W głównej walce wieczoru gali Tymex Boxing Promotion w Inowrocławiu wracający na wysokie obroty Damian Jonak (39-0-1, 21 KO) wypunktował Ayouba Nefziego (23-5-1, 4 KO). Między linami sprawdziło się wszystko to, o czym mówiono przed walką.
Pomimo iż już w pierwszej rundzie po przypadkowym zderzeniu głowami z łuku brwiowego Tunezyjczyka poleciała krew, to w kolejnych minutach ładnie pracował na nogach i z defensywy kąsał bezpośrednim prawym krzyżowym. W drugim starciu „wytańczył” Jonaka, ale Polak w trzecim swoje akcje wydłużył i starał się kończyć każdą wymianę swoim ciosem. Ciężko było podejść pod rywala, lecz gdy to już się udawało Damianowi, to dobierał się mu do skóry. Na początku czwartej odsłony Jonak huknął prawym sierpowym ponad lewą ręką przeciwnika, posyłając go na deski. Nefzi wstawał ciężko, jednak dzięki sprytowi i dobrej pracy nóg zażegnał kryzys. Odczuł na pewno jeszcze prawy hak na korpus, lecz dzielnie dotrwał do przerwy. Po niej utrzymywała się przewaga pięściarza z Górnego Śląska, który sprytnie różnicował uderzenia na korpus i górę. Nefzi natomiast polował na mocną kontrę długim prawym. W szóstym starciu to Damian wydłużył dystans udowadniając tym samym, że i on potrafi zrobić użytek ze swojej pracy nóg. Lepiej dystansował, konsekwentnie obijał doły, a w defensywie popisywał się ładnymi unikami rotacyjnymi. Ta defensywa była też aktywna i choć cofał się, to nadal utrzymywał przewagę. W siódmej oraz ósmej rundzie wszystko się wyrównało, a kolejne zderzenie głowami spowodowało drugie rozcięcie na twarzy Tunezyjczyka. Ostatnie minuty nie dostarczyły już takich emocji, choć pojedynek był rozgrywany na wysokim poziomie technicznym. Po ostatnim gongu sędziowie jednogłośnie wskazali na Damiana – 97:93, 99:91 i 97:92
Trudną przeprawę miała Ewa Brodnicka (8-0, 2 KO), ale pokonała Monicę Gentili (4-3, 1 KO) i zrobiła kolejny krok w kierunku potencjalnej walki na Polsat Boxing Night pod koniec września. Po pierwszej, typowo rozpoznawczej rundzie, od drugiej Włoszka przeszła do chaotycznego, agresywnego ataku, z którym Polka nie potrafiła sobie początkowo poradzić. Dopiero w okolicach czwartej odsłony Ewa poukładała sobie ten pojedynek i coraz częściej jej prawy krzyżowy zaczynał dochodzić celu. Z czasem Gentili trochę też spuchła kondycyjnie i nie była już w stanie wywierać takiej presji jak na początku. W ostatniej odsłonie znów zaatakowała, ale Brodnicka wiedziała już na co ma uważać i nie dała sobie zrobić większej krzywdy. Po gongu kończącym walkę wszyscy sędziowie opowiedzieli się za naszą rodaczką, choć rozpiętość była spora – 80:73, 77:76 i 78:75.
Michał Żeromiński (8-2, 1 KO) po trochę słabszych ostatnich występach pokazał dziś naprawdę ciekawy i skuteczny boks, odprawiając na punkty Ivo Gogosevicia (10-10-1, 5 KO). Od początku uwidoczniła się przewaga dobrze poukładanego technicznie Polaka. Musiał jednak mieć się na baczności wobec bardzo chaotycznego, za to agresywnego stylu Chorwata. Początkowo w tym chaosie była nawet metoda, lecz tak doświadczony pięściarz jak Michał z każdą minutą układał to sobie po swojemu i systematycznie powiększał przewagę. W czwartej rundzie Gogosević był już bezradny, a radomianin konsekwentnie robił swoje. W piątej Żeromiński dwukrotnie zaskoczył przeciwnika prawym podbródkiem, kontrolował go swoim lewym prostym i kilka razy poprawił prawym krzyżowym bądź sierpem. Chorwat wszystko przyjmował bez zmrużenia oka, a na początku ostatniej odsłony sam przeprowadził krótki szturm. Michał oczywiście wszystko przyjął ze spokojem na szczelny blok i zaakcentował na koniec swoją przewagę. Rywal nie był najwyższej klasy, był wręcz słaby, ale i tak patrząc dziś na boks Michała można było odnieść wrażenie, że był w najlepszej formie od przynajmniej roku. Sędziowie punktowali na jego korzyść wyjątkowo zgodnie – trzy razy 60:54.
W pierwszym tegorocznym występie Nikodem Jeżewski (10-0-1, 5 KO) pokonał na punkty Tomislava Rudana (3-4-1). Na samym początku Chorwat uciekał po całym ringu, a Polak niepotrzebnie się spinał i próbował go upolować nokautującym ciosem. W drugiej sam wpuścił przeciwnika do ataku i skontrował świetnym prawym podbródkiem. Trafił też bezpośrednim prawym krzyżowym. To dodało mu pewności siebie, w trzecim starciu boksował już rozluźniony i zaczął konsekwentnie rozbijać przeciwnika. Rudan krwawił z nosa i ust, ale przewrócić się nie chciał. Jeżewski w czwartej rundzie znów huknął prawym podbródkiem, jednak Chorwat dzielnie wszystko przyjmował. Przewaga Nikodema nie podlegała co prawda dyskusji, natomiast brakowało zmiany tempa i różnicowania siły ciosów. Na plus na pewno fajna akcja z prawym podbródkiem po odchyleniu, lecz na zawodnika większej klasy to może być zdecydowanie zbyt mało. I gdy wydawało się, że nic wielkiego już nie zobaczymy, czterdzieści sekund przed końcem Jeżewski w końcu uderzył lewym hakiem na korpus, krusząc dzielnego oponenta. Chorwat z grymasem bólu na twarzy dotrwał do końca, a sędziowie zgodnie punktowali wygraną Nikodema w rozmiarze 60:53. Zabrakło minuty…
Udanie swoją współpracę z nowym promotorem rozpoczął Marcin Siwy (11-0, 5 KO), który już w drugiej rundzie odprawił Vjekoslava Bajicia (9-11, 3 KO). Już w pierwszej rundzie Polak – dodajmy z sukcesami w boksie młodzieżowym, trafił mocno lewym sierpowym, lecz nie był w stanie ponowić akcji i rywal wyszedł szybko z opresji. Ale w drugiej było już po wszystkim. Siwy trafił najpierw prawym krzyżowym, kilka sekund później poprawił w akcji lewy na lewy mocnym sierpowym i posłał Chorwata na deski. Ten dzielnie powstał, jednak za moment zainkasował lewy hak, po raz drugi znalazł się na macie, w dodatku pękła mu powieka i z jego narożnika poleciał ręcznik na znak poddania.
Krzysztof Cieślak (22-6, 7 KO) wrócił ze sportowej emerytury, niestety wrócił mocno zardzewiały. Do tego miał trochę pecha, bo gdy zaczynał w końcu łapać swój rytm, pojedynek przerwano. Początkowo „Skorpion” nie mógł znaleźć swojego tempa. – Krzysiu, trochę więcej inicjatywy – mówił w narożniku po pierwszej odsłonie trener Jarosław Soroko. I Polak ruszył do ataku, lecz był to atak oparty na wojnie na wyniszczenie. Trafił nawet mocnym lewym sierpowym, ale jego narożnik chciał trochę innego boksu. Brakowało lewego prostego. Powietrze pruły bardzo mocne sierpy, a w trzeciej rundzie sam przyjął mocny prawy sierp Rumuna. Po słabym trzecim starciu, w czwartym Cieślak znów wrócił do gry, uruchomił prawą ręką i zaczął trafią, choć nadal pojedynczymi akcjami, a nie dłuższymi kombinacjami. W piątej rundzie zranił Fiko swoim krótkim lewym sierpowym, lecz nie było ponowienia. Na początku szóstej zawodnicy zderzyli się przypadkowo głowami, nad okiem Rumuna powstało głębokie rozcięcie i Grzegorz Molenda po konsultacji z lekarzem przerwał potyczkę, nakazując kolegom podliczenie swoich kart. A na nich wyszedł wynik 58:57, 57:58 i 57:59. Tak oto niedoceniany trochę Oszkar Fiko (12-11, 9 KO) zanotował pierwsze wyjazdowe zwycięstwo. Krwi stracił sporo, ale to z pewnością jego największy jak dotąd sukces. A Krzysiek? Zawsze był wielkim wojownikiem, być może jednak rzeczywiście powinien odpocząć? A może po prostu przerwa była zbyt długa? Na te pytania będzie musiał już sobie odpowiedzieć szczerze sam. My na pewno zapamiętamy go jako wielkiego wojownika…
Michał Leśniak (2-0, 1 KO) udanie póki co kroczy przez ringi zawodowe. Dzisiaj zastopował szybko Janosa Vassa (7-16-1, 6 KO). Już po pół minuty lewy hak po prawy łokieć posłał Węgra na deski. Ten jednak powstał na osiem i dotrwał do przerwy, pomimo iż zainkasował jeszcze kilka innych uderzeń po dole oraz mocnym prawy sierp na głowę. Od początku drugiej rundy podopieczny Piotra Wilczewskiego podkręcił tempo, szukał mocnego uderzenia na górę, ale Vass padł dopiero po kolejnym lewym w okolice wątroby. Za moment był liczony po raz trzeci, a wszystko zakończył lewy sierpowy na szczękę. Co prawda zamroczony powstał po raz czwarty, jednak Włodzimierz Kromka widział z bliska jego błędne oczy i na kilka sekund przed końcem drugiej odsłony zastopował potyczkę.
źródło: bokser.org