BOGDAN GAJDA: PRZYGODĘ ZE SPORTEM ZACZĄŁEM OD PIŁKI RĘCZNEJ I KOSZYKÓWKI
Cztery dni temu 61. urodziny obchodził mistrz Europy z Halle (1977), olimpijczyk i uczestnik mistrzostw świata oraz 9-krotny mistrz Polski Bogdan Gajda. Były znakomity pięściarz Górnika Pszów i warszawskiej Legii udzielił z tej okazji wywiadu dla strony internetowej Polskiego Związku Bokserskiego. Tych, którzy jeszcze go nie przeczytali, zapraszamy do lektury.
- Panie Bogdanie, przede wszystkim proszę przyjąć od Polskiego Związku Bokserskiego serdecznie życzenia urodzinowe. A przy okazji opowiedzieć o swojej przygodzie z boksem. Jak to się stało, że zaczął Pan uprawiać pięściarstwo?
Bogdan Gajda: Dziękuję za życzenia. Moją przygodę ze sportem zaczynałem od piłki ręcznej oraz koszykówki. Właśnie w piłce ręcznej zdobyłem swój pierwszy medal mistrzostw Polski. Był to brąz zdobyty na turnieju o mistrzostwo kraju szkół górniczych w Koninie. W tym czasie uczyłem się zawodu górnika. A że w internacie – w którym mieszkałem – miałem sporo wolnego czasu, więc z kilkoma kolegami pojawiliśmy się na sali pszowskiego „Górnika”. Był rok 1968. W ten sposób związałem się z boksem jako zawodnik na 20 lat.
- Mając doskonałe warunki fizyczne szybko chyba zaczął Pan wygrywać?
BG: Zwycięstwa w boksie wcale nie przychodzą łatwo. Ja swoje pierwsze mistrzostwo Śląska juniorów wywalczyłem po trzech latach treningu w 1971 roku. Pamiętać jednak trzeba, że wówczas w mistrzostwach tego Okręgu walczyła zawsze dobrze ponad setka zawodników. Rywalizacja była naprawdę mocna. W walkach nikt nie rezygnował z sukcesu.
- Z „Górnika” Pszów przeszedł Pan do „Legii” Warszawa?
BG: Tak, w maju 1975 roku stałem się zawodnikiem klubu przy Łazienkowskiej. Ale przychodząc do stołecznych wojskowych miałem już na swoim koncie mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski oraz udział w mistrzostwach świata w Hawanie. Duża w tym zasługa mojego trenera z pszowskiego klubu, Antoniego Zygmunta, który we właściwy sposób ukształtował i doszlifował mój styl walki.
- Potem były jeszcze Igrzyska Olimpijskie w Montrealu no i wielki występ w mistrzostwach Europy w Halle, gdzie pokonał Pan Ulricha Beyera, z którym wcześniej nie szło polskim pięściarzom.
BG: Rzeczywiście tytuł mistrza Europy wywalczony w Halle uważam za swój największy sukces. A co do finałowej walki z Ulrichem Beyerem, to jak wyliczył nasz legendarny masażysta Stasiu Zalewski zawodnik z NRD we wcześniejszych 22 walkach z pięściarzami z naszego kraju zawsze zwyciężał. Byłem pierwszym z Polaków, który go pokonał.
- Jednak sukcesów na ringu miał Pan zdecydowanie więcej.
BG: Rzeczywiście, trochę się tego nazbierało. W indywidualnych mistrzostwach Polski 9 razy zdobywałem szarfę mistrza Polski. Dwa razy byłem też wicemistrzem. Z kolei wraz z „Legią” Warszawa 8-krotnie byłem drużynowym mistrzem kraju.
- Także na arenie międzynarodowej często Pan stawał na podium dla medalistów.
BG: No tak. W Mistrzostwach Armii Zaprzyjaźnionych zdobyłem dwa medale: srebro i brąz. Zwyciężyłem w turnieju „Honved” w Budapeszcie, w Memoriale im. Feliksa Stamma w Warszawie, startowałem z powodzeniem w międzynarodowych mistrzostwach Francji, wygrałem też Puchar Króla w Bangkoku, a także Memoriał Vaclava Prochazky w Ostrawie.
- Po zakończeniu kariery zawodniczej nie rozstał się Pan z boksem.
BG: Nie rozstałem się. Zająłem się szkoleniem w stołecznej „Legii”, gdzie w tej roli pracowałem do 1996 roku
- A co dzisiaj porabia Bogdan Gajda?
BG: Odpoczywam na zasłużonej emeryturze. Mam wreszcie trochę więcej wolnego czasu, który mogę poświęcić najbliższym. Nie zapominam jednak o boksie. Wciąż pojawiam się na sali treningowej, gdzie pomagam w szkoleniu młodych adeptów.
- W takim razie życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.
BG: Dziękuję bardzo.
źródło: Strona internetowa Polskiego Związku Bokserskiego, pzb.com.pl