ZAPOMNIANA LEGENDA – ZYGMUNT CHYCHŁA
Ojciec był zaprzysięgłym kibicem pięściarstwa, zabierał dzieciaka na wszystkie organizowane w mieście zawody; rękawice bokserskie otrzymał na dziewiąte urodziny od ojca chrzestnego; ten dość nietypowy dla dziecka prezent sprawił, iż po latach jako pierwszy Polak po II wojnie światowej stanął na najwyższym podium olimpijskim; po dwudziestu latach od złotych medali Kusocińskiego i Walasiewiczówny w Los Angeles.
Urodził się w 1926 roku w Gdańsku i tam podjął treningi w sekcji bokserskiej miejscowej Gedanii pod okiem doskonałego szkoleniowca Brunona Karnatha. Miał zaledwie dwanaście lat, ważył niespełna 40 kilogramów, co było wielkim zmartwieniem chłopaka, bo nie osiągał limitu najlżejszej nawet kategorii. Już w pierwszych pokazowych walkach, udowodnił, że miał do boksu wyjątkowy talent.
Niestety, wybuch II wojny światowej i niemalże od jej rozpoczęcia szykanowania rodziny Chychłów sprawiło, iż boks został zepchnięty na dalszy plan. Przyczyną prześladowań była odmowa podpisania volkslisty. Trzeciego dnia od rozpoczęcia wojny wtargnęli do mieszkania hitlerowcy; poturbowali ojca, pozbawili pracy w charakterze woźnego w Szkole Senackiej i gdańskiego obywatelstwa, a brata – Jana zabrali do Victoriaschule. Osiemnastoletniego Zygmunta w 1944 roku wcielono przymusowo do Wehrmachtu, wysłano na front zachodni. We Francji dał się wziąć do niewoli, tam też związał się z ruchem oporu, a po wyzwoleniu Francji odbył podróż do Włoch, gdzie wstąpił do II Korpusu Polskiego – służył w armii generała Andersa. Dwukrotnie wziął udział w mistrzostwach Korpusu i tyle razy został zwycięzcą turnieju.
Do kraju wrócił w 1946 roku, a już rok później zadebiutował w reprezentacji narodowej, w zespole Polska Północna w meczu przeciwko Szwedom. Ale udział w biało-czerwonym teamie nie był jeszcze sprawą przesądzoną; do reprezentacji pretendowało również dwóch innych, bardziej niż Chychła doświadczonych pięściarzy: Olejnik i Kolczyński. Drugi z nich, mistrz Europy, nieoficjalny – po zwycięstwie nad Amerykaninem O’Malleyem – mistrz świata amatorów, najlepsze lata miał wprawdzie za sobą: wyniszczająca wojna, daleki od sportowego tryb życia, odcisnęły na nim silne piętno. Ciągle był jednak bokserem niebezpiecznym, siłę jego ciosów odczuwali nawet najlepsi, z legendarnym Węgrem Laszlo Pappem czy słynnym Czechem Tormą na czele.
Pomiędzy Chychłą a Kolczyńskim doszło do konfrontacji w ligowym meczu pomiędzy Gedanią, a warszawską Gwardią. Mecz, co było w owych czasach dość powszechną praktyką, rozegrano na powietrzu, na tenisowych kortach Legii – przy ulicy Łazienkowskiej. Pech sprawił, iż, gdy rywale wchodzili do ringu, rozpętała się niesamowita ulewa. Taktyka „Kolki”, aby w pierwszej rundzie trafić „Twardego Kaszubę” możliwie potężnym ciosem, miała dużą szansę powodzenia; gdańszczanin był pięściarzem boksującym technicznie, stosował uniki, odskoki, co przy panujących warunkach było mocno utrudnione. Ale plan to jedno, a realizacja drugie; Chychła, mimo iż potykał się na mokrym i śliskim ringu, był zawodnikiem lepszym; zapędzał Kolczyńskiego do lin i narożnika, gdzie lokował potężne ciosy na szczęce i żołądku przeciwnika. I on bywał w opałach; w drugiej rundzie kontra warszawianina sięgnęła szczęki Zygmunta, powaliła go na deski. Szybko otrząsnął się jednak, sam przeszedł do kontrnatarcia, pojedynek wygrał zdecydowanie. Niestety, nieszczęsna kontuzja, która przytrafiła się podczas walki z Kolczyńskim – złamanie kciuka – wyeliminowała boksera z przygotowań do mających się wkrótce odbyć mistrzostw Europy w Oslo. Do Norwegii pojechał z ręką w gipsie w charakterze obserwatora.
Ponowne spotkanie z „Kolką” nie odbywało się już w tak specyficznych warunkach; w Gdańsku Chychła pokonał Kolczyńskiego bezapelacyjnie. Sprawą otwartą była również rywalizacja z Olejnikiem, agresywnym fighterem z Łodzi. Pierwszy mecz podczas katowickich mistrzostw Polski wygrał Olejnik. Ale było to zarazem ostatnie zwycięstwo łodzianina. Do walki między nim a Chychłą doszło jeszcze czterokrotnie, wszystkie walki wygrał gdańszczanin; również podczas mistrzostw Polski, które były również eliminacją do londyńskiej olimpiady. Ekscytujący i wyrównany pojedynek wygrał Chychła i on znalazł się w zespole reprezentacyjnym. W Londynie wprawdzie medalu nie zdobył, ale wybór okazał się trafny; zdobyte na igrzyskach doświadczenie zaprocentowało już podczas mistrzostw Europy w Mediolanie. Tam, w roku 1951, po zwycięstwach nad Niemcem Boehlerem, Woutersem z Belgii, Szwedem Strahlem i wygranej walce finałowej z Austriakiem Kohlegerem zdobył swój pierwszy tytuł mistrza Europy.
Kolejny rok to największy sukces, jaki może odnieść sportowiec – złoty medal olimpijski. I Chychła go osiągnął! „Zaczyna się spotkanie. Szczerbakow natychmiast atakuje. Jego bojowość i wspaniałe serce do walki nie pozwalają na wyczekiwanie. Chychła spodziewał się tego, zręcznie uskakuje, kontruje. Czy wytrzyma ten bezustanny napór? Brawo Zygmunt! Znowu odskoczył, ponownie skontrował. Wszystko, jak dotąd, idzie dobrze. Runda kończy się przewagą Zygmunta. W drugiej napór „radzieckiego czołgu” trwa nadal. Chychła musi zdobyć się na najwyższy wysiłek, aby parować ataki. Jednak nie wszystkie ciosy Szczerbakowa spływają po łokciach, wiele z nich dochodzi celu. Ale gdy Szczerbakowa zawiedzie oko i uderzenie mija się z celem, wtedy Zygmunt kocim ruchem doskakuje do przeciwnika i naciera. Starcie ma przebieg wyrównany. Pozostają już tylko trzy minuty… One zadecydują o złotym medalu. – Szczerbakow pójdzie teraz na pełny gaz. Błagam cię, uważaj! Niech jeszcze chwilę atakuje, zmęczy się niezawodnie, a ty w ostatniej minucie przejdziesz do ataku. Wtedy na całego! Szczerbakow atakuje bez przerwy, lecz nie może przełamać oporu Zygmunta. Ten jak wspaniały szermierz, unika większości ciosów, paruje, kontruje. Wreszcie nadeszła ostatnia minuta. Atak Chychły, wspaniały atak! Zygmunt całkowicie spycha świetnego rywala do defensywy. Szczerbakow, uprzednio nacierając z olbrzymią ambicją, dał już z siebie wszystko; teraz przeżywa tragedię, nie jest w stanie dłużej odpowiadać na uderzenia Chychły. Czyż i tym razem sędziowie popełnią pomyłkę? Nie, to już byłoby zbyt wiele… Sekundy dłużą się w nieskończoność, wreszcie rozlega się głos spikera: – Zwycięża jednogłośnie Chychła.” – Tak słynny trener Feliks Stamm opisywał w swych Pamiętnikach* finałowy pojedynek Zygmunta Chychły na olimpiadzie w Helsinkach.
W roku olimpijskim gdański pięściarz po raz drugi zdobywa tytuł najlepszego sportowca w plebiscycie Przeglądu Sportowego, ale okazuje się również, że jest chory na gruźlicę. Zamierza zakończyć sportową karierę, ale nie jest to na rękę sportowym decydentom; w kolejnym, 1953 roku, mają się odbyć w Warszawie mistrzostwa Europy, a Chychła jest poważnym kandydatem do tytułu mistrzowskiego. Kolejne badania wykazują, iż choroba się cofnęła, co… nie było prawdą, tylko wrednym manewrem działaczy chcących za wszelką cenę utrzymać Zygmunta w treningu, sprawić, aby wystąpił na warszawskiej imprezie. Koszty tej nieprawdopodobnej mistyfikacji miał ponieść sam bokser. I poniósł; zdobył po raz drugi złoty medal mistrzostw Europy, ale stan jego zdrowia znacznie się pogorszył; niebawem musiał zakończyć ringowe występy. Jednak przy swojej pasji pozostał; po pracy zawodowej na kolei szkolił młodych pięściarzy z Gdańska, Gdyni i Lęborka, oprócz tego z powodu złych warunków materialnych dorabiał pracą fizyczną w porcie.
To jednak nie koniec dramatycznych wydarzeń w życiu wybitnego sportowca. Będąc mężem rodowitej Niemki, zamierzał spełnić jej marzenie połączenia się z zamieszkałą w Republice Federalnej Niemiec rodziną, miał również dosyć niewybrednych uwag, iż Kaszubi to folksdojcze, szwaby. Wystąpił o zgodę na przesiedlenie do RFN. Był jednak jak się okazało – na swoje nieszczęście – mistrzem olimpijskim, a peerelowskie władze za nic nie chciały dopuścić, aby utytułowany sportowiec wyjechał z kraju. I znów, jak podczas II wojny, rodzinę Chychłów zaczęto szykanować. Ciągłe przesłuchania Służby Bezpieczeństwa, pozbawienie pracy (żona Chychły prowadziła dom, zajmowała się wychowywaniem trzech synów) i wynikła z tego powodu bieda nie załamały „Twardego Kaszuby”, uparcie odwiedzał urzędy, na mecze bokserskie chodził, dla zademonstrowania swojej sytuacji, boso. Bezpieka postawiła w końcu warunek: wyjedziesz do Niemiec, ale jako nasz agent! Zdecydowanie odmówił, co sprawiło, iż przesłuchania i rewizje, kontrole korespondencji uległy nasileniu. Chychła był jednak wobec politycznej policji nieugięty; władze PRL, widząc, że nie są w stanie złamać mistrza, musiały ustąpić, ale postawiły nowy warunek: nie ma dla boksera powrotu do rodzinnego Gdańska!
W 1972 roku rodzina Chychłów wyjechała do Hamburga, a złotego medalistę olimpijskiego usunięto z leksykonów i encyklopedii. Warunku postawionego przez bezpiekę nie wypełnił; odwiedzał gdańskie groby bliskich, ale odwiedziny odbywały się w wielkiej tajemnicy; po raz ostatni przyleciał na początku wieku na pogrzeb siostry. Od kilku lat pierwszy polski mistrz olimpijski w ciężkim stanie przebywa w Domu Seniora w Hamburgu. W liście z 1985 roku do red. Tadeusza Olszańskiego napisał: „Zawsze czułem i czuję się nadal gdańszczaninem. Może moje pochodzenie i sytuacja przedwojennego Gdańska wycisnęły na mnie piętno tolerancji; zachowanie języka niemieckiego w Gdańsku było dla mnie i mojej rodziny tak samo naturalne jak zachowanie języka polskiego w Hamburgu”. W 2003 roku Rada Miasta Gdańsk nadała pięściarzowi tytuł Honorowego Obywatela Miasta.
Krzysztof Kraśnicki, gazeta-dobryznak.pl