Archiwum: Październik 2013

TOMASZ JABŁOŃSKI W BARWACH SAKO GDAŃSK NA TURNIEJU W KALININGRADZIE

jablonski03

Jeden z liderów bokserskiej drużyny Hussars PolandTomasz Jabłoński (75 kg) od piątku będzie walczył w turnieju „Amber Gloves” w Kaliningradzie. Dla 24-letniego zawodnika SAKO Gdańsk będzie to jeden ze sprawdzianów przed rozpoczynającymi się za niespełna miesiąc nowymi rozgrywkami World Series of Boxing. W poprzednim sezonie w WSB występował on w wadze do 73 kg, teraz – po zmianie limitu – będzie to kategoria 75 kg.

- Oprócz mnie, od piątku do niedzieli w rosyjskiej imprezie pod nazwą Bursztynowe Rękawice walczyć będą: Adill Asłanow, Filip Wachała, Kamil Al-Termini i Łukasz Zyguła – powiedział ubiegłoroczny mistrz Polski, który będzie pełnił także rolę trenera zespołu z Trójmiasta.

- Turniej w Kaliningradzie to dla mnie przetarcie przed walkami w lidze WSB – kontynuuje lider zespołu Hussars. – Miałem kontuzję barku więc jadę tam w celu rozboksowania się i sprawdzenia w jakiej formie w okresie przygotowawczym się teraz znajduję. Nie szykuję się typowo do występu w turnieju – jadę tam na pewnym obciążeniu treningowym, więc wiem, że w Kaliningradzie nie będzie szczytowej formy. Mimo to liczę na dobry występ i walki z mocnymi przeciwnikami, które pozwolą mi na przetestowanie organizmu przed rozgrywkami WSB – zakończył gdynianin.

KAMIL SZEREMETA: WEJDĘ MIĘDZY LINY PO SWOJE

szeremeta01

- Nie ma mowy, abym w jakichś sposób zlekceważył Daniela Urbańskiego, mimo serii jego porażek – uważa Kamil Szeremeta, który jest faworytem walki z Urbańskim na gali „Wojak Boxing Night – Underground Show” 19 października w Wieliczce. Transmisja w Polsacie Sport i kanale otwartym tej stacji.

- Znam bilans ringowych osiągnięć Urbańskiego, wiem, że od dawna nie wygrał żadnej walki. Ale w żaden sposób go nie zlekceważę, bo to bardzo doświadczony pięściarz, z niemal 10-letnim doświadczeniem wśród zawodowców. O innych atutach mojego rywala nie będę mówił przed pojedynkiem – powiedział Kamil Szeremeta.

Białostoczanin przypomniał, że Daniel Urbański stawiał odważnie czoła takim znakomitym pięściarzom, jak obecni mistrzowie świata Gennadij Gołowkin z Kazachstanu i Zaurbek Bajsangurow z Rosji.

- Oczywiście, to było dawno, ale Daniel ma ringowy spryt i cwaniactwo. Ale nie ukrywam, że w sobotni wieczór wchodzę między liny jak po swoje, robię wszystko, aby wygrać. Nikt nie stanie na mojej drodze. Jako zawodowiec mam cztery wygrane, ale w gronie amatorów stoczyłem 200 walk – dodał Szeremeta.

Wcześniej w tym roku pokonał on Ismaila Tebojewa i Roberta Talarka. Występ w Wieliczce będzie 3 w tym sezonie.

- To będzie trudniejszy przeciwnik od dwóch wspomnianych, jeszcze raz podkreślę: bardzo doświadczony. Już w czwartek do Wieliczki przyjedzie trener Piotr Wilczewski, z którym będę analizował walki Urbańskiego przeciwko Sulęckiemu i Świerzbińskiemu. Nie chcę niczego zaniedbać w przygotowaniach. Z wagą jest nieźle, mam jeszcze 1,5 kg do zbicia, ale to żaden kłopot. Walczymy w umownym limicie 73,2 kg, czyli o 1 kilogram więcej niż zazwyczaj – powiedział Szeremeta.

W trakcie przygotowań jeździł on z Białegostoku na treningi do Dzierżoniowa i Bielawy. W pociągu spędzał po 14 godzin, ale – jak mówi – było warto.

- Postawiłem wszystko na jedną kartę, chcę ciężko pracować i osiągać sukcesy w boksie. Warunki w Bielawie nie były najłatwiejsze, ale już niebawem otworzony zostanie Gym w Dzierżoniowie. To będzie świetne miejsce do przygotowań – zaznaczył.

Oprócz Szeremety i Urbańskiego, w Wieliczce kibice i telewidzowie zobaczą m.in. Krzysztofa Zimnocha i Artura Binkowskiego oraz Krzysztofa Głowackiego i byłego mistrza świata wagi półciężkiej Richarda Halla.

ŻEROMIŃSKI GOTOWY NA WALKĘ Z JACKIEWICZEM

zerominski01

- Mam dużo więcej do zyskania, niż do stracenia, nawet gdybym przegrał z Rafałem Jackiewiczem – twierdzi Michał Żeromiński (5-0, 1 KO)  przed galą „Wojak Boxing Night – Underground Show” 19 października w Wieliczce. Transmisja w Polsacie Sport i kanale otwartym tej stacji.

- Nie chcę w przyszłości być mistrzem jakiegoś paska, który ma imponujący ringowy bilans 30-0, ale dzięki zwycięstwo ze słabymi i bardzo słabymi przeciwnikami. Od dawna liczyłem na walkę z tak utytułowanym i świetnym zawodnikiem, jak Rafał Jackiewicz – powiedział 26-letni radomianin Michał Żeromiński.

W Komorze Warszawa, znajdującej się 125 metrów pod ziemią, były reprezentant amatorskiej kadry biało-czerwonych spotka się z 36-letnim Rafałem Jackiewiczem (42-11-2, 21 KO), byłym mistrzem Europy i pretendentem do tytułu organizacji IBF.

- Nie sądzę, abym ryzykował decydując się w szóstym pojedynku na starcie z tak mocnym zawodnikiem. Nadarzyła się okazja, za co dziękuję mojemu promotorowi Tomaszowi Babilońskiemu, więc chętnie skrzyżuję rękawice z Rafałem, który prywatnie jest moim kolegą. Wchodząc między liny każdy chce wygrać, nie inaczej jest ze mną. Z pewnością mam więcej do zyskania, niż stracenia, nawet gdybym przegrał po dobrej walce – dodał Żeromiński.

Jego zdaniem, występ w Wieliczce to także szansa na pokazanie się publiczności interesującej się profesjonalnym pięściarstwem.

- W Polsce znacznie trudniej wybić się bokserom z wagi półśredniej i niższych. Znacznie łatwiej jest rywalizując w kategoriach ciężkiej i junior ciężkiej. Wiem, że muszę próbować, nie ma innej drogi – przyznał pięściarz, który łączy boks z pracą zawodową.

GŁAZKOW ZAMIERZA ZAJĄĆ MIEJSCE ADAMKA

- Adamek nie jest zawodnikiem, który ucieka przed rywalem i próbuje się z nim bawić. Potrafi narzucić bezkompromisową walkę, a ja potrafię taką walkę przyjąć. Ludziom się to podoba, więc mogą się nastawiać na świetne widowisko – powiedział w wywiadzie udzielonym Przemysławowi Osiakowi z Przeglądu Sportowego, Wiaczesław Głazkow.

- Sparował pan z Adamkiem przed jego sierpniową walką z Dominickiem Guinnem, a swoją z Bryanem Polleyem. Dużo czasu spędziliście razem w ringu?
Wiaczesław Głazkow: To był praktycznie cały obóz treningowy. Adamek to bardzo doświadczony pięściarz, a po tym, jak wyglądały nasze sparingi, mogę powiedzieć, że widzowie powinni się spodziewać twardej walki i ładnego, prawdziwego boksu. Adamek nie jest zawodnikiem, który ucieka przed rywalem i próbuje się z nim bawić. Potrafi narzucić bezkompromisową walkę, a ja potrafię taką walkę przyjąć. Ludziom się to podoba, więc mogą się nastawiać na świetne widowisko.

- To dobrze, że był już pan z naszym zawodnikiem w ringu?
WG: To nie ma znaczenia. Wcześniej chodziło o wspólny obóz, teraz czeka nas prawdziwy pojedynek. Trochę się o sobie dowiedzieliśmy, poznaliśmy swoje słabe i silne punkty. Dla mnie to wszystko jedno. Kiedy jesteś w ringu, robisz to, czego nauczyli cię trenerzy i powtarzasz głównie to, co wypracowałeś podczas przygotowań.

- Magazyn „The Ring” plasuje Adamka na piątym miejscu wśród najlepszych bokserów wagi ciężkiej. Przed nim są tylko Władymir Kliczko, Kubrat Pulew, Aleksander Powietkin i David Haye. Brakuje Witalija Kliczki, który nie walczył od ponad roku. Polak zasługuje na tak wysokie miejsce?
WG: A dlaczego miałby nie zasługiwać? Rozprawił się praktycznie ze wszystkimi czołowymi bokserami wagi ciężkiej z USA.

- Adamek bywa krytykowany, bo na przestrzeni ostatnich miesięcy i lat w jego boksie nie widać postępu.
WG: Władymira Kliczkę też wielu krytykuje za preferowany przez niego sposób walki, a wcale mu to nie przeszkadza utrzymywać się na szczycie i zwyciężać. Uważam, że Adamek nie zasługuje na krytykę, bo bronią go wyniki. Ostatnią porażkę poniósł z rąk Witalija Kliczki, a wszystkie pozostałe pojedynki wygrał. Zamiast oceniać w jaki sposób odnosi zwycięstwa, lepiej popatrzeć na jego bilans walk i wszystko będzie jasne.

- Werdykt ubiegłorocznej potyczki ze Steve’em Cunninghamem budził jednak duże kontrowersje.
WG: A ja z decyzją sędziów w zupełności się zgadzam. Cunningham próbował sztuczek, przez cały czas uciekał i unikał walki. Mnie tacy bokserzy się nie podobają. Adamek był inicjatorem walki, szedł do przodu i w moim odczuciu wygrał zasłużenie.

- Amerykański trener i komentator stacji ESPN Teddy Atlas nie potrafi wskazać faworyta. Stwierdził jednak, że Adamek może wygrać dzięki większemu doświadczeniu w boksie zawodowym.
WG: Bo ja wiem? Walczyłem już na dystansie dziesięciu rund, a po ostatnim gongu miałem jeszcze zapas sił na kolejne dwie. Wiem, że mogę walczyć na pełnym dystansie, nie odczuwam zatem żadnego dyskomfortu. Poza tym zdobyłem duże doświadczenie na ringu amatorskim. Stoczyłem ponad trzysta walk, a także szesnaście jako zawodowiec. Nie sądzę, abym pod tym względem był na straconej pozycji.

- Main Events promuje również Adamka. Mówi się, że w przypadku zwycięstwa zajmie pan jego miejsce.
WG: Tak postępują promotorzy na całym świecie. Jeśli w tej samej kategorii wagowej mają kilku bokserów, to niekiedy zestawiają ich ze sobą, czekają na wyjaśnienie, który z nich jest lepszy i następnie stawiają na zwycięzcę. To oczywiste i chyba nikt specjalnie tego nie ukrywa. Podobnie może być w przypadku moim i Adamka, a ja zamierzam zająć jego miejsce!

Rozmawiał: Przemysław Osiak, Przegląd Sportowy
Fotografia: Mike Gladysz/Adamek Team

UWAGA NA MBACHI KAONGĘ, KOLEJNEGO RYWALA ZAKRZEWSKIEGO

zakrzewski_tryc

Na 17. Mistrzostwa Świata Seniorów w Boksie do Kazachstanu przyjechało tylko dwóch reprezentantów Zambii – Gilbert Choombe (64 kg) i Mbachi Kaonga (69 kg). Ich trener, 34-letni Kennedy Kanyanta, zapytany przez dziennikarzy dlaczego przybył z tak skromną ekipą, powiedział bez namysłu, że jego pięściarze (nazywani „Lwami z Lusaki”) to … kandydaci do medali. Po trzecim dniu turnieju rozgrywanego w Ałmatach wiemy już, że ambitne zapowiedzi szkoleniowca z Afryki nie zostaną zrealizowane, bo Choombe przegrał wyraźnie na punkty swoją pierwszą walkę.

Pozostał więc w grze drugi z zambijskich „lwów”. Kibice pięściarstwa zapewne już wiedzą, że to właśnie Kaonga będzie kolejnym rywalem Ireneusza Zakrzewskiego (na zdjęciu) i wiem, że niektórzy zacierają z tego powodu ręce, wyczekując kolejnej turniejowej przeszkody dla zawodnika z Jeleniej Góry. Studziłbym jednak te nastroje, gdyż Kaonga, nazywany przez zambijskich kibiców „nokautującą maszynką” jest rywalem niebezpiecznym, którego największym atutem jest nie tylko siła fizyczna (w ub. sezonie podobnie jak Irek boksował w wadze średniej) ale i dobra szybkość oraz kondycja. Wczoraj Mbachi wysłał zresztą Zakrzewskiemu sygnał ostrzegawczy, nokautując w 3. starciu swojej walki eliminacyjnej Brightona Masiyambumbiego z Zimbabwe.

Najlepszy aktualnie amatorski pięściarz w Zambii sposobem walki i warunkami fizycznymi przypomina nieco tragicznie zmarłego Kenijczyka Roberta Wangilę, który jak pamiętamy w 1988 roku absolutnie sensacyjnie zdobył złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Seulu w wadze półśredniej, pokonując przed czasem swoich rywali. Czy rzeczywiście talent i możliwości Zambijczyka sięgają równie wysoko, zweryfikuje reprezentant Polski, który w mojej ocenie będzie faworytem tego pojedynku. Kluczem do zwycięstwa będzie zapewne walka w bezpiecznym dystansie i realizowanie taktyki założonej przez Ludwika Buczyńskiego.

Dodajmy, że ZABF czyli Federacja Boksu Amatorskiego Zambii bardzo poważnie potraktowała udział swoich zawodników w Mistrzostwach Świata. Trener Kanyanta (olimpijczyk z Sydney; przed 11 laty złoty medalista Igrzysk Wspólnoty Brytyjskiej wagi muszej; niepokonany na zawodowych ringach) przyleciał do Ałmatów 10 dni przed rozpoczęciem turnieju, by jego zawodnicy nie mieli kłopotów z aklimatyzacją.

MIAŁ DOKOŃCZYĆ TO, CO ZACZĄŁ GOŁOTA I ZOSTAĆ MISTRZEM ŚWIATA

- Binkowski już jako junior był zarozumiały i właściwie nie słuchał nikogo, dlatego też niczego nie osiągnął. W kanadyjskiej kadrze mówili na niego „Bigmouthki”, bo ciągle gadał. Kiedyś udzielił w Toronto wywiadu dla tamtejszej Polonii, w którym powiedział, że dokończy to, co zaczął Gołota, czyli będzie mistrzem świata w trzy lata. Niezależnie od tego, w sumie to miły chłopak, z którym często grałem w tenisa – wspominał mi w 2009 roku Artura w jednej z naszych korespondencji nie żyjący już niestety były szef wyszkolenia kanadyjskiej federacji boksu amatorskiego, dr Maciej (Matt) Mizerski.

Analizując fakty i wyniki, należy oddać Arturowi Binkowskiemu, że w latach 1998-2001 był czołowym pięściarzem wagi ciężkiej w Kanadzie. Na swoim rozkładzie miał m.in. Sheldona Hintona, Arthura Cooka (tego samego, który sensacyjnie znokautował na zawodowym ringu Alberta Sosnowskiego, a następnie przegrał z Mariuszem Wachem), Davida Cadieux, czy Gino Nardariego. Stoczył także wyrównany – choć przegrany – bój z Bermane Stiverne. Najlepszym rokiem w jego karierze amatorskiej był „olimpijski” 2000 rok, kiedy boksował w finale turnieju w Tampa (uległ Calvinowi Brockowi) i wygrał kolejny turniej kwalifikacji olimpijskich w Tijuanie. W Sydney jednak po wygraniu pierwszej walki z pięściarzem z Mauritiusu, w kolejnej uległ wyraźnie (przez RSC. Outclassed – czyli wysoką przewagę punktowej) Uzbekowi Rustamowi Saidowowi.

Na zawodowym ringu zadebiutował mało szczęśliwie, remisując w listopadzie 2001 roku z Michaelem Moncriefem (w 2010 roku znokautował go jego najbliższy rywal, Krzysztof Zimnoch). Później było już tylko lepiej i po zdobyciu mało znaczącego pasa mistrza stanu Illinois, w czerwcu 2005 roku Artur stanął do walki o zawodowe mistrzostwo Kanady wagi ciężkiej. Na jego punktową porażkę z Patrice`em L`Heureux miał rzekomo krótki okres przygotowawczy (Binkowski pracował wcześniej na planie filmu „Cinderella Man”), jakkolwiek Artur kategorycznie temu zaprzeczał, twierdząc, że tylko on sam zawsze ponosi winę za swoje sportowe upadki. Wielką szansę powrotu na właściwe tory kariery zamknęła mu w październiku 2007 roku porażka, jaką poniósł z rąk Mike`a Mollo. Powrót po 5 latach, zakończony punktową przegraną z Mr. Nobody, czyli Jonte Willisem nie nastrajał optymistycznie…

Podobnie jest teraz. Wybór na rywala Zimnocha na tym etapie kariery Binkowskiego nie wydaje się być odpowiedni. Być może to po prostu jedyna „dostępna” na rynku i zarazem dobrze płatna opcja dla Artura, który przed sześcioma laty namawiał Andrzeja Wasilewskiego na to, by dał mu szanse walki z Tomaszem Boninem lub (później) z młodym Andrzejem Wawrzykiem.

Siłą Artura zawsze była słowna perswazja i szaleńcza odwaga. Tak było podczas kariery amatorskiej i w trakcie przygody z zawodowym boksem. Kilka lat temu krążyły plotki, że wspomniany Mollo wcale nie kwapił się, by wyjść do ringu, po tym jak urodzony w Bielawie pięściarz przez dłuższy czas przed ich pojedynkiem walił z całych sił pięścią w dzieląca ich szatnie ścianę i wykrzykiwał niecenzuralne groźby…

W Polsce Artur jest tak samo pewny siebie, choć jak twierdzi nie ma wcale za sobą stricte bokserskich przygotowań, nie sparował. Wszem i wobec zapowiada jednak, że wyrządzi Zimnochowi krzywdę i nawet zakończy jego karierę. Na coraz pewniej boksującym Krzysztofie, który systematycznie buduje swoją sportową formę w nadziei na wielkie walki, raczej nie zrobił większego wrażenia a walka, która zobaczymy na gali w Wieliczce może być ostatnim pięściarskim występem …Artura.