Archiwum: Październik 2013

ZAKOŃCZYŁY SIĘ II MŁODZIEŻOWE MP KOBIET W BOKSIE

letkiewicz

W Karczewie zakończyły się II Młodzieżowe Mistrzostwa Polski Kobiet w Boksie (U-23), w których wystąpiło 41 zawodniczek w wieku od 19 do 23 lat z 22 klubów reprezentujących 9 Okręgowych Związków Bokserskich. Złote medale (w kolejności wag od 48 kg do +81 kg) zdobyły: Sandra Brodacka (GUKS Carbo Gliwice), Angelika Grońska (06 Kleofas Katowice), Martyna Letkiewicz (GUKS Carbo Gliwice), Jadwiga Stańczak (GUKS Carbo Gliwice), Sylwia Maksym (Skorpion Szczecin), Beata Koroniecka (Hetman Białystok), Aleksandra Talaga (06 Kleofas Katowice), Natalia Hollińska (Skorpion Szczecin), Patrycja Woronowicz (Boxing Sokółka) oraz Anna Słowik (Garda Karczew).

W decydujących o złotych medalach pojedynkach na ogół zwyciężały faworytki, które bądź należą do ścisłej kadry narodowej, lub do niej aspirują. Niestety w najważniejszym momencie turnieju nie obeszło się bez poważnej pomyłki sędziowskiej, bo za takową należy uznać przyznanie przez dwóch sędziów zwycięstwa byłej zawodniczce warszawskiej „Legii”, Annie Słowik (+81 kg), która po raz pierwszy wystąpiła w barwach miejscowego klubu Garda, nad Sylwią Kusiak. Po ogłoszeniu werdyktu, na który trzeba było dość długo czekać, zdegustowana zawodniczka ze Szczecina opuściła ring nie ściskając uprzednio dłoni swojej przeciwniczki. Myślę, że powracającej do boksu po dłuższej przerwie Annie, z którą sporo rozmawialiśmy przy okazji tegorocznego Turnieju im. Feliksa Stamma nie są potrzebne tego rodzaju „prezenty”.

WYNIKI WALK FINAŁOWYCH

48 kg
Sandra Brodacka (GUKS Carbo Gliwice) – Agnieszka Słomska (Broń Radom) 3:0
51 kg
Angelika Grońska (06 Kleofas Katowice) – Katarzyna Cieślik (OZB Śląski) 3:0
54 kg
Martyna Letkiewicz (GUKS Carbo Gliwice) – Anna Górnik (Garda Gierałtowice) 3 TKO
57 kg
Jadwiga Stańczak (GUKS Carbo Gliwice) – Michela Gawronski (Gwardia Wrocław) 3:0
60 kg
Sylwia Maksym (Skorpion Szczecin) – Kinga Czech (Polonia Świdnica) 3:0
64 kg
Beata Koroniecka (Hetman Białystok) – Katarzyna Krukowska (MOSM Tychy) 3:0
69 kg
Aleksandra Talaga (06 Kleofas Katowice) – Karolina Gawrysiuk (GUKS Carbo Gliwice) 3:0
75 kg
Natalia Hollińska (Skorpion Szczecin) – Anna Kołodziejska (Boks TUR Łódź) 3:0
81 kg
Patrycja Woronowicz (Boxing Sokółka) – Izabela Gil (Cristal Białystok) 4 TKO
+ 81 kg
Anna Słowik (Garda Karczew) – Sylwia Kusiak (Skorpion Szczecin) 2:1

VICTOR „YOUNG” PEREZ – Z BOKSERSKICH SALONÓW FRANCJI DO OŚWIĘCIMIA

20 listopada na ekrany kinowe we Francji trafi film „Victor Young Perez” w reżyserii Jacquesa Ouaniche, opisujący dramatyczne losy jednego z najwybitniejszych pięściarzy, jakich zabrała II wojna św. Skądinąd wiemy, że ofiarami obozowych walk bokserskich było tysiące więźniów, w tym setki byłych amatorskich i zawodowych pięściarzy. Tylko jeden z nich – Victor „Young” Perez – miał w swoim przedwojennym, sportowym dorobku tytuł zawodowego mistrza świata (wagi muszej). Victor swoją obozową postawą pozostawił po sobie coś więcej niż wspomnienie wojownika, walczącego o swoje życie – wspaniałe świadectwo pomocy bliźnim, bez względu na okoliczności i bez względu na koszty.

Film koncentruje się na głównie na okresie pobytu Victora w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu (KL Auschwitz) w latach 1943-1945, jakkolwiek mamy tu wszechobecną retrospekcję, która prowadzi nas w odległe lata młodości, dorastania, początków sportowej kariery oraz mistrzowskiej sławy.

Akcja rozpoczyna się ostatnich tygodniach pobytu Pereza w obozie. Były idol sportowej Francji i Tunezji czeka właśnie na kolejny pojedynek i doskonale zdaje sobie sprawę, że nie może go przegrać, gdyż porażka oznaczać będzie dla niego pewną śmierć. Jego rywalem będzie Kurtz, niemiecki żołnierz, wyższy od niego o 20 centymetrów i o 20 kg cięższy. W tle ringu widać jak kominy krematoriów wyrzucają w powietrze prochy towarzyszy nieszczęścia Victora. Ten jednak, motywowany przez swojego brata Benjamina oraz tysiące innych współwięźniów Auschwitz jest gotowy nawet na 15 rund bezlitosnej walki. Perez wie, że zwycięstwo nie przyniesie mu wielkiej chwały, najpewniej przedłuży życie o kolejne kilka dni do kolejnego pojedynku. Każde wejście do ringu jest teraz dla niego zstąpieniem do piekła…

Victor „Young” Perez urodził się 15 stycznia 1911 roku w Hara, żydowskiej dzielnicy Tunisu, wówczas francuskiej kolonii, jako szóste dziecko ubogiego domokrążnego kupca. W kwietniu 1924 r. postanowił, że zostanie pięściarzem, rezygnując z dalszej szkolnej edukacji. Jego wielkim idolem był wówczas Senegalczyk Battling Siki. Chcąc w przyszłości dorównać jego sławie, wraz z bratem Benjaminem „Kidem” Perezem zapisali się do sekcji bokserskiej klubu Maccabi Tunis.

W wieku 16 lat zaryzykował wyjazd do Paryża, gdzie na początku pracował jako sprzedawca butów. Po godzinach trenował w Alhambrze, gdzie spotkał Leona Belliere, swojego przyszłego sportowego opiekuna, z którym w 1928 r. podpisał zawodowy kontrakt. Dwa lata później stanął po raz pierwszy przed szansą zdobycia tytułu zawodowego mistrza Francji, przegrywając jednak przez TKO w 4. starciu z marsylczykiem włoskiego pochodzenia, Kidem Oliva. Rok później zdobył krajowy pas pokonując na punkty – po 15 rundach – błyskotliwego Valentina Angelmanna. Apogeum kariery sportowej Pereza miało miejsce 26 października 1931 roku, kiedy to w wieku zaledwie 20 lat zdobył tytuł zawodowego mistrza świata (NBA i IBU) wagi muszej, pokonując Amerykanina Frankie Genaro. Wspaniały triumf Pereza oklaskiwało 16 000 widzów zebranych w paryskim Palais des Sports. Na zdobycie pasa mistrzowskiego Victor potrzebował zaledwie 5 minut walki. W ten sposób stał się najmłodszym francuskim zawodowym mistrzem świata.

Kiedy szczęśliwy, w glorii czempiona światowych ringów wracał do rodzinnego Tunisu, powitał go transparent z napisem: „Chwała naszemu mistrzowi świata Young Perezowi”. W porcie wiwatowało na jego cześć 10 000 przyjaciół i fanów. Stał się osobą publiczną, którą kochali paryżanie i przede wszystkim paryżanki. Jedną z nich była piękna aktorka, katoliczka Mireille Balin, która przez pewien czas była jego życiową partnerką. Szanowano go także w Tunisie. Mimo iż zawsze zatrzymywał się tam – u swojej rodziny – w dzielnicy żydowskiej, miał wielu przyjaciół wśród muzułmanów i katolików.
young
Niestety w pierwszej obronie tytułu mistrza świata, 31 października 1932 r. Perez uległ w Manchesterze przez TKO w 13. rundzie znakomitemu Anglikowi Jackie Brown`owi. Na szczyt próbował wrócić 2 lata później, ale w kategorii koguciej. Ówczesny mistrz świata IBU, Panama Al Brown był jednak dla niego zbyt trudną przeszkodą, nokautując Pereza w 10. rundzie. Ogółem w ciągu trwania swojej kariery Victor stoczył 133 zawodowe pojedynki (90-28-15, 27 KO). Po raz ostatni na ringu wystąpił 7 grudnia 1938 roku.

W czasie niemieckiej okupacji Francji, po dojściu do władzy reżimu z Vichy, zmuszony został do ukrywania się. 21 września 1943 r. na skutek denuncjacji został aresztowany przez francuska milicję i internowany w obozie w Drancy, skąd – w listopadzie 1943 r. – w niesławnym „60″-tym konwoju 1000 francuskich Żydów deportowano go do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.

Trafił do KL Auschwitz III-Monowitz (Buna-Werke), gdzie pracował w kuchni fabryki kauczuku syntetycznego (wraz z innymi znanymi francuskimi sportowcami, Primo Levi i Alfredem Nakache). Tam właśnie komendant obozu, miłośnik boksu, znając sportowe sukcesy Victora, zmusił go do walki z kapo, niemieckim przedwojennym pięściarzem wagi ciężkiej. Pojedynek nie odbył się w ringu, tylko na placu apelowym. Oglądali go nie tylko esesmani, ale także więźniowie. Perez mający zaledwie 155 cm i ważący ok. 40 kg mimo iż zmierzył się z rywalem o kilka głów od niego wyższym i prawie 50 kg cięższym, wygrał przez nokaut. Od tej pory stał się „oczkiem w głowie” komendanta, który zmuszał go do boksowania dwa razy w tygodniu, tak, że przez kolejne 15 miesięcy malutkiemu Francuzowi nazbierało się ok. 140 zwycięskich walk. Każde zwycięstwo dawało mu trzy korzyści: kolejny dzień życia, kolejny dzień wolny od kuchennych obowiązków oraz dodatkową miskę zupy.

Współwięźniowie zapamiętali go także z innej strony niż boks. Pracując w kuchni, Victor przez długie miesiące kradł racje żywnościowe dla francuskich i północnoafrykańskich współwięźniów. Robił to na tyle zuchwale, że znajomi ostrzegali go, że jak tak dalej będzie robił, najpewniej wpadnie. Odpowiadał niezmiennie: „Wszyscy zostaliśmy stworzenie do tego, by pomagać innym”.

W styczniu 1945 r., był jednym z 51 ocalałych więźniów z Drancy . Wziął udział w ewakuacyjnym „marszu śmierci”. 21 lub 22 stycznia (inna wersja mówi o 4 lutego 1945 roku) w okolicach Gliwic, osłabieni z głodu i zmarznięci więźniowie dotarli do opuszczonego obozu pracy. Perez znalazł tam duży worek chleba w kuchni. Wychodząc na zewnątrz wyrzucił go towarzyszom niedoli. Widzący to głodny strażnik kazał mu natychmiast stanąć nad przydrożnym rowem i skierował w jego stronę lufę karabinu maszynowego, nakazując, by Victor natychmiast odebrał chleb więźniom i przyniósł eskorcie.

-Nie mogę tego zrobić! To są moi przyjaciele. Są bardzo głodni! – wykrzyknął

Perez wydawał się nie słuchać kolejnych gróźb kierowanych jego stronę, aż nagle rozległ się huk kilku wystrzałów, które dosięgły byłego mistrza świata. Padł na śnieg, na którym go pozostawiono – tak jak i innych przedtem i …później – bez pochówku… 20 000 więźniów…

Wracając jeszcze do filmu Jacquesa Ouaniche dodajmy, że w rolę Victora wcielił się niezwykle popularny we Francji i w krajach Maghrebu, 34-letni Brahim Asloum, złoty medalista Igrzysk Olimpijskich w Sydney (2000) oraz podobnie jak niegdyś „Young”, były zawodowy mistrz świata. Brahim jest nie tylko niezwykle uzdolnionym sportowcem ale także inteligentnym showmanem, więc debiut przed kamerami nie był dla niego szczególnie trudnym. O wiele bardziej skomplikowanym był fakt, że on (muzułmanin) musiał zmierzyć się z wielką legendą Victora, urodzonego w Tunisie Żyda, postaci absolutnie symbolicznej i niezwykłej.

IZU UGONOH: DZIAŁAM W OPARCIU O NADZIEJĘ

izu01

- Proszę opowiedzieć o okolicznościach podpisania kontraktu z Billem Millerem i  nowej sytuacji, w której się znajdujesz…
Izu Ugonoh: Jeżeli chodzi o okoliczności,  to nie chcę mówić bezpośrednio o kontaktach. Myślę, że nie jest to takie ważne.  Długo czekałem na wygaśnięcie kontraktu, ostatnią walkę stoczyłem osiem miesięcy temu.  Po walce dałem sobie miesiąc czasu na pracę z Fiodorem Łapinem w Warszawie.  Jednak w międzyczasie nie doszedłem do porozumienia z moim ówczesnym promotorem i wróciłem do Gdańska.  Już wtedy wiedziałem,  że nie będę jeździł do Warszawy i prosił się, żeby ktoś podszedł do mojej osoby na poważnie. W Gdańsku trafiłem na konkretnych ludzi, trenera boksu oraz trenera od przygotowania motorycznego. Tymi właściwymi ludźmi okazali się trener boksu Maciek Brzostek, który starał się jak najlepiej przekazać mi swoją wiedzę oraz Adrian Hoffman, który zajmuje się przygotowaniem motorycznym. To najlepszy „team” z jakim dotychczas współpracowałem. Podziękowania należą się również sieci aptek „Gemini”. To dzięki nim w dużej mierze jestem obecny tu gdzie jestem.  Skupiłem się na treningu, czekając w międzyczasie na wygaśnięcie kontraktu. Kiedy wygasł, pojawiły się pewne możliwości, praktycznie znikąd. Wiadomo, że nasz „światek bokserski” jest mały, zawsze można do kogoś zadzwonić. Jednak nie wykonywałem żadnych gwałtownych ruchów, w kierunku pozyskania nowego promotora. Ja po prostu wierzyłem w to, że jak będę sumiennie trenował, to pojawi się odpowiednia osoba na mojej drodze i tak się stało. Pojawiło się kilka telefonów zanim doszedłem do porozumienia z panem Billem Millerem.  Bardzo mnie interesowała możliwość wyjazdu do Stanów. Miałem wideo rozmowę z Millerem i zobaczyłem jaka to energia,  jaki człowiek. Stwierdziłem, że to jest to na co czekałem. To jest dla mnie wielka szansa, żeby się rozwinąć. Jestem w boksie od trzech lat, dotąd było wszystko wyrywkowe, miałem propozycję typu; „ Masz walkę za dwa tygodnie, przyjedź do Warszawy, potrenujemy trochę”.  Miałem tylko jeden cykl przygotowawczy w przeciągu tych trzech lat. Nie licząc oczywiście moich treningów w Gdańsku.  To wszystko jest już za mną. Teraz zależy mi na tym, żeby pracować z ludźmi, którzy wykorzystają w pełni mój potencjał. Ludzie, którzy zaprosili mnie do Las Vegas dostrzegli moje możliwości, do mnie należy wykorzystanie tego co zostało mi zaoferowane.

- Jaką rolę odegrał w tym procesie polski szkoleniowiec Piotr Pożyczka?
IU: Tak naprawdę to pomoc trenera Pożyczki jest nieoceniona. Pierwszy kontakt z trenerem miałem rok temu w Warszawie. Wtedy zaczął mi się przyglądać podczas treningów i sparingów. Rozmawialiśmy na temat moich możliwości. Powiedział, że mam naturalny talent, zauważył też, że jestem trochę usztywniony. Tak to się wszystko potoczyło, że zarekomendował mnie u właściwych ludzi. Trener Pożyczka zapewne będzie brał udział w moim szkoleniu w mniejszym lub większym stopniu. Natomiast dowiem się więcej odnośnie naszej współpracy na miejscu.

- Nie było zainteresowania menedżerów z Polski/Europy jeżeli chodzi o twoją osobę?
IU: To nie chodzi o to, że nie było. Ja mam też pewną wizję swojej kariery. Nie byłem w desperackiej sytuacji i nie miałem zamiaru się chwytać pierwszej lepszej oferty. Miałem propozycję z Niemiec, która była bardzo ciekawa. Wybór jednak padł na Stany Zjednoczone. Jeżeli chodzi o nasze „podwórko” to wiemy jaka jest hierarchia i kto stoi na czele. Myślę , że musiałbym mocno kuleć, żeby zdecydować się na karierę w Polsce. Dlatego nie chciałem.

- Czy znasz realia amerykańskich gymów? Mam na myśli sposób pracy. Miałeś już kiedyś okazję trenować  w USA?
IU: Powiem szczerze, że nie. Byłem w USA przeszło trzy miesiące, bardzo mi się tam podobało. Oczywiście słyszałem o tym, jak wygląda praca w gymach, sam tego nie doświadczyłem. Jestem gotowy, żeby tego doświadczyć.

- Wybrałeś tę ofertę ze względu na to, że Stany są uważane za „Mekkę boksu”?
IU: Tak. Podstawowym czynnikiem mojego wyboru było to, że Stany to szczyt. Wiadomo jest , że jednego zawodnika można poprowadzić lepiej w Polsce drugiego w Niemczech, a trzeciego w USA.  Dla mnie najważniejsze jest przekonanie o samym sobie, mianowicie o tym, że bardzo szybko się uczę i chcę się uczyć. Myślę, że potrafię nauczyć się więcej przez trzy miesiące niż nie jeden zawodnik przez parę lat. Będę w takim miejscu, w którym na chwilę obecną, mogę się nauczyć najwięcej. Stany będą mi bardzo odpowiadały. Mają wielkie tradycje bokserskie.  Myślę, że będą wiedzieli jak poprowadzić takiego zawodnika jak ja. Dojdzie też trochę amerykańskiego luzu, który dobrze na mnie wpłynie i poprawi mój styl boksowania.

- Czy nie odczuwasz presji związanej z wyjazdem? Dobre starty za oceanem wiążą się z popularnością. Mamy swoje tradycje Gołota, Adamek. Jesteś kolejnym naszym rodakiem, który będzie próbował sił na tamtejszych ringach.
IU: Nie, absolutnie. To czy ktoś odczuwa presję lub jej nie odczuwa, jest tylko i wyłącznie kwestią sposobu myślenia. Na dzień dzisiejszy nie mogę mówić o presji. Ja działam w oparciu o nadzieje. Ten okres, który mam za sobą, w którym nie wiadomo było co ze mną będzie, był mi potrzebny. Teraz wiem, że chcę boksować i wierzę w mój boks i w to, że mogę dużo osiągnąć. To była moja próba. Przeszedłem tą próbę i teraz pojawiło się „światełko w tunelu” , zaczynam przyciągać do swojego życia właściwe osoby. Jestem bardzo optymistycznie nastawiony do tego,  co się teraz dzieje w moim życiu. Myślę, że to będzie niesamowita przygoda i nauka. Przede wszystkim to będzie dla mnie rozwój, a tego brakowało mi bardzo ostatnimi czasy. Nie czuję presji.

- Twój nowy szkoleniowiec Kenny Adams, powiedział mi, że jesteś utalentowanym atletą. Wspomniał też o ważnej rzeczy – możliwości sparowania z zawodnikami o różnorodnych stylach. W Polsce brakowało dobrego sparingu?
IU: Nie było tak źle. Mamy w „Knockout Gym” 3-4 zawodników w mojej kategorii wagowej, którzy prezentują wysoki poziom. Są to zawodnicy z pierwszej dwudziestki światowych rankingów. Więc nie mogłem narzekać. W Polsce jest jedynie ograniczenie styli boksowania, w USA jest różnorodność. To będzie wpływało na mój rozwój. Dla mnie najważniejszą kwestią jest możliwość pracy z trenerem i znalezienie wspólnego języka. Tak wyglądał końcowy etap mojej pracy z trenerem Fiodorem Łapinem. Znaleźliśmy wspólny język i tak naprawdę nasza współpraca mogła się dopiero zacząć, jednak zostało to przerwane.

- Jaka jest docelowa kategoria wagowa w twoim przypadku? Z ciekawości muszę zapytać o twoją wagę między walkami…
IU: To zależy od pory roku. Dobrze się czuję podczas ciepłych, słonecznych okresów roku.  Aktualnie ważę 97 kilogramów, a czasami 100 kilogramów. Nie wykluczam tego, że kategoria ciężka będzie w przyszłości moją wagą. Jednak nie mam parcia na kategorię ciężką. Ja podchodzę w sposób odkrywczy do siebie i swojego ciała. Jestem bardzo ciekaw moich możliwości. Tak jak powiedział trener Adams, jestem atletą, więc możliwości wagowe mam spore.  Jeżeli podczas treningów w USA pójdzie to wszystko w kierunku wagi ciężkiej, to ok. Na chwilę obecną czuję , że mogę startować w kategorii junior ciężkiej.

- Czy zostawiasz w Polsce żonę, partnerkę życiową? Pytam ponieważ , często zawodnicy mają kłopot z tego typu rozłąką.
IU: Mogę wyjechać ze „spokojną głową”. Nie założyłem rodziny. Zostawiam tylko moją siostrę. Jednak będę bywał w Polsce. Mogę skupić się w 100% na boksie i czekać na rozwój sytuacji. Nie ma co z góry zakładać, że na stałe przeniosę się do Stanów.

Rozmawiał: Marcin Mlak/boxingpassion.com