Archiwum: Listopad 2013

KRZYSZTOF WŁODARCZYK: PODSTAWĄ BĘDZIE DŁUGI LEWY PROSTY

diablo01

Wczoraj Krzysztof Włodarczyk poleciał do Chicago, gdzie 6 grudnia stoczy pojedynek w obronie pasa mistrza świata WBC wagi junior ciężkiej. Jego rywalem będzie Włoch Giacobbe Fragomeni, z którym „Diablo” walczył już dwukrotnie. Przed wylotem Krzysztof udzielił krótkiego wywiadu Łukaszowi Madejowi z serwisu dzennikpolski.24.

- Dziś wylatuje Pan do Chicago, gdzie 6 grudnia trzeci raz zmierzy się z Giacobbe Fragomenim. Nie za wcześnie?
Krzysztof Włodarczyk: Nie, tydzień to byłoby za mało na aklimatyzację. Wolę wylecieć teraz – 10 dni będzie w sam raz. Tak samo zrobiliśmy przed wygraną w Australii walką z Danny’m Greenem.

- Wtedy znokautował Pan przeciwnika.
KW: Nie zakładam, że teraz też tak będzie, ale przy nadarzającej się okazji postaram się zwyciężyć przed czasem.

- W czerwcu, efektownie wygrywając z Rachimem Czakijewem – mistrzem olimpijskim z Pekinu, już na dobre podbił Pan serca nie tylko polskiej publiczności. 44-letni Fragomeni to ciągle nazwisko, które wywołuje takie pokłady emocji i mobilizacji jak piekielnie silny Rosjanin?
KW: Największy błąd, jaki może popełnić pięściarz, to zlekceważenie przeciwnika. Nigdy nie można tego zrobić. Niektórym się wydaje, że uderzą dwa razy ręką i rywal się przewróci. To nieprawda. Fragomeni wyjdzie na ring, żeby mnie zagryźć. Nie wiem nawet, co jeszcze zrobi, żeby zabrać mi pas i znowu zostać mistrzem świata, którym przecież był. Zdarzyła mu się jednak niemiła przygoda – boksował ze mną i tytuł stracił.

- Plan na walkę?
KW: Podstawą będzie długi lewy prosty. Fragomeni idzie do przodu zza podwójnej gardy. Jest nieprzyjemny do boksowania. Nie mogę dać mu się rozpędzić. On zawsze walczy do końca. Na pewno wyjdzie, żeby wygrać. Tyle tylko, że ja lecę po to samo. Muszę powoli łapać luz. Trzeba będzie być rześkim, wypoczętym i szybkim.

Przy okazji rozmowy z ‚Diablo” padło pytanie o jego ewentualną walkę z Pawłem Kołodziejem, o ile ten zdobędzie w 2014 roku pas zawodowego mistrza świata.

- Nie ma możliwości, żebym walczył z Pawłem. W kręgu przyjacielskim naszej grupy wolałbym nie boksować. Mogę wyjść do ringu z każdym zawodnikiem, który gdzieś tam do nas dochodzi. Był nawet jeden ochotnik, ale niestety przegrał (Mateusz Masternak – red.). Ciekawsze są tak naprawdę walki z zagranicznymi przeciwnikami, którzy dzierżą tytuły. Jeżeli chodzi o takich rywali, to mogę zmierzyć się z każdym – zakończył Włodarczyk.

źródło: Łukasz Madej, dziennikpolski24.pl

MAREK LASKOWSKI – KARIERA W SZKOCKĄ KRATĘ

Geneza wzajemnych kontaktów polsko–szkockich sięga XVII wieku, konkretnie okresu prześladowań katolików przez protestantów, kiedy to wielu Szkotów znalazło swoje schronienie w naszym kraju. W czasie II wojny światowej role się odwróciły, a po zakończeniu działań wojennych właśnie w Szkocji skoncentrowało się „polskie” życie w Wielkiej Brytanii. Od kilku lat do gościnnej Szkocji, w poszukiwaniu lepszych perspektyw, systematycznie emigruje kolejne tysiące młodych Polaków, w tym także sportowcy.

Sześć lat temu 19-letni wówczas Marek Laskowski wywalczył w Elblągu brązowy medal Mistrzostw Polski do lat 20. Reprezentując barwy Gwardii Wrocław rywalizował w latach 2006-2009 m.in. z Marcinem Stankiewiczem, Michałem Syrowatką, Sylwestrem Walczakiem, czy Marcinem Łęgowskim. Po raz ostatni na polskim ringu zaboksował w marcu 2009 roku podczas Mistrzostw Polski seniorów w Pniewach, po czym wyjechał do Szkocji, by tam szukać życiowej i sportowej drogi rozwoju.

- Do Aberdeen przyleciałem w 2009 roku i znalazłem tutaj klub bokserski ABC (Amateur Boxing Club) Granite City. Boksujac w jego barwach pokonywałem zarówno aktualnych, jak i byłych  mistrzów Szkocji – wspomina po 4 latach Marek Laskowski.

W 2010 roku Marek stanął do rywalizacji w Mistrzostwach Szkocji seniorów gdzie w 1/8 finału kategorii do 64 kg uległ po remisie 7-7 małymi punktami późniejszemu brązowemu medaliście, Jamesowi Thompsonowi. Rok później, również w 1/8 finału uległ (5-8) z Derekowi Skinnerowi.

- Niestety w mistrzostwach kraju nie miałem już tyle szczęścia. Zdobyłem za to mistrzostwo Północnej Szkocji. Boksując na tzw. „sobotach bokserskich” często zdarzało się, że „przegrywałem” z gospodarzem i tak po jakimś czasie doszliśmy wraz z trenerem  do wniosku, że pora przenieść się z gry amatorskiej na ringi zawodowe – kontynuuje Marek.
marek01
- Pierwszą płatną walkę stoczyłem 19 listopada 2012 roku w Glasgow pokonując na punkty po 6 rundach Jasona Nesbitta w limicie kategorii lekkopółśredniej. Przed drugim pojedynkiem zostałem zapytany czy nie pójdę o wagę wyżej, żeby się zmierzyć z niepokonanym Robertem Dixonemu na jego ringu. Zgodziłem się i niestety nie dałem rady, przegrywając na punkty. Na usprawiedliwienie dodam, że pięć godzin spędzonych w pociągu i godzina jazdy samochodem tego dnia z pewnością mi nie pomogły odnieść sukcesu. Nie chciałem podróżować i walczyć tego samego dnia ale nie miałem nic do powiedzenia w tej kwestii. Waga na Wyspach zawsze jest na kilka godzin przed walką, zwykle 2-3 godziny przed galą, no chyba, że walczy się o tytuł. Tutaj jestem traktowany jako lekkopółśredni ale na boxrecu rejestrują mnie w półśredniej, bo wnoszę zwykle na wagę 65-66 kg. Takie są ustalenia promotorów, którzy dogadują się między sobą jakie ustalić limity na walki.

- Trzeci zawodowy pojedynek wygrałem na punkty 6 kwietnia 2013 roku w Aberdeen z Mattem Seawrightem w Aberdeen, czwarty zaboksowałem 7 czerwca 2013 roku z niepokonanym Darrenem McAdamem w jego rodzinnym Glasgow i zdaniem wielu obserwatorów powinienem go wygrać ale werdykt był remisowy. Ekipa Darrena zapytana później o rewanż odmówiła. Piąty pojedynek wygrałem 16 listopada 2013 roku w Aberdeen z Martinem McCordem, lecz 9 dni później przegrałem w Glasgow na punkty ze Stuartem Greenem. Pierwszą rundę przeboksowałem bez problemu. W drugiej Stuart uderzając głową rozciął dosyć poważnie moją powiekę nad prawym okiem. Dodam, że oko to jest moim okiem „wiodącym” – lewe mam znacznie słabsze. Krew zalewała mi twarz i kompletnie nic nie widziałem. Miałem wrażenie jakbym miał je przez cały czas zamknięte ale zamiast czerni widziałem czerwień – wspomina wrocławski pięściarz.

Marek Laskowski, mimo poważnej kontuzji, rwie się już do kolejnej walki. Idealnie gdyby był to rewanż z Greenem.

- Plan na teraz jest taki, by „naprawić” oko i zrewanżować się Stuartowi, z tym, że teraz nie dam mu szansy by „użył” swojej głowy…

Bohater naszej opowieści swoją przyszłość wiąże ze Szkocją, gdzie przed rokiem na świat przyszedł jego syn. Związał się z dziewczyną z Aberdeen, ma tam wielu wielu kibiców i przyjaciół.

- Myślę, że całkiem nieźle się tutaj odnalazłem. Poznałem szkocką dziewczynę i mamy rocznego synka. Tak, więc raczej nie będę myślał o powrocie do kraju. Dodam, że łączę boks z pełnoetatową pracą – zakończył Marek.
marek02
Zdjęcia: Eva S. Czerwińska

W PIĄTEK W TRABZONIE NIEOFICJALNY MECZ TURCJA-POLSKA

Jutro o godz. 18.30 czasu miejscowego odbędzie się w Trabzonie nieoficjalny mecz pomiędzy pięściarskimi reprezentacjami Polski i Turcji (zespół złożony z najlepszych zawodników pochodzących z Trabzonu i okolic, m.in. byłego mistrza Europy Fatiha Kelesa).

Nasza ekipa, czyli trenerzy Aleksander Maciejowski i Tomasz Waleński oraz sześciu zawodników: Radomir Obruśniak (KSW „Róża” Karlino, 60 kg), Marcin Latocha (KSW „Róża Karlino, 64 kg), Patryk Godlewski („Team Gruchała” Chojnice, 69 kg), Arkadiusz Szwedowicz („Skorpion” Szczecin, 75 kg), Daniel Król („Olimp” Szczecin, 91 kg) i junior Sebastian Wiktorzak („Olimp” Szczecin, 70 kg) jest już od wczoraj na miejscu i pilnie przygotowuje się do piątkowej rywalizacji, która transmitowana będzie przez turecką telewizję.

Organizatorem i zarazem sponsorem wyjazdu naszej drużyny na mecz w Turcji jest wiceprezes Polskiego Związku Bokserskiego, Mustafa Koçinoglu.

trabzon