- Rozmawiamy kilka dni przed Twoim startem w turnieju w Stralsundzie, który stanowi pewnego rodzaju klamrę czasową. Dokładnie rok temu jechałaś na „Queens Cup” lecz nie jako reprezentantka Polski, tylko z przygotowania klubowego. Po zaledwie 12 miesiącach jesteś jedną z liderek kadry narodowej, ponownie wicemistrzynią Europy i poważną kandydatką do startu w kwalifikacjach olimpijskich. Co się takiego wydarzyło w Twoim sportowym życiu, że w tak krótkim czasie wzniosłaś się na top?
Ewelina Wicherska: Narodziny mojego syna Oskara były takim przełomowym momentem w moim życiu osobistym, jak i też zawodowym. Oskar jest moją największą motywacją, dając mi ogrom energii oraz chęci do dalszego trenowania, co powoduje, że z dnia na dzień jestem coraz lepsza.
- Wspominasz o zmianach, jakie nastąpiły w Twoim życiu rodzinnym. Czy ta nowa „rzeczywistość” (małżeństwo, macierzyństwo) pomaga w odnoszeniu sukcesu? Przypominam sobie obrazek z podium Mistrzostw Europy w Bukareszcie, na którym stoisz obok Marzi Davide i Eleny Sawieliewej. Wszystkie trzy wróciłyście na europejski szczyt po urodzeniu dziecka…
EW: Zdecydowanie TAK. Trenuję razem z mężem, który mnie wspiera we wszystkich działaniach i służy dobrą radą w podejmowaniu decyzji. Wspólne treningi, na które często zabieramy naszego 2-letniego Oskara sprawiają mi wiele przyjemności. I pomimo dużego zmęczenia po każdym treningu czuję satysfakcję i świadomość po co i dla kogo to robię. Dla tych dwóch mężczyzn najbliższych mojemu sercu.
- Domyślam się, że wielki wpływ na Twoją decyzję o powrocie do boksu miały także do końca niezaspokojone ambicje sportowe? Na krajowym ringu wywalczyłaś wszystko, co było do wywalczenia, ale na arenie międzynarodowej celów nie powinno brakować, z olimpijską kwalifikacją włącznie.
EW: Dokładnie… Pomimo wielu osiągnięć nadal czuję niedosyt. Nie ukrywam, że moim głównym celem jest teraz zdobycie medalu na Mistrzostwach Świata, które odbędą się w listopadzie w Korei, do których się tak ciężko i poważnie przygotowuję. Oczywiście jednym z moich głównych celów życiowych jest też medal olimpijski, o który też mam zamiar walczyć i się nie poddawać.
- Rywalizujesz w kadrze o miejsce w „olimpijskiej” kategorii wagowej z Sandrą Drabik. W tym roku boksowałyście ze sobą dwukrotnie. W marcu w Grudziądzu na Mistrzostwach Polski okazałaś się od niej lepsza, ale pół roku później podczas Międzynarodowych Mistrzostw Śląska do góry powędrowała ręka Twojej rywalki. Jeśli wygrasz z Sandrą w Stralsundzie, pojedziesz na Mistrzostwa Świata w wadze z limitem 51 kg?
EW: W momencie gdy odbywały się Mistrzostwa Śląska byłam w trakcie przygotowań do Mistrzostw Świata. Nie ukrywam, że wspomniany turniej w Korei jest dla mnie priorytetem i nie miałam zamiaru zmieniać planu przygotowań. Chętnie spotkam się z Sandrą w finale w Stralsundzie. Uważam ,że jest dobrą zawodniczką a która z nas wygra, to się okaże. Natomiast o wyborze kategorii wagowej decyduje trener kadry Paweł Pasiak.
- Z uwagi na sportowy poziom, niebanalne umiejętności pięściarskie i treningowe zaangażowanie dla wielu młodszych zawodniczek kadry stanowisz wzór. To działa na Ciebie mobilizująco? Jakie są relacje pomiędzy doświadczonymi kadrowiczkami a „nową falą”, która do reprezentacji właśnie wchodzi? Spędzacie ze sobą sporo czasu na zgrupowaniach i zawodach…
EW: (śmiech) A ktoś powiedział, że jestem dla niego wzorem? Jeśli tak, to dziękuję, bardzo mi miło. Raczej należę do osób otwartych i pozytywnie nastawionych do ludzi. Wiadomo – jak to w gronie samych kobiet – są jakieś małe sprzeczki i niedomówienia ale nieszkodliwe i krótkotrwałe. Staramy się trzymać razem, wspierać się wzajemnie, a młodszym koleżankom udzielamy cennych rad i dzielimy się doświadczeniami zawodowymi.
- Zaglądam do Twojego bokserskiego rekordu, w którym roi się od nazwisk znakomitych zawodniczek – Elena Sabitova, Svetlana Gnevanova, Steluta Duta, Valeria Calabrese, Alexandra Kulesheva, Stoyka Petrova, Marzia Davide, Elena Saveleva, czy Karolina Michalczuk. Z którymi rywalkami boksowało Ci się najtrudniej i dlaczego.
EW: Pierwszą z poważniejszych walk w swojej karierze stoczyłam ze Śp. Eleną Sabitovą. Pomimo tego, że przegrałam nie poddałam się a wręcz napędziło mnie to do dalszej pracy i bardzo zmotywowało.
- Twoim pierwszym ogólnopolskim sukcesem było zdobycie w 2003 roku w Grudziądzu złotego medalu Mistrzostw Polski Juniorek wagi z limitem 46 kg. Przez kolejne lata kariery „zawędrowałaś” do kategorii koguciej (54 kg), w której w czerwcu br. wywalczyłaś srebro Mistrzostw Europy. Patrząc na Twoja imponującą muskulaturę zastanawiam się czy nie masz kłopotów z „olimpijskim” limitem?
EW: Nie. Moja naturalna waga to 51 kg.
- Boksujesz w sposób bardzo widowiskowy, bazując nie tylko na świetnej technice i szybkości ale i wrodzonym luzie i refleksie. Masz jakieś bokserskie inspiracje, wzory? Boks w czyim wydaniu podoba Ci się najbardziej?
EW: Manny Pacquiao jest dla mnie wzorem w ringu i poza nim.
- Na koniec zapytam jeszcze o Twoje codzienne treningi. Niedawno PKB Poznań był najlepszym klubem pięściarskim w Polsce, w którym codziennie na sali treningowej roiło się od gwiazd krajowego boksu. Dzisiaj sytuacja niestety jest zgoła odmienna. Z kim i w jakim systemie trenujesz? Mam na myśli nie tylko treningi bokserskie ale także te, które odbywasz na siłowni.
EW: Trenuję z mężem Wojciechem Wicherskim, jednocześnie korzystam z kopalni wiedzy prezesa Zdzisława Nowaka. Sala dalej jest pełna przyszłych gwiazd. W niedalekiej przyszłości prezes Nowak obiecał po raz kolejny doprowadzić klub na szczyt. Treningi siłowe również realizuje z Wojtkiem korzystając z pomocy zaprzyjaźnionego klubu Orange Gym.
- Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia sportowych marzeń, z medalem olimpijskim włącznie.
EW: Mam nadzieję, że to się spełni. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie.
Rozmawiał: Jarosław Drozd