TOMASZ RÓŻAŃSKI: DLA TAKICH CHWIL WARTO CIĘŻKO PRACOWAĆ
Dzisiaj o godzinie 12.30 na lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie wylądował samolot, którym do kraju powróciła z Nanjing reprezentacja Polski, startująca w 2. Młodzieżowych Igrzyskach Olimpijskich. W gronie młodych olimpijczyków była zdobywczyni złotego medalu boksie Elżbieta Wójcik i jej trener Tomasz Różański. Oto co szkoleniowiec z Karlina miał do powiedzenia witającym go przedstawicielom Polskiego Związku Bokserskiego.
- Panie trenerze niedawno mówił pan o swoich olimpijskich ambicjach i okazuje się, że powoli one się spełniają. Serdeczne gratulacje. Co dalej?
Tomasz Różański: Powoli już układam plany na przyszłość, ale na razie jeszcze delektuję się wynikiem z Igrzysk, bo to jest naprawdę fantastyczne uczucie i niesamowity sukces. Pracowałem na to ciężko 6 lat. Pamiętam swój pierwszy znaczący wynik na nieoficjalnych wówczas mistrzostwach Polski młodzików, gdzie pięciu moich zawodników wywalczyło złote medale. W boksie młodzieżowym osiągnąłem już wszystko. Ukoronowaniem tej pracy jest właśnie złoty medal Elżbiety Wójcik na Młodzieżowych Igrzyskach Olimpijskich.
- Jakie wrażenie wywarł na panu udział w Igrzyskach?
TR: Nanjing zrobiło nam mnie niesamowite wrażenie. Wspaniała organizacja, pobyt w wiosce olimpijskiej. Najlepsza sportowa młodzież z całego świata. A sam turniej, muszę przyznać był bardzo trudny. Tym bardziej, że Ela miała za sobą ciężki okres przygotowawczy. Elżbieta była co prawda faworytką, ale Igrzyska rządzą się swoimi prawami. Trzeba więc było bardzo mocno walczyć o to, aby to ręka naszej zawodniczki wędrowała w górę na znak zwycięstwa, a żadna z tych wygranych nie była nam dana za darmo. Ani w ćwierćfinale, ani w półfinale, ani w finale.
- No właśnie, jeżeli chodzi o walkę finałową, to była to chyba najtrudniejsza walka Eli w Nanjing?
TR: To prawda. Tajwanka podyktowała bardzo trudne warunki rywalizacji. Zresztą można powiedzieć, że walczyła ona prawie jak u siebie. Tajwan, jak wiadomo związany jest z Chinami. Miała bardzo żywiołowy doping. A z zawodniczką gospodarzy zawsze trzeba wygrać wyraźnie. Po walce zresztą Ela przyznała, że w tym pojedynku była trochę zdekoncentrowana. A ja przyznam, że ostatnim gongu nie byłem pewny wygranej. Ale kiedy okazało się, że Ela zwyciężyła, to radość była ogromna. Słuchając hymnu miałem przed oczyma całą karierę Eli. Od jej pierwszego treningu, kiedy nie wiadomo było jeszcze co z tego będzie.
- Czy takie zwycięstwa i chwile dodają sił?
TR: Tak, bo jest coś, co utwierdza człowieka, że robi się coś dobrze i że wybrało się właściwą drogę. I to dodaje sił. Ja dla takich właśnie chwil ciężko pracuję, nawet kosztem rodziny. Ale warto.
- W takim razie życzę jak najwięcej takich właśnie momentów w pana karierze szkoleniowej.
TR: Dziękuję bardzo.
źródło: Strona internetowa Polskiego Związku Bokserskiego, pzb.com.pl
[Fot. Barbara Sańko ©]