Tag Archives: Jakub Sosiński

GALE ZAWODOWE W POLSCE: LUTY 2023. STĘŻYCA I NOWY DWÓR MAZOWIECKI

gloves 01

11 LUTEGO 2023 ROKU [STĘŻYCA, ROCKY BOXING NIGHT]

Szybka robota w wykonaniu Kacpra Meyny (10-1, 6 KO), który już w pierwszej rundzie rozbroił Jakuba Sosińskiego (8-2-1, 3 KO), broniąc tytułu mistrza Polski wagi ciężkiej. Pięściarz z Kościerzyny już od samego początku polował na oponenta lewym prostym. Po trzydziestu sekundach natarcie Sosińskiego, który nadział się na kontrujący prawy sierp Meyny. Mistrz Polski poczuł krew, ruszając do ataku obszernymi sierpami na górę i dół, na które sosnowiczanin nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Koniec nastąpił na pół minuty przed końcem, gdy 23-latek zalał Sosińskiego serią ciosów, zmuszając sędziego Bubaka do interwencji.

Wcześniej Dominik Harwankowski (11-0, 2 KO) pokonał w walce wagi lekkiej Piotra Gudla (10-9-1, 1 KO). Harwankowski drugiej rundzie ciosem z prawej ręki rzucił weterana polskiej sceny na deski, potem kontrolował potyczkę ciosami prostymi, ale w szóstej odsłonie dostał ostrzeżenie za bicie w tył głowy. W siódmej dla odmiany to Gudel został napomniany odjęciem punktu, on za wpadanie głową w półdystans. Po ostatnim gongu musiało wyjść sędziom 79:70. I dwóm tak wyszło, trzeci w jakiś sposób znalazł dwie rundy dla Piotrka (77:72).

Kajetan Kalinowski (5-1, 4 KO) zaczął misję pod tytułem waga półciężkiej. Tryumfator turnieju Każyszki w kategorii cruiser zdecydował się zejść w dół. Ale stopniowo. Dziś wystąpił w umownym limicie 86 kilogramów, następnym razem zejdzie o kolejne 3-4 kilogramy i dopiero wtedy postara się wejść na limit 79,4. Naprzeciw niego stanął Damian Smagieł (1-5), lecz nie wyszedł nawet poza pierwszą rundę. Kalinowski szybko rzucił go na deski lewym sierpowym na szczękę z doskoku, potem Kajetan jeszcze trzy razy przewracał rywala i pojedynek zatrzymano.

„Piórkowy” Maciej Jóźwik (4-0, 1 KO) pewnie pokonał Michaiła Soloninkiniego (10-26-1, 5 KO). Znany z ringów olimpijskich Maciek zachwiał rywalem w drugiej rundzie lewym sierpowym, kontrolował pojedynek, a gdy Gruzin w ostatniej, czwartej odsłonie, nieco się otworzył i odważniej zaatakował, Polak złapał go na kilka kontr i ostudził jego zapał. Po ostatnim gongu pewne 3x 40:36.

Występujący w wadze ciężkiej Artur Bizewski (6-0, 3 KO) hakami na korpus w drugiej rundzie dwa razy doprowadził grubego Davita Gogiszwilego (18-17, 12 KO) do nokdaunu. Za drugim razem Gruzin dał się wyliczyć do dziesięciu.

25 LUTEGO 2023 ROKU [NOWY DWÓR MAZOWIECKI, BABILON BOXING SHOW]

Blisko dwa lata po pierwszej walce, Łukasz Stanioch (9-1, 1 KO) znów okazał się lepszy od Roberta Talarka (27-17-3, 18 KO). Teoretycznie pięściarz ze Szczecina znów zdominował walkę, jednak twardy górnik postawił chyba wyżej poprzeczkę niż w pierwszej potyczce. Po ośmiu solidnych rundach werdykt brzmiał 78:74 na korzyść Staniocha.

Wcześniej Damian Tymosz (7-2-1, 4 KO) posłał w drugiej rundzie Anatoli Conopliova (2-2, 1 KO) na deski lewym hakiem w okolice wątroby. W trzeciej ta sama akcja i drugi nokdaun. Trzecie liczenie po lewym sierpowym na górę. Mołdawianin wrócił lepszą czwartą odsłoną, jednak w piątej po raz czwarty przyklęknął, znów po lewym haku na korpus, i było po wszystkim.

Z kolei w bokserskim debiucie dobijający do czterdziestki Rafał Dudek (0-0-1), ceniony kickbokser, zremisował po czterech ciekawych rundach (38:38) walki w półdystansie z Artjomem Rażikiem (1-0-1).

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: MAJ 2022. OD BIAŁEGOSTOKU DO LUBLINA

polski02

7 MAJA 2022 [CHORTEN BOXING PRODUCTION, BIAŁYSTOK]

W daniu głównym gali Podlaskie Boxing Show w Białymstoku Przemysław Gorgoń (15-9-1, 5 KO) wygrał przed czasem z Bogdanem Malinovicem (4-3-1, 2 KO). „Śmieszek” dobrze wszedł w ten pojedynek, rozbijając przeciwnikowi nos swoim lewym prostym. W drugiej rundzie spóźnił się jednak w akcji prawy na prawy, zainkasował cios i zapoznał się z matą ringu. Co prawda nie był nawet ranny, ale sędzia musiał policzyć go do ośmiu. Po przerwie Gorgoń ruszył do kontrofensywy. Coraz mocniej spychał przeciwnika, aż w końcu powalił go na deski mocnym lewym sierpowym. Malinović dotrwał do przerwy, lecz do czwartego starcia już nie wyszedł.

Występujący w wadze ciężkiej Jakub Sosiński (8-1-1, 3 KO) pokonał przed momentem Carlosa Carreona (8-7, 2 KO). Od początku Polak skoncentrował się na ciosach po dole, a pierwszą rundę zakończył lewym sierpowym na górę. Były mistrz Meksyku po przerwie starał się przejąć inicjatywę, zostawiał jednak nogi z tyłu, a jego obszerne sierpy pruły powietrze. A Kuba konsekwentnie celował po dołach. Mijały kolejne minuty, a blisko 120-kilogramowy misiek z Meksyku wcale nie słabł, a wręcz starał się wywierać pressing. Sosiński momentami zmieniał się w boksera, nieźle operował lewym prostym i kontrolował wciąż groźnego przeciwnika. Po raz pierwszy w karierze wyszedł również poza szóstą odsłonę. W ostatnich trzech minutach obaj byli już mocno zmęczeni, lecz „charakternie” wymieniali ciosy do samego końca. Sędziowie punktowali na korzyść Jakuba 80:72, 80:72 i 79:73.

Wcześniej Krzysztof Warekso (2-0-1, 1 KO) zremisował z Piotrem Bisiem (6-1-1, 2 KO). Po czterech rundach wszyscy sędziowie zgodnie punktowali 38:38.

13 MAJA 2022 [BABILON BOXING SHOW, JAWORZNO]

Jan Lodzik (7-0, 1 KO) zdał test i pokonał wysoko na punkty byłego mistrza świata amatorów oraz trzykrotniego olimpijczyka Domenico Valentino (11-3, 1 KO). Kibice spodziewali się, że walka Lodzika z Valentino, który przecież jest bardzo doświadczonym i utytułowanym w boksie zawodnikiem, będzie bardziej wyrównana. Tak się jednak nie stało, Lodzik przeważał w każdym aspekcie. 98-91 Godoń, 99-90 Gortat, 98-91 Małek – wszyscy trzej sędziowie wypunktowali zwycięstwo Jana Lodzika nad mistrzem świata z Mediolanu (2009).

Wielokrotny mistrz świata w K-1 Łukasz Pławecki (4-0-2, 2 KO) oraz medalista mistrzostw Finlandii Krzysztof Wojciechowski (4-0-1) dali świetną walkę i prawdopodobnie w listopadzie dojdzie do ich rewanżu. Pławecki z Wojciechowskim zmierzyli się na dystansie ośmiu rund. Ten pierwszy od początku narzucił mocne tempo. Wojciechowski – mimo swojej pracy jako spawacz – dobrze przygotował się do pojedynku i szczególnie pokazał to w ostatnich odsłonach starcia, gdy śmiało wchodził w wymiany. Pławecki nie był mu dłużny i również był otwarty na bitkę. Dwaj sędziowie wypunktowali remis, Leszek Jankowiak miał na swojej karcie 77-75 na korzyść Wojciechowskiego – walka remisowa. Obaj po walce zgodzili się na rewanż, są duże szanse, że drugi pojedynek odbędzie się na dystansie dziesięciu rund.

Swego czasu Konrad Dąbrowski (11-3, 1 KO) uchodził za duży talent. Wielkich sukcesów nie osiągnął, a i dziś nie zachwycił. Pomimo przeciętnej postawy starczyło to na wygranie z Hamisi Mayą (13-5-1, 11 KO). Tanzańczyk boksujący z pozycji mańkuta nie dość, że sporo wyższy, to jeszcze cały czas boksował na odchyleniu. Konrad zamiast konsekwentnie bić pod prawy łokieć uparł się, żeby upolować rywala lewym sierpem na górę. I większość tych ciosów pruło powietrze. Przeciwnik zrozumiał, że wielkiego ryzyka ze strony Polaka nie ma, w piątej i szóstej rundzie podkręcił tempo, lecz zabrakło mu czasu na odrobienie strat. Po ostatnim gongu sędziowie zgodnie punktowali 58:56 na korzyść Dąbrowskiego.

Wcześniej Oskar Gajcowski (1-1) nokdaunem w ostatnich sekundach przechylił szalę zwycięstwa (3x 38:37) na swoją korzyść w konfrontacji z Pawłem Rogiem (1-1), a Mateusz Lis (3-1, 3 KO) szybko poddał przestraszonego Radoslava Estocina (8-4-1, 3 KO).

14 MAJA 2022 ROKU [ROCKY BOXING NIGHT, GDAŃSK]

W walce wieczoru gali w Gdańsku Cristian Lopez (3-0, 1 KO) pokonał Kajetana Kalinowskiego (3-1, 3 KO). Polak, zwycięzca turnieju wagi junior ciężkiej, źle wszedł w ten pojedynek. Chciał urwać głowę, przez co jego mocne sierpy pruły powietrze, Kubańczyk zaś karcił go z defensywy lżejszymi kontrami. Ale w końcówce drugiej rundy jakby zeszło z niego powietrze. Kajetan natomiast przeszedł na lewy prosty i to dzięki niemu zyskiwał przewagę. W trzecim starciu Lopez ratował się już klinczem, choć cały czas próbował wciągnąć pięściarza z Lublina na jakąś kontrę. W czwartej rundzie to Kalinowski przeżywał lekki kryzys, bo spuścił z tonu. Końcówkę lepiej zaznaczył Lopez, dzięki czemu wyszarpał wygraną w stosunku dwa do remisu – 57:57, 58:56 i 59:55.

Mateusz Polski (2-0, 2 KO) nie zamierza bezpiecznie i powoli budować swojej kariery. I słusznie, o czym świadczy szybkie zwycięstwo nad Saidi Mundim (25-9-1, 13 KO). Mateusz – medalista Mistrzostw Europy oraz Igrzysk Europejskich, ostro wszedł w ten pojedynek i już w 70. sekundzie krótkim prawym sierpowym rzucił rywala na deski. Za moment kolejny prawy i drugi nokdaun. Tu przed przerwą trzeci raz prawa ręka wylądowała na głowie Tanzańczyka i Grzegorz Molenda liczył po raz trzeci. Zaraz potem zabrzmiał gong na przerwę. Po niej Mateusz dalej nacierał i gdy znów trafił prawym w okolice ucha, rywal przyklęknął i tym razem dał się wyliczyć do dziesięciu.

Robiący małe, aczkolwiek systematyczne postępy Adrian Szczypior (10-0, 3 KO) wypunktował 78:74, 78:74 i 80:72 solidnego journeymana Pavla Semjonova (25-22-2, 10 KO) w walce wagi średniej.

Występujący w wadze ciężkiej Artur Bizewski (4-0, 1 KO) pokonał weterana, Michała Bańbułę (13-34-5). Młodszy i silniejszy fizycznie „Bizon” ostro wszedł w pojedynek, jednak stary wyga przeczekał jego próby, by w drugiej i trzeciej rundzie skarcić go kilka razy swoim lewym sierpowym z doskoku. Albo bezpośrednim, albo w kombinacji po wcześniejszym prawym. Gdyby Bańbuła był młodszy i trochę lżejszy – bo to przecież naturalny „półciężki”, mógł to spokojnie wygrać, lecz pressing oraz „zdrowie” Bizewskiego zrobiły swoje. Michał w końcówce piątego starcia miał już lekki kryzys, a całe szóste walczył z rywalem i własnymi słabościami. Po ostatnim gongu sędziowie wskazali na Bizewskiego 59:55, 58:56 i przesadzone 60:54.

„Lekki” Dominik Harwankowski (9-0, 2 KO) wypunktował 60:54 i dwukrotnie 59:55 Emmanuela Amosa (17-7-1, 10 KO) zaś Evander Rivera (7-0-1, 3 KO) znokautował już w pierwszej odsłonie Nicolausa Mdoe (10-5-2, 7 KO).

20 MAJA 2022 ROKU [TYMEX BOXING NIGHT, ŚRODA WIELKOPOLSKA]

Urwał rundy Łaszczykowi i do Polski ponownie przyleciał pokazać się z solidnej strony. Ismail Galiatano (10-4-3, 2 KO) w pojedynku wieczoru gali MB Boxing Night 12 w Środzie Wielkopolskiej zmierzył się z Damianem Wrzesińskim (25-2-2, 7 KO). Tanzańczyk jednak nie zdecydował się na agresywniejszy boks, miał podczas walki kilka zrywów, ale nie zagroził Polakowi i nie poszedł na całosć. W narożniku polskiego pięściarza zabrakło jego nowego trenera Wayne’a Battena, z którym „Wrzos” przygotowywał się ostatni miesiąc w angielskim Southampton. Batten wybrał lokalną galę, na której wystąpi kilku jego podopiecznych. Wrzesiński od początku naładowany pozytywną energią, ale rywal do łatwych nie należał, nie bez przyczyny udało mu się posadzić na deski Kamila Łaszczyka w marcu tego roku w Koninie. Chwilami odważnie wchodził w wymiany Galiatano, Polak starał się bić więcej, ale brakowało u Wrzesińskiego zarówno precyzji, jak i siły uderzenia. Pięściarz z Tanzanii czekał na żwawsze ataki Wrzesińskiego, próbował odpowiadać lewym prostym lub zaczepnym prawym podbródkowym, by wtedy w konsekwencji zakończyć akcje lewym prostym. Wrzesiński z kolei podchodził bliżej, wchodził do półdystansu, dorzucał sporo balansu, ale ciosy Polaka nie robiły na Tanzańczyku żadnego wrażenia. „Wrzos” mógł jednak kontrolować tempo pojedynku ze względu na to, że Galiatano wycofywał się i nie zadawał wielu uderzeń, był chwilami mocno pasywny. Na początku czwartej odsłony rywal polskiego pięściarza podkręcił nieco tempo, ale w drugiej połowie rundy Wrzesiński bił częściej i celniej. W całej walce z obu stron brakowało jednak większej aktywności, pojedynek był nudny, obaj panowie nie zadawali wielu ciosów, choć na pewno aktywniejszy był Wrzesiński i to on wygrał większość rund. Druga połowa walki była lepsza od pierwszej. Walka mogłaby być bardziej wyrównana, gdyby rywal Polaka zadawał więcej uderzeń i podkręcał tempo. Po dziesięciu rundach trzej sędziowie jednogłośnie wskazali (98-92, 98-92, 99-91) na Damiana Wrzesińskiego.

Louis Greene (14-3, 8 KO) lubi przyjeżdżać do Polski. Kiedyś zabrał zero w rekordzie Łukasza Wierzbickiego, dziś pokonał przed czasem Tomasza Nowickiego (10-1, 3 KO). Nasz „Joker” dobrze wszedł w ten pojedynek. Był śliski, unikał akcji rywala, a sam zranił go pół minuty przed końcem pierwszej rundy lewym hakiem pod prawy łokieć. Po przerwie Brytyjczyk zaczął wywierać pressing. Nowicki przepuścił jego prawy i świetnie skontrował lewą ręką, ale minutę później to Greene trafił swoim prawym. Trzecia odsłona również równa. Tomek oddawał inicjatywę, ale tylko pozornie, bo opierając się o liny cały czas starał się kontrować z defensywy. Greene rzucił wszystko na jedną kartę na początku czwartego starcia. Jego szturm trwał 90 sekund i wyglądało to bardzo groźnie, lecz Tomek przetrwał trudne chwile i to on zaakcentował końcówkę. Wydawało się, że pięściarz Tymexu kontroluje już sytuację, tymczasem w piątej rundzie znów oparł się o liny, a Greene po spokojniejszej minucie znów zerwał się do ataku. Jego ciosy zaczęły dochodzić celu, Nowicki przestał balansować, przyjął mocny prawy krzyżowy, schował się za gardą, Anglik poprawił lewym sierpowym na szczękę i do akcji wkroczył sędzia Małek.

Łukasz Maciec (28-4-1, 5 KO) pokonał solidnego niegdyś, dziś będącego journeymanem Joela Julio (39-12, 33 KO). „Gruby” jak zwykle ostro zaczął. Wywierał pressing, bił dużo po dole. Trafił czysto w akcji prawy na prawy, ale gdy doskoczył do zranionego Kolumbijczyka, w tym samym momencie zabrzmiał gong kończący pierwszą rundę. Po przerwie pięściarz z Lublina dalej robił swoje, choć już tak czystych ciosów brakowało. Łukasz nastawił się trochę za bardzo na bombę z prawej ręki, kiedy więc w końcówce szóstej odsłony po zwodzie uderzył dla odmiany lewym sierpowym, znów wstrząsnął doświadczonym przeciwnikiem. W ostatnich minutach nie wydarzyło się już nic godnego uwagi. Łukasz przeważał i po ostatnim gongu sędziowie punktowali na jego korzyść 77:75 (pan Małek przysnął…) i dwukrotnie 80:72.

Wcześniej Karol Welter (11-1, 3 KO) pewnie ograł Emmanuela Feuzeu (10-12-2, 4 KO), ale nie zachwycił. Wygrywał runda po rundzie, panował nad sytuacją niepodzielnie, jednak nie zrywał tempa, boksował schematycznie i dzięki temu dużo słabszy rywal nie dał sobie zrobić większej krzywdy. Po ostatnim gongu werdykt musiał być tylko jeden – trzy razy 60:54.

udanie na zawodowym ringu zadebiutował Arkadiusz Zakharyan (1-0). Polak pokonał Buchuti Tatiszwilego (3-1, 1 KO). Po czterech rundach sędziowie punktowali 39:37 i dwukrotnie 40:36.

27 MAJA 2022 ROKU [POLSAT BOXING PROMOTIONS, LUBLIN]

Rzadko mamy takie zestawienia w Polsce. Po pierwsze – duże nazwisko w main evencie. Po drugie – pasy regionalne w stawce. W pojedynku wieczoru gali Polsat Boxing Promotions 7 w Lublinie Osleys Iglesias (6-0, 5 KO) zmierzył się z bardzo doświadczonym i znanym w świecie boksu Isaaciem Chilembą (26-9-3, 10 KO).  Chilemba przed pojedynkiem był 25. zawodnikiem rankingu Boxrec wagi super średniej, dwukrotnie walczył o mistrzostwo świata, dzierżył również mniej znaczący tytuł federacji IBO. Dla występującego na galach Polsatu Iglesiasa to był zdecydowanie najtrudniejszy test w dotychczasowej karierze w boksie zawodowym. Na pięć pojedynków Kubańczyka aż cztery nie wyszły poza pierwszą rundę. Spodziewano się więc, że mimo ogromnego doświadczenia Chilemby Iglesias od początku narzuci swoje tempo i będzie boksował eksplozywnie. Prognozowano także, że mieszkający w Niemczech zawodnik może mieć problemy kondycyjne w drugiej fazie walki. Już od pierwszych minut Iglesias był dużo bardziej aktywniejszy, narzucił tempo, świetnie operował przednią ręką, ale współkomentujący galę Polsatu Przemysław Saleta przekonywał, że mimo wielu zwycięstw przed czasem Kubańczyk początkową częśc walki z Chilembą raczej poświęci na rozpracowywanie przeciwnika. Pięściarz z Malawi był w ringu spokojny, przyjmował ciosy bez większego wrażenia, ze sporym przeglądem pola amortyzował te uderzenia. 33-letni Chilemba, nawet jeśli był czasem zamykany przy linach, kontrolował większość akcji swojego rywala, sporo ciosów inkasował na gardę, ale boksował pasywnie, ostrożnie wyprowadzał uderzenia. Z kolei Kubańczyk cały czas schodził z linii ciosu, przez to ciężko było go trafić. Chilemba głównie pracował prawą ręką, wiedział doskonale, że dłuższe serie jego rywala mogą zabierać mu energię. Dużo sił wkładał podopieczny Goerga Bramowskiego w każdy swój cios. W szóstej rundzie Iglesias jeszcze raz podkręcił tempo, Chilemba przyjął sporo uderzeń. Łukasz Jurkowski powiedział, że w narożniku między szóstą a siódmą rundą były mistrz IBO zasygnalizował problem z ręką. Chilemba był w ringu pasywny, najczęściej decydował się na pojedyńcze ciosy, przegrywał kolejne rundy. Saleta zwracał uwagę na to, że Kubańczyk ze względu na dobrą obronę Chilemby powinien chwilami poczekać na ofensywną akcję rywala i wtedy go skontrować. W dziewiątym starciu utrzymujący świetne tempo Iglesias zadał prawy sierpowy w okolice ucha i wyraźnie naruszony Chilemba wylądował na deskach. Podopieczny Bramowskiego nie zdołał jednak dokończyć roboty i walka zakończyła się po dwunastu rundach. Sędziowie jednogłośnie na punkty wskazali na Osleysa Iglesiasa, dla którego to jest najważniejsze zwycięstwo w jego karierze. Trzeba też przyznać, że Iglesias świetnie wytrzymał trudy pojedynku, pod względem kondycyjnym na przestrzeni calej walki wyglądał świetnie, pokazał ringową dojrzałość i zdecydowanie wygrał na punkty, zdobył także dwa tytuły: WBA Inter-Continental oraz IBO International. Nie był w stanie dziś zaistnieć w ringu Isaac Chilemba.

Wracający po porażce Nikodem Jeżewski (21-2-1, 9 KO) stoczył twardą, dobrą i co najważniejsze wygraną walkę z Artursem Gorlovsem (9-2-1, 8 KO). Pierwsze dwie rundy równe, może z lekką przewagą Nikodema. Ale równie dobrze Polak mógł być liczony w pierwszej odsłonie. Sędzia Gortat uznał cios za zbyt niski, choć powtórka pokazała, że trafił hakiem w pas, więc teoretycznie akcja była prawidłowa. W trzecim starciu to Jeżewski starał się każdą akcję kończyć lewym hakiem w okolice wątroby. W wymianie w narożniku trafił także czystym lewym sierpowym na szczękę. Polak i Łotysz w czwartej i piątej rundzie poszli na bitkę w półdystansie. Fajnie to się oglądało, choć taki obraz potyczki bardziej odpowiadał chyba silniejszemu fizycznie przeciwnikowi. Gorlovsa złapał lekki kryzys w szóstym starciu, które oddał, za to Nikodem trudne chwile przeżywał w siódmym. Gdy wydawało się, że Jeżewski przegra wyraźnie 9:10 ten odcinek, w ostatniej akcji trafił mocnym prawym i posyłając rywala na deski z 9:10 zrobiło się 10:8. To dodało skrzydeł Jeżewskiemu, który złapał drugi oddech i choć Łotysz do końca był groźny, to lepiej na finiszu wyglądał pięściarz z Kościerzyny. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 96:93, 97:92 i 96:93.

Aleksander Bereżewski (5-0, 5 KO) podtrzymuje serię wygranych przed czasem. Przed momentem czołowy polski „półśredni” zastopował Wilbera Blanco (8-3, 7 KO). Olek od początku ruszył pressingiem, obijał korpus, a na finiszu pierwszej rundy strzelił prawym sierpowym na szczękę i posłał rywala na liny. Gdy sędzia Gortat doliczył do ośmiu, zabrzmiał zbawienny dla Kolumbijczyka gong na przerwę. Było to jednak tylko odroczenie wyroku. Bereżewski szedł jak czołg i po dwóch minutach drugiego starcia po serii w narożniku było po wszystkim.

Konrad Kozłowski (5-0, 2 KO) – brązowy medalista Mistrzostw Europy Juniorów 2015, po brzydkiej, rwanej i chaotycznej walce wyrwał zwycięstwo nad Athanasiosem Glynosem (2-1, 1 KO). Sędziowie punktowali 40:36 i dwukrotnie 39:37.

W starciu dwóch niepokonanych 19-latków Max Suske (4-0, 3 KO) pokonał przed czasem Remigiusza Runowskiego (2-1-1, 1 KO). Remek dobrze wszedł w pojedynek, polując konsekwentnie lewym hakiem pod prawy łokieć. Po przerwie jednak to Niemiec doszedł do głosu, trafiając w końcówce mocnym prawym sierpowym i prawym podbródkiem. Pod koniec pierwszej minuty trzeciej odsłony w wymianie w półdystansie Suske trafił lewym sierpowym na szczękę, zadając najmłodszemu z klanu Runowskich „czasówkę”.

Miłosz Grabowski (3-0), po słabszej pierwszej rundzie, pokonał Andrija Czyrkowa (0-1-1). Sędziowie punktowali 38:38 i dwukrotnie 40:36. Później w kategorii junior półśredniej Bartłomiej Przybyła (2-0, 1 KO) rzucał Denisa Bartosa (8-4, 6 KO) na deski w pierwszej, trzykrotnie w drugiej oraz dwukrotnie w trzeciej rundzie, zanim sędzia Leszek Jankowiak zlitował się nad Czechem i zatrzymał nierówny bój.

źródło: bokser.org

JUBILEUSZOWA GALA MB PROMOTIONS: ŁASZCZYK I WRZESIŃSKI GÓRĄ W WALKACH WIECZORU

laszczyk027

W pojedynku wieczoru gali MB Boxing Night X Kamil Łaszczyk (30-0, 10 KO) wrócił po ponad rocznym rozbracie z boksem i pokonał po dziesięciu rundach na punkty Jose Valdesa (10-6-1, 4 KO). Meksykanin nie przyjechał tylko po wypłatę, postawił twarde warunki podopiecznemu Piotra Wilczewskiego. Łaszczyk ostatni pojedynek stoczył w październiku 2020 r. z Kevinem Escanezem i w jego ringowej postawie brakowało błysku. Od początku rywal był niewygodny dla Kamila. W drugiej rundzie pojawił się problem z butem Łaszczyka, rozerwała się podeszwa. Meksykanin chciał narzucić własne tempo i udawało mu się zaskakiwać „Szczurka”. Kamil na pewno potrafi boksować zdecydowanie lepiej. Sędzia Zbigniew Łagosz, który był zarówno sędzią ringowym oraz punktowym wypunktował 97-94 na korzyść Kamila Łaszczyka.

Majowa porażka z rąk Ericka Encinii była dla Damiana Wrzesińskiego (23-2-2, 6 KO) trudna do przełknięcia, ale dziś polski pięściarz miał okazję zmazać plamę po tej przegranej. Wrzesiński wypunktował na dystansie ośmiu rund Victora Julio (16-1, 8 KO), a dzisiejszym ringowym zmaganiom przyglądała się spora rzesza jego oddanych kibiców. Kolumbijczyk był największą zagadką tej gali. Wrzesiński podkreślał, że nie oglądał żadnej walki z udziałem jego dzisiejszego przeciwnika, bo nie było żadnych materiałów video. Polski obóz znalazł jedynie skrawek tarczy, sparingu rywala. Julio różnił się jednak znacząco od ostatniego przeciwnika „Wrzosa”, Encinii. Meksykanin od pierwszego gongu narzucił bardzo duże tempo i nie dawał odpoczywać Wrzesińskiemu. Z kolei starciu z Julio Damian był pięściarzem zdecydowanie bardziej aktywnym od swojego przeciwnika, trzymał się przez osiem rund środka ringu. Kolumbijczyk nie chciał podjąć ryzyka, postawił bardziej na bezpieczeństwo. Wrzesiński trzymał się taktyki, był konsekwentny w swoich działaniach, w efekcie wygrywał każdą kolejną rundę. Sędziowie byli jednomyślni, wszyscy trzej wypunktowali 80-72 na korzyść Damiana Wrzesińskiego.

Kamil Młodziński (15-5-4, 7 KO) przez osiem rund próbował skracać dystans i tam trafiać mającego lepsze warunki fizyczne Augustina Kucharskiego (7-4-1, 2 KO). Miał Argentyńczyka na deskach, ale nie zdołał pokonać go przed czasem. Werdykt sędziowski był bardzo bliski. Młodziński starał się utrzymywać duży spokój defensywny. Kucharski z kolei najczęściej uderzał z dystansu, np. lewy sierpowy i potem prawy sierpowy. Wprawdzie wiele z tych uderzeń nie robiło wrażenia na Kamilu, ale Kucharski nie robił sobie z tego nic i próbował nadal być w ringu aktywny. Były momenty, w których Argentyńczyk wykorzystał swoje warunki fizyczne, unikał wejścia do półdystansu wydłużając lewy prosty i schodząc z linii ciosu na boki. Z kolei Młodziński starał się jak najczęściej skracać dystans. Trener Kucharskiego cały czas namawiał swojego podopiecznego na większą aktywność i ponawianie akcji i Argentyńczyk rzeczywiście zadawał dużo ciosów, nie robiły one wrażenia na Młodzińskim. Polak do szóstej rundy nie wykorzystywał w pełni błędów defensywnych i niefrasobliwości Argentyńczyka. W szóstej odsłonie jednak mocnym lewym sierpowym („lewy na lewy”) Młodziński powalił na deski Kucharskiego. Argentyńczyk polskiego pochodzenia miał nieco więcej czasu na odpoczynek, bo wypadła mu szczęka. Kucharski oparł swoją defensywę po nokdaunie na balansie, pracy nóg, uciekaniu z linii ciosu. Jednocześnie nisko opuścił ręce i chwilami było naprawdę blisko, aby Młodziński ponownie go skarcił. Młodziński starał się najpierw przyjąć cios na gardę, by potem bardzo szybko skrócić dystans i szukać w szczególności miejsca nad lewą ręka. Jednocześnie pod koniec walki chwilami czekał na ruch podrażnionego Kucharskiego, by przepuścić atak rywala i szybko skontrować. Kucharski z kolei nadał dużo bił z obu rąk, starał się być aktywny. Po ośmiu dobrych rundach stosunkiem „dwa do jednego” (2x 76-75 Młodziński, 76-75 Kucharski) ręce w geście zwycięstwa podniósł Kamil Młodziński.

Rodrigo Labre (6-6, 1 KO) chwilami nie ustępował Łukaszowi Wierzbickiemu (20-1, 7 KO) i sprawiał mu kłopoty podczas ich pojedynku, ale ostatecznie musiał uznać jego wyższość. Zaliczył też również deski. Wierzbicki udanie powrócił między liny. Łukasz Wierzbicki zamierzał prawdopodobnie od pierwszych chwil po gongu pokazać rywalowi siłę swojego ciosu, aby nabrał szacunku do jego pięści. Bił różne kombinacje, w tym także pojedyncze ciosy – np. Labre zainkasował w pierwszej odsłonie bezpośrednie ciosy z prawej ręki. W ringu Wierzbicki widział dużo, choć nie obyło się bez błędów. Po swoich akcjach opadały ręce Wierzbickiego, zostawiał dużo miejsca na lewy sierpowy Ekwadorczyka. Potrafił jednak skutecznie kontrować przeciwnika. W jednej z akcji wyrwał się z klinczu i wystrzelił prawym sierpowym. Obaj pięściarze wykorzystywali element odchylenia, przepuszczenia, aby szybko skontrować. Labre kontrował jednak jednym, maksymalnie dwoma ciosami, z kolei polski pięściarz decydował się po przepuszczeniu bić bardziej rozszerzonymi akcjami. Na początku czwartej odsłony Labre wszedł na cios Łukaszowi i po przepuszczeniu od razu został przez Wierzbickiego skontrowany. Łukasz próbował zamykać część swoich akcji prawym sierpowym. Nie było sensu wdawać się jednak w bijatykę w półdystansie, bo przy atakach Wierzbicki opuszczał ręce i mógł nadziać się na kolejne uderzenia z rąk Ekwadorczyka. W momencie gdy Łukasz kontrolował tempo radził sobie w ringu zdecydowanie lepiej, szczególnie gdy trzymał Labre na dystans i kontrował go po przepuszczeniu ataków. Pod koniec czwartej odsłony po akcji Wierzbickiego Labre oparł się o liny, które uratowały go przed deskami, ale sędzia nie zareagował i nie wyliczył Ekwadorczyka. Zauważalna była skuteczna lewa ręka Wierzbickiego po obniżeniu pozycji i przepuszczeniu, raziło chwilami jednak opuszczanie rąk przez Łukasza. Problem pojawił się w szóstej rundzie, gdy w półdystansie Wierzbicki zainkasował mocny cios z lewej ręki i przez kilkadziesiąt sekund musiał odpierać ataki Ekwadorczyka, który poszedł na całość. Labre zakończył odsłonę celnym prawym podbródkowym i próbował zamknąć Łukasza przy linach. Wierzbicki był w tarapatach i zdecydowanie przegrał tę rundę. Labre bił bardzo szeroko na korpus, czasami zmieniał pozycję, choć chwilami nadziewał się na uderzenia z rąk Wierzbickiego, między innymi na kontrujący jab. „Głowa cały czas pracuje, nie śpimy!” – nawoływał w narożniku Wierzbkiciego jego trener. Z perspektywy całego pojedynku widać było, że Łukasz jest świetnie przygotowany kondycyjnie, ale półdystans zdecydowanie był jego mocną stroną. Na kilka sekund przed końcem siódmej rundy Wierzbicki wystrzelił mocnym prawym sierpowym po zejściu i powalił Labre na deski. W ósmej, ostatniej odsłonie polski pięściarz starał się wygrać przed czasem, ale Ekwadorczyk dotrwał do ostatniego gongu. Po ośmiu emocjonujących rundach sędziowie byli jednomyślni i jednogłośnie wypunktowali zwycięstwo Łukasza Wierzbickiego (78-73, 78-73, 80-71)

W trzecim pojedynku gali Jakub Sosiński (6-2-1, 2 KO) skrzyżował rękawice z Michałem Bołozem (2-3-2, 2 KO) i zanotował trzecie z rzędu zwycięstwo. W pierwszej rundzie Sosiński był bardziej aktywny, mając na uwadze gorsze warunki fizyczne przeciwnika. Polował na prawe bite nad lewą ręką Bołoza. Ten z kolei walczył bardziej ekonomicznie, szukał uderzeń na dół. W drugiej obaj pięściarze szukali ciosów pod łokciami. Sosiński nie miał większych problemów ze skróceniem dystansu, łatwo wchodził w półdystans. Michał Bołoz nie był w stanie złapać odpowiedniego rytmu, oddawał pole. Sosiński szukał różnych rozwiązań i kombinacji – między innymi akcje prawy sierpowy – lewy podbródkowy. Bołoz inkasował również uderzenia proste w kierunku splotu słonecznego. Przeciwnik Sosińskiego wiatru w żagle złapał w momencie, gdy rozcięcia prawego łuku brwiowego nabawił się Sosiński w trzeciej rundzie. Podopieczny Jerzego Galary zaczął podkręcać tempo i mimo oddawania półdystansu starał się być stale aktywny, nie dawał Sosińskiemu odpoczywać, ale nie trwało to długo. Sosiński nadal dyktował warunki. Narożnik Sosińskiego domagał się w piątej rundzie od swojego zawodnika ciosów z prawej ręki na korpus. Ten kilka razy trafił lewym prostym i kontrował po uderzeniach Bołoza na korpus. Pod koniec piątej odsłony narożnik Jakuba nie był zadowolony, gdy ich podopieczny wchodził w niepotrzebne wymiany. U Bołoza brakowało jednak aktywności, chwilami był zbyt pasywny w ringu i oddawał inicjatywę. Po sześciu rundach trzej sędziowie wypunktowali zwycięstwo Jakuba Sosińskiego (2x 60-54, 59-55).

W inauguracyjnym pojedynku gali zmierzyli się Adrian Valentin (2-0, 2 KO) i Oskar Gryckiewicz (1-1, 1 KO). Słowak nie dał polskiemu pięściarzowi żadnych szans i mimo walki zakontraktowanej na cztery rundy zdołał efektownie rozmontować Polaka przed czasem. Kolejne zwycięstwo zanotował Stanisław Gibadło (7-0). Początek pierwszej rundy lepiej rozpoczął jednak Gryckiewicz, szukał ciosów na dół i zakończenia uderzeniami sierpowymi. Skutecznie Słowak skracał dystans w obronie i polował na soczyste kontry. Druga część pierwszej odsłony należała już do Valentina. Słowacki pięściarz miał kilka ciekawych pomysłów, w tym kontrujące ciosy z prawej ręki. Druga odsłona wyglądała podobnie jak koniec pierwszej. Słowak podtrzymał odpowiednie dla siebie tempo, polski pięściarz zainkasował z rąk rywala kilka uderzeń podbródkowych przy linach, przyjął również kombinację prawy podbródkowy – lewy na wątrobę. Z minuty na minutę szanse Gryckiewicza spadały. W trzeciej rundzie nos Gryckiewicza krwawił coraz intensywniej. Po jednym z ciosów podbródkowych z prawej ręki Valentina Gryckiewicz zaliczył pierwsze deski. Słowacki bokser bił m.in. podwójny prawy sierpowy. Po kilkudziesięciu sekundach Gryckiewicz zainkasował mocny cios na wątrobę, w konsekwencji opuścił ręce i przyjął prawy sierpowy, ponownie lądując na deskach. Przed czasówką w trzeciej rundzie uratował go gong. Przez chwilę po rozpoczęciu ostatniej odsłony walki wydawało się, że Polak wytrzyma pełen dystans. O to też na pewno walczył sam Gryckiewicz po fatalnej trzeciej rundzie, ale te plany pokrzyżował soczysty prawy sierpowy z rąk Valentina. Gryckiewicz został wyliczony i sędzia w konsekwencji przerwał walkę.

Na doping nie mógł narzekać występujący w drugim pojedynku gali Stanisław Gibadło (7-0). Do Kalisza na starcie pięściarza Tymexu z Andrijem Spodarem (1-2, 1 KO) zawitała spora rzesza jego kibiców. Gibadło częściej trafiał – m.in. postawił od razu na podwójny lewy hak na wątrobę, co doprowadziło do tego, że Ukrainiec zaczął opuszczać ręce. Problem pojawił się jednak z ponowieniami ciekawych akcji Stanisława. „Idziesz po nokaut, hej Stachu idziesz po nokaut! – krzyczeli fani Gibadły podczas trzeciej rundy. W czwartej odsłonie Gibadło posłuchał swoich kibiców i podkręcił tempo, prawdopodobnie widząc, że Ukrainiec był potwornie zmęczony i z rozbitym lewym łukiem brwiowym. Polak zaczął rundę lewym sierpowym, zajął środek ringu i aktywnie rozbijał Spodara. Ukrainiec boksował na wstecznym, próbując jedynie bić w półdystansie. Gibadło uderzał zdecydowanie częściej oraz celniej, wierzył do końca, że uda mu się pokonać rywala przed czasem. Tego nie udało się jednak zrealizować 27-letniemu pięściarzowi i Polak wygrał ostatecznie po sześciu jednostronnych rundach.

źródło: bokser.org

UDANE POWROTY ROBERTA PARZĘCZEWSKIEGO I PATRYKA SZYMAŃSKIEGO

gala_szklarska2021

W głównym daniu wczorajszej gali MB Boxing Night 9 wracający po ciężkim nokaucie Robert Parzęczewski (26-2, 16 KO) pokonał solidnego Facundo Nicolasa Galovara (10-6-2, 7 KO). Argentyńczyk naoglądał się ostatniej walki „Araba” i od początku polował lewym sierpowym bitym z całym skrętem. Robert natomiast dobrze pracował nogami i lewym prostym punktował. Gdy rywal wydłużał kombinację, czasem coś przeszło, generalnie jednak podopieczny Grzegorza Krawczyka dobrą defensywą przepuszczał bądź blokował ciosy rywala. Sam natomiast polował, by wejść w tempo akcją prawy na prawy. Celował też lewym hakiem pod prawy łokieć.

Na półmetku wszystko pod kontrolą, choć Galovar pozostawał groźny, polując jakimś mocnym uderzeniem, którym mógłby obrócić losy potyczki. W piątym starciu Parzęczewski bił albo prawym na dół, albo kombinacją lewy na dół-prawy sierp na górę. Na początku kolejnej odsłony zagapił się i Argentyńczyk trafił długim prawym, ale ten cios nie zrobił na Robercie większego wrażenia. Zaraz zresztą uderzył lewym pod prawy łokieć, poprawił prawym sierpowym i rywal był w tarapatach. Zabrakło czasu. Ale po przerwie Galovar już odważnie wchodził w wymiany w półdystansie. Do końca atakował i starał się przechylić szalę na swoją korzyść. Robert natomiast boksował dziś konsekwentnie, nie podpalał się i wyboksował oponenta. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 78:74 i dwukrotnie 80:72 – wszyscy na korzyść „Araba”.

Po czterech porażkach w pięciu walkach wielu wysyłało już Patryka Szymańskiego (21-4, 11 KO) na sportową emeryturę. On jednak się nie poddaje i zadał Danielowi Bociańskiemu (10-1, 2 KO) pierwszą porażkę w karierze. Patryk wyprzedzał rywala w pierwszej rundzie. Drugą zaczął od akcji prawy krzyżowy-lewy sierp. Weszło. Od razu poprawił tą samą kombinacją. Był jeszcze prawy podbródkowy. Ale tuż przed gongiem sam zainkasował mocny prawy podbródek i wydawał się, że gong go trochę uratował. Po przerwie tempo nieco spadło, co było Szymańskiemu na rękę. W takim kontrolowanym boksie górę brały jego większe umiejętności techniczne. A poza tym wszyscy znamy jego problemy z kondycją. „Bocian” nie podkręcał tempa również w czwartym starciu. Przegrał więc i ten odcinek. W połowie piątej rundy Szymański ustawił sobie przeciwnika lewym prostym, uderzył prawym podbródkowym, trafił idealnie na szczękę i było po wszystkim. Co prawda Bociański się nie przewrócił, ale mocno „zatańczył” i sędzia Małek wkroczył do akcji. Bo Patryk mógł zaraz dobić Daniela i ciężko znokautować.

Kamil Bodzioch (7-1-1, 2 KO) zremisował z Jakubem Sosińskim (3-2-1, 1 KO). Kuba zaczął spokojniej. Wywierał pressing, ale celował. Nie tracił niepotrzebnie energii. A 40 sekund przed końcem pierwszej rundy zranił Kamila prawym sierpowym na szczękę. Obyło się bez nokdaunu, ale mocne 10:9. Drugie starcie również dla Sosińskiego, który bił optycznie mocniej. W trzeciej jednak pojedynek zaczął się robić „ciasny”. I znów rozgrzał salę, tak jak kilka miesięcy wcześniej. Tuż przed przerwą pięściarz z Jeleniej Góry trafił lewym sierpowym i niemal równo z gongiem poprawił prawym. Udana końcówka sprawiła, że po przerwie Bodzioch rozluźnił się, boksował z dystansu ciosami, przepuszczał sierpy rywala, a raz mocno strzelił lewym hakiem pod prawy łokieć. W piątej rundzie Kamil ustawiał już sobie przeciwnika lewym prostym, polując na mocny prawy. I dwa razy takim prawym trafił. Ale Sosiński zebrał się w sobie, złapał drugi oddech i w szóstej rundzie znów ostrzej zaatakował. Poziom światowy to nie był, ale oglądało się to dobrze. A takie starcia też są fajne dla kibiców… Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 58:56 Sosiński i dwa razy 57:57 – a więc remis!

Kamil Młodziński (14-5-4, 7 KO) w dobrym stylu odprawił niepokonanego Bartłomieja Wańczyka (15-1, 7 KO). Już w pierwszej rundzie zranił rywala prawym krzyżowym. W drugiej był mocny prawy podbródek. W trzeciej kilka haków w okolice wątroby i ostrzeżenie dla przeciwnika za klinczowanie. Młodziński zakończył jednostronny bój w czwartym starciu. Wańczyk wstał po pierwszym nokdaunie, ale za moment kolejne ciosy Kamila zmusiły sędziego Jankowiaka do zatrzymania potyczki.

Po twardych sześciu rundach Tomasz Nowicki (8-0, 2 KO) pokonał niejednogłośnym werdyktem Dmytro Szczerbina (9-1-1, 2 KO). Sędziowie punktowali 58:56, 56:58 i 58:56. Nie był to przekręt, ale na neutralnym terenie Tomek tej walki by nie wygrał…

Kacper Salabura (3-1) pokonał Marcina Piegońskiego (1-2). Salabura dobrze wszedł w pojedynek, skracając dystans i bijąc celnie hakami oraz sierpami. W drugiej rundzie niby dalej wywierał pressing, lecz przestał zadawać ciosy. Po sześciu minutach 19:19. – Bliżej niego – krzyczał trener Galara. W połowie trzeciej odsłony Piegoński już ciężko oddychał, a czujący jego kryzys Kacper podkręcił jeszcze bardziej tempo. Celował hakami na korpus na osłabionego przeciwnika. Po przerwie Salabura ruszył po nokaut. Łamał Marcina każdym kolejnym ciosem, choć brakowało w nich trochę mocy. Obijanie rywala – momentami trochę bezmyślne, w końcówce piątej rundy zmęczyło również Slaburę. Ostatnie trzy minuty także dla Kacpra, który wygrał na kartach sędziów 58:56 (???) i dwukrotnie 59:55.

Wcześniej występujący w kategorii cruiser Oskar Gryckiewicz (1-0, 1 KO) udanie zadebiutował w gronie zawodowców, stopując Łukasza Bordewicza (1-1, 1 KO) w drugiej rundzie. W pierwszej kilka razy trafił prawym na górę, na początku drugiej prawy – tym razem na dół, dał pierwszy nokdaun. Po liczeniu Oskar poprawił prawym sierpowym na górę i było po wszystkim.

Boks olimpijski:
Artur Proksa PKT (30:27) Almos Lantos
Alexas Kubicki PKT (30:27) Martyna Bruch

źródło: bokser.org

szklarska2021

KAMIL ŁASZCZYK W TARAPATACH ALE ZWYCIĘSKI NA GALI WE WROCŁAWIU

gala wroclaw 2020

W walce wieczoru gali MB Boxing Night 8 we Wrocławiu Kamil Łaszczyk (29-0, 10) pokonał Kevina Escaneza (8-3-1), choć przez moment zapachniało sensacją.

Początek wyraźnie dla miejscowego pięściarza z Wrocławia, który ustawiał sobie Francuza lewym prostym i konsekwentnie celował lewym hakiem pod prawy łokieć. W drugiej rundzie zaczął już wchodzić lewy sierpowy, co wzięło się oczywiście z wcześniejszych akcji po dole. Był też krótki sierp z prawej ręki i efektowne uniki. Trzecie starcie to koncert podopiecznego Piotra Wilczewskiego. Przez dwie minuty szachował rywala jabem. W końcu huknął prawym sierpowym. Pod Francuzem ugięły się nogi, ale ustał. Za moment chciał odpowiedzieć, jednak Kamil po przepuszczeniu skontrował krótkim prawym i przeciwnik znów był podłączony. Po przerwie Polak rozbijał Escanez lewą ręką, dodając do tego od czasu do czasu mocne uderzenie z prawej. Na półmetku zapachniało sensacją. Kamil dominował tak bardzo, że zlekceważył rywala. Opuścił ręce, chciał efektownie przepuszczać jego ciosy unikami, nadział się jednak na lewy sierpowym, który eksplodował na jego szczękę. Nokdaun! I to ciężki nokdaun. Na szczęście gdy sędzia doliczył do ośmiu, kilka sekund później zabrzmiał gong. „Szczurek” pozbierał się w przerwie i wygrał kolejne trzy minuty. Widać było za to, że Escanez uwierzył w siebie i polował na jedno, mocne uderzenie. A jako iż był dużo wolniejszy, starał się przyjąć cios na blok i wtedy oddać. Podrażniony Łaszczyk w siódmym starciu postanowił pójść na wojnę. I przez dwie minuty była to równa potyczka, dopiero w końcówce Polak zaakcentował swoją przewagę, szczególnie trafiając mocnym prawym sierpowym. Na początku ósmej rundy trafił lewym sierpem, rozcinając rywalowi prawą powiekę. Wydawało się, że w końcówce dziewiątej rundy Kamil zranił oponenta lewym hakiem na dół, lecz Francuz okazał się twardzielem i nie zamierzał kapitulować. W połowie ostatniej rundy Escanez znów trafił lewym sierpowym i uwierzył, że znów może coś zdziałać. Kamil jednak wszystko kontrolował i dowiózł wygraną do końca. Sędziowie punktowali na jego korzyść 99:91, 98:91 i 99:91.

Michał Leśniak (14-1-1, 4 KO) pokonał Hamzę Misaui (9-3) przez kontuzję prawej ręki w trzecim starciu. Już początek pokazał, że Marokańczyk nie będzie łatwym przeciwnikiem. Był szybki na nogach i trudny do złapania. „Szczupak” więc skoncentrował się na lewym prostym i ciosach na korpus. Pod koniec drugiej rundy Misaui trafił nieczysto i miał kłopoty z prawą dłonią. Po krótkiej konsultacji z lekarzem podjął jednak rękawicę. Trzecia runda się rozkręcała, ale gdy w jej połowie Misaui znów skrzywił się z bólu po zadanym ciosie, z jego narożnika poleciał ręcznik na znak poddania. Tak więc Leśniak wygrał przez TKO.

W wadze ciężkiej Kamil Bodzioch (7-1, 2 KO) pokonał Jakuba Sosińskiego (3-2, 1 KO). Kuba zgodnie z przewidywaniami ruszył bardzo ostro. Przebijał prawym sierpowym gardę rywala. Pięściarz z Jeleniej Góry był lekko naruszony, ale przetrwał kryzys i od połowy rundy uruchomił nogi, zaczął stopować ataki przeciwnika lewym prostym i wrócił do gry. Oczywiście przegrał 9:10, lecz wydawało się, że najgorsze już za nim. Po przerwie wciąż był w odwrocie, unikał jednak obszernych sierpów, a sam kilka razy trafił hakiem na korpus. Robiło się ciekawie. Trzecie starcie zdominował Bodzioch. Jego ciosy na korpus odebrały rywalowi oddech. On to zauważył, podkręcił tempo i poza akcjami po dole trafił również ładnym prawym krzyżowym na górę. W czwartej odsłonie przewaga Kamila powiększyła się jeszcze bardziej. Przepuszczał obszerne sierpy Jakuba, kontrował, wydłużał serie i choć sam także był zmęczony, charakterem zajeżdżał Sosińskiego. Początek piątej rundy to znów ładne lewe haki Bodziocha w okolice wątroby. A one przecież najbardziej odbierają oddech. Był też długi lewy prosty, którym rozkrwawił nos oponenta. Ostro było w ostatnim starciu. Zaczął Bodzioch prawym krzyżowym na górę. Za moment Sosiński odpowiedział prawym sierpowym. Obaj poczuli te ciosy, lecz byli zbyt wyczerpani, by ponowić akcję. 50 sekund przed końcem Kuba zranił Kamila prawym sierpem na szczękę. Sędzia Łagosz niepotrzebnie przerywał walkę, gdy Bodzioch tracił ochraniacz na zęby. Wszak to nie boks olimpijski… Ostra końcówka dla Sosińskiego. Naprawdę fajna walka, lepsza niż większość z nas się spodziewała. A jak to wyglądało na kartach sędziów? 58:56, 59:56 i 58:56 – wszyscy na korzyść Bodziocha, który udanie wrócił do gry po przykrej porażce z Marcinem Siwym.

Po trzech kolejnych porażkach Kamil Młodziński (13-5-4, 6 KO) zanotował drugie kolejne zwycięstwo, odprawiając niepokonanego dotąd Zsolta Osadana (16-1-1, 11 KO). Na samym finiszu pierwszej rundy w wymianie w półdystansie Kamil trafił krótkim lewym sierpowym na brodę. Zraniony rywal natychmiast sklinczował, a za moment zabrzmiał gong. Po przerwie Polak od razu trafił bezpośrednim prawym krzyżowym. Wyprzedzał akcje Słowaka, a dobrą pracą nóg unikał zagrożenia. W trzeciej odsłonie Młodziński nieco się pogubił, w ringu zapanował chaos i walka się wyrównała. Po słabszym okresie „Camilo” strzelił na 40 sekund przed końcem piątego starcia lewym sierpowym. Osadan „zatańczył”, jednak Kamil zamiast z zimną krwią dobić zranioną ofiarę, rzucił się na nią, chcąc urwać głowę. A w ten sposób ciężko czysto poprawić. Słowak przetrwał więc kryzys i w ostatnich trzech minutach próbował odwrócić losy pojedynku. Ambicji nie można było im odmówić, ale ta ambicja momentami przeradzała się w chaos. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali wyjątkowo zgodnie – wszyscy 58:56 na korzyść Polaka.

W starciu dwóch niepokonanych zawodników wagi junior średniej Tomasz Nowicki (6-0, 2 KO) pokonał Mario Zabojnika (3-1, 2 KO). Tomek pod koniec pierwszej rundy trafił długim lewym krzyżowym. W drugiej kontrolował potyczkę prawym jabem, a lewą ręką szukał miejsca pod prawym łokciem przeciwnika. W trzeciej odsłonie nadal przeważał, dał się jednak kilka razy złapać niepotrzebnym ciosem. Potem tempo nieco spadło. Minutę przed końcem walki Nowicki wstrząsnął jeszcze Słowakiem lewym sierpowym. Sędziowie jednomyślnie wskazali na Polaka – 59:55 i dwukrotnie 60:54.

Wcześniej w kategorii cruiser Oskar Wierzejski (4-0) pokonał debiutującego Michała Łoniewskiego (0-1). W piątej rundzie Oskar posłał rywala na deski lewym sierpowym i wygrał na kartach sędziów 60:54 oraz dwukrotnie 60:53.

źródło: bokser.org

JEŻEWSKI WRACA W KOŚCIERZYNIE ZWYCIĘSTWEM. CIELEPAŁA Z MEYNĄ POWALCZĄ O 100 000 ZŁ

jezewski_lodi

Po ośmiu miesiącach rozbratu z zawodowym ringiem powrócił Nikodem Jeżewski (18-0-1, 9 KO). Z nowym sztabem szkoleniowym i dużymi nadziejami na najbliższą przyszłość pięściarz kategorii junior ciężkiej podczas trwającej gali w Kościerzynie skrzyżował rękawice z Tamasem Lodim (20-13-2, 17 KO). Walka wygrana, aktywność podtrzymana, do poprawy jest wciąż wiele, ale trzeba przyznać, że Jeżewski od początku do końca pojedynku miał go pod kontrolą.

Jeżewski walkę rozpoczął zachowawczo, pierwsze dwie rundy były pod dyktando Polaka. W trzeciej zawodnik promowany przez Krystiana Każyszkę podkręcił tempo, oprócz ciosów na korpus świetnie wszedł soczysty prawy sierpowy, który rzucił na deski węgierskiego rywala. Lodi wstał, by za chwilę ponownie znaleźć się na deskach, tym razem po prawym sierpowym. Wydawało się, że w rundzie czwartej Jeżewski dobije przeciwnika, jednak zwolnił tempo, dużo stał w miejscu, kilka razy dał się trafić Lodiemu, którego ciosy nie robiły jednak na Nikodemie wrażenia. Ostatecznie walka zakończyła się na pełnym dystansie, wszyscy trzej sędziowie wypunktowali wysokie zwycięstwo Nikodema Jeżewskiego (79-71, 80-70, 80-70).

W pierwszym półfinale turnieju wagi ciężkiej zmierzyli swe siły Kacper Meyna (3-0) i Paweł Sowik (3-4, 1 KO). Dużo ambicji, mniej umiejętności z obu stron, ale pojedynek był na pewno emocjonujący i wyrównany. Serca do walki nie można było odmówić zarówno Meynie, jak i Sowikowi. Poznaliśmy finalistę. Obaj pięściarze od początku mieli problemy z pracą nóg, szybko też pojawił się kryzys kondycyjny. Meyna próbował wywierać presję, uderzać ciosami sierpowymi, jego rywal odkrywał się próbują kontrować i zaskakiwać. Dla Sowika bardzo dobra była 3. runda, w trakcie której zadał dużo podbródkowych, kolejnymi ciosami sprowadzał do defensywy przeciwnika. W końcówce pojedynku wydawało się jednak, że więcej energii zostawił Meyna, który poszedł na całość i próbował być zdecydowanie bardziej agresywniejszy od Pawła Sowika. Ostatecznie sędziowie jednomyślnie (wszyscy trzej 58-56) wypunktowali na korzyść Kacpra Meyny i to on został pierwszym finalistą turnieju wagi ciężkiej.

Mateusz Cielepała (2-1, 1 KO) został drugim finalistą turnieju wagi ciężkiej organizowanego przez promotora Krystiana Każyszkę. Pięściarz podczas zakończonej przed kilkunastoma minutami gali Rocky Boxing Night w Kościerzynie pokonał jednogłośnie na punkty Jakuba Sosińskiego (1-1), choć ten drugi miał również swoje momenty podczas walki i przede wszystkim posłał rywala na deski. Cielepała był jednak zdecydowanie lepiej przygotowany kondycyjnie i w drugiej fazie starcia to zaprocentowało. Sosiński, który – tak jak wspominał komentator Andrzej Kostyra – do walki sparował z Kamilem Sokołowskim i Nathanem Gormanem w Anglii, walkę zaczął aktywnie. Już od pierwszych sekund było widać, że Sosiński swoje atuty będzie mógł najbardziej pokazać w półdystansie. Cielepała bowiem próbował zniwelować błędy z pojedynku z Jackiem Chruślickim, podczas którego trzy razy lądował na deskach i ostatecznie przegrał przed czasem. Końcówka drugiej rundy była już pod dyktando mistrza Polski z 2018 roku, który wyciągnął wiele wniosków i sprytnie próbował trzymać na dystans rywala. W trzeciej odsłonie uśpiony Cielepała nadział się na dwa czyste prawe sierpowe, który spowodowały, że przeszedł na chwilę do głębszej defensywy i tę rundę można było ze spokojem przypisać Sosińskiemu, mimo nabawienia się pękniętego łuku brwiowego. Od czwartej rundy Cielepała był bardziej rozsądny w swoich poczynaniach. Widząc potwornie zmęczonego Sosińskiego zaczął walczyć inteligentnie, dystansował rywala, który nie mógł skutecznie przejść do półdystansu. Gdy wszystko przebiegało po jego myśli, w ostatniej odsłonie starcia Sosiński posłał go na deski, co spowodowało, że po końcowym gongu narożnik Cielepały nie był pewny zwycięstwa. Sędziowie punktowi ostatecznie nieznacznie wypunktowali wygraną Mateusza Cielepały, który w 2020 roku zmierzy się w finale turnieju wagi ciężkiej z Kacprem Meyną.

Wyniki pozostałych walk:

Adrian Szczypior pokonał Viktara Murashkina (58-56, 57-57, 58-56)
Kewin Gruchała pokonał Patryka Litkiewicza (60-54, 59-55, 59-55)
Jacek Chruślicki zremisował z Rafałem Jaszczukiem (38-38, 40-39, 38-38)
Damian Tymosz pokonał Maurycego Gojko (40-36, 40-36, 40-36)
Hubert Benkowski pokonał Władimira Marszalowa (38-37, 40-35, 38-36)
Max Miszczenko pokonał Krzysztofa Lisa (40-33, 40-33, 40-33)

źródło: bokser.org/polsatsport