Tag Archives: Aleksander Jasiewicz

GALE ZAWODOWE W POLSCE: MARZEC 2023. DZIERŻONIÓW I NOWY SĄCZ

parzeczewski

18 MARCA 2023 ROKU [DZIERŻONIÓW, TYMEX BOXING NIGHT]

Robert Parzęczewski (30-2, 18 KO) nie miał większych problemów z Nuhu Lawalem (27-11, 15 KO), stopując go w szóstej rundzie walki wieczoru podczas Dzierżoniów Boxing Night. „Arab” od samego początku polował na mocne ciosy, trafiając zwłaszcza tymi na korpus. Urodzony w Nigerii Niemiec polował na obszerne prawe sierpowe, ale pod koniec rundy sam nadział się na tego rodzaju cios. Podobny przebieg miała runda druga, który do obijania dołów dorzucił prawy sierpowy. Lawal padł również na deski po przypadkowym zderzeniu głowami, mając sporo pretensji do sędziego ringowego Krzysztofa Bubaka. Na samym starcie trzeciej odsłony częstochowianin zepchnął Lawala do narożnika, zalewając go ciosami. Następne minuty wyglądały podobnie – pełna kontrola Parzęczewskiego i pojedyncze próby przyjezdnego pięściarza. Koniec nastąpił w rundzie szóstej – po zwarciu „Arab” trafił zagubionego rywala prawym sierpowym. Niemiec po raz kolejny nie mógł dogadać się z sędzią Bubakiem, nie wyraził również chęci do kontynuowania walki, wskutek czego Krzysztof Bubak zdecydował się na przerwanie pojedynku.

Masa wymian, lejąca się krew i bój pełen emocji – Michał Leśniak (18-2-1, 5 KO) udanie wrócił po porażce, zwyciężając na punkty z bojowym Aleksandrem Jasiewiczem (5-2). Zaczęło się jeszcze w miarę spokojnie – „Olo” zaskoczył Leśniaka bezpośrednim lewym, ten odpowiadał licznymi ciosami na korpus, końcówka znów mocniej zaakcentowana przez Jasiewicza. Po pierwszej minucie drugiej rundy wydawało się, że będzie po wszystkim – „Szczupak” upolował Jasiewicza lewym i prawym sierpowym, po których ten padł na deski. Nokdaun ten spowodował jednak, że urodzony w Jaworznie pięściarz postawił się jeszcze mocniej. Następne rundy wyglądały mniej więcej podobnie – Leśniak atakował, sporo bijąc na dół, Jasiewicz przepuszczał ataki, szukając swoich okazji na kontry. „Szczupak” na pewno zaakcentował szóstą odsłonę, a w siódmej stracił punkt za bicie poniżej pasa. Ostry atak z obu stron także w ostatnich trzech minutach. Wałbrzyszanin kończył z zapuchniętym prawym okiem, nos Jasiewicza przypominał z kolei marmoladę. Werdykt sędziowski? Punktowi woleli Leśniaka – Paweł Kardyni 79:71, Paweł Kysiak 77:73, Marta Leszner 77:73. Wielkie brawa dla obu pięściarzy za znakomitą postawę.

Michał Soczyński (6-0, 3 KO) pokonał przed czasem Juana Carlosa Rodrigueza (18-4, 17 KO). Pojedynek trwał trzy rundy. Niski, „śliski” w defensywie i obniżający dodatkowo pozycję rywal sprytnie unikał tych najmocniejszych bomb Michała, ale on dzisiaj pokazał mądry boks, nie podpalał się i konsekwentnie boksował swoje. Być może zabrakło trochę ciosów na korpus, ale ogólnie walka na plus. W przerwie pomiędzy trzecią a czwartą rundą Rodriguez pozostał w narożniku. Ale dodajmy, że o walce dowiedział się na dzień przed terminem i miał prawo być na roztrenowaniu…

Tomasz Nowicki (10-3, 3 KO) przegrał po ośmiu starciach z Jewgienijem Makarczukiem (7-0, 3 KO). Pięściarz Tymexu miał dobre momenty w ataku, kilka razy trafił podbródkiem bądź sierpem, ale miał też zbyt duże przestoje w defensywie. Wywierający pressing Makarczuk urywał rundy i wygrał na kartach sędziów 79:73 i dwukrotnie 78:74.

Oskar Wierzejski (6-0-1, 2 KO) postanowił schodzić z kategorii cruiser do półciężkiej. Póki co wystąpił w umownym limicie 87 kilogramów i odprawił przed czasem Stanislava Eschnera (15-19-1, 8 KO). Pięściarz z Jeleniej Góry już w pierwszej i drugiej rundzie, gdy tylko podkręcił tempo, zagroził przeciwnikowi. W trzeciej odsłonie po wydłużonej serii przy linach do akcji wkroczyła sędzina i zastopował pojedynek.

Wcześniej na ringu w Dzierżoniowie zwycięstwa punktowe zanotowali Igor Pryga (3-1, 1 KO) oraz Władimir Juszyn (1-4).

24 MARCA 2023 [NOWY SĄCZ]

W Nowym Sączu odbyła się gala organizowana przez Jerzego Galarę. W daniu głównym wystąpił należący do krajowej czołówki kategorii cruiser Krzysztof Twardowski (10-4, 7 KO). Miejscowy pięściarz już w pierwszej rundzie odprawił słabiutkiego Norberta Szekeresa (19-93-4, 10 KO).

Wcześniej Michał Bołoz (5-4-2, 5 KO) – zeszłoroczny pogromca Andrzeja Wawrzyka, w pierwszym starciu miał Jozsefa Kormanego (19-49-1, 6 KO) na skraju porażki przed czasem, a w drugim dopełnił dzieła zniszczenia. Inny „ciężki” – Jacek Chruślicki (7-0-1, 3 KO), dominował w każdej z ośmiu rund (80:72), ale nie zdołał przełamać Ferenca Zsaleka (21-80-7, 7 KO). W ostatnim pojedynku „półciężki” Sebastian Rembecki (4-0) wypunktował 40:36 Aleksandra Nagolskiego (2-5, 1 KO).

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: KWIECIEŃ 2022. BYTOM I WAŁCZ

jonak_damian_02

22 KWIETNIA 2022 ROKU [TYMEX BOXING NIGHT, BYTOM]

Do trzech razy sztuka. Damian Jonak (42-1-2, 21 KO) zakończył trylogię z Andrew Robinsonem (26-6-2, 7 KO) wygraną! Już w pierwszej rundzie obaj poszli na całość, brakowało jednak czystych ciosów. W drugiej jednak Damian po przestrzelonym prawym natychmiast poprawił lewym sierpem, trafił na szczękę i Brytyjczyk ciężko padł na matę, Nie pierwszy raz pokazał charakter, wstał i dotrwał do przerwy. Po niej nadal warunki dyktował Polak, który dwukrotnie prawym sierpowym „zamroził” na moment przeciwnika. Kolejne trzy minuty już bardziej wyrównane, choć wrażenie robiły haki Jonaka na korpus. Wcześniej tego brakowało. Na półmetku wszystko wyglądało bardzo dobrze, niestety piąte starcie to najlepszy dotąd okres Robinsona. Anglik bił lżej, z luzu, ale prawa ręka coraz częściej dochodziła do głowy miejscowego bohatera. Lepiej wyglądała kolejna odsłona, w której Damian wrócił do lewego prostego. Po chwilowym dołku Jonak wrócił bardzo dobrą siódmą rundą. W połowie trafił bezpośrednim prawym krzyżowym i do przerwy poprawił jeszcze kilka razy w wymianach w półdystansie. Ostatnie trzy minuty to ringowa wojna. Co najważniejsze wciąż pod lekkie dyktando naszego reprezentanta. Kiedy więc zabrzmiał ostatni gong, Damian podniósł ręce na znak zwycięstwa. Sędziowie typowali wygraną Jonaka 78:73, 78:73 i 77:74.

Trudne walki i tym cenniejsze zwycięstwa zanotowali Stanisław Gibadło (8-0) oraz Kamil Młodziński (15-5-4, 7 KO). „Camilo” spotkał się z twardym, choć sprowadzanym w ostatniej chwili Miroslavem Serbanem (13-11, 7 KO). Po sześciu rundach sędziowie wskazali na miejscowego pięściarza – 58:56, 58:56 i 59:55. Gibadło był liczony w piątej rundzie po prawym na korpus Mateo Verona (29-29-3, 8 KO). Pojedynek był rwany, momentami chaotyczny, a Staszek, który w boksie olimpijskim pracował nogami i ładnie kontrował, niepotrzebnie wchodził w półdystans, mając mało argumentów w pięściach. Po ośmiu starciach wygrał 76:75, 77:76 i 76:75, ale na tle Rafała Wołczeckiego wypadł w walce z Argentyńczykiem słabiej.

Tomasz Gromadzki (12-4-1, 3 KO) założył rękawice na dłonie i zamiast walk na gołe pięści znów zaboksował na ringu zawodowym. Podczas trwającej gali w Bytomiu pewnie ograł Adama Koprowskiego (4-4-2). „Zadyma” rozpoczął – i skończył, w swoim stylu. Od początku ruszył ostrym pressingiem i momentami chaotycznymi atakami spychał rywala na liny. Doświadczony Koprowski w drugiej rundzie odpowiedział ładnym prawym sierpem, ale nie ponowił akcji. Gromadzki z każdą minutą zyskiwał coraz wyraźniejszą przewagę, choć w piątej rundzie – znów po kontrze prawym sierpowym, przyklęknął i był liczony do ośmiu. Szybko jednak powstał i dalej nacierał. Adam w końcówce szóstej odsłony walczył z rywalem i kryzysem, jednak zdołał dotrwać do końca. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść Gromadzkiego 57:56, 59:55 i 59:55.

Trwa dobra seria Remigiusza Smolińskiego (4-1, 2 KO). Dwumetrowy olbrzym po czasówce na Kamilu Bodziochu teraz jeszcze szybciej uporał się z Borną Grcicciem (1-1, 1 KO). Walka bez większej historii. Sporo niższy Chorwat starał się skrócić dystans i przejść do półdystansu. W połowie pierwszej rundy Remek zrobił krok w tył, skontrował prawym krzyżowym i posłał przeciwnika na deski. Grcić jeszcze się podniósł, ale po kilku kolejnych ciosach znów zapoznał się z matą ringu i nierówny bój zastopował sędzia.

Czwarte zwycięstwo do swojego rekordu dopisał były wicemistrz Polski, Wiktor Szadkowski (4-0, 2 KO). Występujący w wadze półciężkiej „Wicio” od początku zdominował Damiana Szewczyka (1-2), w drugiej rundzie podłączył go prawym krzyżowym, nie zdołał jednak skończyć ambitnego rywala przed czasem. Po ostatnim gongu wszyscy sędziowie punktowali na jego korzyść w stosunku 40:36. Wcześniej wracający po długiej przerwie Martin Gottschall (4-0, 1 KO) wypunktował Pawła Strykowskiego (3-16), a Aleksander Jasiewicz (4-1) ograł w krwawej potyczce Bazargura Jugdera (3-4-1, 2 KO).

30 KWIETNIA 2022 ROKU [KNOCKOUT PROMOTIONS, WAŁCZ]

Aż trzy i pół roku czekał Krzysztof Głowacki (32-3, 20 KO), by powrócić na zwycięską ścieżkę. Dwukrotny mistrz świata wagi junior ciężkiej w swoim Wałczu odbudował się po porażkach z Briedisem i Okolie, pokonując przed czasem Francisco Ruiza (16-4, 5 KO). „Główka” już pierwszym ciosem – lewym krzyżowym, przestawił grubiutkiego rywala na liny i tam go zostawił aż do końca rundy. W międzyczasie posłał go dwukrotnie na deski lewym hakiem na korpus, pod prawy łokieć. W końcówce wręcz go oszczędzał, żeby dać sobie i kibicom parę minut więcej. W drugim starciu Krzysiek zrobił sobie „pracę na worku”. Obijał bezlitośnie przeciwnika, ale bił z luzu, nie z pełną mocą, bawiąc się boksem i długo wyczekiwanym powrotem. W końcówce trzeciej odsłony „Główka” podkręcił tempo i kilka razy trafił sierpem z prawej i lewej ręki. Meksykanin cierpiał po dołach, ale głowę ma twardą. W czwartej rundzie lewy sierpowy Polaka po raz trzeci przewrócił Ruiz, a po liczeniu do ośmiu Krzysiek dopełnił dzieła zniszczenia krótkim prawym sierpem.

Mateusz Tryc (14-0, 7 KO) – po raz pierwszy z Andrzejem Liczikiem w narożniku, pokonał Omara Garcię (17-7, 14 KO). W pierwszej rundzie zapachniało niespodzianką – prawy sierp pięściarza z Wenezueli wylądował w okolicach ucha i Mateusz „zatańczył”. W drugiej jednak to on wyprzedził przeciwnika w akcji prawy na prawy, odzyskując kontrolę nad pojedynkiem. W trzeciej pięściarz z Wyszkowa dodał do swojego arsenału mocne haki na korpus. Na półmetku pojedynku Mateuszowi ewidentnie przeszkadzało rozcięcie prawej powieki po przypadkowym zderzeniu głowami. Kontrolował walkę, widać jednak było, że odczuwa pewien dyskomfort. Tryc przyjął prawy podbródek na początku piątego starcia, ten cios jednak nie zrobił na nim większego wrażenia i z kolejnymi minutami tylko podkręcał tempo. Ale trzeba przyznać Garcii, że prawym podbródkiem bije dobrze, bo w siódmej odsłonie znów złapał nim Tryca. Ten zrewanżował się mu natomiast tuż przed przerwą prawym sierpowym. W ostatniej, ósmej rundzie, Mateusz pogonił wymęczonego rywala i gdyby miał jeszcze dziewiątą, zapewne wygrałby przed czasem. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na jego korzyść 80:72 (?), 78:74 i 78:74.

Chwalony mocno, czasem może trochę na wyrost, Kamil Bednarek (11-0, 6 KO) pokonał zasłużenie solidnego Iago Kizirię (5-4, 3 KO), ale na pewno nie zaboksował dobrze. Gruzin ruszył od razu pressingiem. Lepszy na nogach Kamil kontrolował jego ataki, ale w pierwszej rundzie zainkasował mocny prawy, a w drugiej lewy sierpowy. I widać było, że te ciosy mają swoją wymowę. W trzecim starciu podopieczny Piotra Wilczewskiego złapał w końcu rytm, łapał w tempo przeciwnika na kontrę i jedną z nich rozciął mu prawy łuk brwiowy. Kolejne minuty miały podobny scenariusz – Kiziria boksował dwoma-trzema zrywami na rundę, a Kamil przepuszczał najczęściej chaotyczne ataki dobrą pracą nóg i wyboksowywał twardego oponenta prawym jabem. Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, ale na starcie siódmej rundy Kiziria przeprowadził minutowy, huraganowy atak. Bednarek pogubił się, przyjął kilka niepotrzebnych ciosów i gdyby mierzył się z kimś z mocniejszym uderzeniem, mógłby słono zapłacić z te luki w obronie. W końcówce znów się pogubił. Zamiast stanąć mocno na nogach, trochę panicznie uciekał. Bez mocnej kontry. Ostatnie trzy minuty już lepsze, ale Bednarek i jego trener wiedzą nad czym trzeba popracować. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali niejednogłośnie – 78:74, 75:77 i 77:75.

W wieku siedemnastu lat udanie na ringu zawodowym zadebiutował mistrz Polski w gronie młodzików i kadetów, na pewno perspektywiczny Tobiasz Zarzeczny (1-0, 1 KO). Zadanie teoretycznie łatwe, bo naprzeciw niego stanął Kamil Zychiewicz (0-4), ale dla tak młodego chłopaka telewizja, inne rękawice – to wszystko ma znaczenie. Tobiasz już po 30 sekundach sięgnął rywala długim prawym krzyżowym. Za moment trafił prawym sierpowym, poprawił prawym podbródkiem, w wszystko zakończył lewym hakiem na wątrobę. Debiut trwał łącznie 75 sekund.

Po chwili do ringu wyszedł inny debiutant – Kamil Urbański (1-0, 1 KO). A w jego narożniku jeszcze inny debiutant – Mateusz Masternak, który tym razem wcielił się w rolę trenera. Rywalem wrocławianina był Goga Kewliszwili (5-10-1, 1 KO). Dwukrotny medalista Mistrzostw Polski w wadze średniej w końcówce pierwszej rundy rozbijał rywala lewym prostym i zmusił do przyklęknięcia. Po przerwie rzucił go na deski prawym sierpowym, za moment znów prawy sierp przewrócił Gruzina i było po wszystkim po czterech minutach.

źródło: bokser.org

GALE ZAWODOWE W POLSCE: LISTOPAD 2021. OD RUDY ŚLĄSKIEJ DO OSTROŁĘKI

diablo01

5 LISTOPADA 2021 ROKU [SILESIA BOXING SHOW, RUDA ŚLĄSKA]

W Rudzie Śląskiej między linami pokazało się dwóch znanych i naprawdę dobrych polskich pięściarzy – Norbert Dąbrowski (24-9-2, 11 KO) oraz Robert Talarek (25-14-3, 16 KO).

Problem w tym, że sparingi mieli pewnie trudniejsze niż dzisiejszych rywali. Nie mogło się to więc skończyć inaczej. „Noras” pokonał w czwartej rundzie Przemysława Biniendę (2-31, 2 KO), który obchodził swój mały „jubileusz” – trzydziestą porażkę z rzędu! Z kolei najmocniej bijący górnik w naszym kraju (no może obok Pawła Czyżyka…) – Talarek, zastopował w drugiej odsłonie George Aduaszwilego (19-39-2, 8 KO). Seria Gruzina jest mniej okazała – to dopiero jedenasta porażka z rzędu, za to wszystkie jedenaście przegrał przed czasem.

6 LISTOPADA 2021 ROKU [GIA 3, NOWY SĄCZ]

W daniu głównym gali GIA 3 w Nowym Sączu jubileuszowe zwycięstwo zanotował Krzysztof Włodarczyk (60-4-1, 40 KO), który odprawił Maximiliano Jorge Gomeza (29-6, 13 KO).

„Diablo” zrzucił z siebie rdzę w lipcu i dziś od początku ruszył do ataku, z czym różnie bywało w ostatnich walkach. Tuż przed końcem pierwszej rundy po lewym haku na korpus uderzył mocnym lewym sierpowym na górę. To ostudziło zapał Argentyńczyka, który w drugiej odsłonie skoncentrował się tylko na defensywie i ucieczce. W trzeciej były dwukrotny mistrz świata wagi junior ciężkiej przewrócił rywala krótkim lewym sierpowym w półdystansie. W czwartym starciu Włodarczyk odwrócił kolejność, najpierw postraszył lewym na górę, po czym strzelił lewym hakiem w okolice wątroby. Zapiekło i Gomez musiał przyklęknąć. Argentyńczyk dotrwał jeszcze do gongu, jednak do piątej rundy już nie wyszedł.

Wcześniej miejscowy Łukasz Pławecki (3-0-1, 1 KO) zremisował z Radoslavem Estocinem (8-2-1, 3 KO) ze Słowacji na dystansie sześciu rund.

Kamil Gardzielik (14-0, 3 KO) zakończył walkę z jednym okiem, ale wygrał z Nicolasem Luque Palaciosem (12-9-1, 1 KO). W pierwszej rundzie wydawało się, że Kamil samym lewym prostym uprzykrzy rywalowi życie, ten jednak wrócił do gry w drugiej odsłonie, przebijając się dwa razy przez gardę prawym sierpowym. Potem rundy wygrywał Gardzielik, choć pojedyncze udane akcje Argentyńczyka sprawiły, że prawa powieka zaczęła puchnąć. Podopieczny Andrzeja Liczika podkręcił tempo w siódmym starciu, do swojego arsenału dodał kilka mocnym ciosów na korpus, a musiał się śpieszyć, gdyż prawe oko miał już prawie zamknięte. Sprawa się komplikowała, Palacios radził sobie coraz odważniej i po ostatnim gongu walka okazała się ciasna na kartach punktowych – 98:92 i dwukrotnie 96:94.

Wcześniej Mateusz Wojtasiński (2-0, 1 KO) ograł Mariusa Cola (2-6). Lepiej wyszkolony technicznie wrocławianin przepuszczał sierpy rywala i kontrolował go z dystansu ciosami prostymi, jednak w czwartej rundzie nieco osłabł i do głosu coraz częściej dochodził przeciwnik. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść Wojtasińskiego 40:36 i dwukrotnie 39:37.

21 LISTOPADA 2021 ROKU [POLSAT BOXING PROMOTIONS, TORUŃ]

W walce wieczoru gali w Toruniu Ihosvany Garcia (6-0, 5 KO) efektownie rozprawił się z twardym przecież Przemysławem Gorgoniem (14-8-1, 5 KO).

Od początku uwidoczniła się spora przewaga szybkości Kubańczyka, który kąsał lewym prostym i polował prawym sierpowym. W drugiej rundzie dodał do swojego arsenału również prawy hak na korpus. W końcówce czwartej trafił w akcji prawy na prawy w okolice ucha, posyłając Polaka na deski. Przemka wyratował jednak gong na przerwę. W połowie piątego starcia Gorgoń porozbijany i krwawiący spod oka Przemek przyklęknął i dał się policzyć do ośmiu. Za moment znów był na macie, tym razem po szybkim lewym prostym. Wszystko skończył czwarty nokdaun – tym razem po prawym haku na żebra.

Marcin Siwy (23-0, 11 KO) efektownie rozpoczął współpracę z grupą Polsat Boxing Promotions, bijąc już w pierwszej rundzie doświadczonego journeymana Marcelo Nascimento (18-21, 16 KO). „Ciężki” z Częstochowy agresywnie wszedł w swojego rywala podwójnym lewym prostym, a gdy już skrócił dystans, bił konsekwentnie prawym na dół, po którym od razu szukał lewego sierpowego. Trafił tak kilka razy, aż w końcówce pierwszej odsłony huknął dla odmiany prawym sierpowym. Ten cios rozciął rywalowi skórę pod okiem i odebrał ochotę do kontynuowania potyczki.

Wcześniej Remigiusz Runowski (2-0-1, 1 KO) dostał przedwczesny prezent mikołajkowy od sędziów w postaci remisu z Jarosławem Petriczenką (1-0-1, 1 KO). Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 39:38, 38:39 i 38:38. Po wszystkim obaj wyrazili chęć rewanżu. Plus jest taki, że 18-letni Runowski takimi walkami może pójść w górę.

Na otwarcie gali Polsat Boxing Promotions w Toruniu solidny niegdyś junior – Konrad Kozłowski (2-0), pokonał debiutującego na zawodowym ringu Denisa Makowskiego. Brązowy medalista ME Juniorów z 2015 kontrolował przeciwnika lewym prostym. W końcówce trzeciej rundy Białorusin miał kryzys i było blisko liczenia, jednak wyratował go gong, a minuta przerwy starczyła na złapanie drugiego oddechu. Po ostatnich gongu wszyscy sędziowie punktowali 40:36 na korzyść Kozłowskiego.

Potem Gracjan Królikowski (1-1-1, 1 KO) zaczął nawet nieźle pierwszą rundę, potem jednak lepiej wyszkolony i mający szerszy wachlarz Siergiej Szwec (3-1, 2 KO) przejął kontrolę nad pojedynkiem, zwyciężając na kartach sędziów 40:36 i dwukrotnie 39:37.

26 LISTOPADA 2021 ROKU [TYMEX BOXING NIGHT 19, RADOMSKO]

W walce wieczoru Tymex Boxing Night 19 w Radomsku Robert Parzęczewski (28-2, 17 KO) wygrał po trudnej, taktycznej potyczce z Tarasem Gołowiaszczenką (6-5, 3 KO).

„Arab” zaczął z przytupem. Trafił lewym hakiem na wątrobę i na twarzy Ukraińca pojawił się grymas bólu. Robert jednak nie podkręcił tempa, czego mógł potem żałować, bo rywal był do skończenia. Potem walka się uspokoiła. Obie strony czekały na błąd tego drugiego i momentami przypominało to ostrzejszy sparing. W ósmej rundzie Gołowiaszczenko podkręcił tempo, przeprowadził dłuższy atak, jednak Robert zbierał jego ciosy na blok bądź przepuszczał, choć przy swojej bierności tę rundę zapewne przegrał. Do samego końca pojedynek już się nie rozwinął, a sędziowie mieli trudny orzech do zgryzienia. Po ostatnim gongu punktowali 95:95, 96:94 i 97:93 – stosunkiem głosów dwa do remisu zwyciężył Parzęczewski.

Damiana Jonaka (41-1-2, 21 KO) na pewno nie chronią w Polsce ściany. Dziś walczył dobrze i choć miał kryzys kondycyjny, to zrobił nieco więcej niż Andrew Robinson (25-5-2, 7 KO). Sędziowie orzekli jednak remis. Damian mocno wszedł w ten pojedynek, bijąc z obu rąk na dół i górę. W drugiej rundzie lewym hakiem na korpus zranił Anglika, a w trzeciej po prawym podbródkowym miał go już na przysłowiowym widelcu. Niestety przerwał mu gong. Robinson obudził się dopiero w drugiej połowie czwartej rundy. W piątej bardzo mocno przycisnął Damiana, który miał ewidentny kryzys. Wrócił jednak w szóstym starciu do gry. Ostatnie sześć minut to wojna, w której nieznacznie – chyba, lepszy był Polak. Sędziowie punktowali 77:75 Jonak, ale dwaj pozostali sędziowie mieli remis 76:76.

Tomasz Nowicki (11-0, 3 KO) efektownie wszedł w drugą dziesiątkę walk. Pięściarz z Obornik Wielkopolskich ciężko znokautował Tomasa Reynoso (13-9-1, 3 KO). Tomek od początku przejął kontrolę nad pojedynkiem, choć jeszcze w pierwszej rundzie nie podkręcał tempa. W połowie drugiej rzucił rywala na deski, ten jednak powstał na osiem. Kilka sekund przed zakończeniem drugiego starcia Nowicki zranił przeciwnika lewym sierpowym, a równo z gongiem – gdy poprawił lewym sierpem, ciężko znokautował Argentyńczyka, który przez dobrą minutę leżał jeszcze nieprzytomny na macie ringu.

Po zaledwie remisie w zawodowym debiucie, dziś Patryk Tołkaczewski (1-0-1, 1 KO), finalista turnieju GROMDA, efektownie rozprawił się z kolejnym rywalem. Ważący 104 kilogramy „Gleba” już w pierwszej akcji trafił prawym nad lewą ręką. Potem dodał kilka ciosów na korpus, by w końcówce pierwszej rundy ściąć Pawła Sowika (3-9, 1 KO) z nóg akcją lewy-prawy na górę. Nokaut. Potem między linami zameldował się Kamil Kuździeń (7-0, 2 KO), któremu w ostatniej chwili zmienił się rywal. Sprowadzony Beka Murjikneli (6-19-1, 4 KO) skoncentrował się wyłącznie na obronie. W piątej odsłonie przyklęknął po lewym haku na wątrobę pięściarza z Częstochowy, ale wyratował go jeszcze gong. W szóstej rundzie Kuździeń dokończył jednak dzieła zniszczenia, wygrywając przez TKO.

Dużo nie brakowało, by debiut Karola Łapawy (1-0) został popsuty przez jak zawsze twardego Wołodymira Juszyna (0-4). W pierwszej rundzie Karol dał się złapać na kontrę i był liczony, choć prawda jest też taka, że źle stał na nogach. Potem odrabiał straty, wygrał trzy pozostałe starcia, zwyciężając na kartach arbitrów 38:37. Wcześniej Aleksander Jasiewicz (3-1) wygrał u wszystkich sędziów trzy do jednego w rundach z debiutantem Igorem Prygą, zaś Oskar Wierzejski (5-0-1) męczył się niespodziewanie z „gromdziarzem” Łukaszem Załuską (0-2). Wszyscy sędziowie punktowali 58:56 – dwóch na korzyść Oskara, jeden dla Łukasza.

27 LISTOPADA 2021 ROKU [KNOCKOUT BOXING NIGHT 19, OSTROŁĘKA]

W walce wieczoru gali KnockOut Boxing Night 19 Przemysław Zyśk (18-0, 6 KO) na oczach swoich kumpli i rodziny w Ostrołęce pokonał Juana Ruiza (27-6, 19 KO).

Miejscowy bohater rozpoczął walkę od kilku lewych prostych, ale pod koniec drugiej minuty „El Nino” przepuścił ten lewy i po odchyleniu mocno skontrował prawą ręką. W drugiej rundzie to Przemek trafił mocnym lewym sierpem, ale rywal zaraz odpowiedział i oddalił od siebie zagrożenie. W trzeciej jeden próbował narzucić swój styl drugiemu, panowie wymienili kilka soczystych lewych „dyszli”, a pojedynek nabierał rumieńców. Podobny przebieg miała kolejna runda, choć ostatni atak należał do podopiecznego Łukasza Malinowskiego. Mijały kolejne minuty, a żaden z nich nie był w stanie uzyskać większej przewagi. Gdy jeden miał lepszy moment, za moment drugi wracał do gry i odpowiadał swoją akcją. W sprawę zaangażował się sam Andrzej Wasilewski, zajmując miejsce w narożniku swojego zawodnika i na zmianę z trenerem Malinowskim podpowiadając Przemkowi. Niestety dobrą siódmą rundę w wykonaniu naszego reprezentanta lepiej zaakcentował Wenezuelczyk, który tuż przed przerwą dwa razy złapał naszego rodaka bezpośrednim prawym. W dziewiątym starciu Zyśk wydłużył swoje ataki do serii trzech-czterech ciosów, czym trochę „zaszachował” przeciwnika. Obaj podkręcili tempo w ostatnich trzech minutach, ale to Przemek zaakcentował lepiej samą końcówkę, za co został nagrodzony gromkimi brawami przez swoich krajanów z Ostrołęki. Parę rund było trudnych do oceny, ale sędziowie wątpliwości nie mieli – stosunkiem 97:93, 98:92 i 98:92 zwyciężył Zyśk.

Niektórzy twierdzą, że po walce z Giennadijem Gołowkinem zawodnik już nigdy nie jest ten sam.  Nie ma co wyciągać pochopnych wniosków, ale… Kamil Szeremeta (21-2-1, 5 KO) zaledwie zremisował z bardzo solidnym Nizarem Trimechem (9-2-1, 4 KO). Wszystko zaczęło się zgodnie ze scenariuszem, były mistrz Europy dyktował warunki, ale  końcówce pierwszej rundy nadział się na mocny prawy podbródkowy. Podrażniony pięściarz z Białegostoku w drugiej rundzie ruszył do ataku, lecz znów zagapił się na moment, pół minuty przed gongiem zainkasował lewy sierp na skroń i aż „uciekła” mu jedna noga. Nie było nokdaunu, choć na sędziach zrobiło to na pewno wrażenie. Kamil na szczęście złapał swój rytm i wrócił do gry dobrą trzecią odsłoną. Francuz wyczuł swoją szansę i w czwartym starciu przyjął wymiany w półdystansie. Walka mogła podobać się kibicom, ale my z pewnością liczyliśmy na wyraźniejszą przewagę niedawnego pretendenta do pasa IBF wagi średniej. Szeremeta polował przede wszystkim na ciosy na górę, rywal natomiast mieszał takie akcje z długim prawym na korpus. W szóstym starciu podopieczny Andrzeja Liczika poszedł na przełamanie, brakowało jednak w jego atakach trochę dynamiki. W siódmej rundzie Polak złapał drugi oddech, natomiast jego przeciwnik miał chyba w tym okresie kryzys kondycyjny. Kamil władował sporo ciosów na korpus, trafił też mocnym prawym sierpem oraz podbródkiem. Ostatnie trzy minuty jak cały pojedynek – zażarte i bliskie remisu. Obaj byli już wyczerpani, ale dawali z siebie wszystko. Po ostatnim gongu jeden sędzia punktował 77:75 Szeremeta, lecz dwaj pozostali mieli na swojej karcie 76:76. A więc remis.

Paweł Stępień (16-0-1, 12 KO) wrócił udanie po półrocznej przerwie i pewnie pokonał na pełnym dystansie Hernana Davida Pereza (8-5, 3 KO). Paweł kontrolował od początku sporo niższego rywala lewym prostym, szukając miejsca na zadanie mocnego prawego na górę bądź na korpus. W drugiej odsłonie dał przeciwnikowi trochę luzu, oparł się o liny i pozwolił mu pobić w gardę lub powietrze. Potem wrócił do swojego boksu, choć wydawało się, że wciąż pozwala przeciwnikowi na więc niż by mógł. Miał oczywiście wszystko pod kontrolą, ale momentami niepotrzebnie oddawał pola. I tak mijały kolejne minuty. Z jedne strony fajnie było oglądać luz Stępnia, z drugiej jednak powtarzają się „grzechy” z pierwszej walki z Matyją, gdy Paweł – dużo lepszy boksersko, trochę koło tamtej walki „przeszedł”. W ostatnim starciu Stępień zmienił pozycję na mańkuta i poczęstował Argentyńczyka podwójnym lewym hakiem na żebra. Ta akcja pokazuje potencjał Pawła, ale po niej znów oddał miejsce i nie ponowił ataku. Sędziowie punktowali 79:73 i dwukrotnie 78:74, choć wydaje się, że Paweł spokojnie mógł z tego wyciągnąć 80:72, o ile nie wygrać przed czasem.

Rafał Wołczecki (4-0, 3 KO) wrócił po kontuzji ręki i w niecałe pięć minut rozprawił się efektownie z Olegiem Lebiedińskim (3-2, 1 KO). Rafał od początku szukał ciosów na korpus i już w końcówce pierwszej rundy lewym hakiem w okolice wątroby posłał rywala na deski. Gdy ten wstał, poprawił równo z gongiem mocnym lewym sierpowym, jednak Ukrainiec dostał minutę przerwy. Po niej nawet starał się przejść do ataku, lecz wrocławianin pozbierał te ciosy na blok i znów lewym hakiem pod prawy łokieć po raz drugi zmusił przeciwnika do przyklęknięcia. Kiedy po lewym haku na żebra poprawił za moment prawym podbródkiem i Ukrainiec po raz trzeci przyklęknął, pojedynek został zastopowany w połowie drugiej rundy.

źródło: bokser.org

WRZESIŃSKI POKONAŁ BARRAZĘ W WALCE WIECZORU GALI W DZIERŻONIOWIE

wrzesinski_barraza

W głównym daniu gali Tymex Boxing Night 16 naprzeciw siebie stanęli Damian Wrzesiński (22-1-2, 6 KO) oraz Julio Barraza (19-3-1, 13 KO). Po naprawdę dobrych dziesięciu rundach wygrał zawodnik promowany przez Mariusza Grabowskiego.

Lepiej w ten pojedynek wszedł Meksykanin, który w pierwszej rundzie dwa razy wciągnął naszego rodaka na bezpośredni prawy krzyżowy. Po przerwie jednak „Wrzos” zaczął boksować na zwodach, zmieniał pozycję na mańkuta, a dużo „przyruchów” myliło przeciwnika i przewagę zyskał Polak. Od piątego starcia rozgorzała jednak zażarta bitwa. Obaj nie tylko boksowali na charakterze, lecz również pokazywali sztuczki techniczne. Oglądało się to naprawdę dobrze. Obaj rozpoczynali akcję lewym prostym, polując prawym sierpowym bądź lewym hakiem w okolice wątroby. W końcówce równej rundy dziewiątej Damian trafił prawym krzyżowym, poprawił lewym sierpowym na szczękę i przechylił szalę na swoją korzyść. Ostatnie trzy minuty jak cała walka – dobre tempo, w miarę równa walka, ale jednak z lekką przewagą Wrzesińskiego. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 97:93, 97:93 i 98:92 – wszyscy na korzyść „Wrzosa”.

Michał Leśniak (15-1-1, 3 KO) powstał z desek i dowiózł wygraną, choć gdyby to ręka Rodrigo Labre (6-5, 2 KO) powędrowała w górę, nikt nie mógłby mieć żadnych pretensji. Od pierwszego gongu obaj poszli na wymiany w półdystansie. Początkowo było trochę za dużo chaosu w poczynaniach „Szczupaka”, ale już w końcówce drugiej poukładał sobie nieco ten boks i zaczął boksować zamiast bić się z silnym fizycznie rywalem. – Luźne ciosy, boksuj – słychać było z narożnika Polaka. Wszystko zaczynało się układać, aż minutę przed końcem piątego starcia Ekwadorczyk z hiszpańskim paszportem hakiem na korpus posłał Michała – po raz pierwszy w jego karierze, na deski. Leśniak cierpiał, lecz dotrwał do przerwy. A minuta odpoczynku pozwoliła mu złapać drugi oddech. Do końca toczyła się zażarta walka. W półdystansie lepszy był Labre, za to kiedy Leśniak wydłużał dystans i boksował ciosami prostymi, szala przechylała się na jego stronę. Gdy zabrzmiał ostatni gong, obaj w napięciu czekali na werdykt. Sędziowie punktowali 76:75, 77:74 i 76:75 – wszyscy na korzyść Michała.

Ewa Brodnicka (20-1, 2 KO) udanie wróciła po utracie pasa WBO i boksując w wyższej wadze – lekkiej, wypunktowała Milenę Kolevą (10-12-1, 4 KO). „Kleo” pokazała to, z czego ją znamy – dobry „brudny boks” w półdystansie i lewy prosty. Znów brakowało prawej ręki, co momentami wykorzystywała Bułgarka. W ostatniej, ósmej rundzie, Koleva nawet podkręciła tempo, ale było za późno by odrabiać straty. Sędziowie mieli na swoich kartach przewagę Brodnickiej w takim samym stosunku – 79:73.

Stanisław Gibadło (6-0, 0 KO) w dobry stylu ograł Melvina Wassinga (7-6-4, 2 KO), a Łukasz Maciec (27-3-1, 5 KO) musiał naprawdę się napracować, by odprawić Pablo Mendozę (9-8, 9 KO). Staszek od początku wydłużył serie do trzech-czterech ciosów. Kombinacje kończył albo hakiem na korpus, albo prawym podbródkiem. Na początku drugiej rundy zainkasował lewy sierp, ale ten cios nie zrobił na nim większego wrażenia. Za moment odpowiedział zresztą bezpośrednim prawym. – On jest już naruszony – krzyczał w trzecim starciu Gus Curren. W piątej odsłonie Gibadło miał podłączonego przeciwnika, lecz za moment sędzia wkroczył do akcji i ukarał go odjęciem punktu za rzekomy cios poniżej pasa. Staszek kontrolował potyczkę, ale jeden z sędziów bardzo przychylnie patrzył na poczynania holenderskiego gościa. Po ostatnim gongu werdykt brzmiał 59:54, 59:54 i zaskakująco blisko 57:56.

Łukasz swój pojedynek zaczął dobrze. Prawym overhandem rzucił nawet rywala na deski w pierwszej rundzie. W drugiej wciąż wyglądało to dobrze, jednak w trzeciej jakby stanął. Ograniczony technicznie, za to silny jak tur oponent przeszedł do ofensywy. „Gruby” dał mu rozwinąć skrzydła i potem męczył się bardzo, tocząc niepotrzebną wojnę w półdystansie. W piątym starciu wyglądało to naprawdę źle, na szczęście Maciec opanował nieco kryzys i wrócił do gry na finiszu. Walkę oglądało się naprawdę dobrze, niestety Łukasz sprawił – trochę na własne życzenie, że była to ciężka ringowa wojna. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 76:75, 77:74 i 77:74 – wszyscy na korzyść Polaka.

W pojedynku wagi średniej Kamil Kuździeń (5-0) pokonał Damiana Stanisławskiego (4-2, 1 KO). Stanisławski bił mocniej i za wszelką cenę dążył do półdystansu. Pięściarz z Częstochowy kontrolował jednak pojedynek lewym prostym i dobrą pracą nóg. W drugiej połowie, pomimo rozcięcia łuku brwiowego, Kuździeń powiększył przewagę, celując ładnie lewym hakiem pod prawy łokieć. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 60:54 i dwukrotnie 59:55.

Wcześniej, w potyczce dwóch niepokonanych zawodników, Lukas Dekys (4-0, 2 KO) pokonał na kartach wszystkich sędziów 39:37 Aleksandra Jasiewicza (2-1). Czech wygrał pierwsze dwie rundy, wyprzedzając akcje Polaka, ten wrócił dobrą trzecią odsłoną, więc na finiszu mógł wyciągnąć remis. Obaj trafili mocnym lewym sierpowym, ale to sierp Dekysa zrobił większe wrażenie i sędziowie wskazali na niego.

źródło: bokser.org

dzierzoniow_2021

PARZĘCZEWSKI I ŚLUSARCZYK NIESPODZIEWANIE POKONANI NA GALI W CZĘSTOCHOWIE!

tymex_czestochowa2020

W walce wieczoru gali boksu zawodowego TBN 13 w Częstochowie Sherzod Khusanov (22-1-1, 10 KO) potężnym lewym sierpowym odebrał Robertowi Parzęczewskiemu (25-2, 16 KO) szansę na 26. zwycięstwo w karierze. Cios idealnie w punkt, tak można by było określić lewy sierpowy jakim pod koniec 2. rundy poczęstował „Araba” Khusanov.

Na początku nic nie zwiastowało porażki Roberta, zwłaszcza w taki sposób. Robert dobrze wszedł w pojedynek. Balansował tułowiem, był dynamiczny i celnie trafiał pojedyńczymi ciosami. Do czasu feralnego uniku. „Arab” przepięknym unikiem rotacyjnym przepuścił potężny prawy sierpowy rywala. Natychmiast po uniku chciał odpowiedzieć rywalowi prawym hakiem. Niestety nad ręką przygotowaną do zadania ciosu Uzbek ulokował bardzo silny lewy sierp prosto w szczękę Parzęczewskiego. Częstochowianin próbował wstać, ale sędzia Gortat nie miał wyjścia, musiał przerwać walkę. Po walce „Arab” zdradził, że czuje się dobrze i pierwsze czego by teraz chciał to chwila odpoczynku i rewanż za tę dotkliwą porażkę.

Co-Main Event gali dostarczył kibicom ogromnych emocji. Po prawdziwej wojnie Paweł Czyżyk (6-1, 1 KO) zwyciężył na punkty z faworyzowanym Sebastianem Ślusarczykiem (8-1, 5 KO). Walka przebiegała według dewizy „cios za cios” od pierwszej do ostatniej sekundy, jednak to „Furia” z tej konfrontacji wyszedł zwycięsko sprawiając nie lada niespodziankę. Sebastan Ślusarczyk na początku chciał prowadzić walkę metodą podjazdową. Starał się doskakiwać do rywala, ostrzelać go kombinacją ciosów, po czym uciec. Paweł Czyżyk początkowo nawet na to pozwalał, jednak w miarę upływu czasu jego wewnętrzna „Furia” wzięła górę i z walki bokserskiej zrobiła nam się prawdziwa wojna. Kilka mocniejszych ciosów ze strony Ślusarczyka wystarczyło, aby Czyżyk, zamiast czekać na kolejny atak swojego rywala zaczął sam na niego nacierać, wtedy też „SebSlu” częściej ulegał pokusie wchodzenia w niebezpieczne wymiany. Czyżyk natomiast gdy wiedział, że zrobił wystarczająco, aby wygrać rundę, oszczędzał ciosy, a tym samym tlen co okazało się doskonałą taktyką.

W poprzedzającym tę walkę pojedynku pań Laura Grzyb (4-0, 3 KO) pokonała pewnie na punkty Monicę Gentili (6-12, 1 KO)

Michał Leśniak (13-1-1, 3 KO) pewnie wypunktował Czecha Miroslava Serbana (12-5, 6 KO), od początku walki konsekwentnie realizując swój plan taktyczny. Niemal każdy atak Polaka kończył się sierpem (lub kilkoma) na korpus, a ciosy te z reguły dosięgały celu.
Serban w czasie tych 8 rund zdecydował się na kilka zrywów, jednak czujny „Szczupak” nie nabrał się na żadną sztuczkę swojego przeciwnika i cała walka przebiegła w niemal 100% pod jego dyktando. Nie licząc wyżej wymienionych pojedynczych akcji Czecha raczej unikał on walki, co poskutkowało dosyć oczywistym jednogłośnym zwycięstwem podopiecznego trenera Piotra Wilczewskiego.

‚W Częstochowie upadłem i w Częstochowie się podniosę’ – Tymi słowami podczas jednej z zapowiedzi przed walką Łukasz Wierzbicki (19-1, 7 KO) zwrócił się do widzów i słowa dotrzymał. Wierzbicki, który ostatnią walkę stoczył w październiku 2019 (porażka przed czasem z Louisem Greene) nie dał żadnych szans Octavianowi Grattiemu (5-8, 3 KO). „Pretty Boy” od pierwszej rundy zaczął boksować w sposób, który Mołdawianinowi bardzo nie odpowiadał. Szybka praca na nogach, balans ciałem, szybkie ciosy i natychmiastowy odskok spowodowały, że Gratti nie mógł znaleźć na „Pretty Boya” żadnej recepty. Reprezentantowi Mołdawii natomiast i tak należy się szacunek, mimo ewidentnej przewagi Wierzbickiego wciąż szukał swojej szansy i mimo, że nie miał możliwości rozkręcić się w takim stopniu jak miało to miejsce w walkach z Leśniakiem czy Żeromińskim to nie ustawał w próbach ataku i ustrzelenia zawodnika Tymexu, którymś z ciosów.

Kamil Kuździeń (3-0, 0 KO) i Kacper Salabura (2-1, 0 KO) zdecydowanie rozgrzali publiczność na miejscu i widzów przed telewizorami. To było uosobienie tego, co kibice w boksie kochają najbardziej. Ogromna liczba ciosów, potężne wymiany i wojna charakterów, z których żaden ani myśli o jakimkolwiek oszczędzaniu sił. Początkowo bardziej aktywny był Kamil Kuździeń, który zasypywał schowanego za podwójną gardą rywala kapitalnymi kombinacjami wymierzonymi zarówno w głowę, jak i korpus. Salabura nie pozostawał jednak długo w defensywie. Gdy tylko Kuździeń pokazywał oznaki zmęczenia Salabura przystępował do kontrataku. Po chwili spędzonej za szczelnym blokiem strzelał potężnymi sierpowymi. Końcówka niemal każdej rundy wyglądała tak jakby była to ostatnia runda walki o duże trofeum. Panowie bezkompromisowo ruszali na siebie nie szczędząc sobie ciosów bitych z największą mocą defensywę odkładając na drugi plan. Finalnie jednak to presja i częstotliwość ciosów Kuździenia okazała się dla sędziów ważniejsza niż boks z kontry Salabury i to właśnie on pozostaje pięściarzem niepokonanym dopisując 3. zwycięstwo do zawodowego rekordu.

W drugim pojedynku głównej karty walk Krzysztof Twardowski (9-2, 6 KO) po 8 rundach wypunktował Piotra Podłuckiego (6-5, 2 KO). Początkowo to Podłucki zdawał się mieć w ringu większą kontrolę. Bez żadnej obawy przed ciosami rywala parł do przodu i starał się naruszyć go pojedynczym mocnym uderzeniem. To nawet udało się w drugiej rundzie po lewym sierpowym kiedy to Twardowski zmuszony był do klinczu pod linami ringu. Dalsze odsłony pojedynku to już widowisko bez większych emocji. Podłucki atakował zdecydowanie rzadziej, co dawało okazję Twardowskiemu do rozkręcenia się. „Twardy” jednak nie podejmował ryzyka i nie decydował się na otwartą wojnę ze swoim rywalem. Konsekwentnie trzymał dystans kąsając głównie lewym prostym.

W pierwszym pojedynku TBN 13 Aleksander Jasiewicz po twardej walce pokonał na punkty Denisa Mądrego.

źródło: bokser.org.