WIKTORIA SĄDEJ: WIARA W SUKCES DODAJE MI SKRZYDEŁ
Wiktoria Sądej jest jedną z najbardziej utalentowanych zawodniczek młodzieżowej kadry narodowej, którą prowadzi Tomasz Różański. Wicemistrzyni Europy kadetek (junior) z 2012 roku systematycznie podnosi swój poziom sportowy i zapewne zrobi wszystko, co w jej mocy, by w tym roku stanąć przed kolejnym wielkim wyzwaniem – Młodzieżowymi Igrzyskami Olimpijskimi, które odbędą się w chińskim mieście Nanjing.
Jarosław Drozd: Jak wyglądają Twoje przygotowania do wyjazdu na zgrupowanie kadry do Chin? Czujesz się doceniona powołaniem, jakie otrzymałaś od trenera koordynatora Tomasza Różańskiego?
Wiktoria Sądej: Na początku roku uczestniczyłam w przygotowaniach jakie miały miejsce w Cetniewie, podczas obozu wytrzymałościowego prowadzonego przez trenera kadry Tomasza Różańskiego. Obecnie pod okiem trenera Andrzeja Porębskiego i Jarosława Pietrzyka trenuję dwa razy dziennie w klubie BKS „Jastrzębie”. Podczas porannego treningu głównie szlifujemy technikę, wykluczamy błędy i skupiamy się na mocnych stronach. Natomiast na drugim treningu, staramy się to zastosować w walkach zadaniowych, czy w sparingach. Co do powołania mnie do kadry przez trenera Tomasza Różańskiego to tak , czuję się doceniona – to zaszczyt brać udział w tym przedsięwzięciu. Teraz wiem, że warto ciężko pracować, dziękuję za możliwość uczestniczenia w tym projekcie. Z mojej strony dołożę wszelkich starań, by przynieść zadowolenie sobie, trenerowi oraz bliskim. Mówi się iż czasami ktoś ma swoje pięć minut, może to jest właśnie moje pięć minut?
- Trener kadry szuka zawodniczek w wagach olimpijskich, które mogłyby stanąć do rywalizacji w Młodzieżowych Igrzyskach Olimpijskich w Chinach. Czy zmiana kategorii z limitu 48 kg do 51 kg nie będzie dla Ciebie kłopotliwa?
WS: Z pewnością nie, ponieważ 50 kg to moja waga, która się utrzymuje od dłuższego czasu. Nie muszę poświęcać czasu na zrzucanie zbędnych kilogramów, mogę się od razu zająć szlifowaniem techniki. Czuję się naprawdę świetnie w tym limicie, więc uważam, że nie jest to kłopot. Walcząc w kategorii 48 kg musiałam uważać na wagę, czasami była większa, więc musiałam się pilnować, dodatkowa dieta, ćwiczenia, teraz nie mogę przytyć ale tego się nie obawiam, ponieważ waga utrzymuje się „samoistnie” od dłuższego czasu.
- Masz za sobą już pierwszą w tym roku oficjalną walkę. Dwa tygodnie temu w Gliwicach pokonałaś młodszą od siebie Sarę Domagała. Na jakim etapie przygotowań aktualnie jesteś?
WS: Tak, walka z Sarą na początku sezonu była po to, aby sprawdzić jak się odnajduję w nowej wadze, aby wyciągnąć wnioski. Jest początek sezonu, mam za sobą obóz wytrzymałościowy oraz ciąg treningów dwa razy dziennie w klubie, Już teraz czuję, że idę dobrą drogą, wszystko podąża w odpowiednim kierunku. Jeszcze ciężka praca przede mną, ale moje poczynania idą w kierunku odniesienia sukcesu. Sukces to też danie z siebie wszystkiego, profesjonalne przygotowanie z zamiarem osiągnięcia celu.
- Jak oceniasz miniony sezon? Rozpoczęłaś go w glorii wicemistrzyni Europy juniorek (dawniej zwanych kadetkami – przyp. JD). Tymczasem w międzynarodowej rywalizacji w grupie młodzieżowej (youth) o medale było trudniej. Starsza od Ciebie o rok wicemistrzyni Unii Europejskiej, Ayse Cagirir z Turcji, podczas Mistrzostw Świata w Albenie była do pokonania?
WS: To było spełnienie najskrytszych marzeń, możliwość reprezentowania Polski na Mistrzostwach Europy we Władysławowie i zdobycie tam tytułu wicemistrzyni Starego Kontynentu. Każda wygrana walka sprawiała, iż pragnęłam więcej. Przegrałam w pojedynku o złoto, ale zawsze walczę do końca. Na Mistrzostwach Świata Juniorek było zdecydowanie inaczej. Przegrałam pierwszą walkę, choć przed werdyktem mogłam myśleć inaczej. Walka z Ayse Cagirir nie była trudną i werdykt mógł pójść w obie strony. Teraz postaram się nie dać jej złudzeń, która z nas jest lepsza. Uważam, że podczas tej walki czegoś mi zabrakło, ponieważ Ayse nie była zawodniczką, której nie można było pokonać. Dlatego ciągle musimy się doskonalić, analizować, słuchać wytycznych w narożniku. Najpierw ciężka praca, a potem zadowolenie.
- Wróćmy jeszcze na chwilę do Twojego najlepszego w karierze startu, czyli wspomnianych Mistrzostw Europy Juniorek. Wygrałaś wówczas dwie walki i w finale nie udało Ci się pokonać Anny Okhoty, której kunsztem technicznym i mądrością ringową zachwycali się obserwatorzy. Jak z perspektywy czasu oceniasz ten start?
WS: To wszystko działo się tak szybko… Do walki z Okhotą weszłam do ringu spięta, inaczej niż w pozostałych dwóch walkach, i nie wiem co było tego przyczyną. Może za bardzo chciałam dotknąć złota? Nie wiem… Ciągle z trenerami pracujemy nad psychiką zawodnika, to bardzo ważne. Okhota pokazała klasę, podziwiam ją, bo jest dobrą zawodniczką, choć uważam że na Mistrzostwach Europy pokazała większą klasę niż na Mistrzostwach Świata.
- W 2013 roku miałaś okazję zmierzyć się także w oficjalnym pojedynku z kadrowiczką Pawła Pasiaka, Angeliką Grońską? Masz jakieś ciekawe wnioski po tej walce? Ile dzieli Cię jeszcze od najlepszych seniorek w kraju?
WS: Tak to prawda, miałam przyjemność zmierzyć się z Angeliką. To świetne technicznie wyszkolona zawodniczka, uważam, że walka z nią poszerzyła moje pole widzenia i dała mobilizację do dalszej pracy. Podejmuję walki z seniorkami, nie boję się, myślę że można się od nich wiele nauczyć. Zawsze walczyłam do końca. Co mnie dzieli od najlepszych seniorek w kraju? Hmm… Szczerze? Nie jestem w stanie dzisiaj odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie zastanawiałam się nigdy nad tym. Po prostu walczę i idę dalej. Może na ten temat musieliby wypowiedzieć się trenerzy? Chyba nie jest jednak tak źle, skoro ciągle podejmuję z nimi rywalizację – oczywiście głównie w sparingach lub walkach towarzyskich. Czasami słyszę bardzo pozytywne, zachęcające do dalszej pracy słowa, ale nie chcę ich tutaj cytować.
- Po Młodzieżowych Igrzyskach Olimpijskich w Chinach – mam nadzieję, że na nie pojedziesz – pozostaniesz w limicie wagi muszej, czy wracasz do papierowej?
WS: (śmiech) Tak, nie dziękuję, ja również mam taką nadzieję. Musza, czy papierowa, to wszystko kwestia czasu i kwestia tego ile będę ważyć, bo ciągle się rozwijam, tak więc trudno mi powiedzieć.
- Od pewnego czasu najlepsze zawodniczki kadry młodzieżowej trenują wspólnie z kadrą seniorek. Jak podoba Ci się pomysł treningów ramię w ramię z Karoliną Michalczuk i innymi znakomitymi seniorkami?
WS: Jest to świetny pomysł, ponieważ jesteśmy wzrokowcami i podpatrując starsze, bardziej doświadczone koleżanki, uczymy się od nich. W końcu nie chcemy być od nich gorsze. To zdobywanie kolejnych doświadczeń, a zawodnik musi mieć wyzwania, stagnacja nie jest wskazana. Treningi wspólne są bardzo motywujące, a jeżeli chodzi o samą Karolinę Michalczuk, to cenię sobie jej uwagi.
- Masz jakiś sportowy wzór? Niekoniecznie ze świata boksu…
WS: Sportowy wzór? W życiu szuka się autorytetów, wzorców gdzieś daleko, o autorytecie dowiadujemy się głównie z mediów, prasy, telewizji, komuś się powiodło i za to go cenimy… Mogłabym tu pewnie wymienić jakieś gwiazdy sportu, które ciężką pracą osiągnęły sukces, przy tym wszystkim zachowując swoją wyjątkową osobowość, ale nie zrobię tego, ponieważ jestem zwykłym człowiekiem. Obracam się wśród ludzi i w nich szukam autorytetów, wśród zwykłych ludzi, którzy też dążą do sukcesu swoją ciężką pracą, są wytrwali w tym co robią, mają swoje pasje. Dlatego wskażę swojego przyjaciela – jest nim Sebastian Konsek, który również trenuje boks w klubie RMKS Rybnik. To On daje mi czasami nowe natchnienie, ogląda walki i jak trener analizuje oraz wyciąga wnioski, a ponieważ w sporcie też daje całego siebie, to liczę się z jego zdaniem, bo boks nie jest mu obcy, a skoro sam osiąga sukcesy, to warto go wysłuchać… Mobilizuje mnie do ciężkiej pracy. To przyjaciel w życiu i w sporcie. Wspaniałym uczuciem jest mieć świadomość, że pod każdym względem się rozumiemy, mamy te same zainteresowania…
- Jak wygląda kwestia reprezentowania przez Ciebie barw klubowych? Dotąd boksowałaś dla „BKS Jastrzębie”, którego to klubu jesteś wychowanką. Tymczasem wiem, że aktualnie mieszkasz w Szczecinie…
WS: Mieszkam w Szczecinie, po to, by lepiej się przygotować do startów w tym roku. Mieszkając tam mój boks nie koliduje ze szkołą, aczkolwiek mam mniej czasu na naukę. Obecnie przyznano mi indywidualny tok nauczania, co jest to dla mnie dużym ułatwieniem. Nauczyciele też raczej pomagają, niż utrudniają, dlatego jestem wdzięczna za wszelkie zrozumienie z ich strony. Uczęszczam do Liceum Ogólnokształcącego w Centrum Kształcenia Sportowego w Szczecinie, trenuję w klubie „Skorpion” m.in. pod okiem trenera Marcina Stankiewicza, jednakże na zawodach reprezentuję barwy swojego pierwszego klubu „BKS Jastrzębie”.
- Wspomnieliśmy o pierwszym klubie. Pamiętasz jakie były Twoje początki na sali bokserskiej, pierwszy trener, zawody, sukcesy…
WS: Zanim trafiłam do boksu przez kilka lat trenowałam taekwondo i miałam tam pierwsze sukcesy, kilka złotych medali. Na pierwszy trening boksu trafiłam – można powiedzieć – przez przypadek. Tak naprawdę, to mama mnie poprosiła, ponieważ znała Prezesa klubu i jak to każda mama podczas rozmowy z nim chwaliła się osiągnięciami dziecka. Prezes poprosił ją o przyprowadzenie „uzdolnionej” córki, mówiąc „zobaczymy co potrafi”. No i przyszłam, spodobało mi się i zostałam. Na początku były to same treningi, bo byłam jeszcze zbyt młoda, by brać udział w walkach. Jak już mogłam startować w zawodach, to pierwsze walki były wygrane, co mnie jeszcze bardziej zmotywowało do działania i tak krok po kroku jestem dzisiaj na najlepszej drodze do dalszych sukcesów. Nie mogę mówić inaczej, nawet gdy są chwile zwątpienia, ponieważ wiara w sukces dodaje nam skrzydeł. W swojej karierze sportowca miałam oczywiście kilka walk przegranych, ale dyscyplina sportowa pozwoliła mi na pokonywanie słabości i ciągle jeszcze jestem.
- Trudno było namówić Laurę Grzyb na uprawianie boksu?
WS: Laurę nie było mi trudno namówić. Jest koleżanką z osiedla, na którym mieszkam w Jastrzębiu – zaprosiłam ją na trening, spodobało jej się i została. W klubie zawsze była fajna atmosfera, co również przyciąga młodzież.
- Jaka jest poza ringiem Wiktoria Sądej? Jakie masz zainteresowania?
WS: Jaka jestem poza ringiem? Są różne opinie – zależy kogo o to zapytać… Jestem jaka jestem. Interesuję się ludźmi, moimi znajomymi, jestem dla nich a oni są dla mnie, nie mam czasu na hobby, czy jakiekolwiek zainteresowania, bo boks zajmuje mi bardzo dużo czasu, a muszę jeszcze znaleźć czas na szkołę.
- Czego możemy Ci życzyć w 2014 roku? Jakie masz oczekiwania, sportowe plany, marzenia..
WS: O marzeniach nie powiem, bo się nie spełnią. Mam 17 lat i tak naprawdę to mam – jako nastolatka – wiele pomysłów na życie ale na szczęście się zmieniają. Na razie skupiam się mocno na przygotowaniach jest o co walczyć w tym roku.
Rozmawiał: Jarosław Drozd