Tag Archives: Łukasz Maciec

GALE ZAWODOWE W POLSCE: MAJ 2023. OD ZĄBEK DO BIAŁEGOSTOKU

szeremeta_diablo

14 MAJA 2023 ROKU [ZĄBKI, BABILON PROMOTIONS]

W Ząbkach Jan Lodzik (8-0, 2 KO) pokonał Konrada Dąbrowskiego (11-4, 1 KO), który w pierwszych trzech rundach postawił się Lodzikowi, boksował z kontry, ale nieustanny pressing rywala sprawił, że w czwartej odsłonie zaczął coraz ciężej oddychać. W piątej Lodzik trafił mocnym prawym sierpowym, podkręcił tempo i pod nawałnicą jego ciosów Dąbrowski dwukrotnie przyklęknął. Przy drugim nokdaunie sędzia zastopował pojedynek.

19 MAJA 2023 ROKU [ZŁOTÓW, TYMEX BOXING NIGHT]

W daniu głównym gali Jewgienij Makarczuk (8-0, 3 KO) ściągnął kolejny skalp z naszego podwórka. Tym razem pokonał Łukasza Maćca (28-7-1, 5 KO). Styl robi walkę, a te style się nie dobrały. Dużo było klinczowania, mało ciekawych akcji, a sędziowie mieli duży rozrzut na swoich kartach po dziesięciu rundach. Jeden z nich wskazał na Maćca 96:94, lecz dwaj pozostali na Makarczuka – 97:93 i 98:92. Przypomnijmy, że urodzony w Białorusi, a mieszkający w Polsce Jewgienij dwa miesiące wcześniej pokonał Tomasza Nowickiego.

Tomasz Nowicki (11-3, 4 KO) przerwał serię trzech kolejnych porażek i zwyciężył mocnego niegdyś Johana Pereza (27-13-2, 16 KO). Nowicki zaczął od lewych na korpus. Na początku drugiej odsłony trafił lewym sierpowym na górę. Minutę później poprawił dla odmiany prawym sierpowym. W trzecim starciu obaj weszli w bardziej otwarte wymiany. W pewnym momencie Tomek wyprowadził kombinację trzech ciosów przy linach, wszystkie weszły i Perez był w tarapatach. Weteran sprytnie wybrnął z opresji, dotrwał do przerwy, mijały kolejne minuty, a on wciąż stał na nogach. I był momentami groźny. W końcówce piątej rundy Nowicki strzelił lewym sierpowym na szczękę i wygrał przez efektowny nokaut!

Wcześniej dobrą walkę w mocnym tempie stoczyli Kamil Kuździeń (9-0, 3 KO) i Artjom Rażnik (1-1-1). Początkowo boksujący z kontry Ukrainiec sprawiał problemy pięściarzowi z Częstochowy, ten jednak zdominował drugą część potyczki i wygrał. Ale sędziowie nie byli jednogłośni – 59:54, 56:58 Rażnik i 58:56. Stosunkiem głosów dwa do jednego wygrał Kuździeń.

Paweł Brach (1-0) nie zawiódł i pokonał innego debiutanta, Karola Siwka. Od początku był to popis jednego aktora. Siwek już w końcówce pierwszej rundy był w tarapatach, ale wyratował go gong. W drugiej jakoś sobie radził, ale pół minuty przed końcem trzeciej po serii ciosów na korpus przyklęknął. Przed przerwą był jeszcze drugi raz liczony. Minutowa przerwa starczyła do złapania drugiego oddechu i uciekając przez ostatnie trzy minuty Karol zdołał przetrwać z Brachem cały dystans, co jest dla niego swego rodzaju sukcesem. Punktacja mogła być tylko jedna – 40:34. Dwóch sędziów tak typowała, a trzeci wypunktował nawet 40:33.

Wcześniej Wasyl Halycz (1-0-1) pokonał Bartosza Kwiatkowskiego (1-2-1, 1 KO). Znany z walk na gołe pięści Halycz był agresorem, ale uparł się na lewy sierp, którym nie trafiał. Boksował schematycznie, lecz pressing i mocniejsze ciosy sprawiły, że wszyscy sędziowie wskazali na niego – 58:56, 59:55 i przesadzone 60:54.

20 MAJA 2023 ROKU [BIAŁYSTOK, KNOCKOUT PROMOTIONS]

Bardzo udany rewanż Kamila Szeremety (24-2-1, 8 KO), który przełamał Nizara Trimecha (10-5-2, 4 KO). Francuz nie wyszedł do czwartej rundy. Już od samego początku spore emocje, okraszone wieloma wymianami. W drugiej odsłonie seria ciosów sierpowych na korpus ze strony Polaka, na koniec prawym bezpośrednim trafił Trimech. Początek trzeciej rundy w miarę spokojny, fajerwerki rozpoczęły się mniej więcej w połowie – Szeremeta skontrował znakomitym lewym sierpowym, po którym Francuz padł na deski. Już do końcowego gongu Szeremeta okładał Trimecha całą gamą ciosów na głowę i korpus, ale ten zdołał przetrwać. Za sprawą narożnika i decyzji trenera Francuz nie wyszedł już jednak do czwartej rundy.

Sylvera Louis (9-9, 4 KO) klinczował, ile mógł, ale Krzysztof Włodarczyk (62-4-1, 42 KO) przełamał go w siódmej rundzie zakończonego przed momentem pojedynku. Już w pierwszej rundzie Diablo trafił Kanadyjczyka mocnym lewym prostym, dokładając do tego sporo lewych sierpowych pod prawą ręką Louisa. Podobny przebieg miały następne dwie odsłony – Polak metodycznie polował lewym prostym i lewymi sierpowymi na korpus, Louis klinczował i pozwalał sobie na pojedyncze zrywy. Kolejne świetne uderzenie Diablo w rundzie czwartej, był to mianowicie lewy sierpowy na korpus, po którym pięściarz przyjezdny nieco się skulił. Więcej ciosów sierpowych w piątej, jak i w szóstej rundzie, ale był to jedynie przedsmak czekających nas emocji. Koniec nastąpił w połowie siódmej odsłony – Diablo złapał Louisa prawym podbródkowym, po którym ten padł na deski. Kanadyjczyk wstał, ale po serii ciosów i kolejnym zabójczym prawym podbródkowym było już po wszystkim.

Mateusz Tryc (14-2, 7 KO) – dwukrotny ćwierćfinalista mistrzostw Europy w boksie olimpijskim, zanotował drugą porażkę z rzędu przed czasem. O ile nokaut z rąk Leonard Carrillo był wliczony w ryzyko, to dziś podopieczny Andrzeja Liczika miał odbudować się kosztem Petro Lakockija (2-2, 2 KO). Od początku jednak Ukrainiec podjął rękawicę i w półdystansie bił się jak równy z równym z Polakiem. Trzeba przyznać, że oglądało się to wybornie, ale kiedyś Mateusz po prostu przejechałby się po takim rywalu. Na początku piątej odsłony Tryc wstrząsnął przeciwnikiem prawym podbródkowym. Kilkadziesiąt sekund później taka sama akcja zakończyła potyczkę, lecz tym razem to Lakockij trafił czystko podbródkiem, poprawił raz jeszcze tym samym ciosem, posyłając naszego rodaka na deski. Mateusz powstał na dziewięć, ale sędzia popatrzył mu w oczy i pomimo protestów zawodnika zastopował potyczkę.

Kolejna szybka robota Rafała Wołczeckiego (9-0, 6 KO), który zastopował Pavla Albrechta (16-21, 13 KO). Pierwsza minuta pod znakiem obopólnych badań, ale już po minucie Polak zranił rywala mocnym prawym sierpowym na korpus. Czterdzieści sekund później pierwszy nokdaun po kombinacji lewy-prawy. Do końca rundy Albrecht był liczony jeszcze dwukrotnie – po kontrującym prawym sierpowym i raz jeszcze po kombinacji lewy-prawy. Druga runda to już odwlekanie egzekucji – czwarty nokdaun po wspaniałej kontrze lewym sierpowym, piąty po ciosach na głowę i korpus, a sam koniec po znakomitym lewym haku na wątrobę Czecha, który aż zawył z bólu. Gratulujemy wrocławianinowi dziewiątego zwycięstwa.

Jan Czerklewicz (10-1, 3 KO) z jubileuszowym zwycięstwem. Jiri Kroupa (5-12-1, 4 KO) zastopowany pod koniec drugiej rundy. Występujący w wadze półciężkiej Polak od początku ostro ruszył na rywala, który skoncentrował się przede wszystkim na defensywie. W pierwszej rundzie obijał jego tułów, na początku drugiej dodał podbródki z obu rąk i powiększył przewagę. Na pół minuty przed końcem drugiego starcia po wydłużonej serii Czerklewicza Czech przyklęknął i dał się policzyć do ośmiu. Chciał kontynuować potyczkę, ale z jego narożnika poleciał ręcznik na znak poddania.

Kamil Gardzielik (16-0, 4 KO) miał dziś słabszego rywala, jego obowiązkiem było więc podreperowanie statystyki nokautów. I szybko odprawił Vojtecha Majera (4-7, 4 KO). Występujący w wadze średniej Polak już w pierwszej rundzie trafił prawym sierpowym, dopadł rywala przy linach i po wydłużonej serii bez odpowiedzi zmusił arbitra do zastopowania potyczki.

Wcześniej Mateusz Wojtasiński (4-0, 1 KO) pewnie wypunktował Bazargura Jugdera (8-17-2, 3 KO). Na naszych oczach Mateusz z uzdolnionego dzieciaka przeradza się powoli w mężczyznę, jego ciosy mają coraz większą moc, a i on łapie pewność siebie. Dziś ustawiał rywala lewą ręką, a gdy ten próbował zaatakować, Wojtasiński łapał go na ładną kontrę prawym krzyżowym po odejściu. Zdecydowanie najlepszy występ od czasu podpisania kontraktu zawodowego.

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: MAJ 2022. OD BIAŁEGOSTOKU DO LUBLINA

polski02

7 MAJA 2022 [CHORTEN BOXING PRODUCTION, BIAŁYSTOK]

W daniu głównym gali Podlaskie Boxing Show w Białymstoku Przemysław Gorgoń (15-9-1, 5 KO) wygrał przed czasem z Bogdanem Malinovicem (4-3-1, 2 KO). „Śmieszek” dobrze wszedł w ten pojedynek, rozbijając przeciwnikowi nos swoim lewym prostym. W drugiej rundzie spóźnił się jednak w akcji prawy na prawy, zainkasował cios i zapoznał się z matą ringu. Co prawda nie był nawet ranny, ale sędzia musiał policzyć go do ośmiu. Po przerwie Gorgoń ruszył do kontrofensywy. Coraz mocniej spychał przeciwnika, aż w końcu powalił go na deski mocnym lewym sierpowym. Malinović dotrwał do przerwy, lecz do czwartego starcia już nie wyszedł.

Występujący w wadze ciężkiej Jakub Sosiński (8-1-1, 3 KO) pokonał przed momentem Carlosa Carreona (8-7, 2 KO). Od początku Polak skoncentrował się na ciosach po dole, a pierwszą rundę zakończył lewym sierpowym na górę. Były mistrz Meksyku po przerwie starał się przejąć inicjatywę, zostawiał jednak nogi z tyłu, a jego obszerne sierpy pruły powietrze. A Kuba konsekwentnie celował po dołach. Mijały kolejne minuty, a blisko 120-kilogramowy misiek z Meksyku wcale nie słabł, a wręcz starał się wywierać pressing. Sosiński momentami zmieniał się w boksera, nieźle operował lewym prostym i kontrolował wciąż groźnego przeciwnika. Po raz pierwszy w karierze wyszedł również poza szóstą odsłonę. W ostatnich trzech minutach obaj byli już mocno zmęczeni, lecz „charakternie” wymieniali ciosy do samego końca. Sędziowie punktowali na korzyść Jakuba 80:72, 80:72 i 79:73.

Wcześniej Krzysztof Warekso (2-0-1, 1 KO) zremisował z Piotrem Bisiem (6-1-1, 2 KO). Po czterech rundach wszyscy sędziowie zgodnie punktowali 38:38.

13 MAJA 2022 [BABILON BOXING SHOW, JAWORZNO]

Jan Lodzik (7-0, 1 KO) zdał test i pokonał wysoko na punkty byłego mistrza świata amatorów oraz trzykrotniego olimpijczyka Domenico Valentino (11-3, 1 KO). Kibice spodziewali się, że walka Lodzika z Valentino, który przecież jest bardzo doświadczonym i utytułowanym w boksie zawodnikiem, będzie bardziej wyrównana. Tak się jednak nie stało, Lodzik przeważał w każdym aspekcie. 98-91 Godoń, 99-90 Gortat, 98-91 Małek – wszyscy trzej sędziowie wypunktowali zwycięstwo Jana Lodzika nad mistrzem świata z Mediolanu (2009).

Wielokrotny mistrz świata w K-1 Łukasz Pławecki (4-0-2, 2 KO) oraz medalista mistrzostw Finlandii Krzysztof Wojciechowski (4-0-1) dali świetną walkę i prawdopodobnie w listopadzie dojdzie do ich rewanżu. Pławecki z Wojciechowskim zmierzyli się na dystansie ośmiu rund. Ten pierwszy od początku narzucił mocne tempo. Wojciechowski – mimo swojej pracy jako spawacz – dobrze przygotował się do pojedynku i szczególnie pokazał to w ostatnich odsłonach starcia, gdy śmiało wchodził w wymiany. Pławecki nie był mu dłużny i również był otwarty na bitkę. Dwaj sędziowie wypunktowali remis, Leszek Jankowiak miał na swojej karcie 77-75 na korzyść Wojciechowskiego – walka remisowa. Obaj po walce zgodzili się na rewanż, są duże szanse, że drugi pojedynek odbędzie się na dystansie dziesięciu rund.

Swego czasu Konrad Dąbrowski (11-3, 1 KO) uchodził za duży talent. Wielkich sukcesów nie osiągnął, a i dziś nie zachwycił. Pomimo przeciętnej postawy starczyło to na wygranie z Hamisi Mayą (13-5-1, 11 KO). Tanzańczyk boksujący z pozycji mańkuta nie dość, że sporo wyższy, to jeszcze cały czas boksował na odchyleniu. Konrad zamiast konsekwentnie bić pod prawy łokieć uparł się, żeby upolować rywala lewym sierpem na górę. I większość tych ciosów pruło powietrze. Przeciwnik zrozumiał, że wielkiego ryzyka ze strony Polaka nie ma, w piątej i szóstej rundzie podkręcił tempo, lecz zabrakło mu czasu na odrobienie strat. Po ostatnim gongu sędziowie zgodnie punktowali 58:56 na korzyść Dąbrowskiego.

Wcześniej Oskar Gajcowski (1-1) nokdaunem w ostatnich sekundach przechylił szalę zwycięstwa (3x 38:37) na swoją korzyść w konfrontacji z Pawłem Rogiem (1-1), a Mateusz Lis (3-1, 3 KO) szybko poddał przestraszonego Radoslava Estocina (8-4-1, 3 KO).

14 MAJA 2022 ROKU [ROCKY BOXING NIGHT, GDAŃSK]

W walce wieczoru gali w Gdańsku Cristian Lopez (3-0, 1 KO) pokonał Kajetana Kalinowskiego (3-1, 3 KO). Polak, zwycięzca turnieju wagi junior ciężkiej, źle wszedł w ten pojedynek. Chciał urwać głowę, przez co jego mocne sierpy pruły powietrze, Kubańczyk zaś karcił go z defensywy lżejszymi kontrami. Ale w końcówce drugiej rundy jakby zeszło z niego powietrze. Kajetan natomiast przeszedł na lewy prosty i to dzięki niemu zyskiwał przewagę. W trzecim starciu Lopez ratował się już klinczem, choć cały czas próbował wciągnąć pięściarza z Lublina na jakąś kontrę. W czwartej rundzie to Kalinowski przeżywał lekki kryzys, bo spuścił z tonu. Końcówkę lepiej zaznaczył Lopez, dzięki czemu wyszarpał wygraną w stosunku dwa do remisu – 57:57, 58:56 i 59:55.

Mateusz Polski (2-0, 2 KO) nie zamierza bezpiecznie i powoli budować swojej kariery. I słusznie, o czym świadczy szybkie zwycięstwo nad Saidi Mundim (25-9-1, 13 KO). Mateusz – medalista Mistrzostw Europy oraz Igrzysk Europejskich, ostro wszedł w ten pojedynek i już w 70. sekundzie krótkim prawym sierpowym rzucił rywala na deski. Za moment kolejny prawy i drugi nokdaun. Tu przed przerwą trzeci raz prawa ręka wylądowała na głowie Tanzańczyka i Grzegorz Molenda liczył po raz trzeci. Zaraz potem zabrzmiał gong na przerwę. Po niej Mateusz dalej nacierał i gdy znów trafił prawym w okolice ucha, rywal przyklęknął i tym razem dał się wyliczyć do dziesięciu.

Robiący małe, aczkolwiek systematyczne postępy Adrian Szczypior (10-0, 3 KO) wypunktował 78:74, 78:74 i 80:72 solidnego journeymana Pavla Semjonova (25-22-2, 10 KO) w walce wagi średniej.

Występujący w wadze ciężkiej Artur Bizewski (4-0, 1 KO) pokonał weterana, Michała Bańbułę (13-34-5). Młodszy i silniejszy fizycznie „Bizon” ostro wszedł w pojedynek, jednak stary wyga przeczekał jego próby, by w drugiej i trzeciej rundzie skarcić go kilka razy swoim lewym sierpowym z doskoku. Albo bezpośrednim, albo w kombinacji po wcześniejszym prawym. Gdyby Bańbuła był młodszy i trochę lżejszy – bo to przecież naturalny „półciężki”, mógł to spokojnie wygrać, lecz pressing oraz „zdrowie” Bizewskiego zrobiły swoje. Michał w końcówce piątego starcia miał już lekki kryzys, a całe szóste walczył z rywalem i własnymi słabościami. Po ostatnim gongu sędziowie wskazali na Bizewskiego 59:55, 58:56 i przesadzone 60:54.

„Lekki” Dominik Harwankowski (9-0, 2 KO) wypunktował 60:54 i dwukrotnie 59:55 Emmanuela Amosa (17-7-1, 10 KO) zaś Evander Rivera (7-0-1, 3 KO) znokautował już w pierwszej odsłonie Nicolausa Mdoe (10-5-2, 7 KO).

20 MAJA 2022 ROKU [TYMEX BOXING NIGHT, ŚRODA WIELKOPOLSKA]

Urwał rundy Łaszczykowi i do Polski ponownie przyleciał pokazać się z solidnej strony. Ismail Galiatano (10-4-3, 2 KO) w pojedynku wieczoru gali MB Boxing Night 12 w Środzie Wielkopolskiej zmierzył się z Damianem Wrzesińskim (25-2-2, 7 KO). Tanzańczyk jednak nie zdecydował się na agresywniejszy boks, miał podczas walki kilka zrywów, ale nie zagroził Polakowi i nie poszedł na całosć. W narożniku polskiego pięściarza zabrakło jego nowego trenera Wayne’a Battena, z którym „Wrzos” przygotowywał się ostatni miesiąc w angielskim Southampton. Batten wybrał lokalną galę, na której wystąpi kilku jego podopiecznych. Wrzesiński od początku naładowany pozytywną energią, ale rywal do łatwych nie należał, nie bez przyczyny udało mu się posadzić na deski Kamila Łaszczyka w marcu tego roku w Koninie. Chwilami odważnie wchodził w wymiany Galiatano, Polak starał się bić więcej, ale brakowało u Wrzesińskiego zarówno precyzji, jak i siły uderzenia. Pięściarz z Tanzanii czekał na żwawsze ataki Wrzesińskiego, próbował odpowiadać lewym prostym lub zaczepnym prawym podbródkowym, by wtedy w konsekwencji zakończyć akcje lewym prostym. Wrzesiński z kolei podchodził bliżej, wchodził do półdystansu, dorzucał sporo balansu, ale ciosy Polaka nie robiły na Tanzańczyku żadnego wrażenia. „Wrzos” mógł jednak kontrolować tempo pojedynku ze względu na to, że Galiatano wycofywał się i nie zadawał wielu uderzeń, był chwilami mocno pasywny. Na początku czwartej odsłony rywal polskiego pięściarza podkręcił nieco tempo, ale w drugiej połowie rundy Wrzesiński bił częściej i celniej. W całej walce z obu stron brakowało jednak większej aktywności, pojedynek był nudny, obaj panowie nie zadawali wielu ciosów, choć na pewno aktywniejszy był Wrzesiński i to on wygrał większość rund. Druga połowa walki była lepsza od pierwszej. Walka mogłaby być bardziej wyrównana, gdyby rywal Polaka zadawał więcej uderzeń i podkręcał tempo. Po dziesięciu rundach trzej sędziowie jednogłośnie wskazali (98-92, 98-92, 99-91) na Damiana Wrzesińskiego.

Louis Greene (14-3, 8 KO) lubi przyjeżdżać do Polski. Kiedyś zabrał zero w rekordzie Łukasza Wierzbickiego, dziś pokonał przed czasem Tomasza Nowickiego (10-1, 3 KO). Nasz „Joker” dobrze wszedł w ten pojedynek. Był śliski, unikał akcji rywala, a sam zranił go pół minuty przed końcem pierwszej rundy lewym hakiem pod prawy łokieć. Po przerwie Brytyjczyk zaczął wywierać pressing. Nowicki przepuścił jego prawy i świetnie skontrował lewą ręką, ale minutę później to Greene trafił swoim prawym. Trzecia odsłona również równa. Tomek oddawał inicjatywę, ale tylko pozornie, bo opierając się o liny cały czas starał się kontrować z defensywy. Greene rzucił wszystko na jedną kartę na początku czwartego starcia. Jego szturm trwał 90 sekund i wyglądało to bardzo groźnie, lecz Tomek przetrwał trudne chwile i to on zaakcentował końcówkę. Wydawało się, że pięściarz Tymexu kontroluje już sytuację, tymczasem w piątej rundzie znów oparł się o liny, a Greene po spokojniejszej minucie znów zerwał się do ataku. Jego ciosy zaczęły dochodzić celu, Nowicki przestał balansować, przyjął mocny prawy krzyżowy, schował się za gardą, Anglik poprawił lewym sierpowym na szczękę i do akcji wkroczył sędzia Małek.

Łukasz Maciec (28-4-1, 5 KO) pokonał solidnego niegdyś, dziś będącego journeymanem Joela Julio (39-12, 33 KO). „Gruby” jak zwykle ostro zaczął. Wywierał pressing, bił dużo po dole. Trafił czysto w akcji prawy na prawy, ale gdy doskoczył do zranionego Kolumbijczyka, w tym samym momencie zabrzmiał gong kończący pierwszą rundę. Po przerwie pięściarz z Lublina dalej robił swoje, choć już tak czystych ciosów brakowało. Łukasz nastawił się trochę za bardzo na bombę z prawej ręki, kiedy więc w końcówce szóstej odsłony po zwodzie uderzył dla odmiany lewym sierpowym, znów wstrząsnął doświadczonym przeciwnikiem. W ostatnich minutach nie wydarzyło się już nic godnego uwagi. Łukasz przeważał i po ostatnim gongu sędziowie punktowali na jego korzyść 77:75 (pan Małek przysnął…) i dwukrotnie 80:72.

Wcześniej Karol Welter (11-1, 3 KO) pewnie ograł Emmanuela Feuzeu (10-12-2, 4 KO), ale nie zachwycił. Wygrywał runda po rundzie, panował nad sytuacją niepodzielnie, jednak nie zrywał tempa, boksował schematycznie i dzięki temu dużo słabszy rywal nie dał sobie zrobić większej krzywdy. Po ostatnim gongu werdykt musiał być tylko jeden – trzy razy 60:54.

udanie na zawodowym ringu zadebiutował Arkadiusz Zakharyan (1-0). Polak pokonał Buchuti Tatiszwilego (3-1, 1 KO). Po czterech rundach sędziowie punktowali 39:37 i dwukrotnie 40:36.

27 MAJA 2022 ROKU [POLSAT BOXING PROMOTIONS, LUBLIN]

Rzadko mamy takie zestawienia w Polsce. Po pierwsze – duże nazwisko w main evencie. Po drugie – pasy regionalne w stawce. W pojedynku wieczoru gali Polsat Boxing Promotions 7 w Lublinie Osleys Iglesias (6-0, 5 KO) zmierzył się z bardzo doświadczonym i znanym w świecie boksu Isaaciem Chilembą (26-9-3, 10 KO).  Chilemba przed pojedynkiem był 25. zawodnikiem rankingu Boxrec wagi super średniej, dwukrotnie walczył o mistrzostwo świata, dzierżył również mniej znaczący tytuł federacji IBO. Dla występującego na galach Polsatu Iglesiasa to był zdecydowanie najtrudniejszy test w dotychczasowej karierze w boksie zawodowym. Na pięć pojedynków Kubańczyka aż cztery nie wyszły poza pierwszą rundę. Spodziewano się więc, że mimo ogromnego doświadczenia Chilemby Iglesias od początku narzuci swoje tempo i będzie boksował eksplozywnie. Prognozowano także, że mieszkający w Niemczech zawodnik może mieć problemy kondycyjne w drugiej fazie walki. Już od pierwszych minut Iglesias był dużo bardziej aktywniejszy, narzucił tempo, świetnie operował przednią ręką, ale współkomentujący galę Polsatu Przemysław Saleta przekonywał, że mimo wielu zwycięstw przed czasem Kubańczyk początkową częśc walki z Chilembą raczej poświęci na rozpracowywanie przeciwnika. Pięściarz z Malawi był w ringu spokojny, przyjmował ciosy bez większego wrażenia, ze sporym przeglądem pola amortyzował te uderzenia. 33-letni Chilemba, nawet jeśli był czasem zamykany przy linach, kontrolował większość akcji swojego rywala, sporo ciosów inkasował na gardę, ale boksował pasywnie, ostrożnie wyprowadzał uderzenia. Z kolei Kubańczyk cały czas schodził z linii ciosu, przez to ciężko było go trafić. Chilemba głównie pracował prawą ręką, wiedział doskonale, że dłuższe serie jego rywala mogą zabierać mu energię. Dużo sił wkładał podopieczny Goerga Bramowskiego w każdy swój cios. W szóstej rundzie Iglesias jeszcze raz podkręcił tempo, Chilemba przyjął sporo uderzeń. Łukasz Jurkowski powiedział, że w narożniku między szóstą a siódmą rundą były mistrz IBO zasygnalizował problem z ręką. Chilemba był w ringu pasywny, najczęściej decydował się na pojedyńcze ciosy, przegrywał kolejne rundy. Saleta zwracał uwagę na to, że Kubańczyk ze względu na dobrą obronę Chilemby powinien chwilami poczekać na ofensywną akcję rywala i wtedy go skontrować. W dziewiątym starciu utrzymujący świetne tempo Iglesias zadał prawy sierpowy w okolice ucha i wyraźnie naruszony Chilemba wylądował na deskach. Podopieczny Bramowskiego nie zdołał jednak dokończyć roboty i walka zakończyła się po dwunastu rundach. Sędziowie jednogłośnie na punkty wskazali na Osleysa Iglesiasa, dla którego to jest najważniejsze zwycięstwo w jego karierze. Trzeba też przyznać, że Iglesias świetnie wytrzymał trudy pojedynku, pod względem kondycyjnym na przestrzeni calej walki wyglądał świetnie, pokazał ringową dojrzałość i zdecydowanie wygrał na punkty, zdobył także dwa tytuły: WBA Inter-Continental oraz IBO International. Nie był w stanie dziś zaistnieć w ringu Isaac Chilemba.

Wracający po porażce Nikodem Jeżewski (21-2-1, 9 KO) stoczył twardą, dobrą i co najważniejsze wygraną walkę z Artursem Gorlovsem (9-2-1, 8 KO). Pierwsze dwie rundy równe, może z lekką przewagą Nikodema. Ale równie dobrze Polak mógł być liczony w pierwszej odsłonie. Sędzia Gortat uznał cios za zbyt niski, choć powtórka pokazała, że trafił hakiem w pas, więc teoretycznie akcja była prawidłowa. W trzecim starciu to Jeżewski starał się każdą akcję kończyć lewym hakiem w okolice wątroby. W wymianie w narożniku trafił także czystym lewym sierpowym na szczękę. Polak i Łotysz w czwartej i piątej rundzie poszli na bitkę w półdystansie. Fajnie to się oglądało, choć taki obraz potyczki bardziej odpowiadał chyba silniejszemu fizycznie przeciwnikowi. Gorlovsa złapał lekki kryzys w szóstym starciu, które oddał, za to Nikodem trudne chwile przeżywał w siódmym. Gdy wydawało się, że Jeżewski przegra wyraźnie 9:10 ten odcinek, w ostatniej akcji trafił mocnym prawym i posyłając rywala na deski z 9:10 zrobiło się 10:8. To dodało skrzydeł Jeżewskiemu, który złapał drugi oddech i choć Łotysz do końca był groźny, to lepiej na finiszu wyglądał pięściarz z Kościerzyny. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 96:93, 97:92 i 96:93.

Aleksander Bereżewski (5-0, 5 KO) podtrzymuje serię wygranych przed czasem. Przed momentem czołowy polski „półśredni” zastopował Wilbera Blanco (8-3, 7 KO). Olek od początku ruszył pressingiem, obijał korpus, a na finiszu pierwszej rundy strzelił prawym sierpowym na szczękę i posłał rywala na liny. Gdy sędzia Gortat doliczył do ośmiu, zabrzmiał zbawienny dla Kolumbijczyka gong na przerwę. Było to jednak tylko odroczenie wyroku. Bereżewski szedł jak czołg i po dwóch minutach drugiego starcia po serii w narożniku było po wszystkim.

Konrad Kozłowski (5-0, 2 KO) – brązowy medalista Mistrzostw Europy Juniorów 2015, po brzydkiej, rwanej i chaotycznej walce wyrwał zwycięstwo nad Athanasiosem Glynosem (2-1, 1 KO). Sędziowie punktowali 40:36 i dwukrotnie 39:37.

W starciu dwóch niepokonanych 19-latków Max Suske (4-0, 3 KO) pokonał przed czasem Remigiusza Runowskiego (2-1-1, 1 KO). Remek dobrze wszedł w pojedynek, polując konsekwentnie lewym hakiem pod prawy łokieć. Po przerwie jednak to Niemiec doszedł do głosu, trafiając w końcówce mocnym prawym sierpowym i prawym podbródkiem. Pod koniec pierwszej minuty trzeciej odsłony w wymianie w półdystansie Suske trafił lewym sierpowym na szczękę, zadając najmłodszemu z klanu Runowskich „czasówkę”.

Miłosz Grabowski (3-0), po słabszej pierwszej rundzie, pokonał Andrija Czyrkowa (0-1-1). Sędziowie punktowali 38:38 i dwukrotnie 40:36. Później w kategorii junior półśredniej Bartłomiej Przybyła (2-0, 1 KO) rzucał Denisa Bartosa (8-4, 6 KO) na deski w pierwszej, trzykrotnie w drugiej oraz dwukrotnie w trzeciej rundzie, zanim sędzia Leszek Jankowiak zlitował się nad Czechem i zatrzymał nierówny bój.

źródło: bokser.org

WRZESIŃSKI POKONAŁ BARRAZĘ W WALCE WIECZORU GALI W DZIERŻONIOWIE

wrzesinski_barraza

W głównym daniu gali Tymex Boxing Night 16 naprzeciw siebie stanęli Damian Wrzesiński (22-1-2, 6 KO) oraz Julio Barraza (19-3-1, 13 KO). Po naprawdę dobrych dziesięciu rundach wygrał zawodnik promowany przez Mariusza Grabowskiego.

Lepiej w ten pojedynek wszedł Meksykanin, który w pierwszej rundzie dwa razy wciągnął naszego rodaka na bezpośredni prawy krzyżowy. Po przerwie jednak „Wrzos” zaczął boksować na zwodach, zmieniał pozycję na mańkuta, a dużo „przyruchów” myliło przeciwnika i przewagę zyskał Polak. Od piątego starcia rozgorzała jednak zażarta bitwa. Obaj nie tylko boksowali na charakterze, lecz również pokazywali sztuczki techniczne. Oglądało się to naprawdę dobrze. Obaj rozpoczynali akcję lewym prostym, polując prawym sierpowym bądź lewym hakiem w okolice wątroby. W końcówce równej rundy dziewiątej Damian trafił prawym krzyżowym, poprawił lewym sierpowym na szczękę i przechylił szalę na swoją korzyść. Ostatnie trzy minuty jak cała walka – dobre tempo, w miarę równa walka, ale jednak z lekką przewagą Wrzesińskiego. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 97:93, 97:93 i 98:92 – wszyscy na korzyść „Wrzosa”.

Michał Leśniak (15-1-1, 3 KO) powstał z desek i dowiózł wygraną, choć gdyby to ręka Rodrigo Labre (6-5, 2 KO) powędrowała w górę, nikt nie mógłby mieć żadnych pretensji. Od pierwszego gongu obaj poszli na wymiany w półdystansie. Początkowo było trochę za dużo chaosu w poczynaniach „Szczupaka”, ale już w końcówce drugiej poukładał sobie nieco ten boks i zaczął boksować zamiast bić się z silnym fizycznie rywalem. – Luźne ciosy, boksuj – słychać było z narożnika Polaka. Wszystko zaczynało się układać, aż minutę przed końcem piątego starcia Ekwadorczyk z hiszpańskim paszportem hakiem na korpus posłał Michała – po raz pierwszy w jego karierze, na deski. Leśniak cierpiał, lecz dotrwał do przerwy. A minuta odpoczynku pozwoliła mu złapać drugi oddech. Do końca toczyła się zażarta walka. W półdystansie lepszy był Labre, za to kiedy Leśniak wydłużał dystans i boksował ciosami prostymi, szala przechylała się na jego stronę. Gdy zabrzmiał ostatni gong, obaj w napięciu czekali na werdykt. Sędziowie punktowali 76:75, 77:74 i 76:75 – wszyscy na korzyść Michała.

Ewa Brodnicka (20-1, 2 KO) udanie wróciła po utracie pasa WBO i boksując w wyższej wadze – lekkiej, wypunktowała Milenę Kolevą (10-12-1, 4 KO). „Kleo” pokazała to, z czego ją znamy – dobry „brudny boks” w półdystansie i lewy prosty. Znów brakowało prawej ręki, co momentami wykorzystywała Bułgarka. W ostatniej, ósmej rundzie, Koleva nawet podkręciła tempo, ale było za późno by odrabiać straty. Sędziowie mieli na swoich kartach przewagę Brodnickiej w takim samym stosunku – 79:73.

Stanisław Gibadło (6-0, 0 KO) w dobry stylu ograł Melvina Wassinga (7-6-4, 2 KO), a Łukasz Maciec (27-3-1, 5 KO) musiał naprawdę się napracować, by odprawić Pablo Mendozę (9-8, 9 KO). Staszek od początku wydłużył serie do trzech-czterech ciosów. Kombinacje kończył albo hakiem na korpus, albo prawym podbródkiem. Na początku drugiej rundy zainkasował lewy sierp, ale ten cios nie zrobił na nim większego wrażenia. Za moment odpowiedział zresztą bezpośrednim prawym. – On jest już naruszony – krzyczał w trzecim starciu Gus Curren. W piątej odsłonie Gibadło miał podłączonego przeciwnika, lecz za moment sędzia wkroczył do akcji i ukarał go odjęciem punktu za rzekomy cios poniżej pasa. Staszek kontrolował potyczkę, ale jeden z sędziów bardzo przychylnie patrzył na poczynania holenderskiego gościa. Po ostatnim gongu werdykt brzmiał 59:54, 59:54 i zaskakująco blisko 57:56.

Łukasz swój pojedynek zaczął dobrze. Prawym overhandem rzucił nawet rywala na deski w pierwszej rundzie. W drugiej wciąż wyglądało to dobrze, jednak w trzeciej jakby stanął. Ograniczony technicznie, za to silny jak tur oponent przeszedł do ofensywy. „Gruby” dał mu rozwinąć skrzydła i potem męczył się bardzo, tocząc niepotrzebną wojnę w półdystansie. W piątym starciu wyglądało to naprawdę źle, na szczęście Maciec opanował nieco kryzys i wrócił do gry na finiszu. Walkę oglądało się naprawdę dobrze, niestety Łukasz sprawił – trochę na własne życzenie, że była to ciężka ringowa wojna. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 76:75, 77:74 i 77:74 – wszyscy na korzyść Polaka.

W pojedynku wagi średniej Kamil Kuździeń (5-0) pokonał Damiana Stanisławskiego (4-2, 1 KO). Stanisławski bił mocniej i za wszelką cenę dążył do półdystansu. Pięściarz z Częstochowy kontrolował jednak pojedynek lewym prostym i dobrą pracą nóg. W drugiej połowie, pomimo rozcięcia łuku brwiowego, Kuździeń powiększył przewagę, celując ładnie lewym hakiem pod prawy łokieć. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 60:54 i dwukrotnie 59:55.

Wcześniej, w potyczce dwóch niepokonanych zawodników, Lukas Dekys (4-0, 2 KO) pokonał na kartach wszystkich sędziów 39:37 Aleksandra Jasiewicza (2-1). Czech wygrał pierwsze dwie rundy, wyprzedzając akcje Polaka, ten wrócił dobrą trzecią odsłoną, więc na finiszu mógł wyciągnąć remis. Obaj trafili mocnym lewym sierpowym, ale to sierp Dekysa zrobił większe wrażenie i sędziowie wskazali na niego.

źródło: bokser.org

dzierzoniow_2021

WRZESIŃSKI ROZBIJA MEKSYKANINA W WALCE WIECZORU GALI W SZYDŁOWCU

szydlowiecgala2020

Starcie Damian Wrzesiński (21-1-2, 6 KO) vs Luis Angel Viedas (26-10-1, 9 KO) zamknęło kartę walk gali w Szydłowcu. Polak do wiwatu rozbił Meksykanina. Damian Wrzesiński przez 10 rund nie dał sobie poważnie zagrozić ani razu. Jedynym zagrożeniem ze strony Viedasa były chaotyczne pojedyncze ataki, z których żaden nie przyniósł rezultatu. Nie oznacza to natomiast, że Meksykanin był workiem do bicia. Cały czas próbował swojej szansy, a także starał się pracować w obronie co patrząc na niektórych rywali Polaków na polskich galach należy uznać za plus. Poznanianin z kolei dużo pracował lewym prostym, składał lekkie, ale bardzo szybkie kombinacje, a także dużo korzystał ze swojego atutu, czyli dobrego balansu ciała. Tak czy inaczej, Damian Wrzesiński o kroczek zbliżył się do swojego celu, jakim jest mistrzostwo Europy wygrywając ten pojedynek stosunkiem punktowym 100-90, 100-90, 99-91.

Stanisław Gibadło (5-0, 0 KO) bardzo pewnie poradził sobie z Damianem Stanisławskim (4-1, 1 KO). Już od pierwszej rundy Stanisław Gibadło narzucił swojemu przeciwnikowi swoje warunki w tej walce. Dużo pracy lewym prostym, ponowienie akcji i szybki odskok to była domena 26-letniego pięściarza w tym pojedynku. Starszy 31-letni Damian Stanisławski, który do tej pory w rekordzie miał wyłącznie 4 wygrane pojedynki, w tej konfrontacji nie miał nic do powiedzenia. Niemal z każdą akcją był spóźniony, ponadto wyraźnie było widać braki techniczne i problemy z utrzymaniem dystansu. Stanisławski raz na jakiś czas starał się zerwać z pojedynczym mocnym ciosem w nadziei na zakończenie walki przed czasem, natomiast dobra dyspozycja w obronie Gibadły ograniczyły szansę na takie rozstrzygnięcie niemal do zera. Po 6 rundach wszyscy trzej sędziowie jednogłośnie orzekli zwycięstwo Stanisława Gibadły punktując na jego korzyść 60:54.

Łukasz Maciec (26-3-1, 5 KO) po dwóch latach rozbratu z boksem i szeregu perypetii pozasportowych wrócił na ring. W Szydłowcu pokonał Czecha Marka Andryska (5-1, 4 KO). Cała walka przebiegała w podobnym niezbyt dynamicznym tempie. W początkowych odsłonach pojedynku obydwaj pięściarze rozpoczynali akcje ofensywne i obydwaj szukali swoich szans, częściej trafiał jednak Maciec. W miarę upływu czasu Czech na skutek zmęczenia stawał się coraz mniej groźny, natomiast Maciec boksował cały czas bez większych przestojów co zapewniło mu znaczną przewagę w końcowej fazie walki. „Gruby”, jak brzmi ksywa Polaka, co prawda wypunktował swojego schematycznie boksującego rywala, jednak w jego boksie zwłaszcza na początku walki widać było sporo „rdzy”. Mimo większej ilości celnych trafień i tak spora część jego ciosów przeszywała powietrze. Po wyprowadzanych kombinacjach ręce zbyt często opadały, a dynamika akcji pozostawiała sporo do życzenia. Na szczęście w końcowych rundach sytuacja się poprawiła. Finalny niejednogłośny werdykt punktowy: 79-73, 78-74, 75-77.

Oskar Kapczyński (4-1, 2 KO) pokonał doświadczonego kickboksera Marcina Piegońskiego (1-1, 0 KO) i wrócił tym samym na ścieżkę zwycięstw po niespodziewanej porażce z Kacprem Salaburą w czerwcu tego roku. Pierwsze rundy to większa aktywność Kapczyńskiego, dynamicznie rozpoczynał kombinacje i dużo pracował balansem tułowia unikając sporej części ciosów rywala. Piegoński nie przyjechał jednak do Szydłowca przegrać, w momentach przestoju Kapczyńskiego potrafił mocno i celnie skontrować co poskutkowało szybkim rozcięciem łuku brwiowego Zielonogórzanina. W miarę upływu czasu i kolejnych rund po 20-letnim Oskarze coraz bardziej było widać zmęczenie, często opuszczane po ciosach ręce i wolniejsze ciosy w ofensywie skutkowały otrzymywaniem ich od przeciwnika. Finalnie to jednak Oskar Kapczyński wróci z tarczą do domu. Po 6 rundach sędziowie wypunktowali pojedynek na jego korzyść 58-56, 58-56, 55-55.

W pierwszym pojedynku gali Błażej Nowak pokonał na punkty Vladimira Yashyna.

źródło: bokser.org

POLACY W ŚWIATOWYCH RANKINGACH ZAWODOWCÓW – STYCZEŃ/LUTY 2017

Cztery najważniejsze federacje boksu zawodowego opublikowały swoje najnowsze rankingi, w których odnajdujemy sporo polskich nazwisk. Ogółem prawa pretendenta posiada 10 naszych pięściarzy. Byłoby ich o dwóch więcej gdyby nie ponad roczna przerwa w startach Artura Szpilki oraz dopingowa wpadka Andrzeja Wawrzyka.

Najwięcej polskich nazwisk (12) tradycyjnie znajdujemy zestawieniu federacji WBC, która co miesiąc klasyfikuje po 40 zawodników w każdej z kategorii wagowych, ale nazwiska naszych zawodowców znajdziemy również w zestawieniach WBA (2), WBO (7) oraz IBF (5).

wbc_beltFEDERACJA WBC

CIĘŻKA
9 Mariusz Wach (32-2, 17 KO)
27 Adam Kownacki (15-0, 12 KO)
34 Izu Ugonoh (17-0, 14 KO)

JUNIOR CIĘŻKA
4 Krzysztof Włodarczyk (52-3-1, 37 KO)
7 Krzysztof Głowacki (26-1, 16 KO)
10 Mateusz Masternak (37-4, 26 KO)
17 Michał Cieślak (15-0, 11 KO)

PÓŁCIĘŻKA
9 Andrzej Fonfara (28-4, 16 KO)

ŚREDNIA
6 Maciej Sulęcki (23-0, 8 KO)
23 Kamil Szeremeta (14-0, 2 KO)

JUNIOR ŚREDNIA
39 Łukasz Maciec (23-3-1, 5 KO)

PIÓRKOWA
31 Kamil Łaszczyk (23-0, 8 KO)

WBO belt 01FEDERACJA WBO

CIĘŻKA
10 Izu Ugonoh (17-0, 14 KO)

JUNIOR CIĘŻKA
4 Krzysztof Głowacki (26-1, 16 KO)
6 Krzysztof Włodarczyk (52-3-1, 37 KO)
13 Michał Cieślak (15-0, 11 KO)

ŚREDNIA
7 Maciej Sulęcki (23-0, 8 KO)
13 Kamil Szeremeta (14-0, 2 KO)

PIÓRKOWA
3 Kamil Łaszczyk (23-0, 8 KO)

IBF beltFEDERACJA IBF

CIĘŻKA
9 Izu Ugonoh (17-0, 14 KO)

JUNIOR CIĘŻKA
4 Krzysztof Włodarczyk (52-3-1, 37 KO)
6 Mateusz Masternak (37-4, 26 KO)
8 Krzysztof Głowacki (26-1, 16 KO)

ŚREDNIA
11 Maciej Sulęcki (23-0, 8 KO)

wbabeltFEDERACJA WBA

JUNIOR CIĘŻKA
4 Mateusz Masternak (37-4, 26 KO)
8 Krzysztof Włodarczyk (52-3-1, 37 KO)

POLACY W ŚWIATOWYCH RANKINGACH ZAWODOWCÓW – GRUDZIEŃ 2016

Co słychać w grudniowych rankingach zawodowców? Oczywiście tradycyjnie najwięcej polskich nazwisk (13) odnajdziemy w szerokim zestawieniu federacji WBC, która co miesiąc klasyfikuje po 40 zawodników w każdej z kategorii wagowych, ale nazwiska Polaków znajdziemy również w zestawieniach WBA (2), WBO (8) oraz IBF (4).

FEDERACJA WBC

CIĘŻKA
7  Artur Szpilka (20-2, 15 KO)
11 Mariusz Wach (32-2, 17 KO)
12 Andrzej Wawrzyk (33-1, 19 KO)
37 Izu Ugonoh (17-0, 14 KO)

JUNIOR CIĘŻKA
4 Krzysztof Włodarczyk (52-3-1, 37 KO)
7 Krzysztof Głowacki (26-1, 16 KO)
9 Mateusz Masternak (37-4, 26 KO)
17 Michał Cieślak (15-0, 11 KO)

PÓŁCIĘŻKA
8 Andrzej Fonfara (28-4, 16 KO)

ŚREDNIA
7 Maciej Sulęcki (23-0, 8 KO)
22 Kamil Szeremeta (14-0, 2 KO)

JUNIOR ŚREDNIA
40 Łukasz Maciec (23-3-1, 5 KO)

PIÓRKOWA
32 Kamil Łaszczyk (23-0, 8 KO)

WBO belt 01FEDERACJA WBO

CIĘŻKA
11 Izu Ugonoh (17-0, 14 KO)
14 Andrzej Wawrzyk (33-1, 19 KO)

JUNIOR CIĘŻKA
4 Krzysztof Głowacki (26-1, 16 KO)
6 Krzysztof Włodarczyk (52-3-1, 37 KO)
14 Michał Cieślak (15-0, 11 KO)

ŚREDNIA
7 Maciej Sulęcki (23-0, 8 KO)
14 Kamil Szeremeta (14-0, 2 KO)

PIÓRKOWA
3 Kamil Łaszczyk (23-0, 8 KO)

IBF beltFEDERACJA IBF

CIĘŻKA
11 Izu Ugonoh (17-0, 14 KO)

JUNIOR CIĘŻKA
6 Krzysztof Włodarczyk (51-3-1, 37 KO)
8 Mateusz Masternak (37-4, 26 KO)

ŚREDNIA
11 Maciej Sulęcki (23-0, 8 KO)

wbabeltFEDERACJA WBA

JUNIOR CIĘŻKA
4 Mateusz Masternak (37-4, 26 KO)
10 Krzysztof Włodarczyk (51-3-1, 37 KO)

POLACY W ZAWODOWYCH RANKINGACH. NAJWYŻEJ GŁOWACKI, ŁASZCZYK, FONFARA I WŁODARCZYK

laszczyk027

Krzysztof Głowacki (24-0, 15 KO) i Kamil Łaszczyk (20-0, 8 KO) są najwyżej sklasyfikowanymi Polakami w światowych rankingach zawodowych federacji bokserskich. W kwietniowym zestawieniu WBO, zawodnik z Wałcza otwiera listę najlepszych „cruiserów” i czeka na termin walki z mistrzem – Marco Huckiem, zaś Kamil właśnie awansował na 2. miejsce w limicie wagi piórkowej. „Głowę” docenia także organizacja IBF stawiając go na 6. miejscu i WBA, gdzie Polak jest dziewiąty, analogicznie jak Łaszczyk na liście WBC.

Bardzo dobre notowania ma również „półciężki” Andrzej Fonfara (26-3, 15 KO), przygotowujący się do walki z byłem mistrzem świata, Julio Cesarem Chavezem Jr. Pięściarz z Chicago jest klasyfikowany na 4. miejscu w rankingach federacji WBA i WBC, WBO widzi naszego rodaka na 8. miejscu swojego zestawienia, zaś wg. IBF zamyka pierwszą dziesiątkę. Z kolei potencjał Krzysztofa Włodarczyka (49-3-1, 35 KO) od lat docenia federacja WBC. Były posiadacz zielonego pasa mistrzowskiego jest aktualnie na 4. miejscu w jej rankingu.

W pierwszych dziesiątkach światowych rankingów widzimy również nazwiska Mateusza Masternaka (34-2, 24 KO) i Artura Szpilki (17-1, 12 KO). „Master zajmuje 5. miejsce w zestawieniu federacji WBA i 7. lokatę w rankingu WBO, zaś „Szpila” zamyka dziesiątkę najlepszych zawodników wagi ciężkiej wg. federacji IBF i WBO. Nazwiska obu Polaków znajdujemy także w zestawieniu WBC, gdzie wrocławianin jest 12, zaś pochodzący z Wieliczki Artur – 11.

Prawa pretendenta do tytułu mistrzowskiego w wadze jr. ciężkiej ma także Łukasz Janik (28-2, 15 KO), który jest 12. w rankingu WBA.

W drugiej połowie rankingowej „30″ federacji WBC znajdujemy nazwiska kolejnych sześciu Polaków. W kategorii junior średniej 16. miejsce zajmuje Łukasz Maciec (22-2-1, 5 KO), a dwudzieste pierwsze Damian Jonak (38-0-1, 21 KO). Dwudziesty ósmy w wadze ciężkiej jest Mariusz Wach (30-1, 16 KO), trzydziesty trzeci w tej samej dywizji Marcin Rekowski (15-1, 12 KO), dwudzieste szóste miejsce w super średniej zajmuje Przemysław Opalach (16-2, 14 KO), zaś trzydzieste drugie w tejże wadze Maciej Sulęcki (19-0, 4 KO).

Ogółem w światowych rankingach mamy więc aktualnie 13 pięściarzy (siedmiu w czołowych „15″). Najwięcej (11) w zestawieniach WBC. Federacja WBO doceniła 5 Polaków, zaś IBF i WBA – 4.

STYCZNIOWE NOTOWANIA RANKINGOWE WBC I WBA. MACIEC I JANIK W „15″

janik01

Co słychać w styczniowych rankingach zawodowców? Publikowaliśmy już zestawienia federacji IBF i WBO. Dzisiaj naszą wyliczankę zaczynamy od federacji WBC, w której polskich nazwisk jest tradycyjnie najwięcej.

W wadze ciężkiej o jedno oczko awansował Artur Szpilka (17-1, 12 KO), który tym samym wskoczył do pierwszej dziesiątki. Po wielu miesiącach do zestawienia powrócił dwudziesty siódmy obecnie Mariusz Wach (29-1, 16 KO). Cztery pozycje niżej widnieje nazwisko Andrzeja Wawrzyka (29-1, 15 KO), a trzydzieste czwarte miejsce to kolejny debiutant – Marcin Rekowski (15-1, 12 KO). W kategorii cruiser piątą pozycję utrzymał Krzysztof Włodarczyk (49-3-1, 35 KO). Trzynasty jest Mateusz Masternak (34-2, 24 KO), a tuż za jego plecami umieszczono Łukasza Janika (28-2, 15 KO). Wciąż czwarty w dywizji półciężkiej pozostaje Andrzej Fonfara (26-3, 15 KO), który 18 kwietnia skrzyżuje rękawice ze sławnym Julio Cesarem Chavezem Jr. W wadze super średniej mamy dwóch swoich przedstawicieli – Przemysław Opalach (16-2, 14 KO) jest dwudziesty dziewiąty, a Maciej Sulęcki (19-0, 4 KO) trzydziesty trzeci. Prawa pretendenta w kategorii junior średniej nabył piętnasty obecnie Łukasz Maciec (22-2-1, 5 KO), a drugą dziesiątkę zamyka Damian Jonak (38-0-1, 21 KO). Ostatnim naszym rodakiem w tym rankingu jest trzydziesty pierwszy w dywizji piórkowej Kamil Łaszczyk (19-0, 7 KO).

O wiele surowiej potraktowała naszych zawodowców federacja WBA, która opublikowała swój nowy ranking, obejmujący już styczniowe walki. Tak jak przed miesiącem znalazło się w nim trzech polskich pięściarzy. Cała trójka występuje w kategorii junior ciężkiej. Swoje pozycje utrzymali piąty Mateusz Masternak oraz ósmy Krzysztof Głowacki (24-0, 15 KO), przy czym ten drugi poluje na pas organizacji WBO i wkrótce zapewne zostanie usunięty z tego zestawienia. Trzecim Polakiem w zestawieniu jest jedenasty Łukasz Janik.

SZPILKA PUNKTUJE W KRAKOWIE ADAMKA. ROZBICI PROKSA I CHUDECKI. NA TARCZY KOSTECKI I KACZOR

adamek_szpilka

W głównej walce wieczoru Polsat Boxing Night III w Krakowie młody wilk – Artur Szpilka (17-1, 12 KO), zaatakował starego wygę, byłego championa dwóch kategorii – Tomasza Adamka (49-4, 29 KO). Pierwsza runda typowo rozpoznawcza – „Góral” próbował zachodzić rywala i zagonić go do narożnika, ale „Szpila” stopował go prawym prostym. W drugiej uwidoczniła się nieznaczna przewaga zawodnika z Wieliczki, który trafił lewym krzyżowym, ale i potrafił prawym jabem trzymać przeciwnika z daleka. Tomek natomiast szukał miejsca po dole. Minutę przed końcem trzeciej odsłony Artur trafił bezpośrednim lewym, szybko poprawił akcja prawy-lewy i Tomek poleciał na liny. Odczuł to, ale w swoim zwyczaju szybko starał się odpowiedzieć. W czwartym starciu Adamek starał się wywierać mocny pressing, jednak w ciosach na górę odrobinę szybszy był młodszy rodak, dlatego podopieczny Rogera Bloodwortha konsekwentnie bił prawym na korpus. W piątym w końcu zaczęły dochodzić jego prawe również na głowę. Trafił kilka razy, lecz Artur przyjmował wszystko bez zmrużenia oka. Wyrównany przebieg miały kolejne trzy minuty, a obaj szachowali się trochę nawzajem swoimi przednimi rękoma. W siódmym starciu Artur znów wyłączył przeciwnika prawym prostym, przy okazji bijąc raz na jakiś czas mocnym lewym. Role odwróciły się w rundzie numer osiem. Już na początku szturm przeprowadził Tomek i w długiej serii kilka razy trafił. Szpilka chyba przeżywał kryzys, bo praktycznie do gongu boksował na wstecznym, choć trzeba mu przy tym oddać, że fajnie unikał bomby „Górala” rotacją i unikami. Złapał w przerwie drugi oddech i w dziewiątej rundzie znów toczył wyrównany bój z wielkim rywalem. O wszystkim miały więc zadecydować ostatnie trzy minuty. Najpierw dwa razy swoim lewym trafił Artur, w odpowiedzi lewym sierpem przymierzył Tomek, a gdy zabrzmiał gong, obaj podnieśli ręce w geście zwycięstwa. A sędziowie punktowali 94:96, 92:98 i 94:96 – wszyscy na korzyść Szpilki.

Zamiast zaciętej bitwy skończyło się na krótkiej egzekucji. W starciu dwóch niepokonanych pięściarzy Michał Syrowatka (11-0, 3 KO) znokautował błyskawicznie Michała Chudeckiego (10-1-1, 3 KO). Wydawałoby się w niegroźnej sytuacji w zwarciu Syrowatka zrobił mały krok w tył i huknął prawym sierpowym – wprost na szczękę rywala. Chudecki przewróciłby się, ale zawisł na linach. Zanim Grzegorz Molenda zdążył doskoczyć, podopieczny Andrzeja Gmitruka doskoczył i dobił zranioną ofiarę potwornym prawym hakiem. Bardzo ciężki nokaut i wyrównanie porachunków z czasów boksu olimpijskiego, gdy dwukrotnie przegrywał z „TNT”.

Zamiast świetnej i wyrównanej walki mieliśmy pokaz jednego aktora. Maciej Sulęcki (19-0, 4 KO) całkowicie zdominował Grzegorza Proksę (29-4, 21 KO) i wygrał przez nokaut! Pierwszą rundę świetnie rozpoczął popularny „Striczu”. Wciągnął byłego mistrza Europy dwukrotnie na kontrę bezpośrednim prawym, a raz na krótki lewy sierp. – Rozruszaj go – radził w przerwie Fiodor Łapin. Ale pomiędzy czwartą a szóstą minutą dalej przeważał podopieczny Andrzeja Gmitruka, ustawiając wszystko lewym prostym. Grzesiek trafił raz czysto, ale na tym etapie bezwzględnie przegrywał 18:20. Proksa dużo lepiej radził sobie na początku trzeciego starcia, kiedy trafił bezpośrednim lewym. Ale Sulęcki zrewanżował się mu potem bezpośrednim prawym, a wszystko zaakcentował świetną akcją prawy-lewy sierp. Maćkowi wychodziło wszystko, bo nawet w czwartej rundzie, w której prawdopodobnie nieznacznie lepszy był jego oponent, w ostatnich dziesięciu sekundach „Striczu” dwiema pięknymi akcjami znów przechylił chyba szalę na swoją korzyść. Tak samo widział to Przemek Saleta, który punktował w tym momencie 40:36 dla Maćka. Podrażniony Proksa ruszył niczym taran do ostrego ataku w szóstym starciu, lecz rozluźniony Sulęcki spokojnie kontrolował sytuację i punktował swoim lewym prostym. Na półmetku wątpliwości nie było, dlatego „Super G” atakował jeszcze zacieklej. Problem w tym, że do narożnika schodził po kolejnej przegranej rundzie, w dodatku z lekkim rozcięciem łuku brwiowego. – Nie ma stania. Od dołu do góry – zachęcał go i mobilizował Łapin. Ale to był dzień jednego człowieka. Koniec nastąpił w rundzie numer siedem. Sulęcki po prostu karcił każdy ruch Grześka bezpośrednim prawym krzyżowym. Wchodziło wszystko jak w masło. Proksa szedł coraz bardziej otwarty by odmienić losy jednym ciosem, ale nadział się na prawy sierp Sulęckiego. Klasyczny nokaut i niespodzianka – ale czy naprawdę aż taka?
undercardpbn3
Dawid Kostecki (39-2, 25 KO) wrócił dziś po długiej przerwie, ale spotkanie z Andrzejem Sołdrą (11-1-1, 5 KO) miało być dla niego tylko spacerkiem. Nie było! Zaczęło się sensacyjnie. Podopieczny Piotra Wilczewskiego trafił prawym krzyżowym i lewym sierpem. To jeszcze nic, bo po prawym sierpowym w okolice skroni „Cygan” zatańczył i ledwo co ustał na nogach. W narożniku Fiodor Łapin ostrzegał, ale początek drugiej rundy znów wyraźnie dla Sołdry. I nagle na sekundy przed przerwą Kostecki wystrzelił w akcji prawy na prawy i tym razem to Andrzej był liczony! Trzecia odsłona to prawdziwa wojna na wyniszczenie na środku ringu. Cios za cios, bomba za bombę, ale w ostatnich sekundach to prawy sierpowy Dawida zamroczył Andrzeja, czym zapewne zyskał przychylność sędziów. Czwarte starcie to całkowita dominacja Kosteckiego. No – prawie całkowita, bo po dwóch minutach i pięćdziesięciu sekundach lania porozbijany Sołdra nagle wystrzelił lewym sierpem na szczękę. Dawid ustał. Początek piątej rundy to znów przewaga Kosteckiego i gdy wydawało się, że egzekucja na Sołdrze to tylko kwestia czasu, ten fantastycznym zrywem zepchnął do głębokiej defensywy faworyzowanego przeciwnika. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Runda numer sześć to z kolei całkowita dominacja Sołdry. Wszyscy dookoła przecierali oczy ze zdziwienia! A Andrzej poczuł krew, polując na nokaut. Kolejne trzy minuty to rzeź. Obaj wyniszczeni, zmęczeni, rozkrwawieni, ale żaden nie ustępował. Ostatnią soczystą bombę wyprowadził Kostecki, jednak w przekroju tego odcinka znów lepszy był Sołdra. „Cygan” miał więc ostatnie starcie na odmienienie tej trudnej sytuacji. I nic się nie zmieniło – obustronne bombardowanie do ostatniej sekundy nagrodzone gromkimi brawami. Sędziowie punktowali 75:76, 75:77 i 75:77 – wszyscy na korzyść Sołdry!

W drugiej walce gali faworyzowany Łukasz Maciec (22-2-1, 5 KO) pokonał wyraźnie Michała Żeromińskiego (7-2, 1 KO). Pięściarz z Lublina rozpoczął potyczkę ciosami prostymi, wykorzystując lepsze warunki fizyczne, choć Michał wciągnął go w połowie pierwszej rundy na kontrę z prawej ręki po odchyleniu. Po wyrównanej pierwszej odsłonie, w drugiej przewagę zaczął zyskiwać Maciec, który zasypywał przeciwnika seriami złożonymi z kilku ciosów. Michał chciał uderzyć raz a dobrze, jednak „Gruby” konsekwentnie realizował swoje założenia taktyczne. Z daleka bił na górę, a gdy przechodził do półdystansu, szukał miejsca pod łokciami Żeromińskiego. W czwartym starciu Łukasz swoim nieustannym pressingiem po prostu złamał Michała. Z minuty na minutę dysproporcje między nimi były coraz bardziej widoczne. Oglądaliśmy ruch jednostronny, a jedyną niewiadomą wydawało się pytanie, czy Maciec zdoła dopisać do swojego rekordu szóstą „czasówkę”. W końcu na pół minuty przed końcem szóstej rundy po lewym haku w okolice wątroby Michał musiał przyklęknąć, choć Robert Gortat nie liczył, bo potraktował to jako zbyt niskie uderzenie. – On walczy już tylko o przetrwanie – krzyczała w narożniku swojemu koledze Karolina Michalczuk. I tak to trochę wyglądało. W połowie siódmej rundzie znów ta sama akcja. Tym razem Żeromiński nie był liczony, lecz widać było na jego twarzy grymas bólu. Krańcowo wyczerpany Michał pokazał charakter i dotrwał do ostatniego gongu. Sędziowie nie mieli problemów ze wskazaniem lepszego, punktując wygraną Maćca 79:73 i dwukrotnie 80:72.

W pierwszej walce Polsat Boxing Night Piotr Gudel (2-1, 0 KO) pokonał Rafała Kaczora (2-1, 0 KO), wyrównując porachunki z zeszłego roku. Żądny rewanżu Gudel już pod koniec pierwszej minuty trafił mocnym sierpem, doskoczył do zranionej ofiary zasypał ją serią bomb. Sędzia liczył wałbrzyszanina do ośmiu i choć ten zdołał wyjść z opresji, to krwawił z prawego łuku brwiowego. W drugiej odsłonie Kaczor wrócił do gry, a w końcówce nawet zyskał lekką przewagę. Podobnie było w trzecim starciu, choć obaj zawodnicy poszli już na otwartą bitkę i nokaut bądź przynajmniej nokdaun mógł nadejść w każdym momencie. Rafał zagapił się na początku czwartej rundy, gdy Piotrek w zwarciu zrobił krok w tył i huknął lewym sierpem na szczękę. Rywal znów w odpowiedzi zaakcentował końcówkę. Kolejne sześć minut to typowa wojna na przełamanie. Mocniej bił Piotrek, natomiast Rafał zachował jakby więcej sił o pozostawał aktywniejszy. Trzydzieści sekund przed końcem Kaczor trafił soczystym lewym sierpem na brodę, ale wygranej nie mógł być pewien. Sędziowie punktowali niejednogłośnie 57:56, 55:58 i 58:56 – na korzyść Gudela, któremu udał się rewanż.

źródło: bokser.org

REKOWSKI ZASTOPOWAŁ SOSNOWSKIEGO W WALCE WIECZORU GALI W LUBLINIE

rekowski

W głównym daniu gali Wojak Boxing Night w Lublinie spotkali się dwaj polscy czołowi pięściarze wagi ciężkiej – Marcin Rekowski (15-1, 12 KO) oraz Albert Sosnowski (48-7-2, 29 KO). Wygrał ten pierwszy przed czasem, choć emocji było sporo. Już w pierwszej akcji popularny „Reksio” trafił długim prawym prostym, lecz za pół minuty były mistrz Europy odpowiedział niemal bliźniaczą akcją. W drugiej odsłonie, a szczególnie w jej końcówce, obaj strzelali już potężnymi bombami, a każda z nich mogła skończyć ten pojedynek. Trzecie starcie Sosnowski rozpoczął efektownym lewym sierpem. W odpowiedzi Marcin kilka razy poszukał korpusu przeciwnika i niemal równo z gongiem zrewanżował się mu równie soczystym lewym sierpem. Czwarte znów było bardzo wyrównane i żaden z nich nie potrafił osiągnąć wyraźniejszej przewagi. Dopiero w piątej rundzie mogliśmy wskazać bez wahania boksera, na koncie którego trzeba było zapisać 10. To był Rekowski. Najpierw w klinczu „pacnął” krótkim prawym, zrobił krok w tył i poprawił lewym sierpowym. Sosnowski zatoczył się i szybko sklinczował, ale już po chwili doszedł do siebie. Siła i odporność na ciosy zdawały się powoli robić różnicę. Na początku szóstej odsłony obaj trafili niemal jednocześnie – Albert prawą ręką, Marcin lewą, i znów zdawało się, że to Sosnowski bardziej odczuł to uderzenie, cofając się na liny. Ale w swoim stylu przełamywał kryzysy i dzielnie starał się ripostować. A na początku siódmej rundy ruszył ruszył do ostrego ataku…I to był dla niego gwóźdź do trumny. Trafił swoim prawym, lecz Rekowski natychmiast odpowiedział swoim, już znacznie mocniejszym prawym, posyłając „Dragona” na deski. Sosnowski wstał na osiem, jednak po kilku sekundach zainkasował jeszcze prawy podbródkowy, osunął się na liny po raz drugi, a Leszek Jankowiak bez zbędnego liczenia zastopował potyczkę, podnosząc rękę Marcina.

W pojedynku o pas Międzynarodowego Mistrza Polski kategorii półśredniej Łukasz Maciec (21-2-1, 5 KO) pokonał przed własną publicznością stosunkiem głosów dwa do remisu Lanardo Tynera (31-10-2, 20 KO). Amerykanin od pierwszego gongu narzucił ostry pressing. Podążając za naszym „Grubym” operował mocnym lewym „dyszlem”, polując w półdystansie na uderzenie z prawej ręki. Polak był bardzo ruchliwy, uciekając na nogach przed niewygodnym rywalem. Ten jednak z każdą minutą coraz skuteczniej skracał dystans i pole manewru. Maciec zaakcentował końcówkę drugiej rundy prawym podbródkowym i prawym sierpem, lecz trzecia odsłona to już była dominacja Amerykanina. „Trzymaj środek ringu, uciekaj na nogach z lin” – usłyszał Łukasz w swoim narożniku. Tyner coraz częściej szukał mocnych haków na żebra, odbierając nimi kondycję reprezentantowi gospodarzy. Sam natomiast świetnie bronił się szczelną, choć nietypową gardą. W piątym starciu Maciec dwukrotnie trafił mocnym wydawałoby się prawym krzyżowym, jednak rywal tylko się uśmiechnął i niczym czołg nadal parł do przodu. Pięściarz z Houston czuł się tak pewny swego, że w końcówce szóstej rundy opuścił ręce i pozwolił Łukaszowi z premedytacją kilka razy się trafić, po czym ruszył do szturmu by zrewanżować się jeszcze mocniejszymi bombami. Wydawało się, że Maciec jest złamany psychicznie, tymczasem powrócił udaną siódmą odsłoną, kiedy podjął wyrównaną wymianę cios za cios. Taka wojna trwała w kolejnych minutach. Maciec bił częściej, za to Tyner dużo mocniej. Rywal Polaka rzucił wszystko co miał w ostatnim starciu, podobnie zresztą jak Łukasz, a po ostatnim gongu obaj podnieśli ręce i dostali gromkie brawa od publiczności w Lublinie. Sędziowie punktowali niejednogłośnie – 95:95, 97:94 i 98:92. Stosunkiem głosów dwa do remisu zwyciężył Maciec, choć trzeba dodać, że na neutralnym ringu wynik byłby prawdopodobnie inny, przynajmniej remisowy. Mimo wszystko szacunek dla Łukasza, bo pokazał niesamowitą wolę zwycięstwa i żelazną kondycję.

Michał Cieślak (6-0, 3 KO) jawi się nam jako coraz większy talent i być może przyszły mistrz świata. Tym razem nasz prospekt kategorii cruiser rozbił w drugim starciu twardego przecież Andrzeja Witkowskiego (9-10-1, 4 KO). W zgodzie z tym co obaj zawodnicy prezentowali przez całą swoją karierę od początku zaczęło się bombardowanie. Witkowski robił co mógł, lecz szybko zarysowała się przewaga fizyczna młodszego Michała. W połowie drugiej rundy Cieślak trafił między gardą bezpośrednim prawym krzyżowym i natychmiast ruszył do szturmu. Zasypał szczelnie zasłoniętego rywala gradem ciosów i choć Andrzej wszystko ustał, to Grzegorz Molenda wkroczył do akcji i zastopował potyczkę.

Przemysław Runowski (6-0, 1 KO) pokonał jednogłośnie na punkty Krzysztofa Szota (18-14-1, 5 KO) . „Kosiarz” na samym początku skoncentrował się na mocnych hakach na korpus. Po nich polował na pojedyncze uderzenia na górę, jednak tak doświadczony zawodnik jak „Rzeźnik” nic sobie z tego nie robił i szczelną gardą chronił się przed kolejnymi ataki młodszego rywala. „Kurde, twardy jest” – powiedział do Fiodora Łapina przed piątą rundą Runowski, jeden z bardziej utalentowanych pięściarzy młodego pokolenia. I tak to wyglądało do końca. Przewaga Przemka nie podlegała dyskusji, lecz nie zdołał zrobić Szotowi żadnej krzywdy i po ostatnim gongu sędziowie punktowali jego przewagę w rozmiarach 60:55 i dwukrotnie 60:54.

Po długiej przerwie w końcu między linami pojawił się Michał Chudecki (9-0-1, 3 KO) i odprawił Maurycego Gojko (22-44-3, 8 KO). Debiutujący pod banderą Babilon Promotion, dużo młodszy i szybszy „TNT” w pierwszej rundzie ustawił swojego rywala prawym prostym. Od drugiej odsłony dołożył do tego lewą rękę i z każdą minutą jego przewaga rosła coraz bardziej. W trzecim starciu kilka razy złożył ciosy w kombinację lewy-prawy-lewy, na jaką Gojko nie potrafił znaleźć recepty. Mimo wszystko dzielnie stał na nogach i ani myślał by się poddawać. Chudecki robił wszystko by zakończyć to efektownie, zmieniając nawet pozycję z mańkuta na normalną. Wszystko na nic. Nieugięty Maurycy w ostatnich fragmentach ruszył nawet do szturmu, choć lubiącemu boksować z kontry Michałowi to było nawet na rękę. W efekcie po sześciu rundach sędziowie jednogłośnie typowali przewagę „TNT” w rozmiarach 60:54

Ewa Piątkowska (4-0, 3 KO) zanotowała czwarte zawodowe zwycięstwo. I nie tylko w końcu znalazła się zawodniczka, która wytrzymała rundę, ale od razu zdołała dotrwać do ostatniego gongu. Klaudia Szymczak (1-5, 1 KO) od początku została zdominowana, jednak nieustannie starała się oddawać i nawet kilka razy ta sztuka się jej udała. „Tygrysica” biła celnie prawym krzyżowym, a w zwarciu krótkimi sierpami oraz hakami na korpus. Ostatecznie po czterech rundach wszyscy sędziowie ocenili pojedynek na 40:36, oczywiście typując przewagę Ewy.

Boksujący w kategorii junior średniej Krzysztof Kopytek (8-0, 2 KO) pokonał Grzegorza Sikorskiego (2-7). Wyższy Kopytek od początku wykorzystując lepszy zasięg ramion stopował rywala długim lewym prostym, momentami skracając dystans i bijąc lewym hakiem pod prawy łokieć w okolice wątroby. W pierwszych sekundach trzeciej rundy pociągnął z całego ciała prawy prosty na głowę, poprawił kolejnym lewym po dole i Sikorski znalazł się w sporych tarapatach. Ambitnie jednak wszystko przyjął, próbując nawet zrywami odpowiadać swoimi chaotycznymi trochę atakami. I tak mijały kolejne minuty. Przewaga szybszego i dokładniejszego Kopytka nie podlegała dyskusji, lecz zmęczył się w końcówce nieustannym pressingiem Sikorskiego i nawet kilka razy dał się zaskoczyć obszernymi sierpami. Po gongu kończącym szóste starcie sędziowie punktowali 58:56 i dwukrotnie 60:54 – wszyscy na korzyść Krzyśka.

źródło: bokser.org

SULĘCKI I SYROWATKA ZWYCIĘŻAJĄ PODCZAS GALI W SUWAŁKACH

gala_suwalki

W głównej walce wieczoru Bodzio Boxing Night w Suwałkach spotkali się pięściarze wagi średniej – Maciej Sulęcki (17-0, 3 KO) oraz Howard Cospolite (9-3-1, 4 KO). Francuz okazał się wymagającym rywalem i do samego końca próbował przełamać Polaka. Od pierwszego gongu obaj pięściarze próbowali przejąć inicjatywę w ringu i narzucili wysokie tempo. Polak był odrobinę szybszy i precyzyjniejszy, co dało mu zwycięstwo w tej odsłonie. W rundzie drugiej „Striczu” miał problemy ze znalezieniem recepty na pressing Francuza. Cospolite na koniec zerwał się do ataku i zaskoczył tym faworyta. W kolejnym starciu Sulęcki wyraźnie się rozluźnił i znów przejął inicjatywę. Polak często trafiał na korpus, co z pewnością będzie miało wpływ na przebieg drugiej fazy pojedynku. Kolejne dwie rundy nie przyniosły wielkiego przełomu – Sulęcki był aktywniejszy i trafiał precyzyjniej, jednak chwilami się dekoncentrował i wdawał w niepotrzebne wymiany z silniejszym fizycznie Francuzem. W szóstej odsłonie presja Cospolite nieco spadła i przewaga Sulęckiego w ringu była nieco wyraźniejsza. Francuz w swoim stylu przyspieszył przed końcowym gongiem odrabiając nieco straty. Przełom przyniosło kolejne starcie – „Striczu” trafił już na początku rundy lewym sierpem i mocno przyspieszył zasypując rywala serią ciosów, jednak ten zdołał się odgryźć. Polak trafił jeszcze mocno w końcówce rundy i zaliczył ją na swoje konto. W ostatnich rundach Cospolite wyraźnie stracił impet i nastawił się na nokautujący cios. Sulęcki parokrotnie wstrząsnął oponentem, jednak nie był w stanie doprowadzić do liczenia. W samej końcówce Cospolite nieco przyspieszył, jednak było już zbyt późno, by zmienić obraz pojedynku. Po dziesięciu rundach sędziowie punktowali 97-93, 98-94, 97-93.

Michał Syrowatka (8-0, 1 KO) pewnie pokonał Alexa Bone’a (10-16-2, 4 KO), choć Ekwadorczyk postawił wysoko poprzeczkę. Pięściarz z Ełku jak zwykle zaprezentował nienaganną pracę nóg, dzięki której pozostawał najczęściej nieuchwytny dla rywala. Ten nieustannie parł do przodu, szukając mocnego prawego sierpa nad lewą ręką Polaka. Ten jednak najczęściej sprytnie unikał tych bomb, po odchyleniu czy zajstepie kontrując przeciwnika. Ekwadorczyk powrócił dobrą piątą rundą, lecz Michał po przerwie znów uruchomił nogi i lewy prosty, dzięki czemu odzyskał przewagę. Wyrównane siódme starcie Syrowatka finiszował piękną akcją, gdy najpierw uderzył prawym podbródkowym, poprawił prawym sierpem i po przejściu w prawo trafił lewym sierpowym. Tak oto kibice w Suwałkach i przed telewizorami zobaczyli osiem rund ciekawej, technicznej walki, którą nagrodzili gromkimi brawami. Sędziowie punktowali 79:73, 79:73 i 79:72 – wszyscy oczywiście na korzyść Michała.

Łukasz Maciec (20-2-1, 5 KO) zanotował jubileuszowe zwycięstwo, odprawiając przed czasem mistrza Europy sprzed dwunastu lat, Chawazi Chacygowa (10-4, 6 KO). Doświadczony, sporo umiejący Białorusin w pierwszych minutach sprawiał trochę kłopotów „Grubemu”. Polak jednak miał nieznaczną przewagę. W końcówce trzeciej rundy zawodnik Paco Lublin trafił mocnym prawym podbródkowym, poprawił prawym sierpem i w końcu zrobiło się trochę ciekawiej. Zabrzmiał gong i… Chacygow pozostał w narożniku, nie wychodząc do kolejnego starcia.

W oczekiwaniu na rewanż z Łukaszem Maćcem korespondencyjny pojedynek stoczył Sasun Karapetyan (6-1, 2 KO). W pierwszej rundzie konfrontacji z doświadczonym Konstantinsem Sakarą (13-31-3, 11 KO) zaczął trochę ospale, ale już od drugiej rundy systematycznie zwiększał tempo. Tak naprawdę jednak dopiero od czwartej pokazał dobry boks, wcześniej trochę zawodząc. Wydłużył swoje serie z jednego-dwóch ciosów na cztery-pięć, co od razu przyniosło wymierne korzyści, bowiem odgryzający się dotąd Sakara został zepchnięty do głębszej defensywy. W ostatniej, szóstej odsłonie, Karapetyan wstrząsnął Łotyszem obszernym prawym sierpowym, lecz nie zdołał skończyć go przed czasem. Sędziowie punktowali wygraną Sasuna 59:56, 59:55 oraz 60:54.

W pierwszej walce gali w Suwałkach spotkali się pięściarze kategorii super średniej – Norbert Dąbrowski (14-1, 6 KO) oraz Martins Kukulis (8-40, 5 KO). Podopieczny Andrzeja Gmitruka od początku ustawiał rywala prawym prostym, polując lewym hakiem pod prawy łokieć w okolice wątroby. Tak upływały kolejne minuty, ponieważ Łotysz ograniczał się do pojedynczych prawych sierpów po zebraniu wcześniej ciosu na blok. Raz nawet Dąbrowskiego zaskoczył, jednak większej krzywdy nie zrobił. Sam natomiast był liczony w końcówce trzeciego starcia po lewym krzyżowym Norberta. Po gongu kończącym czwartą odsłonę nie mogło być wątpliwości i sędziowie wskazali na Polaka – jednogłośnie w rozmiarach 40:35.

W innej potyczce kategorii super średniej zmierzyli się Michał Starbała (9-0, 2 KO) oraz dobrze znany polskiej publiczności Ismail Tebojew (7-6-1, 3 KO). Były reprezentant naszego kraju od początku narzucił pressing, ale nie wdawał się w niepotrzebne wymiany ze słynącym z mocnego ciosu rywalem, tylko punktował podwójnym, nawet potrójnym lewym prostym. W końcówce drugiej rundy złapał przeciwnika przy linach lewym sierpowym, a w czwartej dosięgnął jego głowy długim prawym prostym. Do końca pojedynek był ciekawy, pomimo iż przewaga Starbały nie podlegała dyskusji. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na jego korzyść dwukrotnie 60:54 i 59:56.

źródło: bokser.org

PEWNE ZWYCIĘSTWA POLAKÓW W RADOMIU. DRAMATYCZNA WALKA MAĆCA Z KARAPETJANEM

radom_575

W głównej walce wieczoru „Windoor Radom Boxing Night” w Radomiu Michał Syrowatka (7-0, 1 KO) w dobrym stylu wypunktował Aboubekera Bechelaghema (8-5-1, 0 KO) na dystansie ośmiu rund. Początek miał być rozpoznawczy według zapowiedzi dzień wcześniej, ale już od pierwszego gongu obaj panowie ostro ruszyli do pracy, wymieniając potężne bomby w półdystansie. W drugiej rundzie Polak wystrzelił prawym prostym, poprawił natychmiast krótkim prawym sierpem, zaznaczając swoją nieznaczną przewagę. Od czwartej przestał się bić z Francuzem, świetną pracą nóg przepuszczał jego chaotyczne ataki i kontrował z dystansu. W końcówce czwartego starciu po uniku trafił bardzo mocnym prawym sierpowym, po którym Bechelaghem był wyraźnie zamroczony. Na dokończenie dzieła zniszczenia zabrakło niestety czasu. Francuz po słabszym okresie powrócił dobrą szóstą odsłoną, ale przede wszystkim dlatego, że Michał znów zaczął się z nim bić. Po uwagach Andrzeja Liczika w narożniku Syrowatka powrócił do tego co robił wcześniej i swoimi nogami zostawiał przeciwnika daleko z tyłu. Sam składał akcje w serie po dwa-trzy ciosy, kilkoma hakami na korpus skarcił za zbyt wysoko podniesione ręce, w ostatnich minutach wyraźnie już górując nad twardym przecież rywalem. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 79:73, 80:72 i 79:73 – wszyscy oczywiście na korzyść Michała.

Michał Cieślak (4-0, 1 KO) wygrał po raz czwarty, ale w końcu przypieczętował bardzo udany dla siebie rok zwycięstwem przed czasem. Ferenc Zsalek (12-39-3, 1 KO) nie przetrwał nawet kilku minut. Promowany przez Tomasza Babilońskiego i Andrzeja Gmitruka młody Polak początkowo skoncentrował się na obijaniu tułowia, dzięki czemu obniżył trochę gardę rywala i już w końcówce pierwszej rundy dzięki temu trafił długim prawym na głowę. W drugiej odsłonie była już prawdziwa demolka. Cieślak podkręcił tempo, swoje ciosy składał w serie złożone z kilku uderzeń i w końcu przełamał Zsaleka, który przyklęknął i dał się wyliczyć do ośmiu. Za moment po kilku bombach znów padł na matę. Sędzia jeszcze puścił walkę, ale po kolejnym mocnym sierpie Włodzimierz Kromka zastopował potyczkę w obawie przed ciężkim nokautem.

Kamil Łaszczyk (15-0, 7 KO) nie miał najmniejszych problemów z rozmontowaniem obrony Laszlo Fekete (8-3, 6 KO). Notowany na trzecim miejscu światowego rankingu federacji WBO wagi piórkowej Polak już po minucie doprowadził do liczenia rywala po długim prawym na dół. Jeszcze przed przerwą złapany przy linach Węgier przyklęknął po raz drugi, ale wyratował go gong. W drugim starciu Łaszczyk znów dwukrotnie przewrócił Fekete – najpierw prawym prostym, a później prawym sierpowym. W trzeciej odsłonie Kamil prawym podbródkowym zafundował Fekete jeszcze piąty i szósty nokdaun, aż w końcu Włodzimierz Kromka zlitował się nad porozbijanym Węgrem i przerwał dalszą egzekucję.

Udanie wypadł debiut Patryka Szymańskiego (9-0, 4 KO) w dywizji junior średniej. Jego ofiarą padł Francesco Di Fiore (16-10-2, 5 KO). Polak natychmiast narzucił rywalowi swoje warunki. Ustawiał o sobie lewym prostym na dystans, a gdy już decydował się skracać odległość, bił ładnymi hakami na korpus oraz prawym podbródkowym. Efektem był pęknięty lewy łuk brwiowy już w pierwszej rundzie. W drugiej oparł się o liny, wpuścił rywala w zasadzkę i skontrował akcją prawy na prawy. Di Fiore „zatańczył” na nogach, a Szymański poczuł krew, doskoczył i zasypał go serią ciosów. Po kilku kolejnych bombach Leszek Jankowiak poddał zamroczonego Włocha.

W trzecim pojedynku gali spotkali się niepokonany dotąd Sasun Karapetjan (5-1, 2 KO) oraz Łukasz Maciec (19-2-1, 4 KO). Od pierwszego gongu było bardzo ciekawie. „Gruby” trafił mocnym prawym sierpowym, ale tuż przed końcem pierwszej rundy rywal odpowiedział swoim lewym sierpowym z kontry. W drugiej odsłonie było identycznie – najpierw Sasun przycelował prawym krzyżowym, lecz Maciec w końcówce znów dosięgnął go obszernym prawym sierpowym. Lepiej poukładany technicznie wydawał się Sasun, jednak szalony pressing Łukasza przyniósł efekt w trzecim starciu. W jego atakach było sporo chaosu, ale pozostawał bardzo aktywny, zyskując nieznaczną przewagę. Maciec dominował również w pierwszej minucie po przerwie, jednak Karapetjan złapał w końcu właściwy rytm w końcówce czwartej rundy, łapiąc przeciwnika na kilka kontr. Znów trudna runda do punktowania była „piątka”. Karapetjan przełamał Maćca kondycyjnie i zasypywał ciosami, ale to Łukasz trafił dwoma najmocniejszymi bombami – prawym podbródkiem i lewym sierpem. Przed ostatnim starciem wydawało się, że spuchnięty Maciec da się zepchnąć, tymczasem wystrzelił na samym początku lewym sierpowym idealnie na szczękę i nieoczekiwanie Leszek Jankowiak liczył Sasuna! „Gruby” rzucił się dokończyć dzieła zniszczenia, trafił jeszcze prawym podbródkiem. Karapetjan szybko doszedł do siebie i wspaniała końcówka była najlepszym podsumowanie tej kapitalnej jak na polskie warunki wojny. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali jednogłośnie – (Kromka) 57:56, (Moszumański) 58:55 i (Kozłowski) 58:57, wszyscy na korzyść Maćca.

Podobnie jak w pierwszym pojedynku polsko-węgierskim Michał Starbała (8-0, 2 KO) także rozprawił się ze swoim przeciwnikiem – konkretnie Zoltanem Kissem (30-17-3, 13 KO), pod koniec drugiej rundy. Polak przewrócił rywala podwójnym prawym sierpem. Ten powstał, jednak po kilku kolejnych ciosach sędzia zastopował Kissa.

Efektownie galę w Radomiu rozpoczął Nikodem Jeżewski (5-0, 4 KO), który w potyczce kategorii cruiser zastopował Viktora Szalai (18-50-4, 4 KO). Węgier od początku schował się za podwójną gardą, więc zawodnik grupy Tymex Boxing Promotion skoncentrował się na ciosach po dole. Już na początku drugiej rundy przewrócił przeciwnika po raz pierwszy. Kilkadziesiąt sekund później bezpośrednim prawym doprowadził oponenta do drugiego nokdaunu i choć ten wstał na osiem, to sędzia Włodzimierz Kromka zastopował walkę, ogłaszając wygraną Polaka przez TKO.

źródło: bokser.org

20131222-ag-radom