzeciej trafiał w zwarciu. Od połowy potyczki pojedynek był już bardzo jednostronny. W siódmej odsłonie Jengojan cierpiał po lewym haku na korpus. W ósmej jego twarz przypominała już krwawą maskę. Ostatnie minuty to była walka o przetrwanie. Niestety dla niego Kamil podkręcił tylko tempo, ładował cios za ciosem i na samym finiszu do akcji wkroczył sędzia.

Paweł Stępień (17-0-1, 12 KO) pokonał, nie bez trudu, Ezequiela Madernę (27-8, 17 KO). Pięściarz ze Szczecina rozegrał pojedynek w swoim stylu. Boksował z luzu, wydłużał serie i tylko ostatnio cios był uderzany z pełną mocą. Różnicowanie sił to zaleta Pawła, z drugiej strony czasem wydaje się, że wystarczyłoby tylko podkręcić mocniej tempo. Od połowy Stępień szukał konsekwentnie lewego haku pod prawy łokieć, ale rywal nie dał sobie zrobić większej krzywdy. Paweł tym bardziej… Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na jego korzyść stosunkiem głosów dwa do remisu – 76:76 i dwukrotnie 77:75. Znów – niby pełna kontrola w ringu, a na własne życzenia punktacja „ciasna”.

Wcześniej Laura Grzyb (6-0, 3 KO) pewnie wypunktowała na dystansie sześciu rund Vanesę Caballero (4-14-3).

Rafał Wołczecki (6-0, 4 KO) pewnie kroczy przez zawodowe ringi. Przed momentem porozbijał, choć wygrał „tylko” na punkty z Mateo Damianem Veronem (29-28-3, 8 KO). Znany z mocnego uderzenia wrocławianin od razu starał się skrócić dystans, jednak doświadczony w sześćdziesięciu walkach zawodowych pozostawał ruchomym celem. Rafał zaczynał więc akcje od dołów i już w końcówce drugiej rundy trafił lewym hakiem na górę. W połowie trzeciego starcia Wołczecki przewrócił przeciwnika akcją lewy-prawy. Po liczeniu do ośmiu nie podpalał się jednak i konsekwentnie boksował swoje. Tuż przed gongiem na przerwę przepuścił lewy rywala i znów trafił mocno prawą ręką. Podobna sytuacja miała miejsce czwartej odsłonie. Rafał równo z gongiem huknął lewym sierpowym. Veron dwa metry do narożnika – zygzakami, szedł dobre kilka sekund. Minuta przerwy okazała się zbawienna dla Argentyńczyka. W piątej i szóstej rundzie zbierał lanie, lecz dotrwał do końca. Sędziowie punktowali 60:53, 59:55 i 57:56 (????) – wszyscy na korzyść Wołczeckiego.

Piotr Łącz (3-0, 3 KO) udanie zadebiutował w grupie KnockOut Promotions. Występujący w wadze ciężkiej zawodnik zastopował w drugiej rundzie Abdulnasera Delalicia (6-7, 5 KO). Polak w swoim stylu ostro ruszył na rywala, który stanął za podwójną gardą i oparty o liny praktycznie tylko się bronił. A Łącz starał się przebić się przez rękawicę sierpami bądź hakami na dół. Bośniak z niemieckim paszportem w połowie drugiej rundy zdał sobie chyba sprawę, że nie warto dostawać po głosie, zgłosił kontuzję ręki i pojedynek zastopowano

26 MARCA 2022 ROKU [POLSAT BOXING PROMOTIONS, BĘDZIN]

W walce wieczoru szóstej gali z cyklu Polsat Boxing Promotions Marcin Siwy (25-0, 12 KO) musiał się sporo napocić, by wyciągnąć zwycięstwo w walce z Rydellem Bookerem (26-5-1, 13 KO). Początek stał pod znakiem lewych prostych Bookera, które rzadko dochodziły do celu. Amerykanin spróbował też kombinacje lewy prosty-prawy prosty, ale i to Siwy zdołał zebrać na rękawice, aż sam spróbował ciosu na dół, który był celny. Polak zaakcentował też końcówkę, zasypując kombinacją Bookera, który wyszedł jednak bez szwanku. W rundzie drugiej zaczął się festiwal zapasów, Siwy próbował ciosów na dół, z których niektóre dochodziły do celu. Kolejne minuty to jeden wielki ciąg klinczów, między którymi Siwy próbował kombinacji, a Amerykanin bił pojedynczymi ciosami, próbował też złapać rywala na prawy podbródkowy. W czwartej rundzie „Rock n’ Rye” jeszcze bardziej obniżył aktywność, choć Polak nie mógł się do niego dobrać. Runda dla Siwego, ale większość ciosów nie dochodziła do celu.
W rundzie piątej Polak przeprowadził małą zmianę w swoim boksie. Po każdej serii wpadał w klincz, co z jednej strony nie było przyjemne dla oka, ale pozwalało mu zneutralizować prawy podbródkowy rywala. Booker skupiony na pojedynczych ciosach, najwięcej roboty w tej odsłonie miał chyba sędzia Robert Gortat. Następna runda zaczęła się od próby trafienia łokciem przez Siwego, Booker trochę podkręcił tempo, ale to Siwy trafiał celniej (choć rzadko).  Booker trafił za to dobrym prawym sierpowym w rundzie siódmej, choć znów to Polak był stroną atakująca. Rzucało się też w oczy zmęczeniu obu pięściarzy. Niemal identycznie wyglądała końcówka – Siwy próbował kombinacji, które nie należały do najcelniejszych. Booker nie bił prawie wcale, ale nie dawał sobie chociaż zrobić krzywdy. Pojedynek był przeciętny, za to dosyć łatwy do oceny. Wszyscy trzej sędziowie punktowali to dla Polaka – sędzia Bubak 78:74, sędzia Godoń 80:72, sędzia Jankowiak 79:73.

Kolejny bardzo dobry występ Ihosvany’ego Garcii (7-0, 6 KO), który znów pokazał nieprzeciętne umiejętności i moc w pięściach. Przed chwilą w trzeciej rundzie poznał ją Patrick Rokohl (22-1, 16 KO). Zaczęło się spokojnie, choć przeważającą stroną był Kubańczyk i to jemu należy zapisać pierwszą rundę. Na początku drugiej Garcia próbował zaatakować prawym sierpem, ale spudłował. Pod koniec odsłony kombinacja prawy prosty – lewy bezpośredni i ten drugi cios został ulokowany na głowie Niemca, który wyraźnie odczuwał ciosy Garcii. Koniec przyszedł już w rundzie trzeciej. Zaczęło się od mocnego ciosu Garcii na dół, po którym zdecydował się przyspieszyć. Po lewym sierpowym Rokohl po raz pierwszy wylądował na deskach, wstał na miękkich nogach. Próbował klinczować, lecz po chwili zamarkowany prawy i mocny lewy sierp znów na jego szczęce. Sędzia Jankowiak zakończył pojedynek po trzecim nokdaunie, gdy Niemiec został zasypany ciosami w narożniku. Mocny akcent Kubańczyka, który udowadnia, że naprawdę warto w niego inwestować.

Cenne rundy wpadły przed momentem Pawłowi Czyżykowi (8-1, 1 KO), który pewnie wypunktował twardego Włocha Lucę Spadacciniego (7-3-3, 3 KO). Pierwsza runda zaczęła się od ładnego zrywu Czyżyka, który szachował rywala ciosami na górę i na dół. Gość próbował się odgryźć, ale poza jednym lewym prostym nie można było mówić o konkretach – precyzyjniejsze były jaby „Furii”. Druga odsłona to znów przewaga Polaka, który nadział się jednak na kilka ciosów z lewej ręki Spadacciniego. W trzeciej rundzie zarysowała się przewaga szybkości Polaka, choć trzeba przyznać, że Włoch o groźniej nazwie „War Machine” regularnie trafiał lewą ręką. Ostatnia minuta to typowe zwarcie połączone z klinczami, co wydawało się męczyć pięściarza z Lubina. Było to sześć minut na jego korzyść, ale nie możemy mówić o jednostronności. Na początku następnej odsłony Czyżyk próbował zamknąć rywala w narożniku, co skończyło się jednak fiaskiem. Polak pokazał za to więcej luzu, przynajmniej przez pierwsze półtorej minuty. W piątej rundzie największą atrakcją był chyba zwisający kawałek bandaża z lewej rękawicy Włocha, choć znów to Czyżyk wydawał się stroną przeważającą. To także Polak wygrał szóstą odsłonę, wydłużając dystans i szachując lewym prostym, na którego rywal nie potrafił znaleźć recepty. W siódmej rundzie słyszeliśmy tylko rady z narożnika Polaka, mówiące o podniesieniu prawej ręki, biciu lewym prostym i próbach kombinacji góra-dół. Włoch przejawiał już naprawdę spore zmęczenie, ale spróbował zaakcentować końcówkę. Przed ostatnią rundą cenna rada od trenera Makowskiego, który zasugerował swojemu podopiecznemu, iż rywal z Włoch będzie „leciał do przodu”. Tak też faktycznie się stało, ale wszystkie te ciosy Czyżyk spokojnie wychwytywał, nie dając sobie krzywdy. Jednogłośne zwycięstwo Polaka i wartościowe osiem rund po półtorarocznej przerwie.

Wcześniej Radomir Obruśniak (6-0, 2 KO) zdał kolejny test, wygrywając na dystansie ośmiu rund z doświadczonym Meksykaninem Diego Fabianem Eligio (22-7-1, 9 KO). Rywal z zagranicy uparcie parł do półdystansu, momentami robiąc z walki chaotyczny bój. Obruśniak bił raczej rzadziej, natomiast jego uderzenie były precyzyjniejsze. Sędziowie raz jeszcze jednogłośni – 79:72 i dwukrotnie 78:73 na korzyść pięściarza z Białogardu.

Kewin Gibas (4-0, 3 KO) ostro natarł na reprezentującego Mołdawię Eugeniu Bata (1-1), co już od drugiej rundy przyniosło wymierny skutek. Szkoda tylko, że Polak bił rywala, gdy ten klęczał na macie ringu. Gibas wygrał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie.

W drugim pojedynku imprezy wydawało się, że lepiej zaczął Niko Zdunowski (2-0-2), końcówkę zaakcentował Artur Gierczak (2-2-1, 1 KO), który wykorzystał problemy kondycyjne rywala. Sędziowie byli zgodni – 38 do 38 – mamy remis.

Gracjan Królikowski (2-2-1, 1 KO) narzucił mocne tempo już od samego początku, lecz Denis Mądry (7-7, 2 KO) przetrwał i ostatecznie zastopował w ostatniej rundzie zmęczonego już oponenta.

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: GRUDZIEŃ 2021. OD WARSZAWY DO RADOMIA

mateusz_tryc_02

10 GRUDNIA 2021 ROKU [POLSAT BOXING PROMOTIONS, WARSZAWA]

Po pierwszej dziesiątce pod koniec sierpnia dziś Radomir Obruśniak (5-0, 2 KO) spotkał teoretycznie najtrudniejszego rywala w karierze. Ale doświadczony Caril Herrera (41-6, 25 KO) nie postawił się tak mocno, jak chyba wszyscy zakładaliśmy. Obaj panowie szybko wzięli się do pracy, ale to Radomir kończył wymiany celnym ciosem, najczęściej długim lewym krzyżowym. W drugiej połowie trafił akcją prawy-lewy i rywal powinien być liczony, gdyż podparł się rękawicą. Nie zauważył tego jednak sędzia Grzegorz Molenda, który stał akurat za plecami zawodników. W trzecim starciu Obruśniak rozwinął swoje akcje w dłuższe kombinacje i zaczął zyskiwać coraz większą przewagę. W czwartym po konsultacji z lekarzem pojedynek został zastopowany, a sędzia ogłosił wygraną Radomira przez TKO.

Niespełna dwie minuty trwała kolejna walka Marcina Siwego (24-0, 12 KO). Nasz czołowy zawodnik wagi ciężkiej szybko przejechał się po Adnanie Deronji (7-3, 5 KO). Już w 20. sekundzie pięściarz z Częstochowy trafił mocnym lewym sierpowym. Potem kąsał Bośniaka lewym prostym, aż w końcu wystrzelił po tym lewym prawym sierpowym na szczękę i było po wszystkim. Co prawda Deronja powstał na osiem, ale wciąż był zamroczony i sędzia Krzysztof Bubak zatrzymał dalszą potyczkę.

Wcześniej Osleys Iglesias (4-0, 4 KO) – kolejny Kubańczyk na naszym rynku, w 72 sekundy pokonał przestraszonego i słabego Rafaela Sosę Pintosa (61-17, 24 KO).

Kewin Gibas (3-0, 2 KO) odprawił przed czasem Ondreja Schildera (2-2, 2 KO), ale to Czech lepiej wszedł w walkę i zepchnął młodego Polaka do odwrotu. – Nie może dać mu się rozpędzić, kiedy to on się cofa, wygląda dużo gorzej – mówił w narożniku Grzegorz Proksa. – On bije jak c*pa – „uspokajał” trenera Gibas. – No to mi to teraz pokaż – odpowiedział Proksa. No i pokazał. Kewin na początku drugiej rundy mocnym prawym sierpowym posłał przeciwnika na deski, a w zasadzie na liny. Po liczeniu do ośmiu dodał jeszcze jedno mocne uderzenie i zamroczonego Schildera poddał sędzia Grzegorz Molenda.

Na początek imprezy Gracjan Królikowski (2-1-1, 1 KO) wygrał na kartach wszystkich sędziów 40:35 z debiutantem Damianem Uspińskim, a Miłosz Grabowski (1-0) pokonał niejednogłośnym werdyktem Marcina Latochę (0-1) – 39:37, 37:39, 39:37.

10 GRUDNIA 2021 ROKU [KAPEO ROCKY BOXING NIGHT, ŻUKOWO]

Evander Rivera (5-0-1, 2 KO) zremisował po sześciu rundach z Kacprem Salaburą (3-1-1) w pojedynku wieczoru gali Rocky Boxing Night w Żukowie. Wcześniej swoje walki wygrali między innymi Adam Szczypior (9-0, 3 KO), Max Miszczenko (8-2, 3 KO) oraz Damian Tymosz (6-1-1, 3 KO). Początek walki wieczoru należał do Kubańczyka, ale z czasem Salabura szedł coraz bardziej do przodu, wbijał się w półdystans i tam sprawiał kłopoty Riverze. Kubańczyk nie potrafił w pełni ustawiać Polaka lewym prostym, ale jego ciosy były celniejsze, szczególnie te na tułów. Rivera był szybszy, bardziej dynamiczny i celniejszy. Salabura z kolei skracając dystans realizował swoją taktykę. Stojący w narożniku Salabury Jerzy Galara chciał ciągłej ofensywy ze strony swojego podopiecznego, domagał się większej aktywności. Tę aktywność bardzo mocno Salabura pokazał w trzeciej oraz czwartej odsłonie. W piątej rundzie Salabura nadal napierał na przeciwnika, ale nadziewał się na kolejne celne uderzenia ze strony kubańskiego pięściarza. Rivera nie pokazał się ze świetnej strony, oddawał pole Salaburze, chętnie czekał na ciosy w półdystansie – był oczywiście lepszy, precyzyjniejszy, szybszy, ale nie pokazał w pełni swoich umiejętności, był chwilami zbyt pasywny. Ostatecznie pojedynek zakończył się remsiem – dwaj sędziowie wypunktowali 57-57, jeden 58-56 na korzyść Kubańczyka. Ta ostatnia punktacja była chyba najbliższa prawdy, nieco lepszym pięściarzem był w ringu Rivera.

Rezultaty walk:
Waga super półśrednia, 6 rund: Evander Rivera (5-0-1, 2 KO) DRAW 6 Kacper Salabura (3-1-1)
Waga średnia, 8 rund: Adrian Szczypior (9-0, 3 KO) UD 8 Sandro Jajanidze (10-24-2, 8 KO)
Waga super lekka, 6 rund: Damian Tymosz (6-1-1, 3 KO) MD 6 Tornike Kandelaki (8-9, 6 KO)
Waga półciężka, 6 rund: Max Miszczenko (8-2, 3 KO) UD 6 Damian Smagieł (1-3) jednogłośną decyzją sędziów
Waga lekka, 6 rund: Dominik Harwankowski (7-0, 2 KO) UD 6 Irakli Shariashvili (7-10-1, 2 KO)
Waga ciężka, 4 rundy: Artur Bizewski (2-0) UD 4 Piotr Balcerzak (0-2)
Waga super średnia, 4 rundy: Mykoła Nomerowskij (4-0, 2 KO) KO 1 Kornel Cendrowski (0-4)
Waga uper lekka, 4 rundy: Carlos Bori (1-0, 1 KO) TKO 4 Pavlosa Paisiosa (2-2, 2 KO)
Waga super kogucia, 6 rund: Angelika Krysztoforska (3-0, 1 KO) TKO 3 Tetiana Pereventseva (0-4)
Waga półciężka, 4 rundy: Cristian Lopez (1-0) UD 4 Przemysław Binienda (2-32)
Waga ciężka, 6 rund: Kacper Meyna (7-1, 2 KO) TKO 2 Tamaz Zadisvili (7-21-1, 3 KO)

17 GRUDNIA 2021 ROKU [CHALLENGER`S BOXING NIGHT BY KNOCKOUT, WYSZKÓW]

W pojedynku wieczoru gali Challenger’s Boxing Night by KnockOut w Wyszkowie Mateusz Tryc (13-0, 7 KO) pokonał jednogłośnie na punkty Javiera Francisco Maciela (33-15, 23 KO). Polski pięściarz od początku do końca kontrolował walkę, ale jego rywal z Argentyny nie dał sobie zrobić większej krzywdy. Scenariusz tej walki był bardzo łatwy do rozczytania. Maciel postawił na defensywę i unikanie mocnych ciosów. Sporo uderzeń było niecelnych. Tryc w ostatnich rundach zmieniał pozycję na odwrotną, szukał różnych rozwiązań, aby wygrać z Macielem przed czasem, ale Argentyńczyk sprytnie unikał inkasowania mocniejszych uderzeń. Podopieczny Huberta Migaczewa chciał lewym prostym ustawiać swojego przeciwnika, dokładał do tego prawy sierpowy. Narożnik Argentyńczyka doradzał swojemu zawodnikowi wyprzedzanie Tryca. Jak słusznie zauważył współkomentujący galę Knockoutu Janusz Pindera, dla Maciela podczas walk w Polsce kluczem jest to, aby nie zaliczyć większego uszczerbku na zdrowiu i nie zostać zbity. Dlatego szuka w nich sprytu, uników, klinczu, pochyleń – wszystko po to, aby nie zostać zraniony. Brakuje jednak ofensywnych działań ze strony Argentyńczyka. U polskiego pięściarza zabrakło postawienia kropki na i na tle wyraźnie zmęczonego Maciela. W ostatniej dziesiątej rundzie Tryc podkręcił tempo, zadał akcje rozpoczynającą się podwójnym prawym prostym, kończąc lewym na korpus, szukał jeszcze szansy na zranienie argentyńskiego przeciwnika i wygranie przed czasem. Ostatecznie Mateuszowi nie udało się zrobić „czasówki”, ale sędziowie byli zgodni i wszyscy trzej wypunktowali zwycięstwo polskiego pieściarza (2x 100-90, 99-91).

Początek niezły, szybki nokdaun, ale od czwartej rundy czegoś zdecydowanie zabrakło. Maciej Sulęcki (30-2, 11 KO) pokonał Fouada El Massoudiego (17-16-1, 2 KO) i wrócił między liny po prawie szesnastu miesiącach przerwy. Do poprawy jest jednak naprawdę wiele. Ostatni pojedynek „Striczu” stoczył w sierpniu 2020 r. w Suwałkach. Dzisiejsza walka wyszła bardzo spontanicznie, wypadł z powodu kontuzji Krzysztof Głowacki, przeniesiono w konsekwencji galę do Wyszkowa, zorganizowano Mateuszowi Trycowi starcie wieczoru, a do karty walk dokooptowano duże polskie nazwisko, czyli Sulęckiego. „Striczu” początek miał niezły, zwycięstwo nie było zagrożone, ale Sulęcki był ospały, brakowało szybkości i nawet posłanie na deski Francuza nie zmieniło średniego obrazu walki i postawy byłego pretendenta do tytułu mistrza świata WBO wagi średniej. Na kartach punktowych nie było wcale widać dużej przewagi Sulęckiego, choć trzej sędziowie jednogłośnie wskazali na Macieja Sulęckiego (2x 77-74, 78-73). Plusy tej walki dla Maćka? Powrót między liny po 16 miesiącach, powrót do boxrecowego rankingu w wadze średniej i być może duże oferty na stole w 2022 roku. Z tym ostatnim jednak chyba warto się wstrzymać i stoczyć dodatkowo minimum jedną walkę wczesną wiosną nad Wisłą. Czas wrócić do większej aktywności.

Adam Balski (16-1, 9 KO) pokonał Wadyma Nowopaszyna (6-4, 2 KO) w pojedynku wagi junior ciężkiej. Była to pierwsza walka Balskiego od czasu porażki z Mateuszem Masternakiem w maju tego roku. Balski ostro zaczął, trafił kilkoma mocnymi kombinacjami, a następnie soczystym prawym prostym, po którym Nowopaszyn padł na deski. Zdołał wstać, po czym Polak zasypał go kolejnymi uderzeniami. Gonił Ukraińca od narożnika do narożnika i ładował w niego ile wlezie. Trochę za bardzo na siłę, bo można było skończyć ten pojedynek na chłodno już w pierwszym starciu. Nowopaszyn próbował w drugiej rundzie wywierać presję za podwójną gardą i lewym prostym, ale to była woda na młyn dla Balskiego, który ciekawymi seriami uderzeń regularnie trafiał przeciwnika w różnych płaszczyznach. Pokazał kilka efektownych i skutecznych manewrów na nogach, ale miał też momenty przestoju. W trzecim starciu Balski podwajał i potrajał lewy prosty, co podobało się trenerowi Andrzejowi Liczikowi. Po chwili rozluźnienia Polak wystrzelił potężnym lewym sierpowym – Nowopaszyn był ponownie zraniony, ale wciąż się trzymał i atakował. W czwartej rundzie przyjął mocny, bezpośredni lewy sierpowy, a potem kolejny prawy. Balski boksował swobodnie i chwilami bawił się w ringu, choć w jego poczynania czasami wkradał się chaos. Pod koniec rundy zerwał się i trafił serią kilkunastu mocnych ciosów, ale Nowopaszyn nie padł, a sędzia Arkadiusz Małek nie przerwał walki. Runda numer pięć była przez półtorej minuty spokojna, po czym Balski przyjął kilka ciosów rywala na gardę i mocno odpowiedział. Trzeba przyznać, że Ukrainiec imponował twardością i wolą walki, choć był deklasowany. Polak punktował w szóstej odsłonie lewym prostym i demonstrował przyśpieszenia, które mogły się podobać. Niespodziewanie Nowopaszyn zdołał wdać się z Polakiem w kilka wymian i trafił nawet prawym w półdystansie w rundzie siódmej, chociaż Balski nadal miał nad walką całkowitą kontrolę. W ostatniej odsłonie Polak jeszcze kilka razy próbował skończyć pojedynek przed czasem i ranił Ukraińca. Nie udało się jednak dokończyć roboty, mimo że werdykt mógł być tylko jeden. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 80-70 i dwa razy 80-71 – wszyscy dla Balskiego.

Rywalizujący w wadze średniej Rafał Wołczecki (5-0, 4 KO) na gali Challenger’s Boxing Night by KnockOut w Wyszkowie pokonał przed czasem Białorusina Siergieja Huliakiewicza (43-15-2, 17 KO). Przewaga siły Wołczeckiego była od początku bardzo widoczna i białoruski weteran czuł niemal wszystkie ciosy Polaka. Po jednym z uderzeń na korpus był wyraźnie zraniony, ale zdołał przetrwać pierwszą rundę. W drugiej Huliakiewicz pokazał kilka starych trików i zdołał dwukrotnie trafić Rafała prawą ręką. W końcu Polak trafił jednak lewym na wątrobę, a Białorusin przyklęknął i został wyliczony. Bombardier z Wrocława idzie więc nadal jak burza i pora chyba zacząć przymierzać się do poważniejszych wyzwań.

17 GRUDNIA 2021 ROKU [BABILON BOXING SHOW, RADOM]

Paskudna kontuzja Daniela Rutkowskiego (2-2) po uderzeniach głową Damiana Kiwiora (8-3-1, 1 KO) nie uchroniła pięściarza z Tarnowa przed porażką z zawodnikiem KSW na gali Babilon Boxing Show w Radomiu. Na przestrzeni sześciu rund pięściarz z Radomia był zdecydowanie lepszym pięściarzem od Kiwiora i zasłużenie został uznany za zwycięzcę. Kiwior nie miał pomysłu na pokonanie Rutkowskiego. W jednej z akcji wpadł „z byka” w zapaśnika i zawodnika MMA, w konsekwencji pojawiło się rozcięcie pod okiem Daniela. W szóstej rundzie doszło do kolejnego rozcięcia po uderzeniu głową i sędzia Gortat po reakcji i analizie lekarza przerwał pojedynek. Dwaj sędziowie punktowi do czasu przerwania mieli na swoich kartach zwycięstwo Rutkowskiego, jeden wypunktował remis. Kiwior idzie niestety drogą Michała Syrowatki i powinien poważnie zastanowić się nad bokserską przyszłością. Z kolei Rutkowski znajdzie teraz czas na odpoczynek, aby wiosną prawdopodobnie zmierzyć się w drugim pojedynku dla organizacji KSW. Czy potem dojdzie do jego kolejnych starć w boksie? Po dzisiejszym zwycięstwie prawdopodobnie tak. Kto będzie jego kolejnym, bokserskim rywalem? Może Adam Szczypior od Krystiana Każyszki?

Michał Syrowatka (23-6, 8 KO) został rozbity i przegrał boleśnie przed czasem z Lukasem Dekysem (6-0, 3 KO). To zdecydowanie powinien być ostatni pojedynek w karierze pięściarza z Ełku. Rozbicie Michała widzieliśmy już w jego poprzednich walkach. Dziś w Radomiu formalności zostały dopełnione – Czech był stroną dominującą od początku, był zdecydowanie szybszy. Wprawdzie Syrowatka w pierwszych minutach trzymał wysoko gardę, ale nie nadążał za sprytnym Dekysem. Pod koniec pierwszej rundy Michał przyjął kilka ciosów sierpowych, z tym najbardziej widocznym zadanym z lewej ręki. W drugiej odsłonie Dekys jeszcze bardziej przyspieszył, zadawał więcej ciosów, po prawym sierpowym Syrowatka zaliczył pierwsze deski. Drugie zanotował w trzeciej odsłonie, po drugim nokdaunie Polak wstał, ale szybko stracił kontrolę nad ruchami i sędzia ringowy Robert Gortat bardzo słusznie przerwał pojedynek. Michał poważnie powinien zastanowić się nad zakończeniem kariery.

Wyniki pozostałych walk:
Wiktoria Sądej (2-1, 1 KO) TKO 3 Nino Gviniashvili (1-7, 1 KO)
Maksim Hardzeika (11-0, 4 KO) MD 8 Patrik Balaz (4-2, 1 KO) (2x 77-75, 76-76)

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: LISTOPAD 2021. OD RUDY ŚLĄSKIEJ DO OSTROŁĘKI

diablo01

5 LISTOPADA 2021 ROKU [SILESIA BOXING SHOW, RUDA ŚLĄSKA]

W Rudzie Śląskiej między linami pokazało się dwóch znanych i naprawdę dobrych polskich pięściarzy – Norbert Dąbrowski (24-9-2, 11 KO) oraz Robert Talarek (25-14-3, 16 KO).

Problem w tym, że sparingi mieli pewnie trudniejsze niż dzisiejszych rywali. Nie mogło się to więc skończyć inaczej. „Noras” pokonał w czwartej rundzie Przemysława Biniendę (2-31, 2 KO), który obchodził swój mały „jubileusz” – trzydziestą porażkę z rzędu! Z kolei najmocniej bijący górnik w naszym kraju (no może obok Pawła Czyżyka…) – Talarek, zastopował w drugiej odsłonie George Aduaszwilego (19-39-2, 8 KO). Seria Gruzina jest mniej okazała – to dopiero jedenasta porażka z rzędu, za to wszystkie jedenaście przegrał przed czasem.

6 LISTOPADA 2021 ROKU [GIA 3, NOWY SĄCZ]

W daniu głównym gali GIA 3 w Nowym Sączu jubileuszowe zwycięstwo zanotował Krzysztof Włodarczyk (60-4-1, 40 KO), który odprawił Maximiliano Jorge Gomeza (29-6, 13 KO).

„Diablo” zrzucił z siebie rdzę w lipcu i dziś od początku ruszył do ataku, z czym różnie bywało w ostatnich walkach. Tuż przed końcem pierwszej rundy po lewym haku na korpus uderzył mocnym lewym sierpowym na górę. To ostudziło zapał Argentyńczyka, który w drugiej odsłonie skoncentrował się tylko na defensywie i ucieczce. W trzeciej były dwukrotny mistrz świata wagi junior ciężkiej przewrócił rywala krótkim lewym sierpowym w półdystansie. W czwartym starciu Włodarczyk odwrócił kolejność, najpierw postraszył lewym na górę, po czym strzelił lewym hakiem w okolice wątroby. Zapiekło i Gomez musiał przyklęknąć. Argentyńczyk dotrwał jeszcze do gongu, jednak do piątej rundy już nie wyszedł.

Wcześniej miejscowy Łukasz Pławecki (3-0-1, 1 KO) zremisował z Radoslavem Estocinem (8-2-1, 3 KO) ze Słowacji na dystansie sześciu rund.

Kamil Gardzielik (14-0, 3 KO) zakończył walkę z jednym okiem, ale wygrał z Nicolasem Luque Palaciosem (12-9-1, 1 KO). W pierwszej rundzie wydawało się, że Kamil samym lewym prostym uprzykrzy rywalowi życie, ten jednak wrócił do gry w drugiej odsłonie, przebijając się dwa razy przez gardę prawym sierpowym. Potem rundy wygrywał Gardzielik, choć pojedyncze udane akcje Argentyńczyka sprawiły, że prawa powieka zaczęła puchnąć. Podopieczny Andrzeja Liczika podkręcił tempo w siódmym starciu, do swojego arsenału dodał kilka mocnym ciosów na korpus, a musiał się śpieszyć, gdyż prawe oko miał już prawie zamknięte. Sprawa się komplikowała, Palacios radził sobie coraz odważniej i po ostatnim gongu walka okazała się ciasna na kartach punktowych – 98:92 i dwukrotnie 96:94.

Wcześniej Mateusz Wojtasiński (2-0, 1 KO) ograł Mariusa Cola (2-6). Lepiej wyszkolony technicznie wrocławianin przepuszczał sierpy rywala i kontrolował go z dystansu ciosami prostymi, jednak w czwartej rundzie nieco osłabł i do głosu coraz częściej dochodził przeciwnik. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść Wojtasińskiego 40:36 i dwukrotnie 39:37.

21 LISTOPADA 2021 ROKU [POLSAT BOXING PROMOTIONS, TORUŃ]

W walce wieczoru gali w Toruniu Ihosvany Garcia (6-0, 5 KO) efektownie rozprawił się z twardym przecież Przemysławem Gorgoniem (14-8-1, 5 KO).

Od początku uwidoczniła się spora przewaga szybkości Kubańczyka, który kąsał lewym prostym i polował prawym sierpowym. W drugiej rundzie dodał do swojego arsenału również prawy hak na korpus. W końcówce czwartej trafił w akcji prawy na prawy w okolice ucha, posyłając Polaka na deski. Przemka wyratował jednak gong na przerwę. W połowie piątego starcia Gorgoń porozbijany i krwawiący spod oka Przemek przyklęknął i dał się policzyć do ośmiu. Za moment znów był na macie, tym razem po szybkim lewym prostym. Wszystko skończył czwarty nokdaun – tym razem po prawym haku na żebra.

Marcin Siwy (23-0, 11 KO) efektownie rozpoczął współpracę z grupą Polsat Boxing Promotions, bijąc już w pierwszej rundzie doświadczonego journeymana Marcelo Nascimento (18-21, 16 KO). „Ciężki” z Częstochowy agresywnie wszedł w swojego rywala podwójnym lewym prostym, a gdy już skrócił dystans, bił konsekwentnie prawym na dół, po którym od razu szukał lewego sierpowego. Trafił tak kilka razy, aż w końcówce pierwszej odsłony huknął dla odmiany prawym sierpowym. Ten cios rozciął rywalowi skórę pod okiem i odebrał ochotę do kontynuowania potyczki.

Wcześniej Remigiusz Runowski (2-0-1, 1 KO) dostał przedwczesny prezent mikołajkowy od sędziów w postaci remisu z Jarosławem Petriczenką (1-0-1, 1 KO). Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 39:38, 38:39 i 38:38. Po wszystkim obaj wyrazili chęć rewanżu. Plus jest taki, że 18-letni Runowski takimi walkami może pójść w górę.

Na otwarcie gali Polsat Boxing Promotions w Toruniu solidny niegdyś junior – Konrad Kozłowski (2-0), pokonał debiutującego na zawodowym ringu Denisa Makowskiego. Brązowy medalista ME Juniorów z 2015 kontrolował przeciwnika lewym prostym. W końcówce trzeciej rundy Białorusin miał kryzys i było blisko liczenia, jednak wyratował go gong, a minuta przerwy starczyła na złapanie drugiego oddechu. Po ostatnich gongu wszyscy sędziowie punktowali 40:36 na korzyść Kozłowskiego.

Potem Gracjan Królikowski (1-1-1, 1 KO) zaczął nawet nieźle pierwszą rundę, potem jednak lepiej wyszkolony i mający szerszy wachlarz Siergiej Szwec (3-1, 2 KO) przejął kontrolę nad pojedynkiem, zwyciężając na kartach sędziów 40:36 i dwukrotnie 39:37.

26 LISTOPADA 2021 ROKU [TYMEX BOXING NIGHT 19, RADOMSKO]

W walce wieczoru Tymex Boxing Night 19 w Radomsku Robert Parzęczewski (28-2, 17 KO) wygrał po trudnej, taktycznej potyczce z Tarasem Gołowiaszczenką (6-5, 3 KO).

„Arab” zaczął z przytupem. Trafił lewym hakiem na wątrobę i na twarzy Ukraińca pojawił się grymas bólu. Robert jednak nie podkręcił tempa, czego mógł potem żałować, bo rywal był do skończenia. Potem walka się uspokoiła. Obie strony czekały na błąd tego drugiego i momentami przypominało to ostrzejszy sparing. W ósmej rundzie Gołowiaszczenko podkręcił tempo, przeprowadził dłuższy atak, jednak Robert zbierał jego ciosy na blok bądź przepuszczał, choć przy swojej bierności tę rundę zapewne przegrał. Do samego końca pojedynek już się nie rozwinął, a sędziowie mieli trudny orzech do zgryzienia. Po ostatnim gongu punktowali 95:95, 96:94 i 97:93 – stosunkiem głosów dwa do remisu zwyciężył Parzęczewski.

Damiana Jonaka (41-1-2, 21 KO) na pewno nie chronią w Polsce ściany. Dziś walczył dobrze i choć miał kryzys kondycyjny, to zrobił nieco więcej niż Andrew Robinson (25-5-2, 7 KO). Sędziowie orzekli jednak remis. Damian mocno wszedł w ten pojedynek, bijąc z obu rąk na dół i górę. W drugiej rundzie lewym hakiem na korpus zranił Anglika, a w trzeciej po prawym podbródkowym miał go już na przysłowiowym widelcu. Niestety przerwał mu gong. Robinson obudził się dopiero w drugiej połowie czwartej rundy. W piątej bardzo mocno przycisnął Damiana, który miał ewidentny kryzys. Wrócił jednak w szóstym starciu do gry. Ostatnie sześć minut to wojna, w której nieznacznie – chyba, lepszy był Polak. Sędziowie punktowali 77:75 Jonak, ale dwaj pozostali sędziowie mieli remis 76:76.

Tomasz Nowicki (11-0, 3 KO) efektownie wszedł w drugą dziesiątkę walk. Pięściarz z Obornik Wielkopolskich ciężko znokautował Tomasa Reynoso (13-9-1, 3 KO). Tomek od początku przejął kontrolę nad pojedynkiem, choć jeszcze w pierwszej rundzie nie podkręcał tempa. W połowie drugiej rzucił rywala na deski, ten jednak powstał na osiem. Kilka sekund przed zakończeniem drugiego starcia Nowicki zranił przeciwnika lewym sierpowym, a równo z gongiem – gdy poprawił lewym sierpem, ciężko znokautował Argentyńczyka, który przez dobrą minutę leżał jeszcze nieprzytomny na macie ringu.

Po zaledwie remisie w zawodowym debiucie, dziś Patryk Tołkaczewski (1-0-1, 1 KO), finalista turnieju GROMDA, efektownie rozprawił się z kolejnym rywalem. Ważący 104 kilogramy „Gleba” już w pierwszej akcji trafił prawym nad lewą ręką. Potem dodał kilka ciosów na korpus, by w końcówce pierwszej rundy ściąć Pawła Sowika (3-9, 1 KO) z nóg akcją lewy-prawy na górę. Nokaut. Potem między linami zameldował się Kamil Kuździeń (7-0, 2 KO), któremu w ostatniej chwili zmienił się rywal. Sprowadzony Beka Murjikneli (6-19-1, 4 KO) skoncentrował się wyłącznie na obronie. W piątej odsłonie przyklęknął po lewym haku na wątrobę pięściarza z Częstochowy, ale wyratował go jeszcze gong. W szóstej rundzie Kuździeń dokończył jednak dzieła zniszczenia, wygrywając przez TKO.

Dużo nie brakowało, by debiut Karola Łapawy (1-0) został popsuty przez jak zawsze twardego Wołodymira Juszyna (0-4). W pierwszej rundzie Karol dał się złapać na kontrę i był liczony, choć prawda jest też taka, że źle stał na nogach. Potem odrabiał straty, wygrał trzy pozostałe starcia, zwyciężając na kartach arbitrów 38:37. Wcześniej Aleksander Jasiewicz (3-1) wygrał u wszystkich sędziów trzy do jednego w rundach z debiutantem Igorem Prygą, zaś Oskar Wierzejski (5-0-1) męczył się niespodziewanie z „gromdziarzem” Łukaszem Załuską (0-2). Wszyscy sędziowie punktowali 58:56 – dwóch na korzyść Oskara, jeden dla Łukasza.

27 LISTOPADA 2021 ROKU [KNOCKOUT BOXING NIGHT 19, OSTROŁĘKA]

W walce wieczoru gali KnockOut Boxing Night 19 Przemysław Zyśk (18-0, 6 KO) na oczach swoich kumpli i rodziny w Ostrołęce pokonał Juana Ruiza (27-6, 19 KO).

Miejscowy bohater rozpoczął walkę od kilku lewych prostych, ale pod koniec drugiej minuty „El Nino” przepuścił ten lewy i po odchyleniu mocno skontrował prawą ręką. W drugiej rundzie to Przemek trafił mocnym lewym sierpem, ale rywal zaraz odpowiedział i oddalił od siebie zagrożenie. W trzeciej jeden próbował narzucić swój styl drugiemu, panowie wymienili kilka soczystych lewych „dyszli”, a pojedynek nabierał rumieńców. Podobny przebieg miała kolejna runda, choć ostatni atak należał do podopiecznego Łukasza Malinowskiego. Mijały kolejne minuty, a żaden z nich nie był w stanie uzyskać większej przewagi. Gdy jeden miał lepszy moment, za moment drugi wracał do gry i odpowiadał swoją akcją. W sprawę zaangażował się sam Andrzej Wasilewski, zajmując miejsce w narożniku swojego zawodnika i na zmianę z trenerem Malinowskim podpowiadając Przemkowi. Niestety dobrą siódmą rundę w wykonaniu naszego reprezentanta lepiej zaakcentował Wenezuelczyk, który tuż przed przerwą dwa razy złapał naszego rodaka bezpośrednim prawym. W dziewiątym starciu Zyśk wydłużył swoje ataki do serii trzech-czterech ciosów, czym trochę „zaszachował” przeciwnika. Obaj podkręcili tempo w ostatnich trzech minutach, ale to Przemek zaakcentował lepiej samą końcówkę, za co został nagrodzony gromkimi brawami przez swoich krajanów z Ostrołęki. Parę rund było trudnych do oceny, ale sędziowie wątpliwości nie mieli – stosunkiem 97:93, 98:92 i 98:92 zwyciężył Zyśk.

Niektórzy twierdzą, że po walce z Giennadijem Gołowkinem zawodnik już nigdy nie jest ten sam.  Nie ma co wyciągać pochopnych wniosków, ale… Kamil Szeremeta (21-2-1, 5 KO) zaledwie zremisował z bardzo solidnym Nizarem Trimechem (9-2-1, 4 KO). Wszystko zaczęło się zgodnie ze scenariuszem, były mistrz Europy dyktował warunki, ale  końcówce pierwszej rundy nadział się na mocny prawy podbródkowy. Podrażniony pięściarz z Białegostoku w drugiej rundzie ruszył do ataku, lecz znów zagapił się na moment, pół minuty przed gongiem zainkasował lewy sierp na skroń i aż „uciekła” mu jedna noga. Nie było nokdaunu, choć na sędziach zrobiło to na pewno wrażenie. Kamil na szczęście złapał swój rytm i wrócił do gry dobrą trzecią odsłoną. Francuz wyczuł swoją szansę i w czwartym starciu przyjął wymiany w półdystansie. Walka mogła podobać się kibicom, ale my z pewnością liczyliśmy na wyraźniejszą przewagę niedawnego pretendenta do pasa IBF wagi średniej. Szeremeta polował przede wszystkim na ciosy na górę, rywal natomiast mieszał takie akcje z długim prawym na korpus. W szóstym starciu podopieczny Andrzeja Liczika poszedł na przełamanie, brakowało jednak w jego atakach trochę dynamiki. W siódmej rundzie Polak złapał drugi oddech, natomiast jego przeciwnik miał chyba w tym okresie kryzys kondycyjny. Kamil władował sporo ciosów na korpus, trafił też mocnym prawym sierpem oraz podbródkiem. Ostatnie trzy minuty jak cały pojedynek – zażarte i bliskie remisu. Obaj byli już wyczerpani, ale dawali z siebie wszystko. Po ostatnim gongu jeden sędzia punktował 77:75 Szeremeta, lecz dwaj pozostali mieli na swojej karcie 76:76. A więc remis.

Paweł Stępień (16-0-1, 12 KO) wrócił udanie po półrocznej przerwie i pewnie pokonał na pełnym dystansie Hernana Davida Pereza (8-5, 3 KO). Paweł kontrolował od początku sporo niższego rywala lewym prostym, szukając miejsca na zadanie mocnego prawego na górę bądź na korpus. W drugiej odsłonie dał przeciwnikowi trochę luzu, oparł się o liny i pozwolił mu pobić w gardę lub powietrze. Potem wrócił do swojego boksu, choć wydawało się, że wciąż pozwala przeciwnikowi na więc niż by mógł. Miał oczywiście wszystko pod kontrolą, ale momentami niepotrzebnie oddawał pola. I tak mijały kolejne minuty. Z jedne strony fajnie było oglądać luz Stępnia, z drugiej jednak powtarzają się „grzechy” z pierwszej walki z Matyją, gdy Paweł – dużo lepszy boksersko, trochę koło tamtej walki „przeszedł”. W ostatnim starciu Stępień zmienił pozycję na mańkuta i poczęstował Argentyńczyka podwójnym lewym hakiem na żebra. Ta akcja pokazuje potencjał Pawła, ale po niej znów oddał miejsce i nie ponowił ataku. Sędziowie punktowali 79:73 i dwukrotnie 78:74, choć wydaje się, że Paweł spokojnie mógł z tego wyciągnąć 80:72, o ile nie wygrać przed czasem.

Rafał Wołczecki (4-0, 3 KO) wrócił po kontuzji ręki i w niecałe pięć minut rozprawił się efektownie z Olegiem Lebiedińskim (3-2, 1 KO). Rafał od początku szukał ciosów na korpus i już w końcówce pierwszej rundy lewym hakiem w okolice wątroby posłał rywala na deski. Gdy ten wstał, poprawił równo z gongiem mocnym lewym sierpowym, jednak Ukrainiec dostał minutę przerwy. Po niej nawet starał się przejść do ataku, lecz wrocławianin pozbierał te ciosy na blok i znów lewym hakiem pod prawy łokieć po raz drugi zmusił przeciwnika do przyklęknięcia. Kiedy po lewym haku na żebra poprawił za moment prawym podbródkiem i Ukrainiec po raz trzeci przyklęknął, pojedynek został zastopowany w połowie drugiej rundy.

źródło: bokser.org

CENNE ZWYCIĘSTWA CZERKASZYNA I TRYCA NA GALI KNOCKOUT BOXING NIGHT 14

knockout14

W walce wieczoru gali boksu zawodowego KnockOut Boxing Night 14 w Hotelu Warszawianka w Jachrance Fiodor Czerkaszyn (17-0, 11 KO) w dobrym stylu i do jednej bramki ograł solidnego i cenionego Javiera Francisco Maciela (33-11, 23 KO).

Fiodor od początku podchodził nogami pod rywala, boksując w swoim dystansie, a jego ciosy przepuszczając o centymetry. Argentyńczyk był bez szans w takiej taktycznej rozgrywce, dlatego w trzeciej rundzie ruszył ostrzej do ataku. Kiedy jednak nadział się na bezpośredni prawy, a potem prawy podbródkowy, zrozumiał, że nieprzygotowany na Czerkaszyna iść nie może. Dlatego mijały kolejne minuty, a obraz potyczki się nie zmieniał. Punkty zbierał polsko-ukraiński technik. W siódmym starciu lewy hak pod prawy łokieć zranił byłego pretendenta do pasa WBO wagi średniej. Ale zagryzł zęby i dalej starał się odpowiadać. Po trochę spokojniejszej dziewiątej rundzie, w dziesiątej Fiodor podkręcił jeszcze tempo i przypieczętował swoje zwycięstwo. Sędziowie punktowali 100:90, 100:90 i… 98:92 (gdzie te dwie rundy?).

Mateusz Tryc (11-0, 6 KO) idzie konsekwentnie małymi kroczkami w górę. Dwukrotny ćwierćfinalista Mistrzostw Europy pokonał Jorge Luisa Garbeya (6-1-1, 3 KO). Tryc w swoim stylu ruszył ostro, skracał dystans i z bliska szukał sierpów oraz haków. Kubańczyk mieszkający w Hiszpanii boksować potrafił. Przegrywał rundy, oddawał inicjatywę rozpędzonemu Polakowi, wciąż jednak polował pojedynczą kontrą z defensywy prawą ręką. W czwartym starciu Garbey trafił takim prawym, wyczuł swoją szansę i ruszył do krótkiego szturmu. Szczelny Tryc pozbierał jego akcje na blok i za moment to znów on spychał przeciwnika na liny. Kubańczyk w szóstej rundzie uruchomił lewy prosty, trafił też prawym krzyżowym, jednak Tryc nie robił koku w tył. A jeden z jego sierpów wyraźnie wstrząsnął Garbeyem. Pół minuty przed końcem szóstego starcia Mateusz trafił prawym krosem w okolice czoła i po raz drugi doprowadził do liczenia rywala. Bo Kubańczyk był już liczony na samym początku, tylko że… po błędzie sędziego ringowego. Tym razem był to mocny cios i prawidłowe liczenie. Garbeya z opresji wyratował gong. Ale tuż po nim Mateusz podkręcił jeszcze bardziej tempo. Przeciwnik koncentrował się już wyłącznie na obronie. Parę sekund przed przerwą znów przyklęknął i dał się policzyć do ośmiu. Był już bardzo zmęczony, lecz z pomocą po raz drugi z rzędu przyszedł gong. Polak miał ostatnie trzy minuty na dokończenie dzieła zniszczenia. Ruszył po swoje, jednak zmotywowany Garbey ambitnie przeboksował do końca. Sędziowie nie mogli mieć wątpliwości. Punktowali wyjątkowo zgodnie – trzy razy 79:70.

Po dużo trudniejszym niż mogliśmy się spodziewać pojedynku Marek Matyja (19-2-2, 8 KO) pokonał stosunkiem głosów dwa do remisu jak zwykle bardzo ambitnego Bartłomieja Grafkę (23-40-4, 10 KO). Marek wszedł dobrze w walkę długim lewym oraz lewymi hakami w okolice wątroby. W drugiej rundzie dwa razy mocnym prawym krzyżowym przebił gardę rywala. Kontrolował sytuację, choć w trzeciej odsłonie niepotrzebnie oddał trochę inicjatywę. W czwartym starciu Matyja znów wydłużył dystans, trafiał lewym prostym, a gdy Grafka zaatakował – bo cały czas starał się ambitnie odpowiadać, pięściarz z Wrocławia wciągnął go na ładną kontrę z prawej ręki. Nieoczekiwanie to Bartek dobrze i ostro wszedł w piątą rundę. Co prawda ciężko oddychał, wykorzystał jednak chwilę zagapienia Marka i przy linach trafił w półdystansie kilkoma mocnymi ciosami. Teoretycznie wszystko było po stronie Marka – nie oddychał tak ciężko, optycznie bił mocniej i celniej, ale to wciąż Grafka wykazywał większą ambicję i aktywność. To on spychał rywala i nawet jeśli bił na gardę, to wydłużał serie i zyskiwał tym w oczach sędziów. W siódmym starciu trwała zacięta rywalizacja cios za cios. I tak było aż do końca. Kiedy więc zabrzmiał ostatni gong, obaj czekali niecierpliwie na decyzję sędziów. A ci punktowali 76:76, 77:75 i 78:74.

Rafał Wołczecki (3-0, 2 KO) po raz pierwszy na pełnym dystansie. Dmytro Bogdanow (6-4, 4 KO) nigdy nie przegrał dotąd przed czasem i podtrzymał tę serię. Pięściarz Adrenaliny Wrocław zaczął w swoim stylu. Szukał przede wszystkim lewego sierpowego oraz lewego haka pod prawy łokieć. Rywal dzielnie odpowiadał, choć przewaga Polaka nie podlegała dyskusji. W trzeciej rundzie Rafał trafił bezpośrednim prawym, poprawił lewym sierpem i Ukrainiec musiał ratować się klinczem. Ostatnie trzy minuty również dla Wołczeckiego, ale pierwszy przeciwnik wytrwał z nim do ostatniego gongu. Sędziowie zgodnie punktowali 39:37.

źródło: bokser.org

knockout14_gala

CORAZ LEPSZY MASTERNAK POROZBIJAŁ ARGENTYŃCZYKA ULRICHA NA GALI W ŁODZI

masternak_gala lodz

Bardzo dobrze dysponowany Mateusz Masternak (43-5, 29 KO) porozbijał i pokonał przed czasem twardego Jose Gregorio Ulricha (17-4, 6 KO) w głównym daniu gali KnockOut Boxing Night Extra w Łodzi.

Mateusz od początku boksował na lekkim pressingu. Pod koniec pierwszej rundy zmienił na moment pozycję na mańkuta, wrócił do normalnej i zaskoczył zdezorientowanego rywala mocnym lewym sierpowym. Gdy Argentyńczyk podniósł ręce, skarcił go od razu lewym hakiem w okolice wątroby. Po przerwie Ulrich w myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak, próbował przejść do ofensywy, jednak Mateusz albo zbierał jego akcje na blok, albo je przepuszczał i wtedy kontrował. Były mistrz Europy w trzeciej odsłonie rozbijał przeciwnika mocnym lewym dyszlem, koncentrując się potem w półdystansie na obijaniu tułowia oponenta. Wrocławianin długo nie mógł znaleźć rytmu w czwartym starciu, aż w końcu trafił prawym podbródkowym. Gdy zobaczył, że to dobra broń na nisko schodzącego Argentyńczyka, jeszcze dwa razy złapał go na taką samą akcję. Dwadzieścia sekund przed końcem piątej rundy Mateusz wyprzedził rywala w akcji prawy na prawy, lekko nim zachwiał, ale Ulrich okazał się naprawdę twardym i ambitnym zawodnikiem. W szóstym starciu Polak zaskoczył Argentyńczyka dla odmiany lewym sierpowym, a gdy ten ruszył oddać, wciągnął go jeszcze na mocną kontrę z prawej ręki. Masternak wyszedł po przerwie na siódmą rundę po swoje. Od razu wydłużył serię do kilku mocnych bomb, a gdy Ulrich przyklęknął w narożniku, sędzia bez zbędnego liczenia przerwał nierówny pojedynek.

Kolejne zwycięstwo do bilansu dopisał Marek Matyja (18-2-2, 8 KO), który pokonał Czecha Ondreja Buderę (13-18-1, 8 KO). Pojedynek odbył się w limicie wagi cruiser i był jednostronnym widowiskiem. Matyja od początku robił swoje, zaznaczając przewagę siły i techniki. Pracował lewą ręką i starał się dokładać do niej różne uderzenia. Nie olśniewał, ale spokojnie kontrolował pojedynek. W ataku radził sobie przeciętnie, za to jak zwykle mało przyjmował, prezentując szczelną obronę. Jeśli chodzi o efektowne akcje, to w trzeciej i czwartej rundzie Czech był wyraźnie zraniony po dobrych ciosach na dół, obrywał też lewym sierpowym na głowę i prawym prostym. Mimo wszystko próbował i kilka razy zaskoczył Matyję. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali jednogłośnie dla Polaka – 60:54 i dwa razy 59:55. W przyszłym roku Marek może mieć sporo ciekawych propozycji (mówi się m.in. o walce z Mateuszem Trycem, a także o możliwościach walk wyjazdowych) i wydaje się, że możemy go zobaczyć w kilku ciekawych walkach z zawodnikami europejskiej klasy. Tego przynajmniej sobie i Markowi życzymy.

W pojedynku rozgrywanym w wadze średniej Kamil Gardzielik (11-0, 3 KO) pokonał wysoko na punkty Nikaraguańczyka Davida Bency’ego (14-19-1, 4 KO). Gardzielik od początku kontrolował mniejszego rywala lewym prostym i zaskakiwał go co jakiś czas ciosami z prawej ręki. Czasem prawym prostym na górę, czasem prawym na dół, a czasem prawym podbródkowym. Dobrze pracował na nogach i szybko narzucił swój styl. W drugim starciu nadal robił swoje, ale brakowało mocniejszego zaakcentowania przewagi, a jego ciosy jakby nie miały odpowiedniej wymowy. Prawy podbródkowy w trzeciej odsłonie był początkiem nieco lepszego okresu w wykonaniu Polaka. Prawa ręka coraz częściej dochodziła do celu, a rywal był kompletnie bezradny. Oprócz rzucanych raz na jakiś czas obszernych prawych i stosunkowo lekkich prawych prostych nie miał właściwie żadnych argumentów w ataku, choć Kamil również – mimo wyraźnej dominacji – nie zachwycał. Trafiał często ciekawymi kombinacjami, jednak nie mógł wykrzesać iskier. Podopieczny Andrzeja Liczika zerwał się do ostrzejszego ataku w końcówce szóstej rundy, gdy huknął konkretnym prawym, ale nie zdołał dokończyć roboty. Do końca walki obraz sytuacji w ringu już się nie zmienił, po ostatnim gongu sędziowie punktowali trzy razy 80:72 – wszyscy dla Gardzielika.

Jeden z najciekawszych polskich prospektów, rywalizujący w kategorii super średniej Kamil Bednarek (6-0, 3 KO) pokonał jednogłośnie na punkty Czecha Tomasa Bezvodę (8-14, 5 KO). Polak od początku dobrze pracował prawym prostym, podwajał go i potrajał, a wkrótce dołożył lewy podbródkowy. Dobrze pracował na nogach i kontrolował pojedynek ze starającym się atakować rywalem. Bezvoda kilka razy trafił, ale nie mógł poważnie zagrozić Bednarkowi. Kamil zwiększył tempo w drugiej rundzie i szukał coraz mocniejszych rozwiązań. Czech był zraniony po ciosie na dół, ale za chwilę sam trafił mocnym prawym przy linach. Bednarek wydłużył serie i zaczął nacierać, ale Bezvoda pokazał twardość i przyzwoite umiejętności. W trzecim starciu Polak skupił się na wywieraniu aktywnej presji i całkowicie już panował między linami, a w czwartej rundzie ranił Czecha raz po raz ciosami na dół i na górę. Złapał luz i jego pomysłowe kombinacje mogły się podobać. Szóste starcie również było popisem Polaka, Bezvoda było liczony i ledwo dotrwał do końca, ale warto oddać szacunek dzielnemu Czechowi. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 60:54 i dwa razy 60:53 – wszyscy dla Bednarka.

W walce otwierającej transmisję zwycięstwo odniósł Maks Hardzeika (9-0, 4 KO). Białorusin zdominował w każdym elemencie doświadczonego Adama Grabca (8-33, 1 KO), który nie był w stanie przeciwstawić się przewadze siły, szybkości i techniki rywala. Białorusin zmieniał płaszczyzny ataku, nieźle pracował na nogach i w piątej rundzie przygotował sobie kończącą pojedynek akcję. Mocny prawy i reakcja weterana z Żor sprawiły, że sędzia przerwał walkę i ogłoszono zwycięstwo Hardzeiki przed czasem.

Rafał Wołczecki (2-0, 2 KO) słynie z mocnego uderzenia i potwierdził swoją reputację na dzisiejszej gali w Łodzi, szybko odprawiając Nikaraguańczyka Nelsona Altamirano (10-38-3, 6 KO). Polak zaczął od lewego prostego na dół, a potem zrzucał bomby – najpierw na korpus, a potem na górę. Skontrował potężnym prawym, a chwilę później trafił kolejnym soczystym uderzeniem i rywal był liczony. Pozbierał się, ale po lewym sierpowym znów padł, a następnie został zahaczony następnym mocnym ciosem i był liczony po raz trzeci. Sędzia Arkadiusz Małek nie przerwał jednak walki. Koniec nastąpił w drugim starciu, gdy lewy sierpowy posłał Altamirano na deski po raz czwarty. Kiedy Wołczecki trafił chwilę później podbródkowym, przeciwnik znów zwijał się z bólu. Sędzia zaczął liczyć, ale w końcu zdecydował się na przerwanie.

Konrad Kaczmarkiewicz (1-0, 1 KO), należący do krajowej czołówki wagi ciężkiej w boksie olimpijskich, zbił parę kilogramów i już jako półciężki udanie zadebiutował w gronie zawodowców. Walka bez większej historii. Inny debiutant – Bartłomiej Włodarczyk, poległ w końcówce pierwszej rundy. Wcześniej Jan Czerklewicz (4-1, 1 KO) zastopował w trzecim starciu Przemysława Biniendę (2-29, 2 KO), a Bartłomiej Szczęsny (2-0) wypunktował twardego journeymana Artsioma Czarniakiewicza (3-29, 3 KO).

źródło: bokser.org

MASTERNAK WYPUNKTOWAŁ MABIKĘ W TARNOWIE. PIERWSZA CZASÓWKA KIWIORA

galatarnów2020

W swoim debiucie pod skrzydłami nowego promotora Mateusz Masternak (42-5, 28 KO) pewnie wypunktował w walce wieczoru gali boksu zawodowego w Tarnowie Taylora Mabikę (19-6-2, 10 KO).

Pojedynek był pod kontrolą „Mastera”, choć rywal z bloku cały czas był groźny. A gdy dał się czymś złapać, wyciągał wnioski i na taką samą akcję już nie dawał się trafiać następnym razem. Mateusz zaczął dobrze lewym prostym, a w drugiej rundzie zrobił wrażenie na Mabice mocnym hakiem na korpus. W połowie potyczki zaczął wydłużać kombinacja do trzech-czterech ciosów i zyskiwać coraz wyraźniejszą przewagę. Pod koniec bił konsekwentnie akcją lewy-prawy, a wszystko kończył lewym podbródkiem. Trafiał często, jednak nie zdołał złamać bardzo twardego przeciwnika. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść wrocławianina 99:91 i dwukrotnie 100:90.

Damian Kiwior (8-1-1, 1 KO) szybko i efektownie odprawił Rubena Rodrigueza (9-5-1, 4 KO). Wszystko skończyło się już w pierwszej rundzie. Miejscowy bohater liczył, że po raz pierwszy zaboksuje na dystansie ośmiu starć, tymczasem skończyło się na pierwszej „czasówce” w karierze. Wszystko rozpoczęła akcja prawy na prawy, po której Hiszpan poleciał na matę ringu. To był w zasadzie początek jego końca. Dzielnie wstawała, ale był ranny i po dwóch kolejnych nokdaunach potyczka została zatrzymana.

Łukasz Różański (13-0, 12 KO) szybko rozpracował przestraszonego Ozcana Cetinkayę (31-21-2, 23 KO). Jeśli ktoś nie oglądał walki, mógłby pomyśleć, że to była rzeź – pięć nokdaunów w pierwszej rundzie i trzy kolejne w drugiej, zanim Leszek Jankowiak zlitował się nad Cetinkayą i… kibicami.

Wiadomo było, że faworyt jest jeden, ale Adam Balski (15-0, 9 KO) potrzebował tak efektownego zwycięstwa po słabszej postawie w poprzednim starcie. Udało się – Jarosław Prusak (9-5, 9 KO) poległ już w pierwszej rundzie. Podopieczny Fiodora Łapina od razu ruszył jak po swoje, szukając mocnych uderzeń w półdystansie. W pewnym momencie trafił w wymianie krótkim prawym sierpowym, posyłając przeciwnika na deski. Po liczeniu do ośmiu Balski doskoczył do zranionej ofiary i tym razem prawym podbródkiem wywrócił Prusaka po raz drugi. Sędzia nie puścił już walki, ogłaszając TKO.

Wcześniej młodszy z braci – Maciej Kiwior (2-0), wypunktował 40:36 i dwukrotnie 39:37 Jakuba Laskowskiego (4-1-1, 2 KO).

Wiedzieliśmy już wcześniej, że Rafał Wołczecki (1-0, 1 KO) bije bardzo mocno, szczególnie lewym sierpowym na górę. I wszystko to potwierdził przed momentem, efektownie debiutując w gronie zawodowców. Wszystko trwało zaledwie 48 sekund. Naprzeciw aktualnego mistrza Polski w gronie młodzieżowców i wicemistrza Polski seniorów wagi średniej stanął Jakub Nasiłowski. Pierwsze sekundy rozpoznawcze, aż w końcu Rafał odpalił firmowy lewy sierp… Rywal był w ciężkim nokdaunie, lecz poderwał się na osiem. Ale po następnych ciosach z jego narożnika poleciał ręcznik na znak poddania.

Wcześniej Filip Pham Hong (2-0, 2 KO) dwoma prawymi sierpami rozmontował – równie szybko, a nawet szybciej (39 sekund), Kamila Szydłowskiego (0-1).

źródło: bokser.org

90. MP: FINAŁY ŚWIETNĄ PROMOCJĄ BOKSU. „MASTER” Z PIERWSZYM TYTUŁEM MISTRZOWSKIM

master01

Zgodnie z oczekiwaniem wysoki poziom sportowy miało 8 walk finałowych zakończonych przed godziną 90. Mistrzostwa Polski Seniorów w Boksie, które zamknęły bogaty w wydarzenia sezon roku 2019. Na ringu w Opolu na najwyższym stopniu podium stanęli dzisiaj: Jakub Słomiński (KS Wda Świecie, 52 kg), Jarosław Iwanow (TS Wisła Krakow, 57 kg), Damian Durkacz (BKS Concordia Knurów, 63 kg), Paweł Kastramin (Żoliborska Szkoła Boksu, 69 kg), Ryszard Lewicki (BKS Skorpion Szczecin, 75 kg), Sebastian Wiktorzak (BKS Skorpion Szczecin, 81 kg), Mateusz Masternak (RUSHH Kielce, 91 kg) i Oskar Safarian (BKS Concordia Knurów, +91 kg). Tym samym swoje tytuły sprzed roku obroniło tylko trzech zawodników: Słomiński, Iwanow i Durkacz.

Świetną „robotę” w popularyzacji rodzimego boksu olimpijskiego zrobiły dziś z pewnością rywalizacje Damiana Durkacza z Mateuszem Polskim (KB Karlino), Ryszarda Lewickiego z Rafałem Wołczeckim (UKS Adrenalina Wrocław) i oczywiście Mateusza Masternaka z Michałem Soczyńskim (KS PACO Lublin). Sportowa klasa, medialna rozpoznawalność i pozasportowa charyzma „Mastera” (po raz pierwszy w karierze został złotym medalista MP w boksie olimpijskim), byłego zawodowego mistrza Europy (EBU) i przez lata czołowego zawodnika zawodowych, światowych ringów, powinna wpłynąć pozytywnie na pozostałych członków naszej krajowej czołówki i ze spokojem powinniśmy czekać na wydarzenia roku olimpijskiego. W nowym rozdaniu zaledwie 8 wag olimpijskich o kwalifikacje do IO w Tokio (2020) będzie niezwykle trudno, ale na dzień dzisiejszy wydaje się, że mamy na kim budować swój umiarkowany optymizm.

WYNIKI WALK FINAŁOWYCH [29 listopada 2019 roku - na pierwszym miejscu zwycięzcy]

52 KG Jakub Słomiński (KS Wda Świecie) – Maciej Jóźwik (BKS Skorpion Szczecin) 3-2
57 KG Jarosław Iwanow (TS Wisła Krakow) – Mateusz Wojtasiński (UKS Adrenalina Wrocław) 5-0
63 KG Damian Durkacz (BKS Concordia Knurów) – Mateusz Polski (KB Karlino) 5-0
69 KG Paweł Kastramin (Żoliborska Szkoła Boksu) – Andrzej Swiatyj (BKS Olimp Lublin) 5-0
75 KG Ryszard Lewicki (BKS Skorpion Szczecin) – Rafał Wołczecki (UKS Adrenalina Wrocław) 4-1
81 KG Sebastian Wiktorzak (BKS Skorpion Szczecin) – Mateusz Goiński (KB Zagłębie Konin) 5-0
91 KG Mateusz Masternak (RUSHH Kielce) – Michał Soczyński (KS PACO Lublin) 5-0
+91KG Oskar Safarian (BKS Concordia Knurów) – Aleksander Stawirej (KS Ziętek Team Kalisz) 3-2

27. MP U-23: NIESPODZIANKI W FINAŁACH. PIĘCIU MISTRZÓW OBRONIŁO TYTUŁY

słomiński

Wczoraj w Ciechocinku zakończyły się 27. Mistrzostwa Polski do lat 23. Rozgrywane w 8 „olimpijskich” kategoriach zawody przyniosły kilka niespodzianek, w tym finałowe zwycięstwa Rafała Wołczeckiego (UKS Adrenalina Boks Club Wrocław, 75 kg) nad ubiegłorocznym czempionem Ryszardem Lewickim (BKS Skorpion Szczecin) oraz Damiana Knyby (BSB Astoria Bydgoszcz, +91 kg) nad Aleksandrem Stawirejem (KS Ziętek Team Kalisz). Dodajmy, że swoje tytuły sprzed roku obronili: Jakub Słomiński (52 kg – na zdjęciu), Damian Durkacz (63 kg), Łukasz Zyguła (69 kg), Sebastian Wiktorzak (81 kg) i Michał Soczyński (91 kg). Czy zostaną oni w listopadzie także mistrzami Polski seniorów? Bardzo prawdopodobne…

WYNIKI WALK FINAŁOWYCH [12 października 2019 roku - na pierwszym miejscu zwycięzcy]

52 KG Jakub Słomiński (KS WDA Świecie) – Daniel Surowiec (KS KSZO Ostrowiec Świętokrzyski) RSC 1
57 KG Ucha Maisuradze (KS SAKO Gdańsk) – Damian Szczepański (BKS Radomiak Radom) 5-0
63 KG Damian Durkacz (BKS Concordia Knurów) – Dominik Palak (KS SAKO Gdańsk) 5-0
69 KG Łukasz Zyguła (KS SAKO Gdańsk) – Karol Łapawa (Sporty Walki Gostyń) 4-1
75 KG Rafał Wołczecki (UKS Adrenalina Boks Club Wrocław) – Ryszard Lewicki (BKS Skorpion Szczecin) 3-2
81 KG Sebastian Wiktorzak (BKS Skorpion Szczecin) – Witalij Burlak (KS SAKO Gdańsk) 5-0
91 KG Michał Soczyński (KS PACO Lublin) – Konrad Kaczmarkiewicz (BKS Skorpion Szczecin) 4-1
+91KG Damian Knyba (BSB Astoria Bydgoszcz) – Aleksander Stawirej (KS Ziętek Team Kalisz) 4-1

WYNIKI WALK PÓŁFINAŁOWYCH [11 października 2019 roku - na pierwszym miejscu zwycięzcy]

52 KG
Daniel Surowiec (KS KSZO Ostrowiec Świętokrzyski) – Aron Kolasiński (BKS Olimp Szczecin) 5-0
Jakub Słomiński (KS WDA Świecie) – Tomasz Kamiński (CWZS Zawisza Bydgoszcz) AB 1

57 KG
Ucha Maisuradze (KS SAKO Gdańsk) – Arkadiusz Zając (KS Korona Wałcz) 5-0
Damian Szczepański (BKS Radomiak Radom) – Mikołaj Mańka (Sporty Walki Gostyń) 5-0

63 KG
Damian Durkacz (BKS Concordia Knurów) – Albert Orzeł (KS KSZO Ostrowiec Świętokrzyski) RSC 1
Dominik Palak (KS SAKO Gdańsk) – Jakub Szydełko (Imperium Boxing Wałbrzych) 5-0

69 KG
Karol Łapawa (Sporty Walki Gostyń) – Kamil Kuździeń (KS Garda Gierałtowice) WO.
Łukasz Zyguła (KS SAKO Gdańsk) – Aleksander Bereżewski (Niestowarzyszony) 5-0

75 KG
Ryszard Lewicki (BKS Skorpion Szczecin) – Tomasz Chmiel (Żoliborska Szkoła Boksu) 5-0
Rafał Wołczecki (UKS Adrenalina Boks Club Wrocław) – Mateusz Pawłowski (Nowohucki Klub Bokserski) 5-0

81 KG
Witalij Burlak (KS SAKO Gdańsk) – Dariusz Wilk (RKS Łódź) 5-0
Sebastian Wiktorzak (BKS Skorpion Szczecin) – Mateusz Wodziński (KS Górnik Sosnowiec) 5-0

91 KG
Michał Soczyński (KS PACO Lublin) – Jakub Szmajda (CKB Potężnie Ciechocinek) 5-0
Konrad Kaczmarkiewicz (BKS Skorpion Szczecin) – Kamil Ślendak (WKB Start Włocławek) 4-1

+91 KG
Damian Knyba (BSB Astoria Bydgoszcz) – Aleksander Celejewski (BKS Radomiak Radom) 3-2
Aleksander Stawirej (KS Ziętek Team Kalisz) – Piotr Łącz (KB Puncher Cieszyn) RSC.K 1