W PÓŁFINAŁACH LIGI WSB ROSJANIE ZMIERZĄ SIĘ Z KUBAŃCZYKAMI?
Ukraińskim Atamanom nie uda się powtórzyć wyniku z poprzedniego sezonu zawodowej ligi World Series of Boxing, kiedy to dotarli aż do finału. Wczoraj w Doniecku musieli ponownie uznać wyższość Boxing Team Russia, ulegając w takim samym stosunku (1-4) jak w Moskwie. Tym samym Rosjanie są pierwszą drużyną, która awansowała do półfinału, w którym zmierzą się ze zwycięzcą rywalizacji Domadores Cuba i USA Knockouts. Po pierwszym meczu bliżsi meczu z Rosją są Kubańczycy, którzy wczoraj rozbili rywali 5-0.
Wysoka porażka była zapewne gorzką pigułka do przełknięcia dla ukraińskich kibiców, tym bardziej, że doskonale mecz rozpoczął reprezentant Kirgistanu w barwach Otamans, Azat Usenaliev (49 kg), pokonując niejednogłośnie na punkty Bakhtovara Nazirova. Tak, jak przypuszczaliśmy kluczem do ewentualnego zwycięstwa Ukraińców miała być wygrana Pavla Ishchenko (60 kg) z niebezpiecznym rosyjskim mańkutem, Dmitriyem Polyanskiyem. Zawodnik gospodarzy zaboksował naprawdę dobrze, pokazując się z dobrej strony głównie na początku pojedynku, kiedy to imponował techniką i szybkością. Z czasem zaczął jednak odczuwać mocne uderzenia rywala, który dzięki lepszej kondycji wygrał pojedynek dosłownie w ostatnim starciu. To była doskonała walka i werdykt, dający Rosjaninowi u wszystkich sędziów zwycięstwo jednym punktem nie wzbudził nerwowych reakcji ze strony gospodarzy.
Pojedynek leworęcznego Aleksandra Besputina (69 kg) z Tarasem Golovaschenko nie był już tak zacięty, choć sporo niższy od rywala Rosjanin na swoje zwycięstwo musiał się nieco napracować. Besputin boksował tak, jak najbardziej lubi, czyli w bliskim kontakcie i niemal każdy jego frontalny atak „pachniał” prawdopodobieństwem liczenia. Mimo kilku kryzysów Ukrainiec wytrzymał do końca rywalizacji, przegrywając jednak bardzo wyraźnie na kartach sędziowskich. Wyrównanej walki z rywalem nie nawiązał także Oleksandr Ganzulia (81 kg), choć w momencie, w którym wyszedł do boju z Eduardem Yakushevem wiadomo było, że do półfinału awansują Rosjanie. Yakushev był dla rywala zbyt sprytny, choć w niektórych momentach boksował zbyt nonszalancko, co mógł wykorzystać Ukrainiec. Pojedynek nie zachwycił pod względem technicznym a i kondycja zawodników pozostawiała wiele do życzenia. Ostatecznie lepsze wrażenie na sędziach wywarł Rosjanin, dając swojej ekipie zwycięstwo w meczu. Zamykający spotkanie pojedynek Egora Plevako (+91 kg) z Maksimem Babaninem był krótki ale bardzo widowiskowy. Mocne ciosy padały z obu stron, ale mocniej odczuwał je Ukrainiec, który w 2. starciu był liczony. Nie zważając na konsekwencje Plevako nadal preferował ofensywny boks, starając się odrobić straty. Niestety w 3. starciu z powodu rozcięcia łuku brwiowego został odesłany narożnika i cały mecz zakończył się zwycięstwem Boxing Team Russia 4-1.
Kubańczycy z Amerykanami zmierzyli się dopiero po raz pierwszy, gdyż ich pierwsze spotkanie, które miało się odbyć w Fort Lauderdale na Florydzie z powodów organizacyjnych zostało odwołane i przesunięte na 12 kwietnia. W Hawanie nie było wczoraj żadnej niespodzianki i gospodarze zafundowali swoim gościom srogie lanie, pokonując ich 5-0. Dysproporcja poziomów obu ekip była bardzo widoczna i mimo iż w ekipie Domadores nie zaboksowali wszyscy najlepsi, których mają do dyspozycji trenerzy, wszystkie walki toczone były pod wyraźne dyktando gospodarzy. W ringu zobaczyliśmy cztery pojedynki, gdyż Amerykanie nie wystawili zawodnika w wadze do 52 kg. Najbardziej efektownie wypadł wspaniały kubański mistrz, Roniel Iglesias Sotolongo (69 kg), nokautując w 3. starciu Wenezuelczyka Gabriela Maestre. Zwycięstwa przed czasem wisiały na włosku także w trzech pozostałych pojedynkach, szczególnie zaś w zamykającej mecz walce Yoandi Toiraca (+91 kg) ze Szwedem w barwach Knockouts, Mohamedem Sallahem. Kłopotów z pokonaniem Luisa Martina Alarcona Diaza nie miał Lazaro Alvarez (60 kg), podobnie jak i weteran Emilio Correa (81 kg), który mimo sporej nadwagi (pamiętam go z walk w wadze półśredniej) pokonał bez trudu, choć w tempie „majestatycznym” Brazylijczyka Michela Borgesa de Souzę.