Bój ze Szwedami
Wracając do teraźniejszości i zbliżających się obchodów 90-lecia K-P OZB. W ramach jubileuszu, 15 października na ringu Startu w Grudziądzu odbędzie się mecz pomiędzy młodzieżowymi drużynami województw kujawsko-pomorskiego z ekipą szwedzkiego Jonkoping, prowadzoną przez byłego pięściarza pochodzącego właśnie z Grudziądza, Henryka Szymkowiaka.
- Po zakończeniu części sportowej planujemy uroczystości, gdzie wręczymy naszym działaczom i szkoleniowcom wyróżnienia, medale, upominki – zapewnia Kazimierz Kiczyński, prezes Startu Grudziądz, jeden z organizatorów jubileuszu. I dodaje: Ponadto, książka „Twarze Pomorsko-Kujawskiego Boksu” jest jednym z wydarzeń, zarazem promocją naszych uroczystości.
Przypomnijmy, że promocja publikacji już trwa (za pośrednictwem lokalnych mediów i portali internetowych: bokser.org i polskiboks.pl).
- W piątek, 15 kwietnia o godzinie 17.00 zaplanowaliśmy uroczystość wydania naszej monografii – zachęca Czytelników Kazimierz Kosiński, jeden z autorów. Dodajmy, że impreza odbędzie się w Bydgoszczy w na obiekcie Zawiszy (ul. Gdańska 163) w restauracji Olimpijska.
Łyk historii boksu
W książce zawarte są biografie ludzi związanych z pomorsko – kujawskim pięściarstwem. W 1 części zaprezentowaliśmy sylwetki najstarszych, żyjących jeszcze pięściarskich nestorów: Antoniego Jóźwiaka i Witolda Kaźmierczaka. W tym, nasz cykl poświęcamy Kazimierzowi Kosińskiemu i Henrykowi Niedźwiedzkiemu.
Radio i urlop
Kazimierz Kosiński (ur. w 1934 roku) jest najstarszym aktywnym pięściarskim działaczem na terenie województwa kujawsko-pomorskiego. W 1994 roku był jednym z współzałożycieli Pomorsko-Kujawskiego Klubu Seniora Boksu i kieruje nim do dziś. – W pierwszych latach nasz klub liczył ponad stu członków z wicemistrzem olimpijskim Jerzym Adamskim, Leszkiem Leissem, Zygmuntem Zawadzkim, Janem Walczakiem na czele – wspomina tamten okres prezes Kazimierz Kosiński. Tymczasem Kazimierza Kosińskiego ci starsi kibice najbardziej pamiętają jako sędziego. I w tej profesji nasz bohater odnosił największe sukcesy.
Szybki refleks
Po zdaniu egzaminu na stopień międzynarodowego arbitra klasy EABA należał do tych, którzy w latach 80. ub. stulecia mieli największe wzięcie. Bardzo często oceniał walki – w ringu i na punkty – podczas imprez za granicą, jak i te prestiżowe w naszym kraju. Z czasów przeszłości najbardziej utkwił mu w pamięci Międzynarodowy Turniej im. Strandżaty w Bułgarii. – Była to silna impreza, w której rywalizowali najlepsi pięściarze globu – powraca z nostalgią. Sędziował też pojedynki w pierwszej lidze, gdzie o tytuł drużynowego, krajowego czempiona ubiegało się kilka zespołów: stołeczne kluby – Legia i Gwardia, Czarni Słupsk, GKS Jastrzębie, Zagłębie Konin, Igloopol Dębica.
Było to dla nas ogromne przeżycie, kiedy przyszło nam prowadzić walki o najwyższe trofea. Zwłaszcza sędziować w ringu, gdzie arbiter musiał w szybki, błyskawiczny wręcz sposób podejmować decyzję – wyjaśnił Kazimierz Kosiński. I natychmiast dodał: Za plecami ciążyła presja publiczności, a tej nigdy nie brakowało na ligowych spotkaniach. Szkoda, że obecnie nie ma ligowych rozgrywek. Tam, jako młody sędzia, zdobyłem najwięcej doświadczenia.
Działacz i pięściarz
Był również w zarządzie Okręgowego Związku Bokserskiego. Siedziba związku mieściła się w Bydgoszczy. Ówczesnymi władzami kierował Zdzisław Bańkowski (sędzia AIBA, członek zarządu PZB). Oprócz Kosińskiego i Bańkowskiego w skład zarządu BOZB wchodzili: międzynarodowi sędziowie – Roman Szramkowski (AIBA), Czesław Kujawa (EABA), a także Stanisław Mikołajczak, Zygmunt Rzyski, Edmund Dąbrowski, trener – koordynator Henryk Czajkowski oraz dr Kazimierz Olszewski i Bogdan Lackner.
- To były czasy. W regionie mieliśmy aż dziewięć seniorskich drużyn. W najwyższej lidze Zawiszę, o wejście do drugiej ligi rywalizowały: Start Włocławek, Pomorzanin Toruń i bydgoska Astoria. W lidze wojewódzkiej: Brda Bydgoszcz, FAM Chełmno, rezerwy Zawiszy, Ruch Grudziądz i Chojniczanka Chojnice (Chojnice należały do województwa bydgoskiego – przyp. SC) – mówi Kosiński.
Była też liga juniorów BOZB. W batalii wojewódzkiej startowało osiem zespołów, a zdecydowany prym wtenczas wiódł Zawisza. Pięściarze tego klubu zdobywali medale w mistrzostwach Europy (1976 rok, Izmir): Krzysztof Kikowski, Krzysztof Kucharzewski i Mirosław Pabianek (brązowe).
W meczach o Puchar GKKFiT reprezentacja woj. bydgoskiego nie schodziła z podium.
- Najbardziej zacięte boje nasi juniorzy toczyli z Warszawą, Katowicami, Wrocławiem i Gdańskiem – kontynuuje bydgoski sędzia.
Kazimierz Kosiński nie tylko był arbitrem ,ale również czynnym pięściarzem. Rozpoczynał karierę w 1949 roku. Już w pierwszym kroku zmierzył się z Henrykiem Niedźwiedzkim (późniejszym brązowym medalistą olimpijskim). – Tę potyczkę przegrałem na punkty – stwierdził. Pięściarstwo trenował w miejscowym Zjednoczeniu, dalej w II-ligowym Kolejarzu. W kategorii juniorów zdobył tytuł wicemistrza Pomorza wagi muszej. Walczył też – w okresie zasadniczej służby wojskowej – w gdyńskiej Flocie. Tam w mistrzostwach marynarki wojennej zdobył złoto w wadze lekkiej. – Za ten wyczyn z rąk dowódcy otrzymałem radio i…. dziesięć dni urlopu – dopowiada o sukcesie z 1955 roku. Po służbie wojskowej powrócił do Bydgoszczy i zakończył karierę pięściarza. – Niezłą miałem w ringu pracę nóg i to mi pozostało w czasach, kiedy sędziowałem pojedynki. Przez to nazywano mnie sarenką – podsumowuje bokserską przygodę Kazimierz Kosiński.
Wynosili węgiel
Henryk Niedźwiedzki należy do jednych z najbardziej uzdolnionych pięściarzy pomorsko-kujawskiego regionu. Choć największe sukcesy odnosił w CWKS Warszawa (obecnie Legia), to jednak do stolicy trafił już jako w pełni ukształtowany i wyszkolony zawodnik.
- Te umiejętności osiągnąłem dzięki pierwszemu mojemu trenerowi Edwardowi Rinke – zwierzył się po latach.
Po wojnie mieszkał na bydgoskim Szwederowie. Zaczął jak większość jego rówieśników od piłki nożnej.
- Za uszycie białych koszulek i czarnych spodenek płaciliśmy krawcowej węglem, który wynosiliśmy z piwnicy – wspomina Henryk Niedźwiedzki. Wreszcie przypadkowo trafił do bokserskiej sali Gwiazdy, ale tam nie znalazł swojego miejsca. Zdaniem instruktora, prowadzącego zajęcia, był za słaby fizycznie. – Idź podeżryj trochę i zjaw się za rok – ocenił przydatność Niedźwiedzkiego szkoleniowiec Gwiazdy.
Miał jednak przyjaciela Hilusia Rakowskiego, który za wszelką cenę namawiał Pana Henryka, aby dalej popróbować uprawiania boksu. Aż po namowach w końcu znaleźli się w salce Budowlanych, gdzie zajęcia prowadził Józef Amacher.
- Miał on ciekawy wygląd – opowiada Niedźwiedzki. – Fryzura czarna, tłusta od sporej warstwy brylantyny i słownictwo miał też swoiste. Każde zdanie zaczynało się od zwrotu apa, to znaczy Apa przynieś, Apa bij, Apa dość. Co to miało znaczyć wiedział tylko sam Józek Amacher, nazwany przez pięściarzy Apą.
I tak na jednym z treningów Amacher wręcz warknął – Do sparingu przygotuje się Apa Niedźwiedzki !
- Na początku Amacher pokazał mi kilka bokserskich ruchów i później zaczęliśmy sparować. Po kilku minutach pojedynku swojego nauczyciela trafiłem w twarz i na jego wardze pojawiła się krew – ujawnia Niedźwiedzki.
Gonitwa i spotkanie
Ten moment doprowadził do szału Amachera, który gonił naszego bohatera po sali, a ten bronił się ucieczką, aż znalazł się nad brzegiem rzeki Brdy. Amacher odpuścił. Nie minęło jednak długo i kilka dni później przypadkowo Pan Henryk spotkał szkoleniowca Budowlanych. Pod Niedźwiedzkim naraz ugięły się nogi i chciał ponownie uciekać. Amacher był jednak w dobrym humorze i z uśmiechem zawołał – Apa zaczekaj, Apa ty masz bums na wagę półciężką. Niedźwiedzki jednak nie wrócił do salki Budowlanych. Znalazł się w salce przy ulicy Jagiellońskiej, w salce Związkowca. Tam opieką otoczył go trener Edward Rinke.
Praca nad sobą
Pod kierunkiem tego wspaniałego szkoleniowca kariera Henryka Niedźwiedzkiego potoczyła się szybko, a zwycięstwa stały się codziennością. – Był to nieprzeciętny talent, który niesamowicie nad sobą pracował – powiedział Edward Rinke.
I tak oto zaczęła się bokserska droga Henryka Niedźwiedzkiego na szczyt. W 1950r roku już w barwach bydgoskiej Brdy zdobył mistrzostwo Pomorza, a w następnym roku zaboksował w meczu drugich reprezentacji Polski z Czechosłowacją, pokonując mistrza Europy Majdlocha. Natychmiast powołany został przez Feliksa Stamma do kadry olimpijskiej, która przygotowywała się do IO w Helsinkach. Tej życiowej szansy nie zmarnował. Wreszcie znalazł się na olimpijskim ringu. W stolicy Finlandii po wygraniu walki ze złotym medalistą Imperim Brytyjskiego Australijczykiem Rolandem Goverem, w drugiej potyczce wagi koguciej przegrał z faworyzowanym, późniejszym mistrzem Finem Hamalainenem.
- Do walki z Finem byłem źle przygotowany psychicznie. Gdybym do ringu nie wszedł wystraszony to może wynik pojedynku byłby dla mnie korzystny – stwierdził.
Niesprawna ręka
Po przeniesieniu się do Warszawy zasilił miejscowy CWKS (później Legię). Wystarczyły cztery lata wyrzeczeń i ciężkich treningów, i z igrzysk olimpijskich z Melbroune powrócił z brązowym medalem. W wadze piórkowej najpierw wygrał z Leischningem (RPA), w ćwierćfinale z Falfaną (Argentyna) i półfinale – walcząc z kontuzją ręki – przegrał z Safronowem (ZSRR). – Urazu nabawiłem się w ćwierćfinale i w następnej potyczce zadawałem ciosy jedną ręką, druga była niestety, niesprawna – mówił Henryk Niedźwiedzki.
Poza brązowym medalem olimpijskim pięściarz CWKS zdobył w 1956 roku mistrzostwo Polski wagi piórkowej oraz 3-razy był wicemistrzem kraju (waga lekka i półśrednia). Był także, w 1953 roku, akademickim wicemistrzem świata.W kadrze narodowej występował 17- krotnie (16 walk wygrał). A zakończył karierę w 1960 roku z bilansem ringowych pojedynków – 220, z tego 199 wygrał. Został następnie trenerem stołecznej Legii, która pod kierunkiem Henryka Niedźwiedzkiego stawała na najwyższym stopniu podium pierwszoligowych rozgrywek. Wielokrotnie sekundował medalistom igrzysk olimpijskich i mistrzostw Europy. Obecnie jest na emeryturze i mieszka w Warszawie. Należy do grona osób Pomorsko – Kujawskiego Klubu Seniora Boksu.
- Mile się przyjeżdża do Bydgoszczy, gdzie spędziłem najlepsze młodzieńcze lata. Fajno jest pogawędzić z niewielką już niestety, liczbą przyjaciół… – powiedział Henryk Niedźwiedzki.
W następnym odcinku poznamy bokserską karierę pierwszego mistrza Polski seniorów dla Bydgoszczy, Jerzego Planutisa oraz znanego pięściarza Brdy i szkoleniowca Astorii, Jana Zaskwary.
Opracował: Sławomir Ciara