W ostatnią sobotę Andrzej Fonfara przegrał z Adonisem Stevensonem walkę o pas mistrza świata wagi półciężkiej federacji WBC. W Montrealu Polak był na deskach, Kanadyjczyk też. Mimo przegranej „Polski Książę” z Chicago zrobił sobie znakomitą reklamę i w bokserskim światku mówi się o nim coraz więcej.Niewykluczone, że 26-latek szybko dostanie kolejną szansę walki o pas. Jednak na razie pięściarz zamierza odpocząć, a niebawem pojawi się w Polsce.
- Trudno było pana złapać pod telefonem po walce z Adonisem Stevensonem.
Andrzej Fonfara: Zmęczony byłem po tych dwunastu rundach. Trzeba było odpocząć. Spędziłem więc trochę czasu w gronie przyjaciół, a w poniedziałek wróciłem do Chicago. Teraz, gdy pan dzwoni, właśnie się obudziłem. Powoli będę zbierał siły i wezmę się za trening.
- Po walce nie chciał pan przyjąć gratulacji za dobrą postawę. Teraz ocenia się pan już mniej surowo?
AF: Ciągle nie widziałem walki, więc nie mogę na chłodno opowiedzieć o dobrych i złych momentach, choć były pewnie takie i takie. Wiadomo jednak, że przegrałem. Porażka boli, jaka by ona nie była. Stevenson był na deskach, ja też i ja przegrałem. Ale ja jeszcze wrócę.
- Dał pan kibicom to co lubią najbardziej, bo pojedynek cały czas trzymał w napięciu.
AF: Zapowiadaliśmy to przecież podczas konferencji prasowych (śmiech). A ja zawsze walczę emocjonalnie i daję z siebie wszystko. Chciałem dać dobry show i mam nadzieję, że ludziom się podobało, więc już teraz zapraszam na mój kolejny pojedynek.
- Za panem porażka, z której może jednak wypływać dużo pozytywnych wydarzeń, bo już teraz mówi się, że szybko wróci pan do poważnych walk. Większość ekspertów oceniła pana bardzo ciepło, przede wszystkim za wielkie serce.
AF: Pojawiło się kilka ofert zaraz po walce. Chodzi o pięściarzy z górnej półki, ale poczekajmy, nie chcę zdradzać szczegółów. Muszę ochłonąć, dać czas mojemu łukowi brwiowemu, żeby się zagoił, a później budujemy formę od nowa, przede wszystkim tę mentalną. A ja jestem gotowy na najlepszych. Teraz już mniej więcej wiem jaki to poziom. Mierzyłem się z Glenem Johnsonem, Gabrielem Campillo i kilkoma innymi mocnymi rywalami, ale poziom mistrzowski to co innego. Dzisiaj już to wiem, a doświadczenie, które zebrałem tylko mi pomoże.
- Wraca pan myślami do dziewiątej rundy? Miał pan wtedy Stevensona na deskach i ciągle wielu się zastanawia czy nie lepiej byłoby ruszyć wtedy do bardziej zdecydowanego ataku.
AF: Wracam, wracam, nie będę ukrywał. Nawet lecąc do domu myślałem, czy nie można było dać więcej. Nie chciałem jednak chaotycznie atakować, bo czułem, że nie był tak bardzo naruszony, że mógłby mnie skontrować. Liczyłem, że w następnych rundach dokończę walkę, ale Stevenson wrócił i pokazał, dlaczego jest mistrzem. Poza tym, teraz to tylko gdybanie, choć na pewno mam różne myśli. A może nokdaun w pierwszej rundzie mnie zblokował? Sam nie wiem…
- Często po porażce mówi się, że pięściarz potrzebuje walki na przetarcie.
AF: Zobaczymy, zależy od ofert. Nie uważam, żebym potrzebował przetarć. Nie schodzę z wysokiego poziomu. Jedyne czego potrzebuję to odpoczynek i świeżość, a później wchodzę znowu na najwyższy poziom.
- Wraca pan w tym roku?
AF: Na pewno, myślę, że przed świętami. Nie wiem jednak jaka to będzie walka. O pas? Nie wiem, naprawdę. Może jednak rankingowa, która przybliży mnie do kolejnego starcia o pas. Kiedy już dojdę do kolejnej takiej szansy, będę chciał wygrać.
- Pojawiło się nazwisko Jeana Pascala, choć ten ma walczyć we wrześniu z Tavorisem Cloudem.
AF: Słyszałem o Pascalu, ale też o Lucianie Bute. Zobaczymy. A może wrócę do Kanady walczyć? Naprawdę jest kilka nazwisk i możliwości. Tylko teraz za wcześnie, żeby o tym mówić.
- A kiedy odwiedzi pan Łazienkowską z pasem mistrza świata?
AF: Jak go zdobędę. A tak serio – szansa była duża i trochę jestem podłamany, że nie wyszło. Jednak co się nie odwlecze… Rok, dwa i pas będzie. Trochę mi się oddalił, ale może za jakiś czas będziemy rozmawiali po takim wygranym pojedynku.
Rozmawiał: Kamil Wolnicki, przegladsportowy.pl