MICHAŁ OLAŚ: Z TRENEREM ŁAKOMCEM ZNALEŹLIŚMY SKUTECZNY SPOSÓB NA SAVONA
W 2010 roku Michał Olaś przebojem wdarł się do krajowej czołówki boksu olimpijskiego. Uczył się pięściarskiego abecadła z walki na walkę. W marcu w półfinale Mistrzostw Polski w Strzegomiu przegrał z Mateuszem Malujdą, a następnie w maju w Warszawie w ćwierćfinale Turnieju im. Feliksa Stamma uczył się na błędach, popełnianych w pojedynku z Rosjaninem Pavlem Nikitayevem. Kiedy w październiku uległ w półfinale turnieju w Ostrawie Białorusinowi Pavlowi Kiriyenko nikt nie spodziewał się, że jeszcze w ciągu tego będzie autorem bezprecedensowego sukcesu.
11 listopada w bośniackim Skopje wygrał pierwszą walkę w międzynarodowym turnieju Golden Gong, pokonując bez fajerwerków Słoweńca Boruta Slapnika i kiedy okazało się, że nazajutrz w półfinale czeka na niego młody kubański siłacz, aspirujący wówczas do seniorskiej czołówki światowej, Erislandy Savon, wielu kibiców skazało Michała na porażkę. Pomylili się wówczas niemal wszyscy – i fachowcy i kibice, bo Polak pokonał swojego rywala 5-2.
- Wtedy w Skopje miałem bardzo ciężką przeprawę – wspomina dzisiaj Michał Olaś. – Prawdopodobnie Kubańczyk mnie zlekceważył, ponieważ była to być może moja 15 walka bokserska, byłem absolutnym „No Name”, nie byłem w żadnych rankingach AIBA. Z ówczesnym trenerem kadry Stanisławem Łakomcem, ustaliliśmy taktykę, żeby przyjmować jego ciosy na gardę i odpowiadać krótkimi kombinacjami, po jego ataku gdyż wtedy miał skłonności do opuszczania rąk. Było bardzo ciężko, gdyż Kubańczyk wiedząc, że przegrywa walkę nie ustępował ani na chwilę w atakach przez 3 rundy, jednakże udało mi się doprowadzić przewagę do końca – mówi Michał.
Mimo wspaniałego sukcesu warszawianin turnieju w Skopje nie wygrał, ulegając w finale Chorwatowi Marko Radonjicowi, bokserowi o niebo słabszemu niż Kubańczyk…
- Głównymi czynnikami, które wpłynęły na moją finałową porażkę było zmęczenie po niewiarygodnym boju z Savonem oraz to, że Chorwat trochę zaskoczył mnie odwrotną pozycją. Wówczas jeszcze nie do końca umiałem boksować z mańkutami. Rywal był więc dla mnie bardzo niewygodny – twierdzi Michał, którego droga do boksu była absolutnie niezwyczajna.
- Na zajęcia do klubu Fenix i do trenera Huberta Migaczewa przyszedłem w lipcu 2009 roku żeby podszkolić swoje umiejętności stricte bokserskie, gdyż wcześniej uprawiałem K-1 oraz Muay Thai. Trener Migaczew, jak mi później sam powiedział, dostrzegł potencjał bokserski, zorganizował więc mi walkę na II Praskiej Gali Boksu w Warszawie, gdzie nieznacznie na punkty przegrałem ze srebrnym medalistą Mistrzostw Polski, Jakubem Kapelińskim. Trzy miesiące później, praktycznie bez żadnego przygotowania typowo bokserskiego, pojechałem również za namową trenera Huberta na Mistrzostwa Polski. W Strzegomiu zająłem 3. miejsce, przegrywając na punkty z późniejszym złotym medalistą, Mateuszem Malujdą. Po tej walce podszedł do mnie trener Łakomiec i po krótkiej, ale treściwej rozmowie, wręczył mi powołanie na obóz kadry do Wisły przed turniejem Stamma – wspominał Polak.
Później nadeszły większe sukcesy, wraz ze zdobyciem w 2011 roku w Koninie tytułu mistrza Polski seniorów. Start w Mistrzostwach Europy i Świata zaowocowały kontraktem w zawodowej lidze WSB. Michał był pierwszym pięściarzem znad Wisły, który wygrał pojedynek w tych elitarnych rozgrywkach, bijąc w listopadzie 2011 roku Irlandczyka Seana Turnera. Rok później ze swoją drużyną, Dolce & Gabbana Milando Thunder wygrał całą ligę, by w kolejnym sezonie przywdziać barwy ekipy Hussars Poland. Niestety zaboksował w jej barwach tylko dwa razy. Po listopadowym zwycięstwie w Meksyku, 14 grudnia 2012 roku w Warszawie przegrał z rutynowanym Algierczykiem Chouaibem Boloudinatsem, a co gorsze po zakończeniu tej walki w jego organizmie wykryto niedozwolone środki dopingujące, za co został wykluczony z drużyny i zdyskwalifikowany przez PZB i AIBA na dwa lata..
Z perspektywy czasu brak Michała Olasia w polskim boksie olimpijskim jest nadzwyczaj widoczny. Również jego dawna drużyna, Hussars Poland ma wielki problem, by znaleźć w limicie wagi 91 kg wartościowego pięściarza, który nawiązałby walkę z najlepszymi zawodnikami na świecie. Za tydzień na Kubie na kolejnego Polaka czekać będzie …Erislandy Savon, aktualnie jeden z liderów Cuba Domadores. Skrzyżuje z nim rękawice Łukasz Zygmunt.
- Kiedyś przed kwalifikacjami olimpijskimi (Londyn 2012) mieliśmy okazję z Łukaszem sparować ze sobą – kontynuuje Michał Olaś. – Uważam go za dobrego zawodnika, miejmy nadzieje, że teraz miał więcej czasu, by się lepiej przygotować i pokazać dobry boks. Trzymam kciuki za całą Husarię! – zakończył były pięściarz Feniksa Warszawa i reprezentacji Polski, którego – miejmy nadzieję – zobaczymy niebawem ponownie między linami ringu.
- Jestem cały czas w treningu, mam okazję sparować z zawodowcami, do tego realizuję się jako trener. No i czekam do końca zawieszenia – zapewnia Michał. Trzymamy za niego kciuki…