„DIABLO” DO MISTRZA ŚWIATA: „WŁODARCZYK BĘDZIE ZDETERMINOWANY, WKURZONY, ZŁY”

diablo01

Krzysztof Włodarczyk jest żądny rewanżu na Grigoriju Droździe za wrześniową porażkę w Moskwie. Deklaruje, że przepędzi dręczącego go demony, a w drugiej walce będzie zdeterminowany i odzyska tytuł mistrza świata, być może nawet nokautując Rosjanina.

- Liczy pan na rewanż z Grigorijem Drozdem, nowym mistrzem świata WBC wagi cruiser?
Krzysztof Włodarczyk: Nie mogę się go doczekać. Dwudziesty siódmy września był dla mnie jak piątek trzynastego. I ciężko się dla mnie skończył. Ciągle tłumaczę się życiowymi problemami, ale tak po prostu było – one wpłynęły na moją psychikę i gotowość do tamtej walki. Cały lipiec i więcej niż połowa sierpnia poszły na straty. Dopiero we wrześniu miałem spokój. Za późno. Nie da się dobrze przygotować mentalnie, jeśli problemy się nawarstwiają. Nad tym, jak ta walka powinna wyglądać, zastanowiłem się po ostatnim gongu, gdy było już pozamiatane.

- Zdrowie dopisuje?
KW: Mam dosyć męczący problem z prawym barkiem. Leczę się. Na stuprocentowym chodzie powinienem być na początku stycznia. Wtedy zabieram się do ciężkiej pracy.

- Jeśli Rosjanie nie zlekceważą postanowień kontraktu, to kiedy odbędzie się rewanż?
KW: W kwietniu lub w maju. Wolałbym w maju, bo im więcej będę miał czasu, tym lepiej będę się czuł. Psychicznie, bo fizycznie zawsze czuję się dobrze. Z niecierpliwością czekam na kolejny obóz w górach. Po jednym dniu zawsze chce się wrócić do domu i odpoczywać przez tydzień, ale następnego budzę się o siódmej rano i znów ostro trenuję. Marzy mi się ciężka praca.

- Tak zdeterminowany Krzysztof Włodarczyk, wolny od niepotrzebnych przemyśleń, przechytrzy Drozda?
KW: Włodarczyk potrafi zaskoczyć każdego przeciwnika i w dowolnym momencie zmienić obraz każdej walki. Jeżeli tylko pozwoli mu na to głowa. Każdy bokser wyobraża sobie taki widok – idzie ścieżką, widzi ring i myśli o tym, jak będzie wyglądał pojedynek. Przed walką z Drozdem tej myśli nie miałem nawet przez sekundę. Od początku była wielkim znakiem zapytania. Jeśli przed rewanżem moje problemy znikną, nie widzę innej możliwości niż zwycięstwo. Prawdopodobnie nawet przed czasem, ale z wygranej na punkty też się ucieszę.

- Dzień po walce postawił pan sprawę jasno: czas na uporządkowanie życia prywatnego. Porządki trwają?
KW: Sytuacja w domu się stabilizuje. W drugim „domu” również. Mam tylko nadzieję, że niektórzy zejdą na ziemię i nie będą robić mi pod górkę. Wszyscy muszą zrozumieć, jak ważny w moim sporcie jest spokój. Inaczej nie wygram walki. Gdy zaczynają się przygotowania, trzeba mi odpuścić. Jak już wygram potyczkę – w porządku, możemy się bombardować. Trzeba się dogadać, a od stycznia ruszam do pracy.

- Co powiedziałby pan dziś Drozdowi?
KW: To będzie zupełnie inny pojedynek. Włodarczyk będzie zdeterminowany, wkurzony, zły. Nie na ciebie, na siebie. Pilnuj się!

- Nie zmieni pan kategorii wagowej na ciężką?
KW: Ten pomysł zszedł na dalszy plan. Chcę znowu polecieć do paszczy lwa i w Moskwie odzyskać pas mistrza świata. Do walki z Arturem Szpilką na sto procent nie dojdzie w 2015 roku.

- Dlaczego się nie zakolegowaliście?
KW: Powiedziałbym, że nie jesteśmy dogadani. Artur jest inny niż ja, nadajemy na innych falach. Ma własny świat, inaczej żyje. Na sali czasem powygłupiam się z chłopakami, ale gdy zaczyna się trening, izoluję się. Trzymam się raczej w odosobnieniu.

- Nie drażniło pana, że Szpilka stał się bardzo popularny, choć to pan był mistrzem świata?
KW: Artur borykał się w życiu z dużymi problemami i nie można mieć do niego pretensji, że chciał, by było o nim głośno – pokazać się, umieścić zdjęcie w internecie. Taki jest i tyle. Każdy ma swój cel. Ja zamierzam odzyskać pas i bronić go, może nawet przez parę lat. Artur też chce zasłużyć na walkę o mistrzostwo, może w trochę bardziej kontrowersyjny sposób.

- Czy walka z Mateuszem Masternakiem staje się bardziej realna niż dawniej?
KW: Kiedyś pewnie do niej dojdzie, ale najpierw muszę odzyskać tytuł. Później? Jeśli kasa będzie się zgadzać, to wszystko może się zdarzyć.

Rozmawiał: Przemysław Osiak, przegladsportowy.pl