Sandra Drabik jest naszą faworytką do zdobycia medalu Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Zawodniczka kadry narodowej seniorek w boksie wróciła niedawno z brazylijskiego rekonesansu, zdobywając złoty medal Mistrzostw Świata w kick-boxingu (formuła low-kick). Jej ringową postawę dodatkowo docenili organizatorzy wręczając Puchar dla Najlepszej Zawodniczki całych Mistrzostw. Zapraszam do lektury wywiadu o boksie i innych sportach walki w życiu Sandry.
Jarosław Drozd: Trzy lata przed Igrzyskami Olimpijskimi w Rio de Janeiro wróciłaś z Brazylii ze złotym medalem Mistrzostw Świata w kick-boxingu. Kiedy stałaś na najwyższym stopniu podium wypowiedziałaś jakieś życzenie?
Sandra Drabik: Kiedy stałam na podium w Brazylii słuchając Mazurka Dąbrowskiego przepełniała mnie ogromna radość i duma, a w oku zakręciła się łza. Może nie wypowiedziałam marzenia, ale właśnie w tamtej chwili wiedziałam o tym, że stać mnie na bardzo wiele, że jestem w stanie osiągać każdy wyznaczony przez siebie cel sportowy.
- Opowiedz o samym turnieju mistrzowskim. Z kim i jak Ci się tam walczyło. Musiałaś dokonać w ringu rzeczy niebanalnych skoro zostałaś uznana za najlepszą zawodniczkę Mistrzostw Świata…
SD: Nie wiem czy takich niebanalnych (śmiech) … Wydaję mi się, że po prostu wyróżniałam się dynamiką, techniką i tym, że wykonywałam zamierzone, a nie chaotyczne ataki. Na mistrzostwach stoczyłam trzy pojedynki. Pierwszy z Brazylijką Barbarą da Costa zakończył się moim zwycięstwem już w 2. rundzie przez poddanie sekundanta. Osłabiłam swoją przeciwniczkę kopnięciem na wątrobę, co odebrało jej sporo zdrowia i zapału do walki. Następną walkę stoczyłam z Włoszką Valentiną Murgie. Ten bój toczył się pod moje dyktando przez całe 3 rundy, choć rywalka próbowała w ringu narzucić swój styl. Ja jednak nadal realizowałam swoje założenia taktyczne i ostatecznie wygrałam 3-0 z dużą przewagą punktową. Ostatnia walka była dla mnie najtrudniejsza… W finale skrzyżowałam rękawice z Anną Poskrebyszewą. Rosjanka była zdeterminowana, ciągle szła do przodu i atakowała. Ja starałam się wchodzić w tempo w jej atak, przepuszczać go i wyprowadzać kontry. Taka taktyka okazała się dobrą i kontynuowałam ją do końca walki. Muszę powiedzieć ,że pojedynek finałowy był dla mnie najbardziej wyczerpujący.
- To nie jest Twój pierwszy wielki sukces odniesiony w kicku. Medale zdobyte w zawodach w kick-boxingu mają dla Ciebie taką samą wartość jak bokserskie?
SD: To prawda. Wiele razy stawałam na najwyższym podium zawodów w kick-boxingu. Każda stoczona walka, wygrane zawody w kick-boxingu, czy boksie są dla mnie bardzo ważne. Jestem osobą, która profesjonalnie podchodzi do tego, co robi. Do każdych zawodów staram przygotować się jak najlepiej. Poświęcam się temu, dlatego każda wygrana jest uhonorowaniem mojej ciężkiej pracy.
- Korzystając z okazji przypomnij wszystkie swoje sukcesy, jakie odniosłaś poza boksem. Nie wszyscy kibice pięściarstwa w Polsce zdają sobie sprawę jak piękny masz już sportowy dorobek…
SD: Przez kilka lat mojego „kopania” uzbierała się całkiem niezła kolekcja – jestem Mistrzynią Świata i Europy oraz kilkukrotną Mistrzynią Polski w formułach full-contact i low-kick. Zdobywałam też nie raz Puchar Świata.
- Po powrocie z Brazylii miałaś pojechać z kadrą Pawła Pasiaka na turniej Queens Cup do Stralsundu. Dlaczego ostatecznie tam nie wystąpiłaś?
SD: Zgadza się. Miałam wystartować razem z kadrą na turnieju w Niemczech. Niestety w trakcie powrotu z Brazylii moje zdrowie uległo niebezpiecznej zmianie – rozchorowałam się, miałam wysoką temperaturę ciała, co uniemożliwiło mi start w „Queens Cup”.
- W tym roku po raz pierwszy w karierze wywalczyłaś złoty medal Mistrzostw Polski w boksie. Z jednej strony na pewno byłaś szczęśliwa, że wreszcie jesteś na szczycie a z drugiej chyba pozostał pewien niedosyt, bo nie miałaś tam żadnej konkurencji?
SD: Oczywiście, że byłam szczęśliwa odbierając złoty medal Mistrzostw Polski (śmiech). W mojej kategorii wagowej do 51 kg nie było w tym roku dużej konkurencji. W Lublinie stoczyłam zaledwie dwie walki. Czy był niedosyt? Raczej nie. Wiadomo, że wolałabym stoczyć więcej i może mocniejszych pojedynków. Nie odpowiadam za ilość i za poziom sportowy danej imprezy. Ja byłam przygotowana do tych zawodów i jestem zadowolona z wyniku jaki uzyskałam.
- Jaki wpływ na Twój poziom miała trzyletnia rywalizacja z Karoliną Michalczuk?
SD: Myślę, że miała spory wpływ. Treningi i sparingi z Karoliną wiele mnie nauczyły, bo jest ona dobrą pięściarką, bez wątpienia najbardziej utytułowaną z całej naszej kadry. Bardzo się cieszę, że mogłam i nadal mogę uczyć się boksu przy jej boku.
- Twoja bokserska kariera na dobre rozpoczęła się w kwietniu 2009 roku podczas Mistrzostw Polski w Grudziądzu, gdzie awansowałaś aż do finału. Wcześniej znana byłaś wyłącznie z zawodów w kick-boxingu i K1. Skąd się wzięło zainteresowanie boksem? Trudno było Ci się przestawić na inny sport walki?
SD: Tak, pierwszy mój start w boksie miał miejsce w 2009 roku i dobrze go pamiętam. Skąd wzięło się zainteresowanie? Myślę, że zadecydowała o tym chęć sprawdzenia się, rozwijania, szukania nowych wyzwań, inspiracji dla siebie. To chyba było głównym powodem mojego wyboru.
- Pierwsze międzynarodowe doświadczenie zdobywałaś podczas Mistrzostw Europy w Nikołajewie (2009). rzucono Cie więc od razu na głęboką wodę i niewiele brakowało abyś wróciła z Ukrainy z medalem. Do pokonania Szwedki Shipry Nilsson zabrakło Ci jednego „oczka”. Pamiętasz ten pojedynek?
SD: Pamiętam te zawody i ten pojedynek bardzo dokładnie. Prawdą jest, że zabrakło mi dosłownie jednego punktu do wygrania tej walki. Niestety nie udało się… Myślę, że do pokonania wtedy Szwedki zabrakło mi trochę szczęścia i obycia stricte pięściarskiego.
- Sandra Drabik woli boksować w systemie tradycyjnego punktowania walki, czy tęskni za komputerowymi „maszynkami”? Musiałaś zmienić sposób boksowania?
SD: Zdecydowanie wolę system tradycyjnego punktowania walki. Teraz sędziowie patrzą na całokształt pracy zawodnika w ringu (na sposób poruszania się, zadawania kombinacji ciosów, kondycję). Komputerowy system nie był doskonały… Wystarczyło spojrzeć na same walki, chodzenie za podwójną gardą i czekanie na jeden cios. Czy musiałam zmienić swój styl? Myślę, że nie aż tak bardzo, ponieważ jestem zawodniczką która raczej biję kombinacje ciosów.
- Po raz pierwszy fachowcy poważniej zwrócili na Ciebie uwagę w marcu 2011 roku, kiedy sensacyjnie wypunktowałaś mistrzynię świata, Rosjankę Elenę Sawieliewą. Pamiętasz tamten pojedynek? Co było kluczem do zwycięstwa?
SD: Rzeczywiście dzięki temu pojedynkowi zrobiło się wokół mojej osoby w środowisku pięściarskim dosyć głośno. Klucze do sukcesu było na pewno dobre przygotowanie fizyczne i psychiczne.
- Która z Twoich dotychczasowych rywalek prezentowała najwyższy poziom? Z która boksowało się najtrudniej? Z Cancan, Sawieliewą, Kuleszewą, Michalczuk, a może Adams?
SD: Z każdą z nich toczyłam mocne pojedynki, ale myślę, że do tych najbardziej wyczerpujących mogę zaliczyć rywalizacje z Karoliną, Kuleszewą i Adams.
- Pozostańmy przy nazwisku Nicoli Adams. Miałaś okazję walczyć z nią podczas Mistrzostw Unii Europejskiej w Keszthely. Ile jeszcze brakuje Sandrze Drabik, by pokonać mistrzynię olimpijską?
SD: Miałam okazję walczyć z Nicolą Adams, z czego się bardzo cieszę. Ile mi brakuje? Trudno określić to słowami. Na pewno czeka mnie sporo ciężkiej pracy, ale jestem pewna, że jestem w stanie dorównać nawet mistrzyni olimpijskiej.
- Co poza sportem porabia na co dzień w Kielcach Sandra Drabik?
SD: Do tej pory studiowałam na Uniwersytecie Kieleckim i trenowałam. Aktualnie kończę studia i czekam na termin obrony pracy magisterskiej.
- Dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę spełnienia ambitnych planów sportowych. Okazji w nowym roku na pewno to tego nie zabraknie.