WŁODARCZYK LEPSZY OD GEVORA. ŚWIETNA WALKA RUNOWSKIEGO. DEBIUT „WIERZBY”
To była gra o wysoką stawkę. Krzysztof Włodarczyk (53-3-1, 37 KO) i Noel Gevor (22-1, 10 KO) spotkali się w Poznaniu w ostatecznym eliminatorze do tronu federacji IBF wagi junior ciężkiej, ale również o prawo do startu w atrakcyjnym turnieju World Boxing Super Series z wielką pulą nagród.
Panowie nie narzucali wysokiego tempa, choć Niemiec cały czas pozostawał ruchliwy na nogach. Krzysiek wywierał pressing, ale nie wydłużał serii i nie poza kilkoma mocnymi prawymi na korpus nie potrafił dosięgnąć szczęki przeciwnika. W końcówce czwartej rundy Gevor złapał Polaka prawym krzyżowym w narożniku, na szczęście jednak bez większych szkód. Niemiec dobrze rozegrał również szóstą odsłonę. Czekał na Krzyska, przepuszczał jego akcje i wtedy szybko odpowiadał kombinacją dwóch-trzech ciosów. „Diablo” wrócił do gry trochę lepszym ósmym starciem. Podkręcił tempo i trafił prawym sierpowym przy linach. Poderwał się również w przedostatniej, jedenastej rundzie, ale nie mógł złamać ruchliwego i sprytnego przeciwnika. W ostatnich trzech minutach to Gevor pokazał się z lepszej strony i w napięciu oczekiwaliśmy na werdykt. Sędziowie stosunkiem głosów dwa do jednego opowiedzieli się za „Diablo” – 113:115, 116:112 i 115:114.
Patryk Szymański (18-0, 9 KO) dopisał do swojego rekordu znane nazwisko Rafała Jackiewicza (48-17-2, 22 KO), ale w drugiej walce z rzędu był zraniony i wydaje się, że na tym najwyższym poziomie odporność na ciosy może stanowić spory problem dla zawodnika z Konina. Pojedynek jeszcze na dobre się nie zaczął, a stary lis już był liczony. Szymański po podwójnym lewym strzelił prawym krzyżowym w okolice ucha. Na szczęście dla widowiska Rafał dzięki olbrzymiemu doświadczeniu przetrwał kryzys. Przewaga warunków fizycznych oraz siły były jednak zbyt duże. Patryk swoimi ciosami przebijał się przez szczelną zazwyczaj gardę Rafała, narzucał swój boks i nawet na moment nie pozwalał mu zbliżyć się do półdystansu. – Nie mogę go kurde złapać – mówił podirytowany Jackiewicz do Roberta Złotkowskiego przed trzecią odsłoną. W trzecim starciu Rafał rzeczywiście zaczął trafiać, jego problem polegał natomiast na tym, że nawet gdy trafił czysto, to na Patryku nie robiło to wrażenia. W drugą stronę natomiast każde uderzenie bolało. I nagle… Jackiewicz pokazał to, z czego znany był przez całą karierę. Przepuścił lewy prosty rywala i po odchyleniu natychmiast skontrował prawym krzyżowym. Szymański zatańczył, Jackiewicz poprawił jeszcze jednym prawym i byliśmy o krok od sensacji. Zabrakło trochę czasu. Rundę piątą wygrał Patryk, lecz obraz potyczki już znacznie się wyrównał. – Czekam na kontrę – mówił w narożniku Jackiewicz. – No OK, ale czekasz trochę za długo – ripostował jego szkoleniowiec. W szóstej rundzie byłego mistrza Europy dopadł chyba lekki kryzys, być może odłożyło się te kilkadziesiąt ciosów na korpus i stanął. Kiedy jednak zabrzmiał gong na siódmą, wyszedł odmieniony. I znów zranił przeciwnika kontrą w tempo. Szymański sprytnie sklinczował i za moment doszedł do siebie. Po równym ósmym starciu, w dziewiątym pełną kontrolę przejął młodszy Patryk. Żeby było śmieszniej i ciekawiej, to Rafał znów lepiej wyglądał na finiszu i złapał jeszcze dwoma efektownymi kontrami Szymańskiego. Oczywiście przegrał, ale i obnażył niedociągnięcia młodszego o szesnaście lat rodaka. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali na korzyść Patryka 95:92, 98:92 i 98:91.
To prawdopodobnie najlepsza walka w karierze Przemysława Runowskiego (15-0, 3 KO). Popularny „Kosiarz” w wielkim stylu odprawił przed czasem niepokonanego dotąd Alaina Cherveta (13-1-2, 10 KO). Szwajcar zaczął bardzo ostro, lecz Polak dobrą pracą nóg i szybkim lewym prostym skutecznie stopował jego zapały. A do tego od początku czyhał na kontrę akcją prawy na prawy. W pierwszej rundzie jeszcze się nie udało, za to w drugiej złapał rywala na kontrę prawym krzyżowym, posyłając go na deski. Chervet powstał na osiem i cofnął się na liny. Ale to był wieczór Przemka. Kilkadziesiąt sekund później kolejnym prawym krzyżowym doprowadził oponenta do drugiego nokdaunu. Pięć sekund przed końcem drugiego starcia Runowski – tym razem prawym sierpowym, wysłał przeciwnika na deski po raz trzeci i ostatni. Wygrana przez TKO i rozbudzone nadzieje na przyszłość.
To miał być jeden z ważniejszych debiutów w polskim boksie zawodowym od kilkunastu miesięcy. I nie zawiedliśmy się. Paweł Wierzbicki – wielokrotny mistrz Polski wagi super ciężkiej, srebrny medalista Mistrzostw Świata Juniorów, szybko odprawił pierwszego przeciwnika na ringach profesjonalnych. Naprzeciw podopiecznego Tomasza Potapczyka stanął silny fizyczny, ale dopiero zaczynający przygodę z boksem Paweł Sowik (0-2). Pięściarz z Sokółki zaczął spokojnie lewym prostym i mocnymi hakami na korpus, którymi omijał szczelną gardę rywala. A gdy już uśpił jego czujność, kombinacją prawy podbródkowy-prawy sierp doprowadził oponenta do liczenia. Ten powstał na osiem, a za moment zabrzmiał zbawienny gong na przerwę. Zaraz po niej było już jednak po wszystkim. Wierzbicki naruszył rywala prawym sierpowym na szczękę, doskoczył do zranionej ofiary i po kilku kolejnych bombach Sowik zawisł na linach. Sędzia Włodzimierz Kromka nawet nie liczył i w obawie przed ciężkim nokautem zastopował dalszą rywalizację.
Faworyt był jeden i nie zawiódł. Przemysław Zyśk (5-0, 2 KO) pokonał ambitnego, ale po prostu mało potrafiącego Tomasza Golucha (4-7, 2 KO). Podopieczny Fiodora Łapina i Łukasza Malinowskiego pod koniec drugiej minuty huknął lewym hakiem w okolice wątroby, po którym rywal z grymasem bólu boksował aż do przerwy. W drugiej rundzie Zyśk kombinacją lewy-prawy dwukrotnie doprowadził przeciwnika do nokdaunu i choć Goluch wstawał, to na pół minuty przed końcem drugiej odsłony arbiter zdecydował się zastopować nierówny pojedynek.
Kamil Gardzielik (3-0, 1 KO) przeżył chwilę grozy, lecz wybrnął z opresji obronną ręką i pokonał słabszego technicznie, za to silniejszego fizycznie Przemysława Gorgonia (3-1, 1 KO). Dwukrotny mistrz kraju wagi średniej – bez wątpienia faworyt na papierze, wyszedł do ringu jakby zaspany, nierozgrzany, i dał się kilka razy złapać prawym sierpem ponad lewą ręką. Na minutę przed końcem pierwszej rundy dla odmiany lewy sierp Przemka posłał niespodziewanie Kamila na deski! Ten jednak szybko się poderwał i opanował kryzys, a w drugim starciu przejął kontrolę nad pojedynkiem. W trzecim przeważał już bardzo wyraźnie, bijąc celnie z daleka prawym na korpus na zmianę z prawym krzyżowym na górę. Dokładał do tego groźny prawym podbródkowy, gdy Gorgoń starał się skrócić dystans. Gdy zabrzmiał ostatni gong, werdykt mógł być tylko jeden – 38:37 dla Gardzielika. I na szczęście każdy z sędziów tak właśnie typował.
Wcześniej Aleksander Strecki (4-0, 2 KO) w ładnym stylu odprawił przed czasem Andrieja Abramenkę (20-9-2, 4 KO). Już w pierwszej odsłonie ciosami na korpus doprowadził Białorusina dwukrotnie do liczenia, a w drugiej dokończył dzieła zniszczenia.
źródło: bokser.org