Z CYRKU WARSZAWSKIEGO DO MADISON SQUARE GARDEN
„Cyrk jest cyrkiem i tego nic nie zdoła zmienić. To też wszystkie zawody, które się tam odbywają muszą stać się zwykłym bałaganem. To jest niezłomne prawo i nikt nic na to nie poradzi. Ta sama bowiem publiczność, która gdzie indziej zachowuje się kulturalnie, gdy przyjdzie do cyrku, zaczyna sobie tak, po prostu „dla sportu” drzeć się w najdzikszy sposób jeszcze przed rozpoczęciem zawodów” – tak oto atmosferę panującą 9 października 1927 r. na międzynarodowej gali bokserskiej w Cyrku Warszawskim opisywał wyraźnie zażenowany dziennikarz „Przeglądu Sportowego”.
Dość przeciętną imprezę uratować mógł jedynie występ młodziutkiego pupila warszawskiej publiczności, Edwarda „Eddie” Rana (2-2, 2 KO), który w walce wieczoru miał skrzyżować rękawice ze „świetnym zawodowym bokserem niemieckim” Christianem Schumannem. Istotnie pojedynek ten wywołał wielkie emocje, głównie z uwagi na wspaniałą postawę 18-letniego Polaka (wygrał przez nokaut w 7-mej rundzie). Od 3 starcia rywal wyraźnie tracił siły i kondycję, coraz wyraźniej klinczując i w rozmaity – niesportowy – sposób kradnąc czas. Po 4 rundzie pomógł mu w tym jeden z sekundantów, który „kocim ruchem” rozwiązał rękawicę „Niemca”.
Dlaczego używam cudzysłowie? Bo rywalem Rana okazał się …Władysław Radomski, były pięściarz poznańskiej „Warty”, który za namową promotora-impresario (Latowskiego) podawał się za niemieckiego zawodowca. Te obrzydliwe oszustwo odkryte zostało – oczywiście – w stolicy Wielkopolski. Na zdjęciach opublikowanych na łamach „Kuriera Poznańskiego” bokserscy kibice bez trudu rozpoznali oszusta. Warto dodać, ze do roli „Niemca” Radomski był bardzo dobrze przygotowany. Zarówno on sam i cały narożnik cały czas rozmawiali po niemiecku.
Afera została napiętnowana przez całą ówczesną prasę sportową. Trafiła także pod osąd Polskiego Związku Bokserskiego, który w trybie pilnym rozpatrzył tzw. „Incydent Radomski-Schumann” i na winnych nałożył wstępnie niezwykle surowe kary. Na dożywotnią dyskwalifikację ukarano poznańskiego impresario Latowskiego a klubom zrzeszonym w związku zabroniono zatrudniać go w roli trenera. Radomski otrzymał karę 2 letniej dyskwalifikacji. Dodatkowo PZB całą tę sprawę uznał za kryminalną i skierował do rozpatrzenia na drogę sądową.
Sprawiedliwości stało się zadość? Niezupełnie. Kilka tygodni później na ostatnim przed przenosinami do Katowic walnym zebraniu PZB w Poznaniu, ww. kary zostały wyraźnie złagodzone. Latowski miał pozostać zawieszony do kolejnego walnego zebrania PZB, a Radomski do 31 grudnia 1928 r. A więc cyrku …ciąg dalszy!
Po co o tym wszystkim piszę? Bo z polskojęzycznych monografii poświęconych karierze Rana dowiedzieć się możemy o zwycięstwie Polaka nad Schumannem, co prawdą absolutnie nie było. Na szczęście dla Rana i jego fanów koleje jego kariery potoczyły się następnie (do czasu – niestety) właściwą ścieżką. 3 lata później już jako „Polish Thunderbolt” przez Paryż i Hawanę trafił do mekki zawodowego boksu, na ring w Madison Square Garden. Niemal równo 4 lata po występie na deskach warszawskim cyrku, w tym samym MSG w ciągu 154 sekund znokautował wspaniałego Louisa „Kida” Kaplana!
Nie wiem jak i kiedy zakończyła się kariera „samozwańczego Schumanna”, ale też dochodzą mnie słuchy, że na dzisiejszych zawodowych ringach nadal można spotkać wielu pomysłowych „Radomskich-Schumannów”. Przyjeżdżają na gale (może i do Polski?) z różnych zakątków świata (głównie z Afryki i Ameryki Południowej).
Taki już jest od wielu lat ten świat …twardych pięści.